PROLOG
Harry miał już wszystkiego dość. Miał dość Dursleyów i agresywnego Dudleya, miał dość Dumbledora i jego manipulacyjnych podchodów, miał dość magicznego świata, bzdur jakich wypisywał Prorok Codzienny i nonsensów wygłaszanych przez Korneliusza Knota. Harry Potter miał dość swojego życia. Piąty rok w Hogwarcie upewnił nastolatka co do tego, że ciąży na nim jakieś przerażające i śmiertelne fatum. Wszystko co się wydarzyło w jego krótkiej, szesnastoletniej egzystencji, każda decyzja jaką podjął, kroki jakich dokonał, bez względu na jego chęci czy motywacje niechybnie prowadziły do jego tragicznego i zapewne bolesnego końca. Oczywiście zwiastunem i niejako twarzą owego fatum był Voldemort, bo przecież w życiu Chłopca-Który-Przeżył nic nie było łatwe czy zwyczajne i jeżeli Złoty Chłopiec miał umrzeć, to tylko z rąk najpotężniejszego i najbardziej okrutnego czarnoksiężnika, którego widział współczesny świat. Prościzna, widocznie nie jest mu pisana śmierć przez zakrztuszenie się kostką od kurczaka czy upadek ze schodów.
Harry nie bał się śmierci, a przynajmniej wydawało mu się, że się jej nie boi. To co chłopiec uważał za najgorsze w jego przeznaczeniu, to bycie żywym Ponurakiem. Jego obecność zawsze zwiastowała jakąś tragedię, a ostatnimi czasy niosła także posępne żniwo śmierci. To przez niego zginął Cedrik i Syriusz, to on przyczynił się do zmartwychwstania Czarnego Pana, to on poprowadził swoich przyjaciół do Ministerstwa Magii i naraził ich na śmiertelne niebezpieczeństwo. To on sprowadził Dementorów na Privet Drive przez co Dudley prawie zszedł z tego świata. I chociaż nie darzył kuzyna żadnym cieplejszym uczucie nie chciał jego śmierci, szczególnie tak strasznej i okrutnej jakiej doświadcza się z rąk, a raczej ust tych przerażających kreatur. Tak, Harry Potter bez wątpienia był chodzącym Ponurakiem.
Ron i Hermiona również nie ułatwiali mu niczego. W prawdzie wspierali go, zachęcali do walki, podnosili na duchu w najgorszych chwilach jego życia, ale chłopak miał wrażenie, że nie spełnia ich wygórowanych oczekiwań. Jego przyjaciele chcieli widzieć w nim wybawiciela czarodziejskiego świata, który bez wahania stanie do walki z Czarnym Panem i bez wątpliwości poświęci swoje życie w walce, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Zdaniem Harrego Ron widział w nim bogatego, sławnego i pewnego siebie nastolatka, obok którego mógł zabłysnąć i wyróżnić spośród swoich braci. Hermiona natomiast widziała w nim osobę wybitnie uzdolnioną w Obronie przed Czarną Magią, odważnego chłopaka i wielkiego szczęściarza, który wyjdzie cało w nawet najgorszej opresji. Ale Harry miał o sobie zupełnie inne zdanie. Widział siebie jako słabego, rozchwianego emocjonalnie nastolatka, który ma problem ze swoimi emocjami i napadami lęku, które z resztą skrzętnie ukrywał przed wszystkimi. Widział siebie jako słabego ucznia, który ma problem nawet z najprostszymi zaklęciami i który musi poświęcić dwa razy więcej czasu, niż przeciętny uczeń, aby nauczyć się podstaw. Widział siebie jako sierotę, której tak naprawdę nikt nigdy nie kochał. Był po prostu Harrym, nic nieznaczącą postacią, która zbiegiem okrutnych okoliczności stała w tym miejscu, w którym znajduję się obecnie.
- Harry, czy ty w ogóle słuchasz, co do ciebie mówię? – chrząknęła zniecierpliwiona Hermiona, spoglądając na zamyślonego Pottera.
- Przepraszam. Zamyśliłem się. Możesz jeszcze raz powtórzyć?
- Za godzinę mamy Eliksiry i musisz oddać esej dotyczący właściwości kamienia księżycowego w wywarach leczniczych. Wprowadziłeś poprawki, które zaproponowałam Ci trzy dni temu? Jeżeli znów dostaniesz Trolla z pracy domowej czeka cię powtórka roku. Snape nie żartuje i ty dobrze o tym wiesz.
Harry westchnął głęboko. Hermiona od jakiegoś czasu nie dawała mu spokoju, jeżeli chodzi o oceny z Eliksirów. Z jednej strony doceniał jej zaangażowanie i rady, z drugiej zaś miał już dość ciągłych pytań, pouczania, przypominania i dezaprobaty w ochach dziewczyny, kiedy czytała jego prace domowe. Hermiona nie mogła uwierzyć, że dostał W z Eliksirów podczas SUMów i była przekonana, że jego ocena została podwyższona przez podekscytowanego pracownika Ministerstwa Magii, który widział przyszłość Harrego w Departamencie Aurorów. Pewna swojej racji postanowiła na każdym kroku egzaminować i oceniać przyjaciela, aby – w jej ocenie – pomóc mu zdać OWTMa. Snape był kolejną osobą, która nie wierzyła w ocenę Harrego z egzaminów i Mistrz Eliksirów na każdym kroku, ku ucieszę Ślizgonów, starał się udowodnić jego niekompetencję i za każdym razem sugerował, że na pewno oszukiwał na egzaminach.
- Tak, poprawiłem pracę zgodnie z twoimi sugestiami. Chociaż i tak jestem przekonany, że Snape znajdzie wymówkę, aby mnie oblać.
- Jeżeli wprowadziłeś moje poprawki na pewno cię nie obleje. Snape jest wymagający i niesprawiedliwy, ale nie może Cię oblać, jeżeli twoja praca jest poprawna. – Hermiona powoli wchodziła w swoje mentorskie tony. Harry był przekonany, że w przyszłości Granger będzie profesorem w Hogwarcie.
- Och proszę Cię Hermiono! Wszyscy wiemy, że Snape to obślizgły typ, który uwielbia znęcać się nad Harrym – wtrącił Ron. – Cokolwiek by nie zrobił on zawsze znajdzie sposób, aby go dobić. Merlinie, jak ja się cieszę, że nie muszę chodzić na te zajęcia. Całe pięć lat na to czekałem.
SUMy Rona nie pozwoliły mu na kontynuowanie Eliksirów, nie to, że Weasley chciał kiedykolwiek kontynuować ten przedmiot. Brak przyjaciela na znienawidzonym przedmiocie bardzo doskwierał Harremu, a postawa Snape'a i Hermiony wcale mu tej sytuacji nie ułatwiała. Tak i jeszcze Malfoy - oczywiście ten obślizgły dureń również musiał kontynuować Eliksiry. Kolejny kamień w bucie Harrego Pottera. Ironiczny uśmiech, uszczypliwe teksty, sabotowanie jego eliksirów, Draco Malfoy nie ułatwiał Harremu przetrwania lekcji w Lochach. Szczerze powiedziawszy chłopak był bliski rezygnacji z kontynuowania Eliksirów, ale pragnienie zostanie Aurorem jak jego ojciec na ten moment była silniejsza niż stres, niepewność i lęk jaki odczuwał przed każdymi zajęciami.
- Zobaczymy, jak to będzie. W najgorszym przypadku wylecę z zajęć – wtrącił tylko Harry i nie czekając na reakcję Hermiony, która gotowa była już wtrącić swoją opinię na temat postawy chłopaka, wstał od stołu i skierował się w kierunku wyjścia z biblioteki. – Muszę zajść do dormitorium po podręcznik i esej. Hermiono, widzimy się na Eliksirach, do zobaczenia na kolacji Ron.
Nie czekając na reakcję przyjaciół Harry udał się do pokoju wspólnego Gryfonów.
HPHPHPHPHP
Eliksiry poszły gorzej niż przewidywał Harry. Malfoy wrzucił mu do kociołka korzeń asmodeusa, przez co jego eliksir zamienił się ciemną maź. Snape przez ponad 20 minut wyzywał go od durniów i imbecyli, a potem przez kolejne 20 minut na głos komentował jego esej, który w jego opinii nie zasługiwał nawet na T. A na dodatek Parkinson specjalnie wylała ja jego szatę sok z gumiżuka, przez co całe jego ubranie śmierdziało padliną, co również nie uszło uwadze ostrego języka Snape'a. Harry z ledwością wytrzymał do końca zajęć. Czuł, że jeżeli natychmiast nie opuści klasy, to albo wybuchnie i zwyzywa Mistrza Eliksirów najgorszymi znanymi sobie epitetami (co zapewne narazi go na co najmniej miesiąc szlabanu w obecności znienawidzonego nauczyciela), albo co gorsza popłaczę się. Jak tylko Snape ogłosił koniec zajęć w mgnieniu oka posprzątał swoje stanowisko i nie zważając na pytającą o coś Hermione i śmiechy Ślizgonów w szybkim tempie opuścił pomieszczenie. Chłopak nie miał ochoty rozmawiać z kimkolwiek i widzieć kogokolwiek, nie chciał widzieć współczującego spojrzenia kolegów, słyszeć uszczypliwości Malfoya czy Notta, a tym bardziej nie miał ochoty słuchać kolejnych „dobrych" rad Hermiony. Szczerze mówiąc, Harry chciał uciec i to uciec jak najdalej. I pierwsze miejsce, które przyszło mu do głowy to Pokój Życzeń. Tak, tam będzie miał chwilę spokoju i wytchnienia. Tam będzie mógł zastanowić się nad tym, co dalej ma ze sobą zrobić.
Kiedy Harry przekroczył próg Pokoju Życzeń jego oczom ukazał się przytulny salon z wygodną kanapą i fotelem, dużym kominkiem i kilkoma regałami z książkami. W lewym rogu znajdowało się łóżko z kilkoma poduszkami i ogromną kołdrą, które aż krzyczało, że jest bardzo wygodne, a po prawej stronie znajdowały się drzwi prowadzące do małej, ale funkcjonalnej łazienki. Pod magicznym oknem, którego widok skierowany był na boisko Quidditcha, znajdował się mały aneks kuchenny z kilkoma filiżankami i talerzykami, słoikami z różnorodnymi herbatami, kilkoma butelkami soku dyniowego i puszką z herbatnikami. Wszystko wyglądało jak malutka, wygodna kawalerka. I jak tylko Harry zobaczył wnętrze Pokoju Życzeń od razu podjął decyzję, dzisiaj nie wraca na noc do swojego dormitorium.
