Shacklebolt przyglądał się badawczo siedzącemu przed nim młodemu mężczyźnie. Starał się jego nie traktować inaczej niż innych pracowników zatem i tym razem nie zamierzał zrobić dla niego wyjątku. Potter był jednym z jego najlepszych aurorów i nawet poczynił już pierwsze kroki aby mężczyznę awansować ale teraz nie był przekonany czy podjął dobrą decyzję. Co do pracy to aurorowi nic nie można było zarzucić, trzymał się procedur a podczas akcji nie narażał współpracowników na zbędne niebezpieczeństwo. Jedyne co martwiło ministra to niezdrowa fascynacja osobami, które wyznawały kiedyś filozofię Tom'a Riddle'a. Harry'emu przyglądał się zaufany człowiek Kingsley'a, który poinformował ministra co w wolnych chwilach robi jego podwładny. Zdarzało się, że w przerwach pomiędzy sprawami, auror śledził ruchy kilku swoich byłych kolegów ze szkoły. Trochę to niepokoiło Shacklebolt'a ale dopóki nie wpłynęła do ministerstwa żadna skarga to nie zamierzał robić nic w tym temacie. Poza tym kontrolowanie działań pracownika po godzinach nie było zgodne z prawem.
- Dlaczego? – zapytał zamykając teczkę i podając ją Potter'owi.
Auror wziął ją i położył na kolanach, po czym zaczął rytmicznie uderzać palcami prawej ręki w szarą okładkę. Mężczyzna wiedział, że musi podać przełożonemu dobry powód, bo inaczej nie dostanie zgody na przejrzenie dokumentów. Minister nie należał do osób, które kierowały się przeczuciami i bez dowodów nie podejmował żadnych decyzji. Zatem Harry nie mógł opierać się na wrażeniu, iż sprawa zaginionych osób może być w jakiś sposób powiązana z Malfoy'em. Przez wiele miesięcy starał się ustalić miejsce pobytu swojego byłego szkolnego kolegi lecz każda z prób kończyła się niepowodzeniem. Wyglądało to tak jakby Draco Malfoy zapadł się pod ziemię, gdyż nikt go od bardzo dawna nie widział, nie pojawiał się w żadnych miejscach publicznych. Również nie pozostawił najmniejszego śladu świadczącego o tym, że w ogóle robił jakieś zakupy. Potter nawet dokładnie sprawdził wszystkie posiadłości, które kiedyś należały do rodziny mężczyzny i nic kompletnie nie znalazł. Z zakończeniem wojny Malfoy rozpłynął się w powietrzu, przestał dosłownie istnieć. Mało prawdopodobne było, żeby dostał nową tożsamość, bo Harry byłby pierwszą z osób, które by się o tym dowiedziały. Tym bardziej ze względu na przeszłość mężczyzny i powiązania z Riddle'm taka informacja byłaby podana do wiadomości wszystkim aurorom ze względów bezpieczeństwa. Każdy kto stał po drugiej stronie w konflikcie był pod stałą obserwacją aurorów ze względu, że w każdej chwili mogli wrócić na drogę przestępczą. A ponieważ ludzi, którzy nie znaleźli się w Azkabanie była garstka to śledzenie ich poczynań było bardzo ułatwione. Akurat Harry nie należał do grupy aurorów pilnujących byłych death eaterów ze względów formalnych jak również tego, że trudno byłoby jemu zachować obiektywizm. Ale w wolnym czasie, bez naruszania przepisów, prowadził swoje własne obserwacje. Czasami zastanawiał się, kiedy zmieniło się to w hobby.
- Zaginiona para byłą zwolennikami Riddle'a – powiedział jednocześnie przestając bębnić palcami w akta – a wygląda na to, że Malfoy stał się duchem. Uważam, że te sprawy są ze sobą powiązane.
Kingsley oparł łokcie na blacie biurka i splótł palce tworząc z nich łódeczkę, na której oparł brodę. Westchnął nagle przytłoczony życiem, odpowiedzialnością jaka na nim spoczywała a przede wszystkim był zmęczony prowadzeniem swoich podwładnych za rękę, kiedy ci się ewidentnie gubili.
- Zacznijmy od tego, że nikt nie zgłosił zaginięcia Draco Malfoy'a – odparł łagodnie – poza tym nie możemy wrzucać wszystkich do jednego worka. Sugerujesz, że te trzy osoby są ze sobą połączone i się w tej kwestii z tobą zgadzam. Rzeczywiście byli pod silnym wpływem Riddle'a, w takim razie możemy automatycznie wykluczyć udział Malfoy'a w zniknięciu Rolland'ów.
Harry nie podzielał zdania przełożonego, według niego był to sprytny zabieg taktyczny aby odwrócić uwagę i wprowadzić ich w błąd. Odnosił wrażenie, że minister coś przed nim ukrywa.

Konstelacja smoka była wyjątkowo wyraźnie widoczna na granatowym niebie. Uwielbiał patrzeć na ten gwiazdozbiór, z którego rodzice zaczerpnęli pomysł na jego imię. Cieszył się chwilą spokoju, gdyż wszystkie zadania jakie sobie zaplanował do zrobienia tego dnia zakończył z sukcesem. Siedział na kamiennym schodku prowadzącym do tylnego wejścia do domu, obok niego stał kubek z parującą mocną kawą. Kofeina od dawna na niego nie działała i tak jak parę lat wcześniej zrzucał winę za bezsenność na jej działanie, tak teraz nie mógł. Był taki okres, w którym całkowicie zrezygnował z kawy a i tak długimi godzinami nie mógł zasnąć. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz przespał całą noc. Zdarzało się, że po kilku dniach cały czas na nogach łapał kilkadziesiąt minut snu. Zawsze później budził się przerażony z szybko bijącym sercem, jakby zaraz miało rozerwać jego klatkę piersiową. Nigdy nie pamiętał swoich widzeń sennych, co nie było dla niego niczym dziwnym. Skoro te krótkie drzemki doprowadzały go do takiego stanu to wolał żyć dalej w błogiej nieświadomości. Lepiej zapomnieć niż się męczyć. Usłyszał jak za jego plecami powoli otworzyły się drzwi. Nie musiał się odwracać, gdyż dobrze wiedział kim jest jego gość.
- Przyniosłem zakupy – oznajmił znajomy głos.
Blaise Zabini był jedyną osobą, która go regularnie odwiedzała. Mężczyzna wziął na swoje barki wszelkie obowiązki związane z przebywaniem w miejscach publicznych. Dzięki temu nie musiał się martwić o brak jedzenia ani o inne potrzebne do życia rzeczy. Zabini był też posesorem domu, w którym przebywał i oficjalnym, przynajmniej na papierze, właścicielem jego firmy. Interes od samego początku przynosił dobre dochody szczególnie, że przez jakiś czas na rynku nie było nikogo kto mógłby spełnić nieraz wygórowane oczekiwania klientów. Po śmierci jednego z najlepszych wytwórców eliksirów nie było na rynku godnego następcy. Na szczęście genialny profesor zdążył mu przekazać większość swojej wiedzy, z której teraz korzystał garściami. Przez lata obserwował, asystował i uczył się od niego co teraz przynosiło duże korzyści materialne.
- Byłem w księgarni i zamówiłem książki, które chciałeś ale będą do odbioru dopiero w następnym tygodniu – posiedział Blaise siadając na schodach obok mężczyzny – swoją drogą to nie wiem czy nie powinienem się zacząć martwić, wszystkie tytuły są takie mroczne.

Potter wszedł bez pukania do jednoosobowej Sali, w której leżał Weasley. Po zakończonej niepowodzeniem rozmowie ze Shacklebolt'em nie miał ochoty wracać do domu. Nie mógł zrozumieć dlaczego jego prośba została odrzucona przez ministra, który nawet nie podał powodu odmowy. W zachowaniu jego przełożonego nic nie miało sensu choć usilnie starał się go doszukać. Zamiast tego utwierdził się w przekonaniu, że wbrew pozorom nie ma dokładnej wiedzy co się dzieje w jego departamencie. Obiecał sobie, że następnego dnia spróbuje porozmawiać z szefem grupy aurorów odpowiedzialnych za death eater'ów.
- Co masz taką zaciętą minę? – zapytał Weasley na dzień dobry.
Leżał w łóżku przykryty kołdrą pod samą szyję i wyglądał na śmiertelnie znudzonego. Obok niego na stoliku stał w wazonie świeży bukiet , który najprawdopodobniej przyniosła Hermiona.
- Jak się czujesz? – Harry zignorował pytanie.
Przysunął bliżej łóżka stojące pod ścianą twarde szpitalniane krzesło. Opadł na niewygodny plastik, gdyż zmęczenie po całym dniu w pracy dało o sobie znać.
- Jakbym miał złamane obie nogi – uśmiechnął się Ron i po chwili ciszy dodał – co się dzieje?
- Sam chciałbym wiedzieć.