5:00 – dzwoni budzik.
Wstaje zniechęcony bo moja praca jest niestety przykrym obowiązkiem który muszę wykonywać. Nie pomaga również fakt że przez najbliższe kilka godzin nie będę mógł badać swoich nowych zdolności. Chociaż mógłbym spróbować, ale wydaje się to nie być dobrym pomysłem z tego względu że w stolarni raczej długotrwałe rozmyślanie może prowadzić do amputacji kończyny a tego wolałbym uniknąć.
Po zakończeniu porannych przygotowań wsiadam do samochodu i jadę do pracy. Przez całą drogę zastanawiam się nad moimi nowo wykrytymi zdolnościami, czuje się niesamowicie, wyczuwam nadjeżdżające samochody zanim pojawią się w zasięgu mojego faktycznego wzroku. Czuje że mógłbym jeździć z zamkniętymi oczami, ale mój rozsądek mnie od tego powstrzymuje. Nie muszę już medytować by widzieć moje otoczenie a raczej taki stan przychodzi mi gdy tylko sięgnę w głąb swojego umysłu do mocy. To tylko skłania mnie do zadania sobie pytania „Jakie jeszcze mam umiejętności".
Moja stolarnia to mały hangar na obrzeżach miasta podzielony na mniejsze hale i magazyn.
Po dotarciu do miejsca pracy przebieram się i wchodzę do głównej hali by zobaczyć co według grafiku mam dzisiaj robić, podchodzę do tablicy i widzę że dzisiaj zajmuje się stworzeniem konstrukcji dachowej co nie napawa mnie zbytnio optymizmem ponieważ drewno które zostanie użyte do wspomnianej konstrukcji musi być gęste a zarazem ciężkie. Zawsze do takiej pracy wzywam kogoś do pomocy albowiem trzeba przenieść sezonowane drewno do obróbki na halę, ale tym razem postanawiam zrobić to samo bo czuje jakąś nową siłę i prawdę mówiąc chce to sprawdzić.
Po wyznaczeniu ołówkiem odpowiednich kantówek zabieram się do próby ich przeniesienia – co o dziwo się udaje. Podnoszę więc kilkumetrową kantówkę i wchodzę z nią na hale bez żadnych oznak zmęczenia. To niesamowite! - mówię pod nosem. Wnoszę pozostałe kantówki na hale i zabieram się do jej obróbki.
Po kilku przyjemnych godzinach pracy z wyostrzonymi zmysłami czas na 30 minutową przerwę. Swoją drogą wykonałem swoją pracę tak szybko że skończyłem to co zaplanowano na cały dzisiejszy dzień, a to wszystko w 4 godziny! Kierownik Józef kilkukrotnie prosił mnie o zwolnienie w obawie o moje zdrowie, ale ja nie czułem by moje tempo było zabójcze, co tylko zachęcało mnie do szybszego kontynuowania pracy, jak tak dalej pójdzie to szef na pewno przyzna mi obiecaną podwyżkę, będę musiał z nim porozmawiać wkrótce w tej sprawie.
Przerwę spędzamy w kameralnej stołówce wspólnie z czterema pracownikami którzy nazywają się kolejno: Mateusz, Eugeniusz, kierownik Józef oraz mój przyjaciel William. Rzadko wchodzę z nimi w dyskusje podczas przerwy gdyż najczęściej ich rozmowy toczą się wokół lokalnej polityki co mnie nie interesuje, i tak przeglądając internet spędzam większość czasu przerwy dopóki nie słyszę tego co powiedział kierownik.
„Ma strasznie brzydką twarz, naprawdę powinien pomyśleć nad jakąś operacją plastyczną" pomyślał kierownik Józef.
Zdenerwowany i zdziwiony jego śmiałością natychmiast odpowiadam „Hej! Nie potrzebuje żadnej operacji plastycznej, nie jestem wcale aż tak brzydki!"
Nagle każdy obecny pracownik patrzy się na mnie ze zdziwieniem
„Stary, nikt nic nie mówił, o co chodzi?" powiedział William.
„Nie możliwe! Słyszałem co Józef mówi na mój temat" odpowiedziałem szczerze zdziwiony.
„Nic takiego nie powiedziałem, ale pomyślałem o czymś zbliżonym. Nie mogłeś tego wiedzieć" - rzekł bardzo zdziwiony Józef.
Patrzę na niego zszokowany po czym wychodzę z zakładu idąc na ławkę na której Eugeniusz często siedzi i pali papierosy myśląc o całym tym wydarzeniu. Nie możliwe! Nie mógłbym czytać w jego myślach racjonalizuje. Muszę to sprawdzić.
Z chęcią sprawdzenia tej opcji wracam do stołówki i słyszę Mateusza „Niezły żart. To oczywiste że się zmówili, przecież nie da się czytać w myślach".
„Józef, pomyśl o dowolnej liczbie z zakresu 0-2000" dodałem chcąc sprawdzić czy umiem czytać w myślach"
„Spróbuje go zaskoczyć, 2520" pomyślał Józef
„Niezła próba kłamco, myślałeś o liczbie 2520" odpowiedziałem pewnie, dosłownie słysząc jego myśli tak jakby do mnie mówił. Zdziwienie tak od niego emanowało że nie potrzeba było mocy by je wyczuć.
„Dobra kończcie z tymi żartami, koniec przerwy – wracamy do roboty panowie" odpowiedział Sławek zmęczony naszymi 'żartami'.
Wszyscy oprócz mnie, kierownika oraz Williama wyszli na halę. Po chwili William mówi „Dobry żart stary! Dzięki za poprawienie samopoczucia!" Chociaż to nie był żart to byłem szczęśliwy że mogłem polepszyć jego humor w trakcie żałoby.
Po czym wróciliśmy do pracy, i do końca dnia byłem tematem numer jeden rozmów w zakładzie pracy, następne 4 godziny pracy zleciały dość szybko nadganiając grafik o jakieś 2 dni mniejszych prac wykończeniowych.
15:00 – wróciłem do domu, wierząc że mogę wszystko. Przede mną długi weekend! Pomyślałem.
Dziękuje za przeczytanie rozdziału, doceniam każdą opinie!
