Autor: Fayth3

Tytuł oryginału: „Don't stand so close to me"

Link do oryginału: s/2228461/1/Don-t-stand-so-close-to-me

Zgoda na tłumaczenie: jest

Notka od autorki: Ani piosenka zespołu The Police ani Harry Potter nie należą do mnie - a szkoda.


Może i jestem najmłodszym nauczycielem w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, ale nigdy nie byłem obiektem fantazji żadnej z uczennic. Oczywiście, oprócz fantazji, które dotyczyły dotkliwego upokorzenia mnie i obrzucenia klątwami, a w konsekwencji: mojego zgonu.

Przyznam, że wywołuje to we mnie pewien rodzaj niezdrowej przyjemności. Nie, żeby sprawiało mi przyjemność fantazjowanie o własnej tragicznej śmierci, oczywiście, ale fakt, że wzbudzam tak ogromną nienawiść, nie jest wcale czymś wstrętnym. W końcu nienawiść zalicza się do emocji – to wciąż jakieś uczucie. Byłbym bardziej niezadowolony z obojętności, braku jakiegokolwiek uczucia lub myśli. A zatem tak, to prawda – być może celowo kultywuję strach i odrazę. Wiem, że mnie nienawidzą.

Ale nie ona.

Chwytam jej spojrzenie, więc ucieka wzrokiem, rumieniąc się wdzięcznie, ale to jedno spojrzenie wystarcza, bym zobaczył, co próbuje ukryć. Nie potrzebuję Legilimencji, by wiedzieć, co działo się w tych głębokich, piwnych oczach. To nie obojętność, ani nie paląca nienawiść. Płonie w nich zupełnie inny rodzaj ognia.

Nie mam pojęcia, co takiego w mojej osobie wyzwala w niej tak intymne pragnienie, ale jest ono wypisane na jej twarzy. Gdy chodzi o emocje, ta dziewczyna jest jak otwarta księga. Księga, którą z rozkoszą czytałbym do końca swego życia.

Tak, to możliwe, że oto podły Mistrz Eliksirów zakochuje się w swojej uczennicy. W tej drobnej dziewczynie, która wzbudza we mnie tak sprzeczne emocje, że poniedziałkowe podwójne Eliksiry wystawiają na próbę moją samokontrolę, gdy mój rozum toczy bitwę z emocjami, a moje ciało ma jeszcze inne pomysły.

Chciałbym móc zrzucić całą winę na nią – że to przez to, że całe wakacje chodziła po kwaterze głównej Zakonu Feniksa w krótkich, obcisłych strojach, które sprawiły, że zacząłem w niej dostrzegać coś więcej niż tylko Gryfońską Pannę Wiem-To-Wszystko, którą od jakiegoś czasu szanowałem i podziwiałem. To ciało nie było już ciałem dziecka.

Była w pełni kobietą.

Gdyby to było tylko niewłaściwie ulokowane pożądanie, potrafiłbym sobie z tym poradzić. Ale ona musiała mieć do tego wszystkiego błyskotliwą osobowość, dojrzały wygląd i najbardziej genialny umysł.

Podczas kilku konwersacji, które zdołałem z nią odbyć, zaimponowała mi zarówno swoją głęboką wiedzą, jak i zrozumieniem. Prawie dorównuje mi błyskotliwością i z czasem będzie mogła mnie intelektualnie prześcignąć. To była odurzająca myśl i byłem... jestem absolutnie oczarowany.

Ale takie zauroczenie – nawet nie; taką świadomość – mógłbym w sobie zdusić, gdyby nie jej własne zainteresowanie moją osobą.

Żeby kobieta taka jak ona, patrzyła na mnie tak, jakbym był czymś do schrupania, w dodatku wyjątkowo wyśmienitym – to nie do pomyślenia.

To niemożliwe.

To kuszące.

I znowu się dzieje.

Podnosi wzrok znad swojego kociołka i jej spojrzenie spod tych jej delikatnych rzęs lustruje mnie od stóp do głów. Gdy nasze spojrzenia się spotykają, przechodzi mnie dreszcz i płonę.

Dzięki Merlinowi, że lekcja się kończy.

– Eseje na moje biurko – wydaję polecenie i tym razem to ona drży.

Udaję, że przyglądam się złośliwie, jak odkładają na moje biurko tragicznie nieadekwatne owoce swoich wysiłków, i rozpaczam na myśl, że oto jest właśnie przyszłość czarodziejskiego gatunku.

Tłum ulatnia się, gdyż wszyscy uczniowie chcą tak szybko uciec z dala ode mnie, jak ja od nich – a ona czeka. A następnie powoli kładzie swój długi esej na moim biurku i staje obok mnie.

– Moja praca domowa, panie profesorze – mruczy.

Jest teraz tak blisko, że czuję jej waniliowy zapach i owocowy szampon. Pachnie czysto, świeżo, kusząco.

Pragnę jej.

Potrzebuję jej.

Wyciągam bezwiednie dłoń w jej kierunku i gwałtownie ją cofam, gdy mój wzrok pada na szkolne godło na jej szacie.

Jej szkolnej szacie.

Jest uczennicą. Genialną uczennicą, ale wciąż – uczennicą. Jest ode mnie dwa razy młodsza.

Gdyby tylko nie pachniała tak cudownie. Gdyby tylko jej skóra nie wzywała mnie, bym jej dotknął, posmakował i zobaczył, czy jest tak miękka i wyśmienita na jaką wygląda.

Cofam się o krok. Jest pokusą, na którą nie mogę sobie pozwolić.

Nie stój tak blisko mnie. Merlinie, błagam, nie stój tak blisko mnie.

Młody nauczyciel: obiekt dziewczęcej fantazji

Pragnie go tak bardzo, wie, czym chce dla niego być

Wewnątrz niej jest tęsknota, ta dziewczyna jest jak otwarta księga

Jest teraz tak blisko. Ta dziewczyna jest o połowę od niego młodsza

Obserwuję ją, jak przemieszcza się z klasy do klasy, a jej ręka entuzjastycznie unosi się ku górze, gdy dzieli się swą wiedzą. Koledzy i koleżanki są o nią zazdrośni, choć Potter i Weasley raczej mniej niż reszta. Będąc Opiekunem Slytherinu od dziesięciu lat, wiem, jak okropne potrafią być dziewczyny. Nastoletnie dziewczęta są okrutniejsze i nieskończenie bardziej niebezpieczne niż jakikolwiek szalony Czarny Pan. Prawdą jest, że piekło nie zna większej furii od tej wzgardzonej kobiety, ale nawet demony chowają się na widok nastoletniej czarownicy z zazdrosnym usposobieniem i różdżką. Na szczęście, Hermiona jest biegła w rzucaniu klątw.

Rozumiem jednak i pamiętam z własnych doświadczeń, że czasami bycie pupilkiem nauczyciela, nie jest takie proste. McGonagall traktuje ją jak własną córkę i nawet gdy Hermiona rumieni się z radości, inne dziewczęta wytykają ją palcami, kpią z niej po cichu i czekają z atakiem, aż będą z nią sam na sam.

Gdy rumieniec na jej twarzy blednie, podążam za nim wzrokiem w dół jej dekoltu i czuję, jak rośnie temperatura mojego własnego ciała.

Chowam się w cieniu, gdy przechodzi, i wyciągam dłoń, by musnąć jej szaty, gdy przemyka szybko obok mnie, przejęta swoją następną lekcją; niespokojna, by zdobyć więcej wiedzy. Jej pragnienie mądrości i głód wiedzy zdumiewają mnie równie mocno, co kuszą.

Moje własne pragnienie jest dużo bardziej przyziemne i gdy w powietrzu unosi się jej zapach, moje serce bije mocno, a moje dłonie zaciskają się z łaknienia. Moja frustracja rośnie, bo jestem tak blisko, a jednak tak daleko, i w moich oczach pojawiają się nieproszone łzy.

To nie pierwszy raz, kiedy doprowadziła mnie do łez.

Dziękuję Merlinowi, że jej rocznik wybrał się do Hogsmeade, by zająć się tym, czym tak bardzo zawsze chcą się zajmować – jakiekolwiek niemoralne zajęcie jest to tym razem.

Przynajmniej przez kilka godzin będę wolny od przerażonych i nienawistnych spojrzeń. Gdy w drodze powrotnej ze skrzydła szpitalnego mijam lewą wieżę, widzę kulącą się postać w korytarzu, całą ociekającą wodą.

Otwieram usta, by odjąć punkty, gdy postać obraca się w moją stronę.

To ona.

– P-panie p-profesorze – jąka się, szczękając zębami i odgarnia mokre włosy z twarzy.

– Her... Panno Granger? – to ukochane imię prawie wyrywa mi się z ust. – Co pani robi? Myślałem, że wszyscy uczniowie są w Hogsmeade?

– Zostałam, by powtarzać do Owutemów.

Oczywiście, że została.

– Wracałam właśnie z biblioteki, kiedy Irytek wylał na mnie kubeł zimnej wody – mówi i wskazuje na pustą ramę portretu tuż przed nią. – Chciałam się przebrać, ale Gruba Dama zniknęła.

Dopiero w tym momencie zdaję sobie sprawę, że nieświadomie zawędrowałem na korytarz Gryffindoru i w duchu karcę samego siebie za własną obsesję.

Przyglądam się jej – wilgotna peleryna przylega do jej kobiecej figury, niesforne włosy, zakręcone w spirale lepią się do jej zarumienionej twarzy, intrygującej w swej niewinności. Wiem, że jeśli teraz odejdę, będzie tu stać, drżąc z zimna na chłodnym korytarzu w przemoczonych ubraniach, podczas gdy moje pokoje nadal będą ciepłe i suche.

Nawet nie przychodzi mi na myśl, by skorzystać z różdżki – po prostu zdejmuję własną pelerynę i okrywam nią jej ramiona, mając nadzieję, że nasiąknie nie tylko wilgocią, ale też jej zapachem.

– Dopóki Gruba Dama nie wróci, czy nie byłoby lepiej pójść gdzieś się ogrzać? – słyszę swój własny głos i wiem, że to zły pomysł. Bardzo, bardzo zły pomysł.

Ale ona kiwa głową i trzyma się blisko mnie, gdy schodzimy razem do lochów. Czuję własną reakcję na jej bliskość, moje ręce trzęsą się, gdy błagalnie powtarzam mantrę. Błagam, nie stój tak blisko mnie.

Nie stój tak blisko mnie.

Drzwi zamykają się za nami cicho, jeszcze zanim zdaję sobie sprawę, że zabrałem ją do własnego gabinetu. Wchodzę w głąb pomieszczenia i mówię jej, by się rozebrała. Słysząc moją dwuznaczną wypowiedź, jej twarz rumieni się – moja również, i niezręczne wyrzucam z siebie przeprosiny. Uśmiecha się zwykłym, nieśmiałym uśmiechem i w tym momencie wiem, że jestem zgubiony.

Jedna kropla wody kapie z kręconego kosmyka i spływa po jej twarzy, pozostawiając za sobą błyszczący ślad. Bez zastanowienia chwytam kroplę palcem i zauważam z niepokojem, że trzęsą mi się ręce. Jestem całkowicie owładnięty emocjami i pożądaniem, gdy ona łapie mnie za nadgarstek i zbliża moją dłoń do swoich ust, zlizując z niej wilgoć.

Mój świat wywraca się do góry nogami w reakcji na ten niewinny, a jednak tak erotyczny gest. Czuję napływające ciepło w podbrzuszu, mój oddech jest nierówny.

Od tak dawna nikt nie dotknął mnie z własnej woli, że zapomniałem, że to w ogóle możliwe. Delikatny dotyk jej dłoni w mojej, to dla mnie prawie za wiele.

Pochylam się w jej stronę ostrożnie, powoli, dając jej szansę na odsunięcie się, na przerwanie tego szaleństwa.

Unosi się na palcach, aż jesteśmy blisko na odległość oddechu i spotykamy się wzrokiem. Tonę w jej głębokich, czekoladowych oczach, jej energia popycha mnie do otworzenia się, zmuszając do opuszczenia niezdobytych dotychczas a wzniesionych przeze mnie murów. Zamykam oczy w oczekiwaniu na nieuniknione i nasze usta się spotykają.

Taki niewinny, ale zawładnął nami całkowicie – zwykły pocałunek, który łamie zasady bardziej, niż da się to opisać. Ale w tym momencie mnie to nie obchodzi. Nie ma jak mnie to obchodzić. Tak bardzo jej potrzebuję.

Jej ramiona powoli obejmują mnie za szyję, tak jakby była równie wystraszona, a jednocześnie tak zdesperowana, jak ja, i czuję, jak jej młode ciało napiera na moje.

Zawsze szczyciłem się swoją samokontrolą, ale w tym momencie tracę ją kompletnie. Tylko dla niej porzucam w pełni moje niewzruszone panowanie nad sobą, wplątując ręce w jej włosy, przesuwając między palcami delikatne kosmyki. Przysuwam się jeszcze bliżej, choć to prawie niemożliwe, pragnąc jej całkowicie moim umysłem, ciałem, sercem i duszą.

Jej cichy jęk przenika mnie i pogłębiam pocałunek, zatracam się w jej smaku. Moja dusza wznosi się do lotu, gdy go odwzajemnia.

Gdzieś poza moimi zmysłami rejestruję trzask i wypuszczam z ramion mojego anioła, odsuwając się o dwa chwiejne kroki w tył na ten nagły ruch. Podnoszę wzrok i widzę zdumione twarze Filcha i Ślizgona z szóstego roku. Może i nie widzieli pocałunku, ale ciężko oddychająca, w połowie rozebrana, zarumieniona osiemnastoletnia uczennica, stojąca w moim gabinecie, może być wytłumaczona tylko w jeden sposób. A fakt, że ja sam oddycham ciężko i jestem zarumieniony, nie pozostawia miejsca na domysły. Zamykam oczy, podczas gdy chłopak uśmiecha się triumfująco.

Jej koleżanki są tak zazdrosne; wiecie, jak okropne potrafią być dziewczęta

Czasami, to nie takie łatwe być pupilkiem nauczyciela

Pokusa, frustracja; tak ogromna, że doprowadza go do płaczu

Mokry przystanek autobusowy, ona czeka. W jego samochodzie jest ciepło i sucho.

Nie stój tak blisko mnie.

Moje życie zawsze było niekończącym się koszmarem i w tej kwestii nic się nie zmieniło. Uczniom każdej klasy wydaje się, że w czasie lekcji mogą robić, co im się żywnie podoba. W pokoju nauczycielskim ukrywa się złośliwe chichoty za dłońmi i potrząsa głowami z dezaprobatą. Nie tak łatwo pozbyć się plotek o Znienawidzonym Mistrzu Eliksirów i Prefekt Naczelnej.

Docierają do mnie informacje o tym, jak okrutne słowa doprowadzają ją do histerycznego wręcz płaczu i chciałbym do niej pójść. Moje ramiona rwą się, by ją objąć. Tymczasem sam wytrzymuję ponure spojrzenia i wyrazy obrzydzenia, ale dla mnie to nic nowego. Muszę zmierzyć się z własnymi problemami, gdy w pokoju nauczycielskim osacza mnie Dumbledore, podczas gdy Hooch siłą powstrzymuje od tego Minerwę. Twarz Albusa, już nie radosna, ale pełna rozczarowania, jest równie trudna do wytrzymania co Minerwa, wydająca z siebie okrzyki pełne oskarżeń o uwodzenie, manipulację i molestowanie. Wiem, że gdyby nie to, że jestem tak pożyteczny dla Zakonu, z pewnością otrzymałbym wypowiedzenie.

Rozumiem ich stanowisko i przyrzekam, że będę zachowywać się profesjonalnie. Gdy jestem z dala od jej czekoladowych oczu, mogę przysięgać, że była to niewłaściwa ocena sytuacji, zaklęcie rzucone przez Irytka, pomyłka, anomalia – błąd i nieporozumienie.

Ostre słowa zwieńczone ojcowskim uśmiechem i wszystko jest jak być powinno. Syczenie Minerwy ustępuje, jej matczyna postawa wraca na swoje miejsce. Opuszczam pomieszczenie z niesmakiem.

Rozmowy w klasie, nieustannie próbują zranić

Ostre słowa w pokoju nauczycielskim, latają oskarżenia

Ale to na nic: gdy ją widzi, zaczyna się trząść i kaszleć

Tak jak ten starszy mężczyzna ze słynnej książki Nabokova

Podwójne eliksiry są torturą, piekłem, które sam sobie zgotowałem.

Wchodzi do sali ramię w ramię ze swoimi dwoma lojalnymi rycerzami i pomimo tego, jak bardzo ich nie znoszę, przyznałbym im milion punktów za to, że są po jej stronie.

Głowę unosi wysoko, ignorując szepty, chichoty i spojrzenia, które wiodą ode mnie do niej. Na jej twarz wypływa rumieniec, kiedy zajmuje miejsce w ławce i zakłada kosmyk włosów za ucho. Włosów, które są tak przyjemne pod dotykiem moich palców. Przełykam ślinę na wspomnienie jest ust, jej ciała przyciśniętego do mojego; jej ramion wokół mojej szyi i jej dłoni w moich włosach.

Warczę instrukcje twardym tonem, by nikt nie zauważył drżenia w moim głosie.

Nie jestem w stanie na nią spojrzeć, kiedy stoję za moim biurkiem, a moje dłonie ściskają oparcie krzesła tak mocno, że bieleją mi knykcie. Tak bardzo jej potrzebuję, tak bardzo jej pragnę.

Kiedy oddycha, jestem zazdrosny o powietrze w jej płucach, kiedy miesza eliksir, pragnę być chochlą w jej dłoni, kiedy robi notatki, pragnę być jej piórem. Przeżywam piekło, które sam sobie zgotowałem, które jest słodkie, choć jednak bardziej słodko-gorzkie, przez świadomość, że ona czuje to samo.

Jest dla mnie jednocześnie torturą i zbawieniem. Moim jedynym ratunkiem jest fakt, że jej ławka znajduje się na tyle daleko od mojego biurka, że nie czuję jej zapachu; inaczej nie byłbym w stanie się powstrzymać.

Wiem, że to, co powiedziałem Albusowi, było kłamstwem. Ona nie jest błędem; jest moją inspiracją.

Ale pomimo wszystkiego, o czym wiem i co czuję, rozumiem, że w oczach świata nadal jest to niewłaściwe.

Wydaję polecenie, by oddali swoje eseje. Wychodzą z sali, a ja cieszę się, że pozbywam się ich chichotów i osądów. Przede mną weekend, który mogę spędzić upijając się i próbując zapomnieć. Zapomnieć jej zapachu, zapomnieć jej smaku; zapomnieć o niej.

Dam radę.

Ale kiedy ona kładzie swój pergamin, zapisany rozmazanym od łez atramentem, jej zapach do mnie dociera i reaguję. Moje oczy napotykają jej i znów tonę.

Ręce mi się trzęsą i wciągam powietrze tak gwałtownie, że zaczynam kaszleć, zaciągając się coraz mocniej zapachem wanilii i truskawek. Tonę w niej i nie chcę zostać uratowany. Ona o tym wie i uśmiecha się.

– Dwa miesiące i będę absolwentką, panie profesorze – mówi, a ja kiwam głową w zrozumieniu.

– Ale do tego czasu, panno Granger... Błagam, nie stój tak blisko mnie.

Nie stój tak blisko mnie.

Koniec.