Dziękuję za dodanie opowiadania do ulubionych czy śledzenie, to karmi wenę. Komentarze też :-) Ponieważ mamy poniedziałek, to na nowy tydzień nowy rozdział.

Dodaję rozdział z opisem procesu Syriusza i tym jak to mogło moim zdaniem wyglądać, że trafił do Azkabanu bez procesu. Ten rodział zakończy rok 1981, czyli śmierć Potterów a także zamknięcie w więzieniu Syriusza i Bellatrix

Parę uwag:

- na potrzebę tego ficka założyłam, że Mistrzostwo w danej dziedzinie to coś w rodzaju habilitacji z naszego świata, by zostać Mistrzem trzeba udowodnić wiedzę przed kolegium mistrzów (coś jak kolokwium habilitacyjne) i mieć dorobek. Podobnie wygląda z czarną magią, gdzie Mistrzów nazywano Czarnymi Panami.

- W kanonie nie było tytułów szlacheckich, nie było lorda Malfoya, ale pan Malfoy i jedynymi którzy używali tytułów byli Lord Voldemort oraz Książę Półkrwi i to ich wyróżniało. Zachowam to i dodam jeszcze Lorda Grindelwalda. Ja od siebie będę używać określenie patriarcha/matrona lub pater familias/mater familias bo to jakoś mi bardziej pasuje do świata HP.

To opowiadanie z kategorii T więc nie będzie tutaj wielu wulgaryzmów, ale w tym rozdziale się pojawią


Jak na Mistrza Zaklęć i Eliksirów przystało, Wilhelm w wieku sześćdziesięciu lat wyglądał na dużo młodszego. Może i wcześniej nie zwracał uwagi na takie sprawy, ale małżeństwo z Mafaldą bardzo go zmotywowało. Dlatego też na salę rozpraw wszedł jako krzepki czarodziej około czterdziestki, ubrany w kosztowne, eleganckie szaty. Nie mógł wyglądać byle jak, toteż w kosztownej, szafirowej szacie wyglądał jak na znaczącego czarodzieja przystało. A tytuł Mistrza w dwóch dziedzinach czyniło go takowym, bo takich jak on nigdy nie było za dużo. Wszedł na salę z pewną nonszalancją, uśmiechając zawadiacko pod nosem z manierę nieco przypominającą manierę jego ojca.

- Wilhelmie Grindelwald, Mistrzu Eliksirów i Zaklęć zostałeś wezwany jako świadek w sprawie morderstwa Jamesa i Lily Potterów. Czy potwierdzasz, że Lily Potter była twoją uczennicą od roku 1978?

- Tak – odparł Wilhelm krótko.

- Hem, hem – zachrząkała Dolores – Mistrzu Grindelwald, ale to oznacza ze Lily Potter została twoją uczennicą w wieku lat osiemnastu, zaraz po zakończeniu nauki w Hogwarcie.

- I co z tego? – spytał niewinnie, strzepując niewidzialny pyłek z szaty – czy te ehem pytanie, do czegoś zmierza?

- To zwykła obserwacja Mistrzu, że wziąłeś niezwykle młodą uczennicę – odparła słodko Umbridge.

- Zdaje się dyrektorze Crouch, że wezwanie dotyczyło śmierci Potterów, a nie wieku moich uczniów – powiedział spokojnie Wilhelm – nie widzę związku między jednym a drugim.

- Dolores bywa nadgorliwa Mistrzu Grindelwald, ale zapewne wiesz, że czarodzieje i czarodziejki chcący osiągnąć mistrzostwo zwykle zaczynają formalną naukę nieco później. W jaki sposób i kiedy poznałeś Lily Potter?

- Za sprawą naszego wspólnego znajomego, Filiusa, który jest Mistrzem Pojedynków i nauczycielem Zaklęć w Hogwarcie. Zachwalał uczennicę z Gryffindoru i przekonywał, bym rozważył wzięcie jej na dalsze nauki – wyjaśnił spokojnie Wilhelm – pokazał mi jej oceny, opowiadał jak sobie radziła na jego lekcjach, toteż postanowiłem ją poznać. Co więcej, Horacy Slughorn mówił mniej więcej to samo. Podczas któregoś wyjścia do Hogsmeade, spotkaliśmy się w trójkę w prywatnym pokoju w Trzech Miotłach. Kazałem Lily Evans zaprezentować parę znanych jej zaklęć spoza szkolnego sylabusa, a ona wykonała moje polecenie wyczarowując między innymi cielesnego patronusa co stanowi niemałe osiągnięcie dla czarownicy z szóstej klasy. Wyjaśniłem jej, że jeśli po zakończeniu szkoły osiągnie jeszcze wyższy poziom to z chęcią zostanę jej Mistrzem. I tak właśnie się stało.

- Ponoć pokłócił, się pan o coś z Jamesem Potterem, Mistrzu. Co to za sprawa? – spytał Crouch.

- Potter był imbecylem, a Black nie tylko zapchlonym kundlem, ale i parszywym zdrajcą – parsknął Wilhelm ze złością - Lily Evans była niezwykle uzdolniona tak w dziedzinie Zaklęć jak i Eliksirów, do których miała naturalny talent. Jako Mistrz obu tych dziedzin zweryfikowałem opinie jakie dostałem ze szkoły, przekonałem Lily by próbowała osiągnąć Mistrzostwo w obu tych dziedzinach. Każdy nauczyciel pragnąłby szkolić równie zdolną i pracowitą czarownicę – mówił z dumą – a jednocześnie stanowiła dowód na błędne przekonanie tych, co wierzą w wyższość czystej krwi. To czarodzieje półkrwi są zwykle najpotężniejsi magicznie, zaś Lily zdolna osiągnąć podwójne Mistrzostwo stanowiła by dowód nie do podważenia że i ci w pierwszym pokoleniu to cenny nabytek. Potter nie rozumiał jak jej umiejętności ściągają na nią zagrożenie ze strony tego obłąkanego mordercy. Myślał, że to szkoła i wystarczy robić innym psikusy, jak on i jego banda dręczycieli czynili w Hogwarcie. Gdyby do jego zakutego łba cokolwiek docierało, mogliby żyć.

- W jakim sensie mogliby żyć? – spytał Crouch – o czym pan myśli Mistrzu Grindelwald?

- O wyjeździe za granicę dyrektorze Crouch – wyjaśnił Wilhelm – do kraju, gdzie talent znaczy więcej niż głupie przesądy ograniczonych durniów. Namawiałem Lily by albo udała się pod opiekę moich rodziców, Lorda i Lady Grindelwald, albo na własną rękę wyjechała za granicę. Lily była gotowa spróbować obu opcji, ale Potter nie chciał o tym słyszeć. Uważał takie zachowanie za akt tchórzostwa i ucieczkę, a poza tym wierzył, że mogą ramię w ramię z ministerstwem wygrać tę wojnę uczciwymi metodami. A pan wie dyrektorze, do czego owe metody doprowadziły – kontynuował – zginęło wielu dobrych czarodziei jak bracia Prewett czy rodzina McKinnon, nie podzielam ich przekonań politycznych, lecz śmierć czarodzieja to zawsze tragedia. Ten imbecyl Potter niczego nie pojmował.

-Retrospekcja-

Powiedzieć, że Wilhelm Grindelwald i James Potter za sobą nie przepadają, to jak nazwać klątwę Cruciatus zaklęciem łaskoczącym. Ich relacja stanowiła mieszaninę zazdrości i uprzedzeń, a zatem istną tykającą bombę. Lily Evans poznała dużo starszego, statecznego czarodzieja w szóstej klasie. Będąc prawdziwą prymuską do tego żywo zainteresowaną tak Zaklęciami jak i Eliksirami, potraktowała spotkanie z Mistrzem w obu dziedzinach niczym spotkanie z wielką sławą. Tytuł Mistrza zdobywano w uznaniu nieprzeciętnych talentów czarodzieja i nazwanie kogoś Mistrzem czy to Eliksirów czy dowolnego innego przedmiotu oznaczało wyróżnienie. Zdobycie mistrzostwa w obu dziedzinach stanowiło niemałe wyzwanie i tak oto Filius Flitwick będący Mistrzem Pojedynków oraz mający wszelkie kwalifikacje na Mistrzostwo Zaklęć budził wielki podziw u każdego zaznajomionego ze światem magii. Lily była ogromnie przejęta przed spotkaniem i podczas powitania ledwie mogła mówić z emocji, ale potem, prezentując ukochane zaklęcia już zapomniała o wrażeniu.

Owo spotkanie miało wielki wpływ tak na młodą Lily jak i na starego mizantropa, który umiał rozpoznać talent. A widząc czarownicę zdolną w obu dziedzinach zapragnął by kontynuowała pod jego okiem nauki. Zaczęła wymieniać z nim listy już w siódmej klasie, zanim zaczęła oficjalnie uczyć się pod jego okiem co nie podobało się Jamesowi. James nie chciał by przebywała za długo z Wilhelmem Grindelwaldem, który znany był z nieprzyjemnego usposobienia i był spokrewniony kim był. Fakt, że Lily rozpoczęła naukę na mistrzostwo wbrew woli narzeczonego stanowiło fundament fatalnych relacji. Dowcip jakim wraz z Syriuszem Wilhelma tak rozwścieczył starszego czarodzieja, że już nawet nie próbował się hamować. Odtąd każde spotkanie Jamesa i Wilhelma oznaczało karczemną awanturę. Relacje między Mistrzem a uczniem, a zwłaszcza uczennicą, są złożone a Lily podziwiała wiedzę i umiejętności swojego. Zrodziło się z tego dość częste i niewinne uczucie zauroczenia uczennicy Mistrzem, nie mającego nic wspólnego z pożądaniem cielesnym za to wiele z podziwem. Fakt, że Wilhelm pozwalał tak Lily jak i sobie na poufałość, która jednak nie wychodziła poza dopuszczalną zażyłość między przyjaciółmi, dolewał oliwy do ognia. Nie każdy obserwator wiedział o niuansach, ale widział, że dwaj czarodzieje reagowali na siebie gorzej niż rozwścieczone buldogi.

Artur Weasley, który z powodu sympatii mugolskich raczej nie był kimś kto darzy sympatią ród Grindelwald głoszący idee supremacji magicznej krwi, próbował hamować Jamesa. Gellert i Ariana wprowadzili w połowie Europy system polityczny, który dążył do tego czarodzieje panowali nad mugolami jak tylko się osłabi mugoli. To oni zachęcali do zabierania dzieci z rodzin mugoli rodzicom i głosili całkowitą separację jako pierwszy krok dominacji. Weasleyowie z kolei głosili idee równości wszystkich, ale też tolerancji i nie karania dzieci za winy rodziców. A chociaż Wilhelm Grindelwald był synem Lorda i Lady Grindelwald, bardziej niż polityką interesował się swoimi badaniami to jednak nie był zwyczajny. Niemniej jednak uwodzenie uczennic interesowało go mniej niż zeszłoroczny śnieg.

- Możesz równie dobrze mnie podejrzewać o próbę uwiedzenia Lily – zapewniał Artur.

- Ale ty masz Molly i gromadkę dzieci – zauważył James.

- A młody Grindelwald kociołki i uwierz mi kociołki z eliksirami są dla niego bardziej pociągające niż kobiety. Moja matka nieraz opowiadała jak niejedna próbowała z nim flirtować, a on ciskał w nie klątwą powodującą pryszcze, albo przywoływał rój owadów. Czarownica może stanąć przed nim nago, a jemu nie drgnie nawet powieka nie mówiąc o innej części ciała.

-O Merlinie, Syriusz – jęknął James.

-Co z nim? – spytał Artur.

- Odkąd Lily zaszła w ciążę, co nas uradowało, nie może teleportować się ni korzystać z Fiuu by udać się do swego Mistrza – zaczął James.

- Wiadomo, takie podróże mogą doprowadzić do nieszczęścia – potwierdził Artur – ale co to ma do Syriusza?

- Więc nauczyciel Lily do niej przychodzi, a ponieważ właśnie miałem coś do zrobienia dla Zakonu to Lily została sama i prosiłem Syriusza by zmienił się psa i miał na niego oko, a jeśli on się zorientuje…

To był ciepły, wiosenny dzień roku 1980. Ponieważ na dworze czuć już było powiew lata, Lily postanowiła wyjść do ogrodu, w czasie przerwy w nauce. Ze względu na jej stan zajmowali się głównie teorią, ale i w teorii zaklęć było wiele do przerobienia co wiedział każdy kto kontynuował naukę. Omawiali właśnie zasady magii bezróżdżkowej, bowiem Wilhelm nalegał by sprawdzić jaki rodzaj zaklęć rzuci w ten sposób. Nie musiał tłumaczyć czemu.

- Zrobię herbaty i może wyjdziemy do ogrodu Mistrzu – zaproponowała – mam nieco placka z owocami, a to grzech nie wyjść do ogrodu w taką pogodę.

- Wiesz, jak mnie przekonać starego czarodzieja – zaśmiał się – poczekam na ciebie na tarasie – zaśmiał się po czym wyszedł z pokoju dziennego na taras.

Wilhelm, jak wielu, zdawał sobie sprawę, że Potterowie budzą niezdrowe zainteresowanie Voldemorta i śmierciożerców. Dlatego zawsze pamiętał o zasadach bezpieczeństwa i namawiał Lily do wyjazdu dla jej bezpieczeństwa. Tam by mogli spokojnie studiować Zaklęcia, bo to go interesowało, oraz eliksiry, a nie jakieś głupoty alkowiane. Rzucał właśnie różne czary skanujące, kiedy wykrył obecność animaga przy płocie. Używanie animagów jako szpiegów stanowiło popularną praktykę, a on właśnie wykrył, że wielkie, czarne psisko co wlazło przed uchyloną bramkę to animag, a nie pies sąsiadów żebrzący o kość. Niewiele myśląc cisnął w psa zaklęciem Petrificus Totalus, po czym rzucił Accio by nie musieć iść do niego i wreszcie Wingardium Leviosa. Każdego uczył by nie ignorować prostych zaklęć, a teraz patrzył z dumą na niezdolnego do ruchu Syriusza.

- Zaraz przywrócę cię do normalnej formy pchlarzu, po czym powiesz mi grzecznie pojebańcu co tutaj robisz, albo utnę ci fiuta zarówno w psiej jak i ludzkiej postaci, przez co nie będziesz mógł posuwać ni suk, ni dziwek, rozumiemy się? – po tych słowach cisnął w niego czarem odwracającym animagiczną postać.

Po chwili na trawniku leżał Syriusz Black, mając nad sobą wściekłego Wilhelma Grindelwalda. Jeśli Black wcześniej uznał całe zadanie za niezły figiel, to teraz już nie było mu do śmiechu. Miał nad sobą rozwścieczonego Mistrza Zaklęć, który i tak za nim nie przepada. I ten starszy czarodziej właśnie mu zagroził kastracją.

- Black – syknął Wilhelm – nie wiem czym walnąłeś się w ten pusty łeb, że uznałeś bieganie jako kundel po ogródku Pottera za dobry pomysł. A teraz mi wyjaśnij, dlaczego mam ci nie uciąć fiuta.

- To nielegalne, a poza tym jak przecież nic nikomu nie zrobiłem!

- Mówi huncwot – parsknął Wilhelm – wiesz, że ktoś mógłby wziąć cię za szpiega ty kupo smoczego łajna?

- Syriusz?! Nie wiedziałam, że wpadniesz naszykowałabym więcej herbaty – powiedziała Lily – to zaraz ci zrobię herbaty, Mistrzu czemu lewitujesz Syriusza?

- Dlatego Lily, że sprawdzałem czy ktoś was nie szpieguje i wykryłem animaga. A ponieważ ten zapchlony futrzak to kumpel twojego męża, pytam grzecznie, dlaczego hasa po okolicy na czterech łapach.

- Niech zgadnę to pomysł Jamesa – syknęła Lily – ja chyba wiem o co chodzi Mistrzu. James miał coś zrobić dla Zakonu i chyba chciał by Syriusz miła na mnie oko. Wiesz jak on reaguje kiedy… nie mam już na to siły, najpierw zagrożenie ze strony Czarnego Pana, a teraz zazdrość Jamesa. Nie wiem co począć.

- Znasz moje zdanie – powiedział Wilhelm łagodnie – chcesz żyć i chować swoje dziecko w strachu przed obłąkanym przywódcą bandy morderców? Moi rodzice na pewno ci pomogą. Idź do nich, albo wyjedź za granicę.

- Nie bez Jamesa – zapewniła – dziękuję za ofertę, ale jeśli James się nie zgodzi to nie wyjadę.

- I nie nazywaj go Czarnym Panem, Tom Riddle to obłąkany przywódca bandy morderców a nie pan – mówił Wilhelm.

To jedno z wielu takich spotkań, czego rzecz jasna Wilhelm nie opowiedział w czasie przesłuchania ze wszystkim szczegółami. Opowiedział, że namawiał swoją uczennicę na wyjazd, lecz ona odmawiała nie chcąc zostawiać męża. Przedstawił siebie jako czarodzieja zatroskanego o swoją zdolną uczennicę, co było prawdą bowiem każdy Mistrz marzył o byciu mentorem wybitnego ucznia. Wilhelm Grindelwald uważał Lily za kogoś takiego i po prostu interesowała go naukowo.

-Koniec retrokspecji-

- To niezwykle ciekawe, zatem znałeś Mistrzu Grindelwald Potterów dość dobrze. Czy wiesz kto był ich Strażnikiem Tajemnicy? – spytał Crouch.

- Syriusz Black – odparł Wilhelm bez wahania – James Potter wybrał swojego przyjaciela, ponieważ ufał mu bezgranicznie, a Black, to zapchlony kundel, ale i potężny magicznie.

- Kto rzucił Zaklęcie Fideliusa? – pytał Crouch.

- Lily – wyjaśnił Wilhelm – Potter mi nie ufał i nie chciał bym rzucał czar, a Lily była zdolna rzucić czar – dodał Wilhelm – przekonywałem by zarówno rzucający zaklęcie jak i Strażnik Tajemnicy mieszkali w chronionym domu, ale Black za bardzo chciał pokazać jaki z niego bohater. „Nie mogę siedzieć bezczynnie jak giną ludzie" – mawiał, a ja nie podejrzewałem, że planuje zdradę!

- Nikt nie podejrzewał Mistrzu Grindelwald – odparł Crouch – myślę, że mamy dość dowodów by zmienić areszty tymczasowy Blacka na Azkaban. Trzej czarodzieje o uznanych w Anglii i Europie osiągnięciach magicznych, zgodnie potwierdziło, że Lily Potter poprawnie rzuciła Zaklęcie Fideliusa, a Strażnikiem Tajemnicy był Syriusz Black. Ci czarodzieje to: Albus Dumbledore, dyrektor Hogwartu i Naczelny Mag Wizengamotu, Filius Flitwick Mistrz Pojedynków i nauczyciel Zaklęć w Hogwarcie oraz Wilhelm Grindelwald Mistrz Eliksirowi i Zaklęć. Każdy z tych czarodziei znał Lily Potter, a dwaj z nich ją uczyło potwierdzając zdolność zmarłej pani Potter do rzucenia skomplikowanego zaklęcia. O bliskiej znajomości Syriusza Blacka oraz Jamesa Pottera zeznali też ich przyjaciele z Zakonu Feniksa, tacy jak Artur i Molly Weasley czy Alastor Moody. Wszyscy myśleliśmy, że Syriusz Black wyrzekł się rodzinnych przekonań z powodu ostrego konfliktu z matką, ale najwyraźniej dołączył do grupy przestępców pod wodzą wielokrotnego mordercy!


Bartemiusz Crouch już wcześniej przepchnął prawo pozwalające na wrzucenie śmierciożerców do Azkabanu bez procesu. By uczynić tak z Blackiem, potrzebował zeznań prominentnych czarodziejów w takimi byli Albus Dumbledore i jego siostrzeniec Wilhelm Grindelwald. Ci dwaj zgodnie zapewniali, że to Black był Strażnikiem Tajemnicy a fakt, że schwytany powtarzał „to moja wina" dopełniał obrazu. Zwykle więźnia do Azkabanu eskortowali aurorzy, a tamtego dnia zamierzał to uczynić osobiście Rufus Scrimgeour, szef biura i zasłużony auror oraz nie mniej zasłużony Alastor Moody. Obaj stanowili kandydatów na szefa biura, ale Moody sam mawiał, że woli łapać złoczyńców niż siedzieć za biurkiem. Obaj teraz stali przed celą Blacka tuż za Crouchem.

- Idziesz z nami Black i nie radzę próbować sztuczek – zaczął lodowato Crouch.

- Dokąd mnie zabieracie? – spytał Syriusz.

- Do Azkabanu – wyjaśnił Crouch – zgnijesz z dementorami, za wydanie Potterów, morderstwo Petera Pettegriew i trzynastu mugoli.

- Jestem niewinny – wrzasnął Syriusz – to Peter był Strażnikiem Tajemnicy, nie ja, to on zdradził Lily i Jamesa! Musicie mi uwierzyć.

- Wygoda linia obrony, bo jedyne osoby mogące potwierdzić rewelacje nie żyją – wycedził Rufus – Lily Potter, która rzuciła Fideliusa nie żyje, podobnie jak rzekomy Strażnik. Każdy wie, że Strażnik musi uczestniczyć w procesie rzucania zaklęcia – dodał.

- Peter żyje, zmienił się w szczura i uciekł – bronił się Syriusz.

- Zamknij się zdradzieckie, śmierciożercze ścierwo – przerwał Alastor - mamy zeznania wiarygodnych świadków co do tego, że byłeś Strażnikiem Tajemnicy więc nie wiń Pettegriew. Zaraz oskarżysz pewnie Albusa Dumbledore'a o spisek!

- Wszyscy mieli myśleć, że to byłem Strażnikiem, ale dokonaliśmy podmiany na kogoś, kto nikt nie podejrzewał!

- Zamilcz Black i przestać bredzić – przerwał Crouch – nikt nie podważy słów Albusa Dumbledore'a, Filiusa Flitwicka i Wilhelma Grindelwalda: ani ich magicznych osiągnięć, ani pogardy do śmierciożerców. Mam uwierzyć, że niedojrzały chłystek lubiący dziwki i durne dowcipy ma rację, a nie trzej stateczni czarodzieje? Zamilcz albo cię uciszę.

Syriusz wiedział, że to koniec. Nikt mu nie uwierzy, ponieważ Crouch gardził nim za bycie Blackiem, a Scrimgeour i Moody za bycie Huncwotem. Oto on, szkolny dowcipniś i lubiący psoty czarodziej podważa słowa statecznych magów. Sprawa wyglądała na prostą w oczach służbisty Scrimgeour'a oraz Croucha. I dlatego właśnie Syriusz Black, Huncwot i zbuntowana latorośl Walpurgi i Oriona trafił do Azkabanu bez procesu. Nie on pierwszy gwoli prawdy, a samotność na więziennej pryczy „umilali" mu dementorzy. Nikt nie wierzył w jego niewinność, ponieważ plan ułożony z Jamesem polegał na tym, że nikt nie pozna prawdy o podmiance. Tylko Potterowie, on i Peter wiedzieli. Dwie z trzech osób zostały zamordowane z wyniku zdrady trzeciej, a trzecia uciekła w postaci animagicznej. Syriusz przeciwstawiał swoje słowo słowu dyrektora Hogwartu, co stawiało go na straconej pozycji. Wiadomo komu wszyscy uwierzą. Przesłuchanie pod veritaserum by pomogło, ale stosowano takowe w „uzasadnionej potrzebie" a teraz takowej nikt nie widział. W ozach świadków sprawa nie budziła wątpliwości. Nawet Remus Lupin, z pewnością wezwany na przesłuchanie, potwierdzał oficjalną wersję.

Black był dzielnym człowiekiem, ale Azkaban przerażał. Niestety nikt i nikt nie ocali go z tego piekła. Najbliższe lata spędził w towarzystwie najgorszych wspomnień i poczucia winy, że nie przekonał Lily by posłuchała swego Mistrza i wyjechała za granicę, albo błagała o pomoc Lorda i Lady Grindelwald. James by mu tego nie darował, ale Lily by żyła a Harry, jego chrześniak miałby matkę. Syriusz krzyczał po nocach o swej niewinności, ale w Azkabanie wszyscy z czasem zaczynali krzyczeć i mówić przed sen. W tym piekle szaleństwa obłęd stanowił chleb poprzedni. Nie mógł udowodnić swej niewinności przed żadnym sądem, zresztą nie trafi pod sąd.

A niedługo po swoim trafieniu do więzienia poczuł jak został wydziedziczony magicznie przez swojego pater familias. Wcześniej mieli go za głupca obrażonego na rodzinę, a teraz za zdrajcę oraz zwolennika Voldemorta.


Petunia Dursley nienawidziła magii. Magia zaczęła powoli rujnować jej życie jeszcze w dzieciństwie, kiedy to zaczęła powoli zabierać jej małą siostrzyczkę, Lily. Ich ścieżki ostatecznie się rozeszły odkąd w wieku jedenastu lat Lily odeszła by pobierać nauki w Hogwarcie, a Petunia poszła do zwyczajnej szkoły. Petunia nigdy by nie przyznała, że jej nienawiść do „nienormalności" wynika z zazdrości i skrytego żalu. Nikt, nawet Vernon, nie wiedział jak płakała słysząc od Albusa Dumbledore'a o śmierci siostry i szwagra. Wzięła z rąk dyrektora Hogwartu dziecięcy koszyczek z siostrzeńcem z kwaśną miną. Ale wzięła i przyjęła go bardzo niechętnie.

- Harry będzie normalny – zapowiedziała mężowi po tym, jak wniosła do domu koszyk z dzieckiem – będzie normalny.

- Ale jak tego dokonasz Petunio? – spytał Vernon.

- Pracą – wyjaśniła – praca i dyscyplina nie pozwolą mu na bycie dziwakiem, nie będzie abominacji w naszym domu – zapowiedziała uroczyście.

- Zaufam ci Pet – odparł Vernon.

Harry nie wiedział, że trafił do domu swej ciotki która nie przyjęła go z radością. Nie wiedział, że był szczypany przez swego kuzyna, Dudleya, którego interesował nowy członek rodziny. Nie mógł wiedzieć, że czekają go ciężkie lata w domu ciotki. Nic z tego jeszcze nie było mu wiadome, kiedy spał spokojnie w kojcu. Widok słodko śpiącego dziecka wzruszył by niejednego, ale nie Petunię Dursley. Petunia nie była głupią kobietą, nawet jeśli nie umiała czarować.

Relacje z Lily od dawna nie należały do najlepszych, ale Lily napisała do niej niedawno, że ściga ich jakiś Lord Voldecoś. Z tego co Petunia rozumiała, był to przywódca grupy faszystów ścigających czarodziei z rodzin niemagicznych. I ten morderca z powodu jakiejś przepowiedni zaczął polować na Lily i jej rodzinę. Dla Petunii brzmiało to jak bredzenie szaleńca i ten wariat zabił Lily z powodu bzdur. I ona ma uważać tych ludzi za odpowiedzialnych? Petunia nienawidziła magii i znajdowała mu temu kolejne powody.

- Nie wiem czy to właściwi opiekunowie dla chłopca? – szepnęła Minerwa patrząc na Privet Drive nr 4.

- Wiem czego się lękasz, ale to jego najbliższa rodzina. Będzie tutaj bezpieczny przed możliwymi atakami. Petunia to siostra Lily co pozwala stworzyć słabszą wersję tarczy kara-la-sher – przypomniał Albus – dajmy im czas, w niewielu domach Harry będzie tak bezpieczny jak tutaj. Plotki już krążą po kraju, a wiesz jak na to zareaguje Bellatrix Lestrange i inni?

- Wiem – skinęła głową Minerwa – Weasleyowie by go wychowali w miłości, ale wzięcie Harry'ego by ich naraziło na śmiertelne niebezpieczeństwo. Tutaj nikt go nie będzie szukać – wskazała dłonią na osiedle podobnych do siebie domków – to kwintesencja generyczności przedmieść, a Harry jest schowany jak igła w stogu siana.

- Za parę lat do nas wróci – zapewniał Albus – osłony wokół domu pozwolą mi monitorować sytuację i podniosą alarm kiedy Harry znajdzie się w niebezpieczeństwie. Ale dajmy czas rodzinie i nie nachodźmy ich, to dla nich trudne. Są mugolami i mają wychować magiczne dziecko, a to ciężkie zadanie.

Małżonkowie stali jeszcze przez chwilę, po czym znikli udając się na jedno z licznych spotkań na które ich zaproszono. Minerwa wciąż nie wyglądała na przekonaną, że Dursleyowie to odpowiedni opiekunowie, ale nie mieli alternatywy. Już go nazwano „chłopcem, który przeżył" a Minerwie nikt nie musiał tłumaczyć, że Harry Potter to symbol i wiele stron zechce go wykorzystać. Dotknęła dłonią ramienia męża na znak swego poparcia dla jego decyzji. Bo Albus Dumbledore mocno bolał nad stratą każdego z członków Zakonu Feniksa.

Chodziło tutaj tak o osobiste sympatie, jak i o fakt słabnięcia ruchu głoszącego wolność i równość czarodziei oraz mugoli. W innych krajach Europy ich ruch był bardzo słaby, bowiem rządził tam Gellert Grindelwald i jego zwolennicy głoszący idee supremacji magicznej krwi. Tylko w Anglii jeszcze całkiem nie osiągnęli władzy, tak za sprawą Albusa jak i głęboko zakorzenionych przesądów i niechęci do czarodziei „nieczystej" krwi. Tylko dlatego jeszcze na masową skalę nie zabierano czarodziei mugolskiego pochodzenia z ich rodzin, nie dbano o całkowite rozdzielenie światów i nie walczono o dominację nad mugolami tak intensywnie jak we Francji czy Niemczech gdzie czarodzieje zajmowali stanowiska w mugolskich rządach i innych organizacjach by rozbijać społeczeństwa. Oczywiście owa dominacja była nie wprost, mugole nie mieli pojęcia kto pociąga za wiele sznurków bowiem stronnicy Grindelwalda rozumieli, że mugoli jest za dużo i dopóki ich liczba nie spadnie trzeba ich inaczej wykańczać. Albus z tym walczył, lecz miał przeciw sobie tak zwolenników supremacji czystej krwi jak i magicznej krwi. Utrata Lily i innych osłabiała jego ruch i nadzieję na lepsze jutro. Harry Potter stanowił symbol i jeśli wychowa się w mugolskiej rodzinie to wzmocni ich ruch pokazując, że możliwe jest życie w zgodzie i czarodziei i mugoli. Bo przecież wszyscy są ludźmi, kochają i cierpią a Harry trafił do swej najbliższej żyjącej rodziny a nie obcych. Albus wierzył, że rodzinne więzy okażą się silniejsze niż obawy Petunii. Miał dobre chęci i działał powodowany szczerymi pobudkami, lecz nie bez kozery mówi się o tym jak dobre chęci brukują drogę do piekła. Ale o tym fakcie dyrektor Hogwartu przekonał się po czasie.


Melania Black była drobną, elegancką czarownicą lubiącą subtelną elegancję oraz towarzyskie spotkanie. Jako żona pater familias Blacków miała do takowych niejedną okazję, a organizowane przez nią popołudniowe herbatki uchodziły za jedne z bardziej prestiżowych wydarzeń towarzyskich dla czarownic. Była także, o czym wiedzieli wszyscy, przyjaciółką Lady i Lorda Grindelwald. Pochodząca z rodziny Macmillian czarownica, znała Gellerta i Arianę przed swoim ślubem, ponieważ jej rodzina ceniła tradycje czarodziejskie, ale uważała mugolaków za cenną, świeżą krew. To ułatwiło nawiązanie relacji, bardzo serdecznych, gdyż ojciec Melanii był wielkim stronnikiem Gellerta i częstym gościem w ich domu.

Kiedy wyszła sprawa wpierw Syriusza, a potem Bellatrix oboje zostali wydziedziczeni. Blackowie gardzili fanatyzmem, a Bellatrix okazywała fanatyzm a do tego stanęła przed sądem za wyjątkowo ohydną zbrodnię. Po co zabijać, jak się na tym nie zarabia? Arcturus nie zamierzał tolerować podobnego zachowania, nie tyle z powodu moralnych wątpliwości, co z ryzyka utraty przyjaźni Lorda i Lady Grindelwald.

- Melanio, miło widzieć cię w naszych progach – powiedział Gellert witając czarownicę jak na przyjaciółkę przystało pocałunkiem w oba policzki.

- A ja jak zawsze chętnie porozmawiam z tobą i Arianą – zapewniła z lekkim uśmiechem – Arcturus nalegał bym wyszła z domu chociaż na chwilę.

- Rozumiem, Ariana już czeka w pokoju różanym, bardzo ją ucieszy twój widok – zapewniał biorąc ją pod rękę i prowadząc jak na gospodarza przystało – twój wnuk wyrządził tak wiele zła.

- Wciąż nie wierzę w to, co się stało – mówiła Melania – jak on mógł? Niechby sobie wierzył w co tam chce, ale zdradzać przyjaciół tego nie mogę darować.

Szła u boku Gellerta do znanego jej pokoju, zwanego różanym. Swoją nazwę niewielki pokój zawdzięczał zaczarowanym różom na tapecie w pokoju oraz zawsze świeżym kwiatom na blacie stole. Ariana często przyjmowała tam zaproszone czarownice czy to na herbatkę czy inne, ważne spotkanie. Rozmawiała tam pewnego dnia z Lily Potter, uczennicą swego syna przekonując by była rozsądna.

- Melanio – Ariana powitała wieloletnią przyjaciółkę – Gellercie wiesz, jak sprawić mi radość, chodź moja droga wypijemy wino i porozmawiamy.

- Chętnie – skinęła głową Melania – jak się miewa Wilhelm? Wiem, jak cenił Lily i jak był do niej przywiązany – spytała uprzejmie.

- Był z niej dumny, chciał by zdobyła Mistrzostwo w Eliksirach i Zaklęciach – wyjaśniła Ariana – był w szoku, że zdradził ich przyjaciel.

- My także, z Acrturusem wydziedziczyliśmy Syriusza – zapewniała Melania – wcześniej myśleliśmy, że to taki młodzieńczy bunt z ucieczką do Potterów i jego zachowaniem – dodała.

- Jak my wszyscy, przecież Lily zapewniała, że jej bezrozumny mąż i twój zdradziecki wnuk są jaka bracia. Tak samo uważał mój brat, Minerwa i reszta tego ich Zakonu – zapewniła Ariana – nie mam do ciebie pretensji, Wilhelm też nie on oszukał nas wszystkich.

- To chociaż jeden kamień z serca mi spadł – odparła Melania – Wilhelm dawno nie zapalił się tak do żadnego projektu, jak nauczania Lily.

- Wiemy o tym z Gellertem – zapewniała Ariana – Wilhelm namawiał ją do wyjazdu za granicę, albo chociaż zamieszkaniu tutaj, wizja by mieszkała w jego piwnicy bardzo mu się podobała!

- Wyobrażam sobie, że miał minę dziecka w sklepie z cukierkami – zaśmiała się Melania.

- Ten imbecyl Potter się nie zgodził – syknęła Ariana -wyobrażał sobie jakby mój syn, no wiesz co z Lily… jego czarownice nie interesowały, poślubił w końcu Mafaldę ale to jeden z tych mężczyzn co woli kociołki od tych spraw.

- Każdy kto znał Wilhelma wie, że woli kroić składniki na eliksir niż oglądać nagie czarownice, bez urazy Ariano.

- Znam mego syna i wiem dokładnie jaki był, a ten imbecyl Potter tego nie pojmował – parsknęła Ariana.

- A czego oczekiwałaś po synu tego kretyna Fleamonta i wnuku tego pieniacza Henrry'ego? Skażona linia ot co – dodała Melania.

- Też się tego obawiam – dodała ostrożnie Ariana – oby synek Lily ma więcej po niej niż swoim bezrozumnym ojcu.

Melania wysłuchała pomstowania zaprzyjaźnionej czarownicy na Jamesa Pottera. Sposób w jaki Ariana mówiła o Lily wskazywał, że absolutnie nie miałaby nic przeciwko jakby Wilhelm zainteresował się młodą kobietą nie tylko na gruncie naukowym. Plotkowały o znanych sobie osobach, a co najważniejsze Melania Black zadbała by Lord i Lady Grindelwald nie mieli wątpliwości co do ich uczuć względem Syriusza. Arcturus już wcześniej nie znosił wnuka za jego ucieczkę do Potterów i głoszone poglądy, ale nie wydziedziczał go wyraźnie licząc na opamiętanie. Nic takiego nie nastąpiło, toteż zerwali wszelkie więzy.


W czasie, kiedy Melania i Ariana spędzały przyjemne popołudnie, Arcturus uczestniczył w procesie Bellatrix Lestrange, z domu Black. Udał się tam razem z Cygnusem i Druellą, rodzicami oskarżonej, a także siedzącą po jednej stronie Andromedą Tonks, a po drugiej Narcyzą Malfoy. Wśród świadków zasiadała też Augusta Longbottom, należąca do szanowanej rodziny Longbottom. Brutalny atak na Franka i Alicję Longbottom, parę aurorów i członków Zakonu Feniksa zaszokował. Po pierwszy zniknięcie Lorda Voldemorta jakiś tydzień temu dało ludziom poczucie bezpieczeństwa, a po drugie zaatakowano członków szanowanej rodziny czystej krwi. To ostanie zaszokowało ludzi bardziej, ponieważ rodzina Longbottom jest stara, zamożna i szanowana. Może i nie było wielkiej przyjaźni między rodami Black i Longbottom ale żadna ze stron nie chciała konfliktu.

Arcturus jako pater familias rodu Black, wysłał formalny list z wyrazami ubolewania i przeprosinami do Augusty Longbottom, teraz matrony rodziny Longbottom. Augusta, doskonale znająca zasady świata magii, odpisała, że docenia wydziedziczenie „tej dziwki" z rodu Black i uznaje to za gest dobrej woli, ale nie może przyjąć przeprosin, gdyż Arcturus Black nie zawinił w niczym rodzinie Longbottom. „Doceniam gest z twej strony pater familias, lecz dopóki winna żyje nie będzie sprawiedliwości dla mego syna i synowej. Rodzina Longbottom przyjmuje wyrazy ubolewania od rodziny Black i nie będzie prowadzić vendetty przeciw rodzinie Black, lecz dopiero śmierć Bellatrix Lestrange z domu Black zakończy sprawę". Obecność Andromedy obok rodziców zdecydowanie złagodziło sprawę. I to ona rozmawiała z Augustą.

- Moja rodzina nigdy mnie naprawdę nie wydziedziczyła – wyjaśniła Andromeda przed wejściem na salę rozpraw – spanikowałam bojąc się reakcji rodziców na Teda, ale mój pater familias, dziadek Arcturus przekonał mnie bym wróciła i z nimi spokojnie porozmawiała. Ubolewam nad tym co moja… co Bellatrix zrobiła Frankowi i Alicji – dodała smutno.

- Nie winię cię Dromedo – zapewniała Augusta – znam twoje poglądy, przecież bywałaś u nas na herbatce z Tedem i Dorą.

- Mama cię cieszy z wnuczki do rozpieszczania – dodała Andromeda.

- My już nie mamy córki imieniem Bellatrix – zapewnił Cygnus Black przez zaciśnięte zęby.

- Wiem o wydziedziczeniu – zapewniała Augusta – i jak pisałam do waszego pater familias, rodzina Longbottom nie będzie prowadzić żadnej vendetty przeciw rodzinie Black.

Narcyza stała za rodzicami i milczała. Musieli się publicznie odciąć od Belli, by nie stracić przyjaźni Lorda i Lady Grindelwald, którzy gardzili śmierciożercami i Czarnym Panem. Blackowie nie chcieli też konfliktu z mającą wpływowych krewnych za granicą rodziną Longbottom. Narcyza milczała doskonale rozumiejąc jak potężni są Ariana i Gellert Grindelwald i że oni, wraz z dwojgiem synów i całą rzeszą zwolenników rządzą połową magicznej Europy. Narcyza mogła gardzić siostrą za ślub ze szlamą i patrzeć z góry na siostrzenicę, ale dyskretnie, ponieważ talentem Nimfadory Tonks interesowała się Ariana Grindelwald, a takich czarownic się nie prowokuje. Narcyza milczała tak idąc na proces najstarszej siostry, jak i przy wielu innych okazjach. Milczała tak często, że zyskała opinię mało rozmownej i milczenie nikogo nie dziwiło. Narcyza zaś milczała, ale słuchała chciwie łowiąc każde słowo. Kariera jej męża mogła zależeć od wiedzy o niuansach, a dobra żona dba o karierę męża. Pod wpływem Lucjusza i swego teścia mogła zmienić wpajane w domu poglądy na temat supremację magicznej krwi w poglądy o supremacji czystej krwi, ale nigdy nie zmieniła wpajanego od małego pragmatyzmu na rzecz ideologii. I dlatego przyjaźń Lorda i Lady Grindelwald to coś ważniejszego od możliwości oczyszczania świata ze szlamu. I dlatego weszła na salę rozpraw obok Andromedy, nie zamieniając jednak z tamtą ani słowa.

Nawet powieka nie drgnęła Narcyzie, kiedy ukochana siostra została zesłana do Azkabanu na resztę życia. Nie sposób inaczej ukarać kogoś, kto doprowadził torturami do szaleństwa parę aurorów czystej krwi. Siedząca obok Andromeda wyglądała jakby miała za chwilę zwymiotować słuchając o wyczynach siostry w służbie Lorda Voldemorta. Cygnus i Druella Black wyglądali na wściekłych i nikt nie wiedział czy z moralnego oburzenia, czy z powodu narażenia ich rodziny na kolejny skandal. Blackowie mieli raczej opinię uprzedzonych niż tolerancyjnych, ale wybierali raczej działanie po cichu niż latanie z różdżką po Pokątnej i grożenie niegodnym śmiercią. Arcturus i Melania wydziedziczyli Bellatrix w czasie procesu, wygłaszając płomienną przemowę o tym jak potępiają bezmyślną przemoc i tym podobne. Tego oczekiwano od stronników Grindelwalda, a rodziny Black i Greengrass ostro konkurowały o tytuł najważniejszych w Anglii. Na razie to rodzina Black uchodziła za tych, co są najbliżej Lorda Grindelwalda, ale rodzina Greengrass stanowiła poważnego pretendenta do tego tytułu. Blackowie raz zdobytego wpływu nie oddawali nigdy, zaś pozycja przyjaciół i najważniejszych stronników Grindelwalda w Anglii otwierała wiele ścieżek na kontynencie, którymi Blackowie nie zamierzali dzielić się z innymi. Wyczyny Syriusza i Bellatrix szkoły im w tym zakresie dlatego Arcturus był wściekły.

Rok 1981 zakończył się wielkim wstrząsem w magicznej Anglii. Świętowano koniec terroru rozsiewanego przez Lorda Voldemorta i szeptano historie o „chłopcu, który przeżył". Czarodzieje wierzyli, że tamtej nocy zdarzył się cud, a ani Albus, ani Ariana nie dementowali pogłosek. Ludzie pragnęli wierzyć w cuda i nie zabrano im tego. Cudem zaś z pewnością życie młodego Pottera, lecz o tym nikt nie wiedział.