(15 marca 2051 roku)
Środa tak naprawdę nie była zbyt ekscytująca. Środek tygodnia, dla większości ludzi dzień w miarę neutralny. Korytarze zostały zalane licealistami w różnym wieku, gdy zegar obwieścił przerwę obiadową.
– Pół godziny, co? – mruknął pod nosem ciemnowłosy, kierując się w stronę szkolnej stołówki.
– Przepraszam! Przepraszam, przepraszam! – usłyszał w oddali głos dziewczyny, prawdopodobnie przepychającej się przez tłum. Zignorował to, wchodząc do kolejki. Miał dziś szczęście, bowiem nie czekał długo, a już po krótkiej chwili miał w rękach miskę zupy ogórkowej. Westchnął, spoglądając na swój dzisiejszy obiad. Jednak czego oczekiwać po stołówce...
– Hej, hej! Stój no! – krzyknęła rudowłosa, biegnąc wprost na niego.
„No nie, tylko przewodniczącej tu brakowało...", pomyślał Ray.
– Cześć! – przywitała się Emma, raz po raz sapiąc. Chłopak tylko podniósł zaciekawiony brwi, ale nie skomentował.
– Hej – odparł siedemnastolatek. – Dlaczego nie masz krawatu?
– Co? – odpowiedziała, po czym spojrzała na swój mundurek. – Och, rzeczywiście! Zapomniałam, cha cha.
Strzepnęła kilka pyłków z czarnej koszuli z wysokim kołnierzem (zasłaniającego większość szyi), któremu brakowało ważnego elementu – fioletowego krawatu.
– Szukałam cię – poinformowała z uśmiechem. – Musisz przyjść do pokoju samorządu. Chodź, szybciej! Nie mamy dużo czasu!
Mówiąc to, złapała Raya za rękę i bezlitośnie zaczęła ciągnąć za sobą na górne piętro.
– Więc... - zaczął zielonooki, spoglądając kątem oka na dyrektorkę placówki, która siedziała kilka metrów dalej. – Ktoś wyjaśni mi o co chodzi?
– Ray – przemówiła Isabella, odkładając kubek zielonej herbaty na stół. – Niedawno doszły mnie słuchy o twoim zachowaniu.
Drugoklasista spiął się lekko.
– Przepraszam! – wtrąciła się Emma. – To moja wina... Ja tego nie dopilnowałam, najmocniej przepraszam! Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi tego za złe...
Ray czuł się coraz bardziej zdezorientowany. Chodzi o to, gdy popalił śmietnik w sali chemicznej? Nie, to nie mogło być to... Może coś wspólnego z jego ocenami? To też nie, był dobrym uczniem. Spojrzał wyczekująco w stronę kobiety.
– Mój drogi, zapewne znasz regulamin. Każdy uczeń, bez wyjątku, musi uzyskać przynajmniej czterdzieści punktów za udział w życiu szkoły. Takie są zasady naszej placówki. W poprzednim roku miałeś czterdzieści dwa punkty, więc ledwo przekroczyłeś tę skalę. Jak niedawno się dowiedziałam, na dzień dzisiejszy masz ich zaledwie dziesięć, a mamy marzec. Wiedziałam, że angażowanie się to nie twoja bajka, jednak polecałabym wziąć się w garść, zwłaszcza, że zbliża się ważne wydarzenie szkolne, a później okazji już być nie może. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Będziesz pomagał w przygotowaniach i robił różne wyznaczone prace, a Emma przyzna ci odpowiednią liczbę punktów za twój wysiłek.
Ciemnowłosy zamyślił się. Rzeczywiście, w szkole panował taki system. Rok temu, gdy podpalił śmietnik (przez przypadek! Przynajmniej tak twierdzi...) miał szczęście. Umówił się z nauczycielką, że ona mu pomoże w wyjaśnieniu tej sytuacji, a on zrobi coś w zamian. I tak się później stało – zdarzenie uznano za wypadek (dodatkowo z winy nauczycielki), a Ray sprzątał szkolne sale czy korytarze oraz na lekcjach pani Mitchell był zadziwiająco aktywny. Wychowawczyni uznała to za akt dobroci ze strony chłopaka i takim sposobem miał wystarczającą ilość punktów, aby zdać. Oczywiście zdobył wcześniej trochę, bo inaczej by nie zdał. No cóż.
Jedynym minusem tego systemu było to, że nawet jeśli uczeń był geniuszem, ale się nie udzielał, mógł nie zdać do następnej klasy. Drugoklasista westchnął.
– Jaki jest haczyk? – zapytał, wiedząc, że coś musi być nie tak.
– Dołączysz do samorządu uczniowskiego – wyjaśniła spokojnie Isabella z uśmiechem.
– Słucham? Pani żartuje?
– Nie, panie Hoover. Mówię całkowicie poważnie. W końcu trzeba mieć pana na oku, a kto zrobi to lepiej niż szkolny samorząd? – zauważyła kobieta. Odeszła od drewnianego stolika i stanęła przed ciemnowłosym, podnosząc głowę lekko w jego stronę.
– Wiem o śmietniku i kilku innych występkach... W dodatku nie chcesz, żebym rozwiązała naszą umowę, czyż nie? – wyszeptała. Ray zacisnął pięść z frustracji.
– Dobrze – syknął.
Nagle dyrektorka odsunęła się zadowolona.
– Cudownie! Wiedziałam, że się zgodzisz – zaświergotała, spoglądając na zegarek na nadgarstku. – Och, już na mnie pora. Przerwa się niedługo skończy, więc Emmo, proszę wyjaśnij dokładnie Ray'owi sytuację. Do zobaczenia, moje drogie dzieci!
Mówiąc to, skierowała się do wyjścia.
– Cóż... – mruknęła Emma. – Może i pani Isabella jest trochę specyficzna, ale można by powiedzieć, że jest dla nas jak matka. Wracając, naprawdę przepraszam. Prawdopodobnie, gdybym wcześniej to zauważyła, mogłabym ci jakoś z tym pomóc, a ty nie musiałbyś z przymusu dołączać do samorządu... Po za tym to jeden z moich obowiązków...
Ray zacisnął zęby, przypominając sobie pewny siebie uśmieszek dyrektorki.
– Nie – powiedział. – To nie twoja wina, w sumie to ja się nie udzielam. I tak zostały tylko trzy miesiące szkoły, jakoś przeboleję.
Rudowłosa pokiwała głową.
Nagle usłyszeli donośny dzwonek szkolny, a za drzwiami słychać było ucichające rozmowy nastolatków.
– Ojej, chyba chwilę się spóźnimy. Możesz zwalić winę na mnie. Co do twojego udziału w samorządzie. Po pierwsze, nie będziesz obejmował żadnej funkcji, więc się nie przejmuj. Oczywiście zostaniesz członkiem, ale bez tytułu. Nasza grupa głównie przygotowuje wszystko związane z Balem Wiosennym, który odbędzie się za osiem dni. Niektórzy nam pomagają, tak jak przedwczoraj. Spotkania samorządu są w poniedziałki i czwartki o szesnastej trzydzieści tutaj. I... Hm, to chyba tyle! – po długim monologu, uczennica wzięła oddech. Uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym nagle zbladła. – Cholerka, mam teraz kartkówkę z biologii! Do następnego, panie niemiły!
Po tych słowach jak poparzona wybiegła z pokoju.
– Dziewczyny – wymamrotał pod nosem, z zepsutym humorem na resztę dnia.
