Noc nie chciała nadchodzić, słońce długo oświetlało ulice. O tym, że nastał wieczór informowała raczej zmiana populacji na ulicach miasta - ludzi było więcej i zachowywali się inaczej, samochodów za to widać mniej. Było spokojniej, jakoś tak przyjemniej. Ciemność dopiero zapadała, latarnie ledwo rozbłysły na zewnątrz, kiedy Ango wkroczył do kasyna. Postawił na dobrze skrojony garnitur w kolorze kasztanowym z dopełnieniem w postaci czarnego krawata. Wyglądał w tym dobrze i tak też się czuł. Ludzie, jacy go otaczali, byli elitą i on dobrze o tym wiedział. Kiedy pierwszy raz został tutaj zaprowadzony przez pana ministra (z polecenia pana Tanedy, bowiem to Sakaguchi dobrze zbierał informacje w terenie), wiele z tych twarzy zostało mu przedstawionych - prezes taki, doradca inny, specjalistka od tego a tego. Wpływowe, a przy tym bogate osoby. Pierwotnie miał po prostu słuchać tłumu, ale polubił przebywanie tutaj, wśród szeroko pojętych ludzi na poziomie. A ludzie polubili jego. Obecnie, siedząc przy barze ze szklanką irlandzkiej, dywagował sobie ze śliczną dziewczyną o kruczoczarnych włosach i nieco czerwonawych oczach. Znał ją od jakiegoś czasu, córka dyrektora jednego z banków działających w Yokohamie. Można powiedzieć, że chyba wpadł jej w oko od pierwszego razu, chociaż nie odważyła się zagaić, kiedy jeszcze towarzyszył mu minister.
Przy barze ogłoszono zapisy do Texas Holdem, dzisiejszego pokera, a on, tak jak jego towarzyszka, podeszli do obsługi, wpisać swoje dane i wpłacić należne wstępne w postaci ośmiu tysięcy jenów. Kasyno zawsze pobierało pieniądze za samo wejście do gry, ponieważ - jak wszystko na świecie - musiało jakoś zarabiać. Kwota byłaby wygórowana dla osoby średniej klasy, ale osobisty doradca dyrektora tajnego departamentu, to naprawdę dobrze opłacany zawód. Dziewczyna zaś chyba po prostu dobrze się bawiła za pieniądze swojej rodziny. Swoją drogą, ciekawe, czy miała męża? Ango jakoś nigdy nie odważył się o to zapytać, nie chciał naruszać ich stabilnej relacji.
Ludzie jeden za drugim podchodzili się zapisać, okularnik zaś jeszcze wymienił stosownie większą kwotę na żetony do gry. Podskórnie czuł, że będzie musiał dzisiaj zagrać ostrzej, więc postanowił nieco nadszarpnąć swój budżet. Dziewczyna wychyliła mu się przez ramię, pytając z lekkim zaskoczeniem, skąd ta zmiana. Oczywiście, wielu stałych lokalnych graczy, a oni oboje do takich się zaliczali, kojarzyło Sakaguchiego z raczej rozsądną i wyważoną grą. Tak, aby nie stracić zbyt wiele, ale też przez taką grę on sam nie zyskiwał za dużo. Kilkadziesiąt tysięcy jenów straty jednego wieczora, by to odrobić za tydzień. Nic wielkiego, na stole podczas jednej rozgrywki potrafiły leżeć większe sumy. Mężczyzna skłamał, że po prostu chciał spróbować nieco odważniejszej gry, a na tym poziomie jeszcze nie będzie to dla niego destruktywne. Ostatnia część kłamstwem nie była, nie pójdzie z torbami nawet jeśli przetraci wszystko, ale odważna gra wciąż nie była w jego stylu.
Godzina ósma pięćdziesiąt wieczorem. Zielonooki rozejrzał się po lokalu i dopiero teraz zauważył gwiazdę wieczoru. Musiał się zagadać z towarzyszką, skoro jego przybycie mu umknęło. Włosy równo zaczesane, symetrycznie spływające mu po obu stronach twarzy, co Ango bardzo doceniał. Zarost twarzy w pełni zgolony. Mori postawił na szkarłatny surdut z czarnymi wykończeniami zgrywającymi się ze spodniami również w kolorze czerni, załączył też drobny akcent w postaci białej poszetki. Dopisał się do gry, uiścił opłatę i pozyskał nieco więcej, niż urzędnik wcześniej, żetonów. Zakupił też kieliszek wina. Krótko omiatając wzrokiem lokal szybko zauważył przyglądającą się mu parkę. Nawet ruszył w ich stronę, a Ango poczuł, jak zasycha mu w ustach. Wówczas mężczyźnie zastąpił drogę jeden z biznesmenów, witając go radośnie. Szef Mafii Portowej przywołał na twarz wyjątkowo serdeczny uśmiech, wymieniając człowieka z nazwiska od razu i poddał się luźnemu small talkowi, posyłając Sakaguchiemu jedynie spojrzenie. Okularnik odpowiedział mu uniesieniem szklanki.
Kątem oka zielonooki zaczął obserwować reakcje ludzi, podejmując z dziewczyną jeden z luźniejszych tematów. Społeczność Kasyna „Na Złotym Globie" reagowała na nowego gościa w sposób dwojaki, wielu było takich, którzy podeszli się przywitać i zamienić kilka słów, jakby to był ich przyjaciel. Równie spora część osób patrzyła nieufnie. Przytłaczająca większość zdawała się wiedzieć kim jest ten człowiek i jakie ma możliwości. Urzędnik starał się wynotować w pamięci, kto okazał serdeczne podejście temu facetowi, który, jak gdyby nigdy nic, sobie z nimi rozmawiał, jakby byli kolegami z pracy, czy ze studiów, śmiejąc się pogodnie albo opowiadając o zupełnie nieistotnej rzeczy. Ougai emanował jakąś dobrą, ciepłą energią, co było absurdalne, niemal groteskowe dla osoby, która wiedziała do czego ten facet jest zdolny.
Krupier zaprosił uczestników do stołu, a ludzie posłusznie tam się skierowali. Równo dziesiątka gamblerów przy tym stole, a około czterdziestu po różnych stołach. To będzie długi wieczór, o ile połowa nie wycofa się w pierwszej godzinie. Często tak bywało. Ango usiadł mniej więcej na środku, Mori w innym rejonie, mogli utrzymać kontakt wzrokowy, ale nie byli sztywno naprzeciw siebie. To dobrze. W chwili, kiedy prowadzący objaśniał te same co zawsze zasady, obserwując graczy okularnik zauważył dopiero, jak uderzające podobieństwo jest między jego zwyczajową towarzyszką a dzisiejszym oponentem. Byli spokrewnieni? Nie miał zielonego pojęcia, ale aparycja bardzo na to wskazywała. Nie mógł też długo się przyglądać, nie chciał sprowokować Szakala Mafijnego namolnym gapieniem się, poza tym wciąż czuł niepokój związany z jego osobą. Ale przecież musi wziąć się w garść. Inaczej nic nie ugra.
Pierwsze rozdanie, każdemu po dwie karty i finalnie odsłoniętych pięć kart dostępnych dla wszystkich. Texas Holdem to sportowy poker, nie ten klasyczny grywany przez amatorów. Tutaj ceni się umiejętności.
Jednak z ręki i z kart wspólnych Ango był w stanie stworzyć tylko parę dziesiątek, wybitnie kiepski start. Ludzie skupili się na grze, choć wielu jeszcze dyskutowało na różne błahe tematy. Tysiąc pięćset jenów na wejście, widać krupier sam postanowił dzisiaj nie szarżować z tempem i powagą gry, mogli się pobawić o jakieś mniejsze kwoty. Okularnik przekazał żetony, zaraz zaczęła się licytacja, dwie osoby podbiły od razu.
- Pasuję - przekazał swoją deklarację Sakaguchi. Biorąc pod uwagę kombinacje w tym rozdaniu nie było sensu grać i wojować.
Jego towarzyszka podbiła do dwóch tysięcy jenów i posłała mu uroczy uśmiech, na który też on sam pozwolił sobie odpowiedzieć przyjemniejszym spojrzeniem. Złożył karty i podparł głowę na ramieniu, analizując przejście pierwszej kolejki deklaracji.
Doszło też do lidera mafii, który nie spieszył się z decyzją. Czerwone oczy mężczyzny powiodły to po niedużej sumce w żetonach na stole, to znów po swoich kartach, a on sam namyślał się chwilę, łatwo było po jego twarzy odczytać czyste ważenie sytuacji. Znów na swoją rękę i na pulę. Chwila jakby się przeciągała…
- Pasuję - w końcu podjął decyzję i złożył karty, tak jak jego poprzednicy.
Deklarowanie potoczyło się dalej. Urzędnik obserwował sytuację, ale też analizował sobie w głowie obecną sytuację. Mori nie pokazywał się od profesjonalnej strony z nieprzeniknionym spojrzeniem i zimnymi, twardymi słowami. W tym krótkim pokazie zdawał się być wręcz niepewny własnych działań. Uczył się? Niemożliwe… Chociaż poker nie był popularny ani w Lupinie, ani w innych mafijnych kasynach, to Ango nie był w stanie uwierzyć, że Ougai nigdy nie spróbował tej szlachetnej gry.
Podbijanie jeszcze chwilę trwało, osiągając cztery tysiące jenów, karty zostały wyłożone, ktoś z mniej znanych okularnikowi osób zgarnął wygraną. I tak w kółko. Drugie losowanie… potem trzecie… Parę razy Sakaguchi podjął zagrywkę, zgarnął pulę dwudziestu tysięcy, co pozwoliło mu wyrównać rachunek strat z nawiązką. Dostrzegał, że Mori również grał niezwykle ostrożnie. Nie udało mu się jednak ukryć, że go obserwował. W pewnym momencie mężczyzna, patrząc niby z zamyśleniem na karty i czekając na swoją kolejkę w licytacji tak po prostu podniósł wzrok, by spojrzeć okularnikowi prosto w oczy. Przenikliwie, jakby przeszywał tym jego duszę. W tym spojrzeniu znów krył się drapieżnik. Ango czuł, jak przechodzi go dreszcz, ale powstrzymał reakcję, ujmując szklankę z whiskey i maskując się zwykłym łykiem alkoholu. Mori uśmiechnął się pod nosem w tym swoim tajemniczym, niemal szelmowskim stylu, zerwał też kontakt wzrokowy. Coś knuł i okularnik to wiedział. Nie miał tylko pojęcia, kiedy zaatakuje.
Minęła pierwsza godzina gry, krupier ogłosił dziesięć minut przerwy, ludzie zaczęli się mieszać i rozmawiać na nowo. Atmosfera zelżała. Sakaguchi wyszedł, by zaczerpnąć powietrza nocy, która dopiero nastała, a przy okazji ochłonąć od ludzi wokół. Zaczepił go jeden ze stałych bywalców, biznesmen, który dorobił się na lichwie, o czym wszyscy wiedzieli i nikt mu nie wypominał. Jeden z mniej akceptowalnych dla Sakaguchiego typów, ale nie odgonił go, wchodząc z nim w jakąś błahą rozmowę. Pozwolił odciążyć swój umysł choć na chwilę, nim znów będzie musiał się skoncentrować na grze.
Dziesięć minut minęło szybko. Starczyło jeszcze tylko na domówienie alkoholu i zorientowanie się na sali. Jego towarzyszka podeszła się pożegnać, sprzedając mu najsłodszego przytulasa, jakiego okularnik mógł sobie obecnie tylko wymarzyć, dzięki czemu poprawiła mu humor w zupełności. Urocza dziewczyna. Faktycznie, może powinien coś zrobić w jej kierunku, z drugiej strony gdyby ta relacja mu się przez własne aspiracje posypała, chyba by sobie nie darował.
Krupier ogłosił drugą turę, ludzie zaczęli się na nowo schodzić, sam urzędnik też się ruszył w kierunku swojego miejsca. Nie zdążył jednak, bo nagle Mori wyłonił się z tłumu, przystanął przy jego krześle i rozejrzał się ze zdziwieniem po otoczeniu. Okularnik wziął zrezygnowany oddech i podszedł do niego. Demon zwrócił się do niego od razu, pogodnie, jakby był jego starym znajomym. Po prawdzie… był.
- Nie miałem nawet okazji, by się z tobą przywitać, Ango. Dzień dobry~ - mafioso użył swojego najprzyjemniejszego, delikatnego tonu. To właśnie ten ton urzędnik znał najlepiej, bo właśnie takim się do niego zwracał jeszcze za czasów infiltracji.
- Albo i dobry wieczór, panie Mori. Z tego co obserwuję, dobrze się pan bawi.
Sakaguchi pozostał w chłodnym, nieco oficjalnym tonie. Miał do tego człowieka niezwykły respekt i zero pojęcia, na ile może sobie pozwolić. Szczególnie, że choć Ougai zachowywał się jak zwyczajny, sympatyczny przedsiębiorca albo nawet filantrop, to w jego spojrzeniu kryło się coś groźnego, a wcześniej był samym tym spojrzeniem w stanie urzędnika wystraszyć.
- Och, wręcz wyśmienicie. Piękny lokal i ludzie na poziomie, chyba będę musiał tu częściej przychodzić. - Ango, ale chyba też sam Mori nie wierzyli w prawdziwość tego small talku. Demon po chwili obniżył ton swojego głosu, patrząc mężczyźnie w oczy. - A twoja obserwacja… bardzo mi imponuje, wiesz? Nie krępuj się...
Na koniec uraczył go ładnym uśmiechem, życzył zdawkowo powodzenia i jak gdyby nigdy nic wrócił na swoje miejsce. Ale okularnik nawet nie odprowadził go wzrokiem, czując, że znów drżą mu dłonie. Jakim cudem Szakal Mafijny widział, że on miał na niego oko? Mimo wszystko, poza tą jedną wpadką, starał się uważać. Kiedy rzucał mu spojrzenia, robił to tak, aby nie było to podejrzane i aby nie zdradzić się ze śledzeniem jego osoby. Więc jak..?
Upił większy łyk whiskey niż planował i zajął miejsce, bo prawie wszyscy byli już przy stole. Rzucił jeszcze Moriemu wściekłe spojrzenie, ale ten już zdążył zagadać się z reprezentantem firmy jubilerskiej. Okularnik przymknął oczy. Sakaguchi, wdech wydech. Gracie w pokera. Zachowaj twarz.
Krupier podniósł wejście do dwudziestu tysięcy jenów i przetasował, a następnie rozdał karty. Teraz zaczęła się właściwa gra. Ango przejął swoje karty, jeszcze powtarzając sobie, że musi się ogarnąć. Na szczęście znacznie się już uspokoił. Na stole trójka karo, dziesiątka trefl, dziesiątka karo, walet karo i dama kier. Na ręku dwa razy karo, a więc składał się kolor. Ładne rozdanie, z nim można już coś ugrać. Przy najbliższej okazji odbił licytację do czterdziestu tysięcy i skupił się na otoczeniu.
Kilka osób podniosło stawkę, Mori bez wahania zadeklarował siedemdziesiąt tysięcy i przesunął kilka żetonów. Krupier policzył, że na stole znalazło się od razu ponad czterysta tysięcy jenów. Ango rzucił okiem na swoje karty i położył dłoń na żetonach, kiedy nadeszła jego kolej.
- Sto tysięcy - podniósł jeszcze stawkę, już otwarcie zerkając na swojego głównego rywala.
Zanim do lidera mafii doszedł głos, stawka urosła do stu dwudziestu tysięcy jenów. Oczy czterech pozostałych aktywnych graczy także zwróciły się do czarnowłosego, który kontrolnie uniósł swoje karty, a minę znów miał nieco nietęgą, jakby zwątpił w zasadność tej kłótni. Z drugiej strony, pozbył się już równowartości dobrego komputera, a na stole leżało przynajmniej sześciokrotnie więcej. Znowu to robił, przedłużał chwilę. Kupował sobie czas? Ango nie wiedział.
- Pasuję - zadeklarował wreszcie Mori, trochę ku rozczarowaniu i okularnika, i pozostałych. Złożył karty i położył ręce na stole, choć po chwili zaczepił przechodzącą kelnerkę poprzez kilka słów.
Sakaguchi skupił się na pozostałych uczestnikach. Ludzie wyrównali już do jego stawki, nikt bardziej nie podbijał. Ponad siedemset tysięcy jenów na stole, równowartość około sześciu tysięcy siedmiuset dolarów amerykańskich. Dużo pieniędzy. Szczęśliwie szybko się okazało, że ludzie weszli do tej gry bardziej zwabieni rosnącą sumą na stole, niż właściwymi kartami. Zestaw karo wystarczył, by ładna kwota trafiła do okularnika, a ten, układając już właściwe stosiki koło siebie, nie umiał ukryć zadowolenia. Teraz mógł nieco poszarżować, bo nie ryzykował nagłą stratą.
Mori wyglądał po tym wszystkim na nieco znużonego, co w sumie niespecjalnie zdziwiło Ango. Przyjechał tutaj w innym celu, a i okularnik podejrzewał, że jego oponent bawił się dobrze tylko w sytuacji, gdy wygrywał albo przynajmniej wychodził na zero. Z kieliszkiem wina szkarłatnego jak jego surdut leniwie sunął wzrokiem po uczestnikach, zatrzymując się dłużej na Sakaguchim. Tym razem to Ango spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, ale on ograniczył się do uniesienia doń kieliszka.
Kolejne rozdanie. Wejście za dwadzieścia tysięcy przestawało robić różnicę na ten moment, ale kartę otrzymał tak słabą, że zrezygnował od razu. Ougai zagrywał, a okularnik biernie obserwował, jak Szakal Mafijny ze spokojem prowokuje zwiększanie puli, by finalnie wyłożyć zwykły strit, a mimo wszystko zgarnąć wygraną. Humor chyba mu wówczas nieco wrócił. Niestety Ango zaczynał się martwić, bo przez to gracze zrobili się bardziej ostrożni. Wśród pozostałej ósemki tworzyło się boisko dla zaledwie kilku graczy.
Dwa rozdania przemknęły bez większego echa. Na kolejne jednak Ango wewnętrznie podskoczył. Dwójka trefl, walet karo, dwójka kier, dama pik, walet kier. Na jego ręku jeszcze jeden walet i jedna dama. Aż szkoda zmarnować takie rozdanie. Podbił stawkę do pięćdziesięciu tysięcy, gracze znowu podnieśli ją jeszcze nieznacznie. Mori zadeklarował osiemdziesiąt tysięcy. Podnoszenie potoczyło się dalej, Sakaguchi uznał, że nie ma co odpuszczać, szczególnie jeśli miał dość zasadny zapas gotówki do rozporządzenia. Sto dziesięć tysięcy jenów. Dwójka graczy odpuściła, lider mafii póki co wyrównał swoje wejście, dając do zrozumienia, że będzie uczestniczył w sprawdzaniu. Jednak kolejni gracze nie zrezygnowali z podnoszenia stawki.
- Sto siedemdziesiąt tysięcy - zadeklarował Ango suchym tonem i spojrzał mafiosie w oczy. A widział zaskoczenie, które jednak przeradzało się w uśmieszek. Urzędnik nie uśmiechał się, czuł też znużenie czekaniem na właściwą licytację. Jeśli czterdziestolatek zaraz odpuści, Sakaguchi będzie strasznie zawiedziony.
- Dwieście tysięcy - wciął Szakal Mafijny swoją deklarację we właściwym czasie, zapewne ukrywając prawdziwe intencje pod tym lekko kpiącym spojrzeniem.
Następna osoba się wycofała, kolejna znów podniosła stawkę. Kwota, jaka rosła na stole, znów robiła się poważna.
- Dwieście pięćdziesiąt tysięcy - zielonooki podniósł stawkę i przesunął kilka żetonów. Skoro miał wygrać, wyciągnie z mafiosy jeszcze trochę kasy. Piękna wisienka na torcie tej sytuacji.
Mori oparł głowę na dłoni i spojrzał na swoje karty z namysłem, po czym ujął dokładnie jeden żeton najniższej wartości ze swojej puli.
- Dwieście pięćdziesiąt… jeden tysięcy - przekazał swoją deklarację, wracając do swojego tajemniczego tonu. Zaczynał grać ostrożnie. Wybornie.
Ango spojrzał na krupiera, kiedy jego oponent dosunął wyrównanie deklaracji. Swój ruch miał już zaplanowany, jednak brakowało mu jednego detalu do pełnego obrazu sytuacji.
- Jaką mamy obecnie kwotę na stole?
Krupier zmarszczył brwi, upewniając się tylko w swoich kalkulacjach, po czym spojrzał chłodno na uczestników, podając sumę. A więc przekroczyli milion jenów. Można za tę sumę już kupić średniej klasy auto.
- Dziękuję - odparł urzędnik prowadzącemu i położył dłoń na żetonach. - Dwieście siedemdziesiąt tysięcy.
Szakal uniósł brwi, patrząc w oczy zakryte okrągłymi okularami. Wciąż wyglądał, jakby go ta gra bardziej bawiła, a pieniądze nie robiły na nim wrażenia.
- Zrobiłeś się strasznie zachłanny, panie Sakaguchi - odparł zaczepnie i sam położył dłonie na żetonach - Niech będzie. Trzysta tysięcy.
Tym razem to Ango pozwolił sobie na drobny uśmieszek ze swojej strony, nie dopuścił zaś, by aura mężczyzny i kwoty go zwiodły. Ale może faktycznie warto przystopować? Kusiło oskubać z forsy lidera mafii, lecz z drugiej strony, jeśli naprawdę tak zrobi, to mafioso może się o te pieniądze upomnieć w zupełnie inny sposób.
- Wyrównuję - odpowiedział okularnik i dosunął trzydzieści tysięcy jenów w żetonach. - Ale dokładam do puli swój cały wolny dzień, którym w razie wygranej będzie pan mógł zadysponować. Tak jak się umawialiśmy, panie Mori.
Uczestnicy zareagowali zdziwieniem, niektórzy jakąś formą protestu, a krupier wyglądał na mocno zbitego z tropu. Ougai wyglądał na w pełni ukontentowanego.
- W zamian, jeśli pan wygra, panie Sakaguchi, otrzyma pan na jeden wybrany dzień ochronę ze strony moich ludzi - mężczyzna w czerwieni odpowiedział kulturalnie, niewzruszenie wobec reakcji tłumu i rzucił okiem na krupiera.
Biedny pracownik nadzorujący tę grę wyglądał, jakby chciał nie przyjąć takich deklaracji, ale widać było też po nim, iż zdaje sobie sprawę z tego, kto siedzi przy stole. Skinął głową, dodając, że stawka jest wyrównana.
- Ach, to wrzucam jeszcze dziesięć tysięcy - dopowiedział z zadowoleniem szkarłatnooki i przesunął żeton na pulę. - Też mogę się pobawić w wyłudzanie.
Z tą cyniczną nutą spojrzał na okularnika, uśmiechając się szelmowsko i znów przeszywając go wzrokiem. Ango jedynie prychnął pod nosem i wrzucił wyrównanie, czując, że robi się niecierpliwy. Milion sto pięćdziesiąt tysięcy jenów. Jedenaście tysięcy, może nawet dwanaście dolarów amerykańskich. Piękna suma na ten wieczór.
- Sprawdzamy. Panie Sakaguchi? - To krupier zwrócił się do niego, a Ango skinął głową posłusznie i wstał. Teraz albo nigdy. Z resztą! Miał tak wyborny układ, że zwycięstwo miał w kieszeni. Przesunął lekko do siebie z piątki wspólnych kart walety oraz damę i dołożył swoje dwie karty, tworząc full. Chwila prawdy. Wyprostował się, patrząc na oponenta. Czuł, że serce tłucze mu zaskakująco mocno, grywał już o takie kwoty, ale nigdy z taką dodatkową stawką i nigdy przeciwko Moriemu Ougaiowi.
Lider mafii spojrzał na karty na stole i mruknął z aprobatą, cokolwiek miało to znaczyć. Również wstał. Byli niemalże równego wzrostu, ale mimo wszystko to mafioso zdawał się bardziej czuć się panem sytuacji. Bez większego pośpiechu ujął jedną ze swoich kart i ułożył obok pozostawionych dwójek. Też dwójka, trzecia na stole. Cudownie! Z taką trójką nie był w stanie stworzyć silniejszego układu, Ango aż się uśmiechnął, czując zapach wygranej. Demon też się uśmiechnął, po czym położył na stole czwartą dwójkę. Okularnik poczuł, że równie dobrze ktoś mógłby mu zrzucić wiadro zimnej wody na głowę.
Kareta dwójek. Kareta pieprzonych dwójek. Sakaguchi czuł, jak spojrzenia pozostałej szóstki graczy oraz krupiera skupiają się na nim, a on, z niedowierzaniem jeszcze i z uchodzącą dopiero adrenaliną finalnie parsknął śmiechem. Kareta dwójek. Jak on mógł nie wziąć tego pod uwagę? Zdjął okulary na chwilę, siadając i przejechał dłonią po twarzy, a następnie złapał szklankę z resztką już nieco rozwodnionej whiskey i dopił na raz. Spojrzał na zwycięzcę tego rozdania, spodziewając się jakiejś kpiny, ale ten tylko starannie układał stosiki żetonów przy sobie. Brakowało tylko by jeszcze coś nucił pod nosem.
Krupier przekazał, że jest to dobry moment na przerwę, na co wszyscy zgodnie przystali. Sporo osób wstało od stołu, rozeszli się, pewnie wielu udało się zapalić papierosa albo dobrać alkoholu. Ango położył dłoń na kolorowych krążkach, poważnie rozważając koniec tego wieczora. Było wcześnie, ale jego sytuacja uległa diametralnej zmianie, chociaż wciąż wychodził na plus. Nie miał chyba jednak ochoty na więcej stresu.
Na jego ramiona nagle spadły ciężkie dłonie. Sakaguchi nawet nie musiał podnosić głowy, by wiedzieć, kto za nim stoi, chociaż nie miał pojęcia, w jakim celu. Dłonie przesunęły po jego barkach, powiodły po ramionach i zniknęły, a Mori oparł się o stół nonszalancko, przyglądając się mężczyźnie z zaciekawieniem.
- Co powiesz na wspólny spacer, nim się rozejdziemy? - mężczyzna zaproponował, jakby nic się właśnie nie stało.
Okularnik podniósł wreszcie na niego wzrok, a także podniósł się sam, ujmując żetony w rękę.
- Pan też już kończy? - Ango wiedział, że nie powinien odpowiadać pytaniem na pytanie, ale jakoś tak było to silniejsze od niego. Z resztą Mori nie wydawał się z tego powodu specjalnie zły.
- Noc dopiero się zaczęła. Podejrzewam, że wkrótce będę potrzebny. - Ougai prowadził tę rozmowę, jakby naprawdę była o pogodzie, a oni przed chwilą zjedli przyjemny lunch, a nie zagrali o milion jenów i jeden dzień. Okularnika to strasznie konfundowało. - Więc jak?
Ango skinął w ciszy głową i poszedł pierwszy do baru, by wymienić żetony na pieniądze. Jego towarzysz poszedł za nim. Nie podjęli rozmowy w lokalu, ani też w chwili, kiedy przeszli przez próg. Sakaguchi w ogóle nie chciał jej podejmować.
Noc była kontrastowo do sytuacji miła i przyjemna. Delikatny wiatr trącał przechodniom kosmyki włosów, ludzi na chodnikach było zdecydowanie mniej, jednak wciąż stali. Na niebie świeciły pierwsze gwiazdy, a na horyzoncie wznosił się księżyc. Było ciepło, letnia noc niczym wyjęta ze snu, mogłaby otoczyć każdego pocieszeniem i ukoić nerwy. Krocząc przed siebie Sakaguchi czuł, że z chwili na chwilę jest coraz lepiej. Tylko że jego towarzysz bardzo mu tego „lepiej" nie ułatwiał.
Krok za krokiem, stuk za stukiem. Możliwe, że obaj musieli złapać nieco powietrza i uspokoić myśli. Jakieś pojedyncze auto minęło ich, kiedy kierowali się chodnikiem w stronę większej ulicy. Ludzie może jeszcze kręcili się przy kasynie, ale tutaj, w znacznej odległości nie było ich prawie w ogóle. Ango zastanawiał się, co było bardziej niebezpieczne, chodzić tutaj samemu, czy spacerować z Morim? Czy mężczyzna o szkarłatnych oczach stanowił dla niego bardziej tarczę, czy zagrożenie?
- Hej, Ango? - zagaił wreszcie starszy z nich, kiedy była większa pewność, że nikt ich już nie będzie podsłuchiwał. - To była twoja partnerka?
Okularnik zmrużył oczy. Musiał połączyć pytanie z sytuacją i całym wieczorem, o obecności swojej towarzyszki już niemal zapomniał. Złapał się na tym, że bardzo łatwo mu było wyrzucić jej osobę z pamięci, kiedy nie było jej wokół. To chyba nie powinno tak działać w normalnej relacji międzyludzkiej…
- Skądże. To tylko koleżanka, widujemy się od rozgrywki do rozgrywki.
Nie miał co ukrywać, zresztą nie podejrzewał, by Moriego to specjalnie interesowało.
- Ahm… - Jakże potężny szef mafii w wydaniu bardziej przyziemnym odmruknął mało ambitnie. - A masz partnerkę w ogóle?
- C-co to za pytanie?! - Sakaguchi zjeżył się, jednak jego rozmówca uraczył go tak serdecznym uśmiechem, że naprawdę ciężko było się na niego gniewać. - Nie…
Wrócił do spoglądania przed siebie, wkładając odruchowo ręce do kieszeni.
- Mój ostatni związek rozpadł się kilka miesięcy temu. Nie mam szczęścia w tym aspekcie. - Okularnik spojrzał na rozmówcę, Ougai jednak kiwnął głową na znak, że rozumiał. - Bardziej zastanawia mnie pana sytuacja. O ile wiem, nie ma pan nikogo, ale równie dobrze mógł pan jakąś osobę schować przed światem, by ją chronić.
Szakal wydał się tym rozbawiony. Do Ango zaś dopiero powoli docierało kuriozum tej sytuacji. Oto spacerował sobie z samym szefem mafii, jednym z największych przestępców tego miasta, jak gdyby nigdy nic, jakby właśnie nie wydał na jeden swój dzień wolny wyroku, szli sobie spacerkiem i tak po prostu rozmawiali o prywacie. A może on się zwyczajnie upił i to wszystko tylko wydawało mu się takie spokojne? Nie wiedział. To wszystko wyglądało po prostu jak sen.
- Nie mam nikogo schowanego przed światem - odpowiedział Mori nadzwyczaj spokojnie. - Funkcja, jaką sprawuję od kilkunastu lat znacznie utrudnia mi znalezienie partnera czy partnerki. Towarzystwo mojej Elise, to największy skarb pod tym względem.
Ougai westchnął cicho, ale pogodnie, jakby na chwilę zamyślił się nad własną sytuacją. Ango zauważył czekający samochód na chodniku, chyba ten sam, który ich minął. Przy drzwiach czekał mężczyzna w garniturze i ciemnych okularach, obserwując niespieszącą się dwójkę. Nogi Sakaguchiego stały się jakby cięższe, a on sam wzdrygnął się wyraźnie. Ale że… już? Teraz? Natychmiast? Nie miał chwili nawet na przygotowanie się do tego całego dnia?
- Filia ministerstwa w soboty nie pracuje, dobrze pamiętam? - rzucił Mori nieco chłodniejszym i w tym wydaniu niepokojąco spokojnym tonem.
- N… nie - wydukał rozmówca, mocno zdezorientowany i spięty. Zaraz zacznie się czwartek, więc czysto technicznie mafioso dawał mu czas.
Demon ujął jego policzki w dwa palce, zatrzymując go tym samym i zmuszając do patrzenia mu prosto w oczy. Świat Ango nagle się skurczył. Przestawało istnieć to miasto, przestawało znajdować się kasyno za nimi, przestawała być tu ta uliczka, lampy, samochód. Cały świat ograniczył się do pary oczu, które próbowały go pochłonąć. Oczy barwy pomiędzy karminową a ciemnoczerwoną, o kolorze jakby zmiennym, niejasnym. Oczy jakby u dzikiego zwierzęcia, błyszczące fascynacją, ekscytacją i jakby szaleństwem. Oczy, których wzroku nie sposób zapomnieć, które wydzierały duszę z ciała, które wypalały znamię na samym dnie umysłu. Które wyganiały wszystkie myśli z głowy, pozostawiając ciało niczym bezwładną marionetkę.
I nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego strach tylko napędza tego łowcę.
- Wybornie - szepnął Ougai, puszczając mężczyznę. - Przyjdź na godzinę dziesiątą. Ktoś cię odbierze z recepcji Mori Corp.
Po czym bez żadnego słowa pożegnania odwrócił się od niego i podążył do pojazdu. Kierowca skłonił się przed szefem mafii, otworzył też przed nim drzwi, a Mori wsiadł na miejsce pasażera. Po chwili samochód ruszył i odjechał. Dopiero wówczas Ango przypomniał sobie, że cały czas patrzył na tę scenkę trochę jak słup soli. Powoli odwrócił się i ruszył w swoją stronę, wciąż otrząsając się z przejmującego wrażenia, jakie wywarł na nim ten człowiek.
