Woodland Cottage,
Trinity Meadows, Stockton-on-the-Forest,
następnego dnia rano
Lily i Severus siedzą obok siebie na małżeńskim łóżku, opierając się o poduszki. Oboje w tej samej pozycji: zmarszczone brwi, ramiona skrzyżowane na piersi. Severus zerka na budzik. Jest bardzo wcześnie, zostały mu tak ze trzy godziny do wyjścia do pracy. Co ważne: sypialnia wygląda równie ekscentrycznie jak reszta domu. Ściany pokrywa farba w odcieniu wściekłego różu.
– Uważam, że powinniśmy to zrobić – oświadcza Severus.
Lily zaczyna chichotać i nachyla się ku niemu z zalotną miną.
– Tak myślisz?
– Zdecydowanie powinniśmy. – Kiwa głową.
– A wręcz musimy – zgadza się Lily.
– Tak, też myślę, że to nieuniknione.
– Lubię, gdy jesteś taki bezpośredni, Skyler.
– Ja wszystko słyszę – ostrzega Petunia zza ściany.
Ściany są naprawdę cienkie, a oni popełnili poważny błąd podczas przydzielania sypialni. Petunia jest wścibska i ma bardzo lekki sen.
– Nie TO, pohamuj wyobraźnię – mówi głośno Severus, po czym dodaje ciszej: – TO też, ale może niekoniecznie w tej chwili.
Lily znowu chichocze, Petunia wzdycha.
– Chodziło mi o ściany – oznajmia Severus, wyciągając różdżkę spod poduszki. – Przemaluję je.
– NIE! – protestuje Lily i wyrywał mu różdżkę. – Zrobimy to normalnie, jak ludzie. Ręcznie.
– Ja nie chcę znać szczegółów – ostrzega Petunia.
– Och, zamknij się, Violet! – irytuje się Lily. – Pójdziemy do sklepu, kupimy farby i pędzle. Co ty na to?
– Właśnie, Skyler, co ty na to?
Severus traci cierpliwość. Odzyskuje różdżkę i rzuca zaklęcie wyciszające. Lily piszczy w proteście, przyskakuje do niego i próbuje go powstrzymać przed używaniem magii. Severus wykorzystuje bliski kontakt, żeby ją objąć.
– Widziałem ogłoszenie w sprawie pokoju do wynajęcia – szepcze do jej ucha. – Niedaleko, na początku Sandy Lane. Twoja siostra nadal byłaby blisko i mielibyśmy na nią oko, ale nie musiałaby mieszkać tutaj. Moglibyśmy naprawdę pobyć sami.
– Jesteś niepoważny, przecież wiesz, że...
– I robić to, kiedy tylko będziesz miała ochotę. – Jego głos staje się jedwabisty, gdy umiejętnie się z nią drażni.
W objęciach męża Lily błyskawicznie zmienia zdanie.
– No, może masz trochę racji.
Jakiś czas później Lily schodzi na dół rozanielona, a Severus cokolwiek rozkojarzony. Petunia już siedzi przy stole nad kolorowym magazynem i pożywia się płatkami z mlekiem. To dobry znak: w domu znajduje się jedzenie. Na widok państwa Snape-Smirnoff Petunia wykrzywia się złośliwie.
– Jak stoimy w kwestii zakupów? – pyta.
– Oj, to bolesny temat – rzuca Lily, patrząc uważnie na Severusa kręcącego się po kuchni w poszukiwaniu kawy. – Przykro mi, kochanie, wyszła – informuje go uprzejmie.
– Bliższe prawdy będzie stwierdzenie: nigdy jej nie było – poprawia siostrę Petunia. – Zdajecie sobie sprawę, że wszystko, co do tej pory jedliśmy i piliśmy już ZNAJDOWAŁO SIĘ W TYM DOMU? Oby chociaż pochodziło z tego stulecie, bo inaczej mamy przesrane. I to dosłownie. – Dalej spokojnie wcina płatki, jak gdyby nigdy nic.
– Obrzydliwe – mruczy Severus, rzucając jej szacujące spojrzenie przez ramię. Kontynuuje przeglądanie szafek w kuchni.
Lily rumieni się ze wstydu.
– Jesteś okropną panią domu – ocenia bezlitośnie Petunia. – Zakupy to naprawdę nie jest wielka filozofia. Wystarczy po prostu pójść do sklepu i…
– Och, przepraszam bardzo – przerywa jej Lily z wyrzutem. – Przepraszam, że przez ostatnie kilka miesięcy musiałam ukrywać się w rozmaitych piwnicach i innych ponurych dziurach. Przepraszam, że byliśmy poszukiwani, ścigani na każdym kroku i w związku z tym nieco odwykliśmy od zwyczajnego życia. Przepraszam bardzo, że mam traumę i dlatego… Ja… Och! – Lily tupie nogą, ale nie wygląda wojowniczo, raczej bezradnie.
Severus rzuca jej zaniepokojone spojrzenie przez długość pokoju, ale nie decyduje się podejść bliżej. Zostawia problem do rozwiązania drugiej kobiecie.
– Nie rób z tego greckiej tragedii, bardzo cię proszę. – Petunia podnosi się z miejsca, spokojnie odstawia brudne naczynie do zlewu i dopiero wtedy zbliża się do siostry. Dała jej tym sposobem dość czasu na uspokojenie. – Przejdziemy się razem do centrum i załatwimy sprawę. W końcu musimy obejrzeć miasteczko, poznać sąsiadów – tłumaczy cierpliwie, jednocześnie wymownie kiwając ręką na Severusa, który ewidentnie nic z tego nie rozumie.
– No co?! – pyta w końcu zirytowany.
– Kasa, Skyler – odpowiada niemal słodko Petunia. – Może nie zdążyłeś się zorientować, ale czasy handlu wymiennego dawno minęły. Jeżeli chcesz coś dostać, musisz pokazać papierki.
– Pieniądze nie rosną na drzewach.
– Oczywiście, że nie. Każdy… Każda mądra pani domu wie, że biorą się z kieszeni męża. No dalej. – Zaczyna kiwać na niego bardziej intensywnie. – Wyskakuj z portfela, Skyler. Chyba miałeś świadomość, na co się piszesz, gdy postanowiłeś zostać panem domu?
Severus mruczy nieprzyjemnie, jednak zapewnia przepływ gotówki. Lily wydaje się nieco zakłopotana, Petunia – ani trochę.
– Zginęłabyś beze mnie, siostro – stwierdza zadowolona. – W ogóle nie wiesz, jak być żoną.
– Ty też!
– Może i nie zdążyłam wyjść za mąż, ale szykowałam się do tego dłużej niż ty. Zdążyłam poćwiczyć.
– Dobrze, już dobrze – poddaje się Lily, czując, że jej nie przegada.
Uszczęśliwiona Petunia demonstracyjnie przelicza pieniądze. Po chwili ciężko wzdycha i kręci głową.
– Za wiele to tego nie ma… A więc nie tylko jesteśmy wyrzutkami, ale na dodatek – czy raczej ubytek – biedakami?
– Przepraszam bardzo, że nie jestem panem Potterem, dziedzicem fryzjerskiego imperium.
Dobry humor Severusa mija jak za dotknięciem (zakazanej!) czarodziejskiej różdżki. Jest zły i głodny, a w dodatku musi zaraz iść do pracy – bez choćby kubka kawy na szczęście. Lily wyczuwa jego nastrój i podchodzi tanecznym krokiem, żeby go pocieszyć.
– Przepraszam. – Uśmiecha się nieśmiało. – Wiem, że nie tak to sobie wyobrażałeś. Spróbuję się lepiej ogarnąć, obiecuję.
Severus zmusza się do uśmiechopodobnego grymasu.
– Daj spokój, Lils…
Lily podnosi ostrzegawczo palec.
– Daisy – poprawia się Severus. – Jest idealnie, o niczym innym nie marzyłem.
– Jakoś ci nie wierzę.
– Nie wyszłaś za Pottera, to dobry początek.
– Albo solidnie zaburzony timeline – dodaje usłużnie Petunia. – Wiecie, te wszystkie rzeczy, które miały się wydarzyć, ale się nie wydarzą, bo zmieniliście ten jeden element… To potrafi nieźle skomplikować sprawy. Wybuchają wojny, spadają komety, rodzą się dwugłowe prosiaki. Takie tam nadprzyrodzone zjawiska.
Severus przewraca oczami.
– Dziękujemy za informację, Violet. Chętnie podyskutowałbym o tym dłużej, ale muszę już iść. – Chwyta Lily za rękę i ciągnie za sobą. – Odprowadzisz mnie do drzwi?
– Oczywiście.
To rodzaj kodu. Chcą porozmawiać z dala od uszu ciekawskiej Petunii. Ruszają razem do drzwi wejściowych, otwierają je i wychodzą.
To znakomita okazja, żeby chwilę rozejrzeć się po okolicy. Mały domek Lily i Severusa stoi w długim ciągu dość podobnych do siebie budynków wzdłuż długiej ulicy. Wokół jest przyjemnie zielono i uroczo. Można się domyślić, że w miejscu, gdzie kończy się miasteczko, od razu rozpoczynają się rozległe pola i lasy. Sielska wioska w North Yorkshire, niedaleko miasta York. Obok domku znajduje się garaż, a na podjeździe stoi zdezelowany Aston Martin DB4v, model wyprodukowany jeszcze w latach 60.
Lily patrzy na samochód, krzywiąc się okropnie.
– I jeszcze to – mówi. – Kolejny problem do rozwiązania.
Severus nic z tego nie rozumie, Lily znowu się irytuje.
– Jedno z nas będzie musiało zrobić prawo jazdy, nie możemy być uzależnieni od Violet. Wiesz, jaka ona jest. Chyba jednak ma trochę żalu za porażkę z Vernonem, choć moim zdaniem bez niego wprost rozkwita. W każdym razie, obawiam się, że wypomni nam każdą przysługę.
– Albo gorzej, zażąda zapłaty, a ja nie mam już więcej… papierków.
– Serio?! – Lily wydaje się przerażona.
– Cóż, miałem pewne plany zawodowe… I wszystko szlag trafił. Od pół roku nie pracuję. Pierwsza wypłata dopiero na początku przyszłego miesiąca.
– A pieniądze z wesela?
– Było skromne, nie zebraliśmy wiele. Nie żebym wypominał, ale posag…
– Mój ojciec był odrobinę niepocieszony – wzdycha Lily. – Poza tym założył już wcześniej depozyt dla mojej siostry, miała pierwszeństwo.
– Taaak. – Severus nieświadomie łapie się za głowę i rozmasowuje skronie. – Nie przypominaj mi tego.
Lily wspomina moment, kiedy Severus uparł się, żeby poprosić ojca o jej rękę – i jak to się skończyło. Nie zobaczymy tego teraz, motyw powróci dopiero w odcinku z flashbackiem.
– Ale się zgodził – zauważa Lily, skupiając się na pozytywach.
Severus wyraźnie rozpogadza się na to stwierdzenie, ale tylko na chwilę. Później marszczy brwi.
– Nie miałem świadomości, że tak bardzo przeżyłaś te ostatnie kilka miesięcy, gdy musieliśmy się ukrywać.
– Nie było łatwo – przyznaje. – Mogłam jednak nieco przesadzić na użytek Violet. Wiem, że to moja siostra, ale mimo to mnie wkurza. Może nie na tyle, aby rzucić ją na pożarcie Śmierciojadów, ale jednak.
– Spróbujcie się nie pozabijać do mojego powrotu.
Severus całuje Lily w czoło i z teczką pod pachą odchodzi na spotkanie kolejnego paskudnego dnia w mugolskiej pracy. Radośnie rozpromieniona Lily macha mu na do widzenia, dopóki jakiś hałas nie odwraca jej uwagi. Coś dzieje się w pobliżu śmietnika, jeden z kontenerów trzęsie się i grzechocze. Lily czuje zimny dreszcz na kręgosłupie, ale zaciekawiona podchodzi bliżej. Skrada się na palcach, żeby nie sprowokować potencjalnego napastnika. Niestety, nie ma przy sobie różdżki. Już kilka razy złamała umowę i nie chce czuć pokusy.
– Halo? – woła idiotycznie. – Jest tam kto?
Sprytny młody kot wypada spod śmietnika jak czarna strzała, przebiega między jej nogami i zatrzymuje się na końcu podjazdu, patrząc na nią bystro żółtymi ślepiami.
– Cześć, maluchu – mówili Lily. – Zgubiłeś się czy szukasz domu?
– Cześć, Lils – odpowiada kot. – Mogę zostać na herbacie, skoro nalegasz.
to be continued
