„FAN."

(Fanfik ze świata „Sandmana"; występują nawiązania do Tolkiena.)


W kolejce stało dziś znacznie mniej osób, niż kiedy Adam Bonarski ostatnio odwiedził osobliwą domenę Pożądania z Nieskończonych. Miało to miejsce poprzedniej nocy, bo i tylko we śnie mógł tu przybywać. Ludzi było mniej nawet, niż za pierwszym razem jego bytności tutaj, co zdarzyło się trzy miesiące temu, kiedy to Pożądanie, tknięta niespodziewanym kaprysem, zdecydowała się nawiązać zeń mentalny kontakt, gdy spał, zmęczony po oglądaniu filmu do północy. Stojący w niekończącym się ogonku, odziani w piżamy i nocne koszule, reprezentowali obie płcie (choć Adam zauważył, że mężczyźni przeważali) i pełen przekrój wiekowy; od kilkulatków do tych, którzy zdecydowanie dawno przekroczyli już osiemdziesiątkę. Najwięcej znajdowało się jednak wśród nich nastolatków i dwudziestoparolatków, a więc osób znacznie młodszych od Bonarskiego, który przed kilkoma dniami wkroczył w pięćdziesiąty rok życia.

Pochodzili z różnych kultur. Najwidoczniej ekscentryczna Pożądanie nie miała uprzedzeń rasowych, faworyzując tylko Europejczyków. Podczas kilku swych pierwszych wizyt w nie istniejącej w realnym świecie, gigantycznej, humanoidalnej fortecy tej niezwykłej istoty, mężczyzna zauważył inną śniącą – monstrualnie otyłą, czarnoskórą kobietę po czterdziestce, odzianą w długą kwiecistą szatę, jaką nie bez zdziwienia zidentyfikował jako tradycyjne somalijskie guntiino. Pulchna dama, sapiąc ciężko i ocierając pot z czoła chusteczką (jaskrawa biel tejże żywo kontrastowała z odcieniem jej skóry) zawsze przystawała nieco z tyłu, jakby onieśmielona całą sytuacją. A może tylko zastanawiała się czy, kiedy nadejdzie jej kolej, przejść wreszcie przez portal. Bonarski na początku widział ją każdej nocy podczas wizyt w zamku Pożądania - gigantycznej figurze, nie przedstawiającej nikogo innego, niż jego próżną właścicielkę - lecz grubaska skrywała się za plecami innych ludzi z tłumu, mężczyzna zatem nie miał sposobności zamienić z nią ani słowa. Fakt, że nie mówiła po polsku, nie znaczył nic w astralnym świecie. Wszyscy tu rozumieli się nawzajem doskonale, niezależnie od tego jakim językiem władali na jawie. Zresztą Somalijka była tu tylko pięć czy sześć razy, zanim pewnej nocy Adam pojawił się w fortecy (tym szumnym mianem zdecydował się ostatecznie określać na własny użytek rzeczone miejsce) i więcej jej nie ujrzał. Nie miał pojęcia, czy kobieta przestała przychodzić, czy po prostu podjęła ostateczną decyzję i wkroczyła do portalu, wiodącego do prywatnych kwater Pożądania. Tych kilkoro ludzi, których o to nieśmiało zagadnął, również nie znało odpowiedzi na jego pytanie. Somalijska dama i jej los, na zawsze pozostały więc dla Bonarskiego kotem Schrödingera.

Przeważająca większość tych, którzy oczekiwali w kolejce, była jednak zwykłymi, pospolicie wyglądającymi białymi ludźmi, noszącymi europejskie ubrania. Ich oczy miały wyraz lęku. Niemal nikt nie rozmawiał z sąsiadami, po prostu stali tam, czekając, aż nadejdzie ich czas, by porozmawiać z Pożądaniem. Na twarzach tych, którzy w swej astralnej postaci, odwiedzali fortecę, malował się nieodmiennie taki sam, delikatny, półprzytomny uśmiech. Najwyraźniej współtowarzysze mężczyzny nie mogli uwierzyć gdzie się znajdowali, składając całe doświadczenie na karb nadzwyczaj realistycznego snu. Niektórzy z czekających, uśmiechali się znacznie szerzej, całkiem jakby oto miało się ziścić ich największe marzenie. Co zresztą w wielu przypadkach było szczerą prawdą. Rozpromienione twarze ludzi z tłumu, przypominały pięćdziesięciolatkowi widoczki z broszurek Świadków Jehowy, przedstawiające szczęśliwych zbawionych pośród szmaragdowozielonych pól, niczym z rajskiego ogrodu. Istota, która wezwała tu ich wszystkich, zabierając ich do swojego niezwykłego świata, nie była oczywiście chrześcijańskim Bogiem, w którego istnienie Adam nawet nie wierzył. Był to jednak ktoś niemal równie potężny i, co więcej, hojnie udzielający swych łask całkowicie za darmo. Żeby być bardziej precyzyjnym, pozwalający - pozwalająca - tym, których uznał - uznała – uznało - za wartych tego zaszczytu, na życie w zupełnie nowej rzeczywistości.

Nie była to wszakże sfera, zamieszkiwana przez nią samą; nie. Ten olśniewający, feeryczny byt bynajmniej nie proponował wybranym przez siebie w różnych zakątkach ziemskiego globu śmiertelnikom przeniesienia się do jego domeny, ta bowiem była zamieszkiwana tylko przez niego – nią. Jak jednak z dumą wyjaśniła powabna Pożądanie Bonarskiemu, podczas ich spotkania, dla członka rodu Nieskończonych, spełnianie życzeń zwykłych ludzi było ledwie dziecinną igraszką. Mężczyzna był wtedy pogrążony w głębokim śnie i gdyby nie jego niesłychana realistyczność, z pewnością wziąłby go po przebudzeniu za zwyczajne marzenie senne. To właśnie zamierzała zrobić nowa przyjaciółka Bonarskiego; zamierzała pobawić się w stwórcę, spełniając marzenia losowo wybranych Ziemian. Była ona (była? a może raczej był lub było?) kimś wyzwolonym z okowów materii, więżącej dusze podobnych Bonarskiemu. Sfera duchowa nie miała przed rodzeństwem Nieskończonych tajemnic; wprost przeciwnie, Pożądanie mogła wedle swej woli, kształtować delikatną materię astralną, tworząc zeń najbardziej niezwykłe światy. Była w stanie porywać śmiertelnych, gdy jej wybrańcy znajdowali się w stanie snu, zawarła bowiem umowę ze swym starszym bratem, Morfeuszem, władcą królestwa Śnienia – na temat natury którego to sojuszu, nie powiedziała wprawdzie wiele, wystarczająco dużo jednak, by Adam mógł wysnuć wniosek, iż takich jak ona jest więcej, zgodnie z szekspirowską prawdą, że są na niebie i Ziemi rzeczy, o jakich nie śniło się ani filozofom, ani tym bardziej zwykłym ludziom, do jakich się zaliczał. Pożądanie zabierała ich dusze do swej domeny, by jej Ludzcy Przyjaciele - tak zwracała się do nich - mogli podjąć decyzję o wkroczeniu do krainy, tak nieoczekiwanie i tak szczodrym gestem im ofiarowywanej.

Tknięta nagłym kaprysem, postanowiła wyjść z propozycją, którą przedstawiła Bonarskiemu i jego towarzyszom z poczekalni swej fortecy. Każde z nich miało zostać mianowicie zabrane do wyznaczonej przez nich samych, wymyślonej krainy. To było jedyne ograniczenie, dotyczące życzeń oczekujących na spełnienie się swego marzenia Ludzkich Przyjaciół Pożądania - musiał być to wybrany przezeń świat z książki lub filmu, gdzie mieli spędzić odtąd resztę pozostałego im życia. Ta oferta, tak wielkodusznie przedstawiona Adamowi, umożliwiała mu wybranie rzeczywistości dowolnej powieści, filmu, komiksu, ba, nawet obrazu lub mitu, jeśli tylko sobie tego życzył. Taki był kaprys owej fascynującej przedstawicielki składającej się z siedmiorga rodzeństwa rodziny Nieskończonych, o którym to fakcie pokrótce napomknęła podczas ich jedynej konwersacji.

Mężczyzna nie miał pojęcia dlaczego tak właśnie było, wyglądało jednak na to, że ograniczenie to podyktowała Pożądaniu chimeryczna natura, jaka zdawała się ją cechować. Ją? A może jedna bardziej stosownym byłoby powiedzieć „jego" lub nawet „je"? Bonarski nie wiedział bowiem na pewno również do której właściwie płci naprawdę należała – należało - Pożądanie i jak naprawdę wyglądali jej - jego pobratymcy, jako że jej wygląd - rysy twarzy, kolor oczu, skóry i włosów - zmieniał się nieustannie. Gdy zapytał o to ową oszałamiająco piękną istotę, uśmiechnęła się tylko tajemniczym uśmiechem Sfinksa, który sprawił, że Adam poczuł nie całkiem nieprzyjemny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa i powiedziała, iż mógł określać ją jak mu się żywnie podobało. Kobieta, mężczyzna, hermafrodyta czy też ktoś nieposiadający płci - wszystko to zależało od tego, w jaki sposób chciałeś postrzegać Pożądanie, jako że jej (jego?) ciało nie znało pod tym względem żadnych konwencjonalnie pojmowanych ograniczeń. Dla Bonarskiego jednak, Pożądanie przez większość czasu wyglądała - tak, wyglądałA (!) - jak oszałamiająco piękna kobieta, bardziej zmysłowa niż jakakolwiek, którą miał okazję w życiu spotkać. Uznałby się za szczęściarza, gdyby ta zapierająca dech w piersiach, kapryśna piękność stała się jego drugą połówką. Wiedział jednak, że nigdy się to nie zdarzy, a nawet gdyby jakimś nadzwyczaj szczęśliwym zbiegiem okoliczności tak miało się stać, nie byłby nigdy szczęśliwy z tą tak zimną i okrutną damą.

Owszem, Nieskończona taka właśnie była, mężczyzna nie mógł się łudzić. Rozmawiał z nią wprawdzie tylko raz, ale ten jeden raz mu wystarczył. Posągowa, fascynująca piękność, bardziej urodziwa od najatrakcyjniejszej ziemskiej kobiety, ale w tym samym czasie istota, w której piersi biło serce z lodu. Jeśli rzecz jasna Nieskończeni w ogóle posiadali serca w swych ciałach. Możliwość zaspokajania pragnień śmiertelników była dlań czystą radością, jak wyjaśniła swemu interlokutorowi owa niezwykła osoba – nie osoba, uśmiechając się słodko i prężąc gibkie, zmysłowe ciało w sposób, jaki sprawił, że Adamowi zaschło w gardle. Pięćdziesięciolatek nie był naiwnym młodzikiem i dlatego też już od początku zaczął coś podejrzewać, aczkolwiek starał się wówczas blokować te myśli, by jego rozmówczyni ich nie odczytała. Nie mógł wyobrazić sobie tej olśniewającej istoty, sprawiającej przyjemność zwykłym ludziom, po prostu dlatego, że tego pragnęła; owa altruistyczna postawa w ogóle doń nie pasowała. W ofercie pani humanoidalnej fortecy musiał – po prostu musiał – być jakiś haczyk, którego Bonarski nie rozumiał, ale ta, rzecz jasna, nie wytłumaczyła mu tego, gdy poprosił o dodatkowe wyjaśnienia. Za całą odpowiedź musiał mężczyźnie wystarczyć enigmatyczny, czarujący, ale zarazem, jak zauważył, chłodny uśmiech, jaki przez moment rozjaśnił twarz jego nowej przyjaciółki.

Podczas ich jedynego spotkania, mężczyzna został po raz pierwszy zabrany przezeń do jej przypominającej kształtem gigantyczne ludzkie ciało – ciało samego Pożądania - zamku. Do swoistej poczekalni, składającej się z jednego wąskiego korytarza, tak długiego, że Adam nie mógł zobaczyć gdzie się kończył. Był po brzegi wypełniony ludźmi, którzy, jak domyślił się Bonarski i, co później potwierdziły ukradkowe rozmowy z nimi, otrzymali tę samą ofertę. Kolejka nie była wszakże zwyczajnym ogonkiem, w którym stoi się jeden za drugim; sprawiała po prostu takie wrażenie ze względu na wąskość korytarza z jego obrzydliwymi, cielistoróżowymi ścianami (pulsowały lekko, niczym serce) i takimi samymi podłogą i portalem, mającym pozór masywnych rzeźbionych wrót. To przed nimi wszyscy oni się tłoczyli. Będąc tam, nie odczuwałeś żadnego zmęczenia, ostatecznie działo się to wszystko w świecie snu, a zatem niezależnie od tego jak wiele czasu spędzał tam mężczyzna, mógł stać tak całymi godzinami. Od czasu do czasu, ktoś przechodził przez portal, przeciskając się przez tłum, żeby przekroczyć wrota po to, by nigdy stamtąd nie powrócić.

Adam i inni wybrani przez Pożądanie, mieli tyle czasu ile tylko żywnie pragnęli na to, aby dokonać wyboru rzeczywistości, w której mieli odtąd spędzić resztę swego życia. Wracali tu we śnie nocną porą, nieodmiennie trafiając do tej właśnie sali i czekali, aż przyjdzie ich kolej. A gdy tak się działo, nie byli bynajmniej zmuszani do przejścia przez portal, prowadzący do kwater Nieskończonej (tudzież, w zależności od tego jak widzieli ową nieustannie zmieniającą płeć istotę, Nieskończonego). Mogli tam stać tak długo, jak tylko chcieli, żeby rozważyć swój wybór raz jeszcze i powrócić tu następnej nocy. Bonarski zdecydował się używać tego przywileju tak wiele razy, jak to tylko możliwe. Miał w końcu tyle czasu, ile żywnie potrzebował na podjęcie decyzji.

I mógł to zrobić, rozmawiając szeptem - w tej olbrzymiej, ciągnącej się po horyzont sali o przyprawiających o mdłości, różowych, pulsujących ścianach, jak z żywego ciała, nikt nie śmiał podnieść głosu - z innymi, którzy również oczekiwali. W ciągu tych trzech miesięcy, poznał tu kilka osób, którym za każdym razem kiwał głową na powitanie, gdy tylko ich zobaczył. Nie wiedział wiele o swoich nowych znajomych, znał tylko ich imiona; widok tego dziwnie wyglądającego miejsca, pełnego obcych ludzi, bynajmniej nie nastrajał do zwierzeń.

Do tych osób należała mała Folami. Ta pochodząca z Nigerii dziewczynka miała dziewięć lat, choć wyglądała znacznie młodziej. Była bardzo poważna i dojrzała. Fascynowały ją mity jej kraju i zachwycała myśl, że mogłaby zobaczyć na własne oczy ich bohaterów - samego stwórcę Olódùmarè, duchy irunmole i cała resztę boskiej rodzinki. Małą, z którą Adam się zaprzyjaźnił, mimo dzielącej ich różnicy wieku, bardzo ekscytowała owa perspektywa. Mężczyzna kwestionował wprawdzie etyczność postawienia kilkulatki przed takim wyborem, ale… jeśli Folami naprawdę chciała wkroczyć do świata mitów, o jakich mu opowiadała, niech i tak będzie. Adam nie sądził, że Pożądanie zgodziłaby się zmienić swoją decyzję. Podobnie jak Q ze „Star Treka", zdawała się wszechpotężna i szczodrze udzielała swoich darów kiedy tylko miała na to ochotę, niezależnie od tego, czy były one dla niektórych odpowiednimi. Folami, jak dotąd, bała się jednak wkroczyć do wybranej przez nią krainy. Jak większość ludzi w tym miejscu, włączając w to samego Bonarskiego, odkładała chwilę przejścia na później. Młodziutka Nigeryjka twierdziła, że chce tylko przedłużyć radość oczekiwania, ale mężczyzna wiedział, że nie mówiła całej prawdy. Mogła co prawda przekonywać samą siebie że było właśnie tak jak twierdziła, ale pięćdziesięciolatek wiedział, że za wahaniem dziecka kryło się coś więcej. Dużo, dużo więcej.

Folami była przerażona. Mężczyzna mógł niemal namacalnie poczuć strach w jej słowach, gdy dziewczynka tłumaczyła mu, że po prostu nie chce opuścić na zawsze swej licznej rodziny; mamy, taty i dziewieciorga braci i sióstr. To proste oświadczenie nie było mimo wszystko tym, czym na pozór mogło się zdawać; mała, niezależnie od tego, na jak dzielną próbowała wyglądać, obawiała się oferty Pożądania równie mocno, jak sam Adam. To dlatego zwlekała. Miała tylko dziewięć lat, więc nie potrafiła ująć swych odczuć w słowa tak dobrze jak Bonarski, ale to właśnie czuł pięćdziesięciolatek.

Strach. Lęk przed opuszczeniem rzeczywistości, w której żył przez tyle lat, na rzecz tej, jaką sam miał wybrać, nawet jeśli miało się okazać, iż będzie to zmiana na lepsze. Życie Adama Bonarskiego było bardzo samotne. Był rencistą, nie pracował, a ze względu na nieśmiałość, nigdy nie miał zbyt wielu kolegów. Żywił wprawdzie cichą nadzieję na nagłą odmianę losu, teraz jednak gdy ten moment nadszedł, po prostu się go bał. Mógł zrozumieć swoją małą przyjaciółkę. O, jak dobrze ją rozumiał.

Podczas ich spotkania, Pożądanie poinformowała Adama, co się stanie, gdy ostatecznie podejmie decyzję. Jego duch przeniesie się na stałe do astralnego świata, podczas gdy pozbawione życia ciało zostanie odnalezione następnego dnia. Czy też raczej, w skrytości ducha podejrzewał mężczyzna, nie wcześniej niż za jakieś dwa tygodnie, kiedy, zaniepokojeni wydobywającym się z mieszkania Bonarskiego odorem, sąsiedzi wezwą policję. Mieszkał bowiem sam. Nie miał żony ani partnerki, wszystkie kobiety, które znał, uważały go bowiem za przeraźliwie nudnego nerda.

Podczas kiedy tłumek przerzedzał się, gdy oczekujący przechodzili kolejno przez portal, by już nie powrócić, przekonanie Adama, że musi się to zdarzyć tej nocy, tylko przybrało na sile. Stojący przed nim, szeroko uśmiechnięty, płomiennowłosy młodzieniec, dość niepewnie zapukał do wrót, które z cichym szumem w jednej chwili otworzyły się, by go wpuścić, a jakąś minutę później podążyła za nim młodociana miłośniczka powieści o Belli Swan – nosiła w każdym razie wypłowiałą koszulkę z wampirami ze „Zmierzchu". Bonarski nie miał pojęcia, o czym mogła rozmawiać z nimi Nieskończona, ale wiedział, iż już wkrótce sam się o tym dowie. Jeszcze tylko chwila. Krótka chwila. Fanka dzieł pani Meyer, najwyżej piętnastoletnia i wyjątkowo ładna, o klasycznych rysach drobnej twarzyczki, zarumienionej teraz z podniecenia, szybko ruszyła do portalu, radośnie machając na pożegnanie Adamowi i najbliżej stojącymi za nim ludziom, oczekującym na swoją kolej. Byli to trzej mężczyźni pod trzydziestkę i szczupła, nienaturalnie wysoka kobieta, wyglądająca na rówieśnicę Adama, zwierzająca się im głośnym szeptem, że nie zamierza przegapić niepowtarzalnej szansy ujrzenia świata Harry'ego Pottera na własne oczy. Pięćdziesięciolatek zacisnął pięści w kieszeniach spodni od piżamy, dopóki portal nie otworzył się ponownie i władczyni tego miejsca wysokim śpiewnym głosem, nie zawołała:"proszę!".

Mężczyzna już bez lęku przeszedł przez wrota. Splendor i niezwykłość pomieszczenia, które ujrzał, oszołomiły go na moment, zagłuszając w nim wszelki strach. Prywatne apartamenty Pożądania były nienaturalnie wprost olbrzymie, rozciągając się po sam horyzont; pięćdziesięciolatek nie widział gdzie się kończyły. Ich wyposażenie również olśniewało świetnością. Wykonane z przypominającego mahoń drewna, meble w kwaterze kobiety były bardzo eleganckie, Bonarski jednak zaledwie omiótł je wzrokiem, wypośrodkowując swe spojrzenie na karmazynowej sofie, gdzie spoczywała ta, na rozmowę z którą oczekiwał przez ostatnie miesiące. Stał teraz przed ową czarnowłosą i złotooką pięknością, uśmiechającą się doń lekko ze swej leżanki. Na jej twarzy o idealnych rysach malowało się uczucie, jakiego Bonarski nie potrafił w żaden sposób zidentyfikować. Niecierpliwe oczekiwanie? Radość z możliwości pomocy swym Ludzkim Przyjaciołom? Nie był pewien. Cokolwiek jednak mogła myśleć jego nowa przyjaciółka, nie miało to teraz znaczenia; za moment będzie już w innym świecie.

Było to naprawdę dziwne doświadczenie, ale nic dotyczącego kogoś takiego, nie mogło być przecież zwyczajne. Adam powoli zbliżył się do kobiety.

Ta wstała. Pięćdziesięciolatek na powrót poczuł w sercu dziwne ukłucie strachu. Uśmiechnął się nerwowo, jakby próbując dodać sobie otuchy przed zbliżającą się podrożą w nieznane, zanim wypowiedział pierwsze słowa, od kiedy tu przyszedł:

- Jestem gotowy.

Desperacko pragnął mieć to już za sobą, pragnął żeby się to skończyło, tak by nareszcie mógł cieszyć się życiem jako bohater fikcyjnej krainy. Fikcyjnej? A może jednak prawdziwej?

- Czy już wybrałeś świat, do którego pragniesz się udać?

Nie były to prawdziwe słowa - to, jak za pierwszym razem, melodyjny głos Pożądania rozbrzmiał wewnątrz jego mózgu. Jego towarzyszka stała teraz obok Adama, trochę od niego niższa, patrząc nań porozumiewawczo. Mężczyzna bez zdziwienia zanotował w pamięci, iż rzucała dwa cienie na pokrytą szkarłatnym dywanem, wypolerowaną, marmurową podłogę swych kwater; jeden zwyczajny, drugi półprzejrzysty i migoczący w słońcu, wlewającym się przez okno tej osobliwej twierdzy. Miało ono kształt serca.

Bonarski spojrzał w złociste oczy kobiety, będące najpiękniejszą ozdobą jej twarzy o karnacji barwy kości słoniowej. Ciężko przełknął ślinę.

- Tak, już wybrałem. Proszę, zabierz mnie do świata z... z powieści Tolkiena o Śródziemiu - zająknął się. - Czy słyszałaś o nim kiedyś? Już jako młody człowiek bardzo lubiłem go czytać.

Urocza dama zachichotała dźwięcznie, jakby jej interlokutor powiedział właśnie najśmieszniejszą rzecz na świecie. Klasnęła w wymaniukiurowane dłonie, z których uniósł się rój nienaturalnie dużych, fioletowych motyli, jakich nigdy nie mogło być na Ziemi. Niespodziewanie, Adam poczuł się bardzo mały i nic nie znaczący wobec niezmierzonej potęgi tej istoty.

- Oczywiście, że słyszałam. – Słodki głos Nieskończonej rozbrzmiał ponownie w jego myślach. - Wiem wszystko, potrafię przecież czytać w twym umyśle. Zdaję sobie sprawę, że się boisz, zapewniam jednak, iż bynajmniej nie musisz. Wybrałeś mądrze. Widać, że mam do czynienia z prawdziwym fanem – złocistooka poklepała go po ramieniu, przelotnie strzepując zeń niewidzialny paproszek – nawet jeśli nie będzie to prawdziwa rzeczywistość. Po prostu astral. A ludzie, hobbici i elfowie tam żyjący, nie są realni. Wygląda jak prawdziwy świat, ale żadną miarą nim nie jest – zaśmiała się. - To naprawdę niesamowite uczucie, pomagać śmiertelnikom zaspokajać ich najskrytsze marzenia. Są zwykle nieciekawymi, jak wy to mówicie, nerdami, a ich życie też jest przeraźliwie nudne. Dzięki mej szczodrości, może ono teraz zalśnić nowym blaskiem, jeśli wolno mi użyć tego poetyckiego określenia. Z pewnością jesteś mi wdzięczny za ów wspaniały dar.

W ostatnim zdaniu zabrzmiał taki ton, jakby kobieta oczekiwała, że Adam teraz jej podziękuje. Mężczyzna czuł, jak nieludzki umysł sonduje jego własny.

- Nie będę jednak marnowała twojego cennego czasu – rzekła Pożądanie, ponownie pieszczotliwie poklepując rozmówcę po ramieniu. - Ten płynie tu inaczej, niż w poczekalni, ale jest tam tylu śmiertelnych, którzy także pragną ze mną porozmawiać. Tak więc Adamie, mój drogi... – Głos w jego głowie nabrał uwodzicielskiego tonu, a Nieskończona zamrugała swymi niezwykłymi oczami. - Jesteś pewien, że chcesz wkroczyć do świata z książek Tolkiena, czyż nie?

Spojrzenie kobiety spoczęło na Adamie, który poczuł jak jego policzki robią się czerwone. Spuścił głowę, by ukryć rumieniec. Tak, do jego największych, najgłębiej skrywanych pragnień, należała wyprawa do uniwersum, stworzonego przez jego ulubionego autora od czasów młodości. Nie chciał wybierać świata, powstałego w wyobraźni kogoś innego. Niektórzy ludzie byli fanami Harry'ego Pottera, inni, jak nastolatka, która wkroczyła przed nim do portalu, preferowali „Zmierzch". Istnieli także miłośnicy Disneya, X-Menów czy powieści Stephena Kinga. W istocie Bonarski dumał przedtem nad możliwością odwiedzenia krain wymyślonych przez tego ostatniego, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że niezależnie od tego, jak chciałby poznać Paula Edgecombe'a, Carrie White i Jacka Torrance'a, rzeczywistość, w której żyli, była przeraźliwie nudna – ot, zwykła amerykańska prowincja. Co prawda, Terytoria i świat Mrocznej Wieży wydawały się nader interesującymi miejscami, ale Adam ostatecznie zdecydował się na J. R. R. Tolkiena, fragmenty utworów którego znał na pamięć.

- Tak – powiedział, pokiwawszy głową. - Zdecydowanie. To jest moja ostateczna decyzja.

- I jesteś na sto procent pewien? Wiesz, że nie możesz się z niej wycofać. Będziesz tam wszak do końca swego życia. Pozwól więc, iż zapytam cię po raz ostatni: jesteś tego pewny? - Drażniła się z nim Nieskończona.

Bonarski tylko ponownie kiwnął głową.

Jego rozmówczyni przymknęła obramowane mocno wytuszowanymi rzęsami oczy. Ujęła jego chłodną dłoń w swoją własną. Teraz jej paznokcie, przedtem krótko obcięte i połyskujące metalicznym błękitem, były długie i zaostrzone, pomalowane na czarno, a na smukłych palcach tkwiły pierścionki z rubinami. Zatem oto życzenie mężczyzny, miało się w końcu ziścić. Żegnaj, zwykły świecie.

Adam poczuł gwałtowny dreszcz. Sala, gdzie jeszcze przed chwilą przebywali, zniknęła sprzed jego oczu, zastąpiona przez inny widok. Znajdowali się teraz w mrocznym, złowieszczo wyglądającym miejscu, przypominającym posępne górzyste pustkowie, niebo nad którym osnuwał dym z unoszącego się w oddali wulkanu. Nie było tam nikogo, kto mógłby potencjalnie zainteresować się obecnością oszałamiająco urodziwej kobiety o długich czarnych włosach i pulchnego, łysiejacego mężczyzny w średnim wieku, jacy pojawili się tam tak nieoczekiwanie.

- Nie ma tu nikogo. – Usłyszał ponownie rozbawiony głos swej towarzyszki. - A nawet, gdyby tak było, to nie byliby to przecież nawet prawdziwi ludzie, mówiłam ci przecież. Znajdujemy się w świecie czystego ducha, pamiętaj. Mogę kształtować go jak chcę, wedle mej woli. Mam nadzieję, że podoba ci się astralny Mordor.

- To jest Mordor?

Bonarski rozejrzał się naokoło, tknięty nagłą ciekawością. Zauważył, że domena Saurona, powstała w wyobraźni Tolkiena, nosiła wyraźne podobieństwo do jej filmowej wersji.

- A co z innymi miejscami? Będę mógł je odwiedzić?

Uwodzicielski głos Pożądania, która puściła jego dłoń, znów rozbrzmiał w głowie Adama:

- Wszystko, co potrzebujesz zrobić, by przenieść się gdzieś indziej, to po prostu wyrazić życzenie, żeby tam się znaleźć. Przebywasz teraz w samym Mordorze, ale gdybyś zechciał odwiedzić inne części tego świata... – piękna dama przerwała niespodziewanie. Uśmiechnęła się po raz wtóry i tym razem jej uśmiech był szczery, ciepły. Pstryknęła palcami. - Wystarczy, że zażyczysz sobie przenieść się, gdzie ci się żywnie podoba. To wszystko. Wyspa Valar? Shire? Rivendell? Proszę bardzo. Możesz robić tu, co zapragniesz, nawet uczestniczyć w bitwach - nie zginiesz, bo w końcu sam wiesz, iż - pozwolę sobie powtórzyć - miejsca te nie są prawdziwe - dodała z naciskiem, podnosząc palec. - Ich mieszkańcy powitają cię z radością.

Tak, to było to, co Adam planował zrobić. Musiał się tylko rozejrzeć. Od lat młodzieńczych wielki fan Tolkiena, hołubił w swym umyśle nieśmiałe pragnienie zobaczenia wszystkich miejsc, o których czytał w jego utworach. Nudne dla niektórych? Być może, ale Bonarski był w końcu geekiem. Nudnym nerdem, jak wszyscy o nim mówili. Cieszył się, iż oto zostało spełnione jego największe życzenie. Odwrócił się do Nieskończonej.

- Nie wiem, czemu to dla mnie robisz, ale dziękuję ci – powiedział z rozjaśnioną szczęściem twarzą. - Teraz złożę wizytę Sauronowi. Do licha, przecież nie jest realną istotą, więc nic mi nie zrobi. Wiem, dla zwykłego człowieka, wymiana prawdziwego życia na to wymyślone, byłaby czymś dziwnym, ale taka była moja prośba i dziękuję z całego serca za spełnienie jej. Może potęsknię za domem od czasu do czasu, ale... no cóż… To nieważne. Spędzę tu resztę mojego życia, powiadasz?

- Tak – odpowiedziała jego urocza rozmówczyni, spoglądając z ukosa na mężczyznę, w oczach którego malowało się gorączkowe podniecenie. - Zostaniesz tu na zawsze.

- Tak. Na zawsze – niczym grzeczne dziecko, powtórzył po niej Adam, w lekkim oszołomieniu. Nie mógł się doczekać zwiedzenia tej fascynującej rzeczywistości, o jakiej wiedział tylko z książek pisarza oraz opartych nań filmów. Grzeczność jednak - a także czysta wdzięczność - zmusiły go do pozostania na miejscu i poczekania na ostatnie słowa Pożądania. Teraz już nie wierzył w to, że coś knuła. Mogła sobie w upiorny sposób przypominać Q ze „Star Treka" - obiektywnie rzecz biorąc, trudno by tak nie było, gdyż, podobnie jak przedstawiciele jego rasy, posiadała nieograniczoną władzę nad energią i materią, ale tym razem ten cudowny dar, jaki mu wręczyła tak hojną ręką, był naprawdę za darmo.

- Ten świat z pewnością będzie wspaniałym miejscem, takim jakim je sobie zawsze wyobrażałem. Nie sądzę, aby kiedykolwiek miał mi się znudzić.

- Miło mi to słyszeć – ponownie rzekła niezwykła dama głosem - nie głosem, docierającym do mózgu Bonarskiego, bez udziału jego nerwów słuchowych. - Jesteś szczęśliwym człowiekiem, mój drogi. Twe sekretne życzenie zostało spełnione. Jestem szczęśliwa, iż nigdy nie poczujesz się znużony tą rzeczywistością.

- Nigdy, przenigdy – zapewnił swą rozmówczynię mężczyzna. Jego serce śpiewało melodię czystej radości i nie mógł się doczekać, aż ta zdumiewająca kobieta opuści go w końcu, choć starał się zagłuszyć swe myśli, by nie wyjść na niewdzięcznika. - Zwiedzę najpierw cały Mordor – popatrzył na posępne niebo nad ich głowami – a potem wybiorę się do Shire. Ciekawe tylko co zrobię później - roześmiał się niepewnie - kiedy zobaczę i usłyszę już wszystko.

- Będziesz mógł zobaczyć to raz jeszcze - zapewniła go Pożądanie, gładząc go po policzku, dziwnie poufałym gestem. - I jeszcze raz. Wiele, wiele razy, aż po sam kres wieczności.

- Wieczności?

- Tak. Odwiedzisz wszystkie miejsca wymyślone przez Tolkiena. I znowu. I ponownie. Po samą wieczność - zapewniła Adama Nieskończona, przymykając przez moment złote oczy; gdy je otworzyła były jasnozielone. Piękna czy nie, wyglądała teraz jak zwykła Ziemianka.

Jej tajemniczy uśmiech Sfinksa, zaczął nabierać teraz sensu dla Bonarskiego.

- W… wieczności? – To było wszystko, co mógł wyszeptać niespodziewanie pobladłymi ustami. - Powiedziałaś, że to tylko przez resztę mojego życia...

- Nazywaj to jak chcesz, skarbie – słodko zapiała towarzysząca mu piękność, pomrugując ciężkimi powiekami o rzęsach czarnych jak skrzydła kruka. Tym razem używała zwykłego głosu, zarzucając mentalną komunikację. - Kiedy zamierzasz tu żyć przez całe eony, to tak, jakby było to przez resztę twego życia, czyż nie? Twe ciało w realnym świecie właśnie zmarło, lecz umysł będzie żyć tutaj, po sam koniec wszechświata. Aż wyparują nawet czarne dziury, a to nastąpi za jakiś... - zamyśliła się, przytykając palec do ust - jakiś decylion lat. Co dla tak krótko z natury żyjącej, zwykłej ludzkiej istoty, jaką jesteś, może być bezpiecznie nazwane nieskończonością. Moja starsza siostra, Śmierć, nie zabierze cię, aż do tej pory. Mam z nią umowę. Och, dajże spokój, Adamie. - Na pełnych, zmysłowych ustach Pożądania, pomalowanych rubinową szminką, uformował się psotny uśmieszek. – Miałam, przyznasz mi chyba rację, dobry pomysł z zaspokajaniem potrzeb śmiertelników. W waszym świecie jest tylu fanów rożnych filmów i książek. Większość z nich oddałoby własną duszę, by spełniło się ich życzenie. - Kobieta mrugnęła do swego rozmówcy, po czym znowu uśmiechnęła się uśmiechem pełnym samozadowolenia. Bonarski nie mógł uwierzyć własnym uszom.

- Nieskończoność… Nie… nie możesz… - Wiedział jednak, iż jego słowa nic nie znaczyły dla tej podstępnej istoty. Dokonał wyboru i nie mógł się z niego wycofać. Jego towarzyszka pomachała mu beztrosko i zniknęła w deszczu złotych iskierek, pozostawiając Adama na zboczu góry, przyglądającego się mętnym spojrzeniem wznoszącemu się przed nim w oddali wulkanowi - Orodruinie. Wspaniale. Wprost fantastycznie. Zwiedzanie tych samych, tak dobrze znanych mu z książek i filmów miejsc, aż we wszechświecie, który pozostawił za sobą, wyparują nawet czarne dziury. Co w praktyce oznaczało bycie tu przez prawdziwie całą wieczność.

Nieszczęsny fan Tolkiena raz jeszcze rozejrzał się dookoła. Kraina ta nie wyglądała już tak zachęcająco, gdy wiedziałeś, że zamiast jakichś dwudziestu lat, jakie pozostałyby ci do czasu twej naturalnej śmierci, miałeś cały czas we wszechświecie na jej eksplorację. Mężczyzna skrzywił się. Przebywał tu zaledwie przez kilka minut, a już zaczynał nienawidzić tego miejsca.

Mężczyzna miał nadzieję, że jego towarzysze z poczekalni zamku Pożądania, dokonali lepszych wyborów. Jeśli mieli spędzić tam tyle czasu ("cały czas wszechświata" - poprawił się natychmiast), niech przynajmniej miejsca, dokąd zabrała ich ta istota, będą przyjemniejsze niż astralny Mordor. Adam westchnął. Czas złożyć wizytę Sauronowi. A potem może przeniesiemy się do kraju hobbitów. A jeszcze później, być może do samego Rivendell. Zastanawiał się, ile razy musiałby je oglądać, zanim mu się w końcu nie znudzą. Ale, zauważył jednak, przynajmniej jedna rzecz zmieniła się na lepsze. Nie dręczyło go już to okropne uczucie, że Nieskończona coś knuła. Teraz przynajmniej Adam był wolny od strachu, jaki znalazł drogę do jego serca i kąsał je swymi jadowitymi kłami, podczas gdy mężczyzna zastanawiał się co ta wszechpotężna kobieta - nie kobieta - przygotowała dla tych, którzy przyjęli jej ofertę. Obecnie Adam Bonarski znał prawdę. Dar Pożądania nie był naprawdę za darmo. Teraz nareszcie wiedział, gdzie tkwił haczyk.


The End.