I was distracted
and in a traffic
i didn't feel it when the earthquake happenned.*
Adina szła wzdłuż promenady. Czekoladowo-brązowa skóra łapczywie chłonęła pierwsze poranne promienie słońca. Ku zaskoczeniu, rodzice pozwolili jej tego dnia iść do pracy samotnie.
Chociaż może po głębszym zastanowieniu nie było to aż tak zaskakujące, biorąc pod uwagę ile szumu narobił wokół tego jej brat w zaledwie pierwszym tygodniu wakacji. Protestował wtedy zaciekle, twierdząc, że nie potrzebna jej jest asysta tylko dlatego, że jest dziewczyną - i że przecież już niedługo będzie musiała nauczyć się sama radzić sobie w życiu.
A co ważniejsze, jej harmonogram kolidował z czasem, kiedy grał z przyjaciółmi w kosza.
Prychnęła lekko rozbawiona i pozwoliła, by delikatna morska bryza owiała jej twarz, wdzięczna za chwilę samotności.
Nie, żeby nie doceniała rodziców i tego, jak bardzo próbowali ją chronić. Dobrze wiedziała, że świat jest pełen niebezpiecznych ludzi - zwłaszcza dość zatłoczone miejscówki wakacyjne jak ta. Rodzice z resztą zdążyli ją postraszyć każdą z typowych historyjek o porywanych dziewczynach, którym stała się krzywda. Wiodła życie mniej więcej tak bezpieczne i była na tyle rozpieszczona, na ile może być przeciętna piętnastolatka - była tego świadoma. Jej rodzina co roku przyjeżdżała w to samo miejsce, do tego samego domku letniskowego - i jeszcze nigdy nic się nie wydarzyło, toteż pojęcie niebezpieczeństwa i bólu stanowiło dla niej suchy komunikat, czystą teorię, niepowiązaną z żadnym realnym uczuciem. I nie spodziewała się, żeby uległo to zmianie w najbliższym czasie.
Kiedy księgarnia pojawiła się w zasięgu wzroku, dziewczyna zatrzymała się.
Nie bez powodu - przed sklepem stał mężczyzna, od stóp do głów spowity czernią. W jednej chwili uleciał z niej cały nastrój lekkości i beztroski, w jego miejsce pojawiło się dziwne napięcie.
Matka kazała jej zawsze ufać swoim przeczuciom, więc zamiast iść dalej, kręciła się bez sensu po skraju promenady, dając sobie szansę na obserwowanie przybysza z daleka, widząc, że widocznie jeszcze jej nie zauważył.
To co dojrzała, wcale jej nie uspokoiło. Pan Mroczny-I-Onieśmielający wyglądał na trzydziestkę, może czterdziestkę. Choć lato, wyjątkowo upalne było w pełni, był całkowicie okryty czarną koszulą i spodniami. Stał, wysoki i nachmurzony aż po horyzont. Nawet z daleka można było zauważyć, że nie jest osobą, z którą można żartować.
A jednak wbrew sobie poczuła się zaintrygowana...
Teraz, gdy przystanęła, żeby zebrać myśli, zastanowił ją iście irracjonalny lęk, który poczuła na widok mężczyzny - któr ł. Nie robiąc zupełnie nic.
Był po prostu kolejną osobą - jak tysiące innych ludzi, których minęła po drodze. W dodatku był biały dzień, na zewnątrz, a promenadą co jakiś czas ktoś szedł. Podejście wydawało się relatywnie bezpieczne. Pomodliwszy się w duszy ruszyła do przodu.
Gdy szła w stronę sklepu, pojawił się - nic nowego - kolejny problem. Czuła, jak z nerwów pocą jej się dłonie. Nienawidziła rozmawiać z obcymi. Co właściwie miała mu powiedzieć?
Potraktuj go jak typowego klienta. Potraktuj go jak typowego klienta.
Gwałtownie uniósł głowę w jej stronę, gdy podeszła.
- Dz-Dzień dobry panu - wyjąkała na widok pełnego politowania spojrzenia ciemnych oczu.
- Właśnie się zastanawiałem, kiedy przestanie się pani gapić i wreszcie tu przyjdzie.
Pokraśniała z zawstydzenia. Udało jej się wszystko zepsuć w zaledwie trzy sekundy. Stała skrępowana, próbując sobie przypomnieć, co chce powiedzieć.
Na szczęście nie musiała się za bardzo wysilać, bo mężczyzna postanowił kontynuować.
- Kiedy dokładnie otwiera się ten - cedził słowa, starając się bardzo, aby każde zabrzmiało jak obelga. - Przybytek?
- A! O dziesiątej, proszę pana - odparła, wdzięczna, że pytanie wymagało jedynie prostej odpowiedzi.
- Rozumiem - powiedział wolno, tonem, który jawnie sugerował, że nie rozumie - i nie zamierz rozumieć. - W takim razie może pani kontynuować.
- Tak, okej...- Zastanawiała się, kiedy dokładnie straciła kontrolę nad rozmową.
Zrobiła krok w kierunku drzwi, zaczęła grzebać przy pęku kluczy, po czym zatrzymała się nagle i odwróciła.
- Zamierza pan tu tak po prostu stać?
- Tak długo, jak to konieczne.
- Został jeszcze cały kwadrans - zauważyła niespokojnie.
- Dokładnie tak.
- ... Może chciałby pan wejść?
Uśmiechnął się drapieżnie.
- Jest pani nader łaskawa.
Adina zamknęła za sobą drzwi księgarni i dopiero odwróciwszy się zrozumiała swój błąd.
Właśnie przeszła od "otwartego i publicznego" do zamkniętego i sam na sam z nieznajomym. Spojrzała na niego, czując jak dziwna niepewność, a nawet obawa wypełnia jej żyły zastępując krew. Jej nogi stały się nagle jak z ołowiu, a serce waliło jak oszalałe
Zdawał się nad nią górować, a może to jedynie lęk zaburzał jej zdolność postrzegania?
O, kurcze...
Zdecydowanie był sporo starszy od niej.
Stali tak przez cichą, przepełnioną napięciem chwilę, wśród unoszących się w rannym świetle drobinek kurzu.
Musiał dostrzec przerażenie w jej oczach, bo burknął:
- Głupia dziewczyno, nie zamierzam cię skrzywdzić. Wracaj do swojej roboty.
Jego ton ją otrzeźwił. Potem zarejestrowała, co powiedział i odeszła z ulgą, że wreszcie może znaleźć się z dala od obcego.
...
Zanim oficjalnie otworzyła sklep, była już zdecydowanie wkurzona na postać czytającą coś w odległym kącie.
Długowłosy, zhipisiały dziwak, nieumiejący odczytywać sygnałów.
Ale prawdę mówiąc, wydawał się zdecydowanie dalekim - najdalszym - od hipisa. Miał wyrafinowany sposób mówienia i manierę godną zawstydzić samą Królową. Szacunek i podziw praktycznie wryły się jej w głowę na sam jego widok. A jeśli chodzi o sygnały - miała wrażenie, że nie chodziło wcale o to, czy mógł je odczytać. Bardziej odczytywał je po czym bezceremonialnie po nich deptał. Nie była głupia - najwyraźniej Pan Mroczny-I-Onieśmielający nie miał po prostu żadnych skrupułów - wysoce irytujące.
Jednak jeśli miała być szczera, to była głównie zła na samą siebie. Za zachowanie godne zidiociałego bezkręgowca.
Nawet nie zapytał, czy może wejść. Wystarczyło, że na ciebie spojrzał, a ty go zaprosiłaś.
Drzwi księgarni otworzyły się ze skrzypieniem.
- Siemasz! Przepraszam za spóźnienie. - To była Vicky, jej koleżanka ze zmiany. Vicky była... Zdecydowanie nie była kimś, kogo Rodzice by zaakceptowali. Nosiła krótkie (naprawdę krótkie) spodenki, mieszkała ze swoim chłopakiem i miała tatuaż na brzuchu. I się spóźniała.
Dwudziestokilkulatka podeszła do niej.
- Cholercia, nawet jakiś klient przyszedł tu przede mną - zauważyła niezbyt cicho. - Przebiłam samą siebie.
- Rzeczywiście - odparła chłodno Adina. Po chwili poczuła się źle ze swoją oschłością. - Ale szczerze powiedziawszy, był tu jeszcze przede mną. Czekał przed sklepem. Zanim otworzyłam.
- Pokręcony. Kto przyszedłby do księgarni o tej porze, tym bardziej, gdy tuż obok jest plaża...
Adina zesztywniała. Starała się nie spojrzeć zbyt ostentacyjnie w stronę mężczyzny, który jak zdążyła się zorientować widział (i słyszał) więcej niż by na to wskazywało.
- Spokojnie, tylko żartuję, mała. - Pośpieszyła z zapewnieniem Vicky, błędnie odczytując jej zachowanie. - Książki są super. Po prostu pewnie nie dostrzegam tyle, co ty. To tylko pokazuje o ile jesteś bystrzejsza ode mnie. - Uśmiechnęła się przepraszająco.
- Uhm - odpowiedziała Adina elokwentnie. Nie bardzo umiała odpowiadać na jakiekolwiek komplementy, zwłaszcza gdy pociła się pod wpływem mieszaniny stresu i poczucia upokorzenia.
Jej koleżanka jednak nie zdawała się brać tego do siebie. Właśnie szurała w stronę swojego ulubionego miejsca za ladą.
Adina została więc sama, rumieniąc się ze wstydem. I pytając samą siebie, dlaczego aż tak miałoby jej zależeć na opinii mężczyzny, którego nawet nie znała.
Fuknęła pod nosem i ruszyła porządkować półki.
*"If the world was ending now" Jp Saxe, Julia Michaels
