III.
To przeczucie męczyło go od samego początku. Dlatego już nie miał zamiaru się zatrzymać.
- Hayato, zostań! – głos jego siostry tamtej nocy, gdy uciekł z domu, do dzisiaj brzęczał mu w uszach. Gdyby tylko chciała, mogłaby zatrzymać go siłą. Nie sprawiłoby to jej żadnego kłopotu. Ale mimo wszystko tego nie zrobiła.
- Jakbym mógł zostać w takim miejscu! – obrócił się wtedy i rzucił w nią tymi słowami. – To miejsce zabiło moją matkę!
Następnie uciekł, bez obracania się za siebie.
Bał się. Nie wiedział do końca, czego, ale…
Czuł, że jego słowa zniszczyły coś na dobre.
- Hayato! – przepełniony bólem wrzask jego siostry prześladował go, gdziekolwiek by nie poszedł. Gdziekolwiek… Gdziekolwiek…
- O, obudziłeś się.
Otworzył oczy, żeby zobaczyć twarz Niccolo, rozciągniętą w tym samym naiwnym uśmiechu, jaki zawsze gościł na twarzy jego ojca.
Hayato przypomniał sobie, że wcześniej przypałętał się do domu Carlo i przez przypadek zasnął popołudniu z powodu pogody.
- Już wieczór. Za chwilę otwierają sklep!
- Hm? A jaki ma to związek ze mną? – wymamrotał ponuro Hayato. Nie był pewien, czy jego gorzki nastrój był spowodowany faktem, że został obudzony w środku drzemki, czy przez ostry ból brzucha.
Dawno temu jego starsza o 3 lata siostra zmusiła go do zjedzenia jakiejś dziwnej potrawy, którą przygotowała. Trauma wywołana tamtym wydarzeniem zakorzeniła się w nim tak mocno, że wystarczył sam widok jej twarzy, żeby dawała o sobie znać.
(Więc to się zdarza nawet, gdy widzę ją tylko we śnie? Cholera…)
Mieszkał razem z siostrą aż do ósmego roku życia. Gdy uciekał z domu, była jedyną osobą, która troszczyła się o niego dostatecznie, żeby do samego końca chociaż próbować go zatrzymać.
- Ech…
Usiłując zapomnieć o śnie, Hayato nagle podniósł się z obskurnej sofy w domu Carlo.
Stała grupa klientów zebrała się ponownie w małym, zapuszczonym barze.
- O, to ty, mały.
- Widzę, że dalej się tak marszczysz, żadnych zmian, mały.
- Zamknij się! Ciągle tylko „mały" i „mały"! Skończcie z tym wreszcie, do cholery! – nie ważne, jak groźne było jego spojrzenie, w odpowiedzi słyszał jedynie ciepły śmiech.
- …cholera… - burcząc pod nosem, usiadł na pustym miejscu. Carlo miał zaraz zacząć grać. Jego zraniony nadgarstek wyleczył się ładnie i od kilku dni mógł wrócić do swoich występów w barze.
Hayato oparł brodę na dłoni i słuchał występu Carlo.
Brzmiał tak… Nostalgicznie.
Wspomnienia zaczęły wyłaniać się gdzieś na powierzchni otchłani jego myśli. Wspomnienia z czasów na długi, długi czas przed spotkaniem Carlo. Piosenka była zupełnie inna i grała ją zupełnie inna osoba, jednak mimo to obudziła melodię śpiącą głęboko w jego umyśle.
- Ej, mały.
Podniósł głowę, jakby wybudzony ze snu. Najwyraźniej występ skończył się jakiś czas wcześniej, a Carlo siedział naprzeciwko niego ze swoim standardowym, naiwnym uśmiechem.
- Co sądzisz, mały?
- Jak już mówiłem, ile razy mam jeszcze powtarzać, żebyś przestał mówić do mnie „mały"?! Wszyscy dookoła cię naśladują i w kółko słyszę tylko „mały" i „mały"
- No to co powiesz na „kawalera"?
- No to nieważne!
- W sumie jak tak teraz o tym myślę, wciąż nie znam twojego imienia, mały. He he… - Carlo uśmiechnął się cierpko, drapiąc się po nosie. – No cóż, może to nie jest takie ważne…
- Cholernie ważne!
- W zasadzie, mały, chciałem ci podziękować we właściwy sposób – Carlo schylił się i chwycił dłoń Hayato. – Bardzo, bardzo ci dziękuję.
- C-co ty... Nie pamiętam, żeby ktokolwiek…
- Ha ha, nieśmiały jak zawsze, co?
- Co..?! Śmiejesz się ze mnie, dupku?! – bez zastanowienia, Hayato zdenerwował się. Tuż przed jego oczami, Carlo szybko wyciągnął małe pudełko.
- I co to ma znaczyć?
- To dowód mojej wdzięczności. Za zastąpienie mnie przy fortepianie.
Hayato poczuł, że się rumieni.
- A-akurat! Wcale nie robiłem tego dla ciebie! To było, no wiesz… Tak jakoś… Samo wyszło…
- Ale nie byłeś zbyt popularny. Właściciel powiedział nawet, że miał mniej klientów.
- Co?!
- Ale nie przejmuj się. Od teraz będę ciężko pracował, żeby odzyskać klientów, którzy odeszli, gdy tu byłeś. Zrobiłeś wszystko, co mógł zrobić amator i, no cóż, co się stało, to się nie odstanie, więc…
- Ej! Co to za tłumaczenie?! – gdy Hayato walnął pięścią w stół, jego wzrok przyciągnęło pudełko od Carlo. Zaczął wpatrywać się w nie z zainteresowaniem.
- No i? Co to niby jest?
- Mój skarb. Jedyna kaseta tego rodzaju na świecie.
- Kaseta? …z muzyką? Więc pewnie jakaś nowa?
- To był niezwykły występ, nagrany w sekrecie pięć lat temu. Wydaje mi się, że miał wtedy siedem lat. W każdym razie, niesamowite dziecko. Nazywał się…
…Hayato Gokudera.
W tym momencie Hayato wstrzymał oddech.
- Nie mogę tego zapomnieć do dzisiaj. Występ był awangardowy, zupełnie ponad tradycyjnym stylem. Nawet jeśli wydawał się być bez ładu i składu, wywoływał jakieś tajemnicze poczucie wspólnoty, które po prostu cię przyciągało. To był niesamowity koncert, którego nikt nie byłby w stanie skopiować.
Hayato dalej milczał.
- Jednak, po tym występie… Nie wiem, dlaczego, ale najwyraźniej przestał występować. Zastanawiam się, czy coś się stało..? Jestem pewien, że teraz zagrałby nawet lepiej, skoro podrósł.
Dalej cisza.
- Wiesz, tak szczerze… Ostatnio, kiedy na ciebie patrzę, wydaje mi się, że jesteś do niego bardzo podobny. I zacząłem sobie myśleć, że może to jakieś przeznaczenie, wiesz… I… Co ty robisz?
Hayato opadł na stół i drżał delikatnie. Carlo patrzył na niego tępo, przechylając niepewnie głowę.
- Chyba nie zrobiłeś sobie krzywdy, znowu? Słyszałem, że ostatnio przestałeś mieszać się w bójki, więc poczułem ulgę, ale…
- ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnął nagle.
Nie tylko Carlo, ale wszyscy dookoła obrócili się w jego stronę.
- Mały?
Hayato podniósł głowę. Jego zęby były mocno zaciśnięte. Wyglądał, jakby z całych sił starał się wytrzymać jakiś rodzaj bólu, który go przeszywał i…
Nagle cała energia opuściła jego spiętą sylwetkę. Hayato westchnął głęboko i wstał z miejsca.
- Żegnam – powiedział i, unikając wszystkich spojrzeń, obrócił się i opuścił sklep.
I nie wrócił. Nigdy więcej.
