- Zabrzmi to głupio ale wydaje mi się, że Shacklebolt coś ukrywa.
Weasley na te słowa zareagował uniesieniem brwi. Podciągnął się do góry tak, że opierał się o bezgłowie szpitalnego łóżka.
- Wiesz, że zabrzmiało to jak oskarżenie?
Badawcze spojrzenie przyjaciela zmusiło Harry'ego do odwrócenia wzroku, który zawiesił na kwiatkach stojących w szklanym wazonie. Malutkie fioletowe liczne kuleczki wydzielały przyjemny zapach, kojarzący się ze świeżością. Nie wiedział jak ma się odnieść do zadanego pytania, bo wszystko wskazywało na to, że rzeczywiście podejrzewa o coś Kingsley'a. Nawet jeśli on sam nie miał bladego pojęcia o co poza domniemywaniem, że ten coś ukrywa. Nie miał żadnych dowodów na poparcie swojej tezy ale z drugiej strony nie obserwował swojego przełożonego. Nigdy wcześniej nie miał powodu tego robić lecz w tamtej chwili postanowił, iż zacznie przyglądać się jego ruchom.
- Nic mu nie zarzucam – powiedział ze wzrokiem utkwionym w bukiecie – to tylko moje odczucie i może być ono błędne.
Po dłuższej chwili krępującej ciszy Ron głośno westchnął i przetarł dłonią oczy.
- Niekoniecznie – odparł – jak do tej pory nie zdarzało się abyś w czymś się pomylił. Skoro uważasz, że coś jest na rzeczy to może tak być.
Potter w końcu oderwał spojrzenie od wiązanki aby przenieść je na przyjaciela, który wyglądał na przybitego tym co usłyszał.
- Mamy sprawę zaginionego małżeństwa, które było wyznawcami idei Riddle'a. Nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to, że trzy dni wcześniej w podobnych okolicznościach zniknęła jeszcze jedna osoba.
- Zaczyna się interesująco – ożywił się Weasley – szczegóły, poproszę o szczegóły!
- Zaniepokojeni członkowie rodziny zgłosili się do nas abyśmy sprawdzili co się z nimi dzieje, bo od kilku dni ich nie widzieli. Sami nie mogli dostać się do środka, bo czary zabezpieczające posiadłość nie chciały ich wpuścić. Po zdjęciu wszystkich zaklęć ochronnych dwóch naszych weszło po kilku godzinach do domu i nikogo nie zastali – Harry zawiesił na chwilę głos – żadnej żywej duszy. Na stole stała zimna niedokończona kolacja i dwa kieliszki wina. Tak jakby Rolland'owie zapadli się pod ziemię.
- Oni mieli chyba syna – zamyślił się pacjent – z tego co pamiętam to chyba zginął podczas wojny.
- Zgadza się choć jego ciało nigdy nie zostało odnalezione.
- Nie było żadnych śladów magii? – zainteresował się Ron.
- Nawet najmniejszych, nie mamy punktu zaczepienia./
- A ta pierwsza osoba? Kto to jest? – zapytał Weasley przerywając ciszę, która zapadła w szpitalnej sali.
- Nie zgadniesz – Potter poprawił się na krześle i wyprostował nogi, które zniknęły po łóżkiem przyjaciela – pamiętasz może Zabini'ego?
Ron zastanawiał się przed dłuższą chwilę, po czym pokiwał przecząco głową.
- Był na naszym roku w Hogwart'cie i należał do Slytherin'u – padła podpowiedź – a jeszcze nikt od wielu miesięcy nie widział Malfoy'a – dodał Harry zakładając ręce za głowę.
- Myślisz, że jego nieobecność ma coś wspólnego z tymi sprawami – raczej stwierdził niż zapytał dochodzący do zdrowia pacjent.
Potter spojrzał prosto w migoczące światło jarzeniówki, która doprowadziła go od razu do łez. Zamknął powieki pod którymi od razu pojawił się obraz zarozumiałego, wysokiego, szczupłego nastolatka. Zastanawiał się czy poznałby teraz mężczyznę gdyby spotkał go na ulicy.
- Nie wiem ale jest to zastanawiające dlatego szybko wracaj do zdrowia to mi pomożesz z rozwiązaniem zagadki – otworzył oczy i zamrugał parę razy.
Weasley wrócił do pozycji leżącej i przybrał zbolałą minę. Harry dobrze wiedział, co ona oznacza i aby mieć spokój zaczął zadawać pytania przyjacielowi dotyczące wypadku. Chociaż dobrze wiedział jaki był przebieg wydarzeń i to z pierwszej ręki, bo brał udział w akcji. Chciał jak najszybciej odwrócić uwagę przyjaciela od związku, w którym obecnie tkwił. Nie potrafił się zdobyć na szczerość i otwarcie przyznać, że uczucie jakie kiedyś żywił do swojej partnerki się wypaliło. Szczególnie gdy tą kobietą była młodsza siostra jego przyjaciela. Wiele razy zastanawiał się kiedy przestał postrzegać Ginny jako obiekt pożądania. Może dlatego, że już byli jakiś czas razem zaczęli zachowywać się bardziej jak rodzeństwo niż zakochani w sobie ludzie. Jedyne co go wstrzymywało przed zerwaniem to brak pewności czy jego partnerka nie załamała by się przez rozstanie.
Kiedy Zabini w końcu wyszedł, wrócił do domu i postawił pusty kubek w zlewie. Spojrzał na siatki z zakupami i powoli zaczął je rozpakowywać. Oprócz produktów, które lubił i jadł prawie codziennie, w jednej z toreb znalazł pudełko miętowych czekoladek. Obracał opakowanie przez chwilę w dłoniach myśląc o tym, że jego matka przepadała za tego typu słodyczami. Starał sobie przypomnieć kiedy ją ostatni raz widział i nie był w stanie. Odłożył kartonik na blat kuchni, który zdawał się zerkać na niego oskarżycielsko. Pokręcił głową i odgarnął niesforne pasma blond włosów. Obiecał sobie, że poprosi Blaise aby pomógł mu je skrócić, gdyż już sięgały do połowy pleców. Nosił je związane ale i tak jakimś cudem uciekały spod gumki co zaczynało go coraz bardziej denerwować. Podszedł do szafki obok kuchni i z jednej z szuflad wyciągnął małą szklaną buteleczkę wypełnioną do połowy zielonymi tabletkami. Otworzył wieczko i sprawnym ruchem wysypał na dłoń dwie spłaszczone kulki. Przyglądał mi się kilka sekund po czym włożył je do ust i bez problemu połknął. Nie potrzebował niczym popijać, gdyż był przyzwyczajony do ich zażywania. Brał je regularnie od dłuższego czasu pomimo, że nie przynosiły pożądanego efektu, w dalszym ciągu nie mógł normalnie spać. Gdyby nie wymuszona przez Zabini'ego obietnica to dawno by przestał je przyjmować. Rozejrzał się po kuchni aby upewnić się czy wszystkie zakupy schował i nic nie zostało na blacie po czym zgasił światło i udał się do sypialni na piętrze.
Pierwsze promienie wschodzącego słońca wpadały do pomieszczenia i barwiły wszechobecną biel ścian na pomarańczowo. Harry obudził się z bólem pleców i zdezorientowany w pierwszej chwili gdzie jest. Poczuł intensywny zapach środków dezynfekujących, od których jak zawsze zakręciło go w nosie. Poprawił okulary po czym rozejrzał się dookoła. Nadal znajdował się w szpitalu w sali, w której leżał jego przyjaciel, który spał donośnie chrapiąc. Jak to w takich przypadkach bywa, nie pamiętał kiedy zasnął. Rozmawiał z Ron'em o tym co się wydarzyło w pracy, później zręcznie ominął temat Ginny i dalej już nie pamiętał. Był zdziwiony, że pielęgniarki go nie wygoniły powołując się na punkt w regulaminie dokładnie określający godziny odwiedzin. Jak widać jego nazwisko zapewniało liczne przywileje. Wstał z niewygodnego krzesła i nie natykając się na nikogo, bezszelestnie opuścił szpital. Pomimo wczesnej godziny powietrze było już ciepłe zatem nieśpiesznie szedł opuszczonymi ulicami. Uwielbiał takie chwile samotności, starał się wtedy o niczym nie myśleć tylko czerpał przyjemność z ciszy. Stopy same skierowały go w stronę domu a im bliżej był, tym bardziej nie chciał tam wracać. Co prawda Ginny jeszcze przez kilka dni nie wróci, gdyż jej drużyna przygotowywała się do ważnego meczu gdzieś w jakimś ośrodku szkoleniowym. Czasami pragnął aby kobieta któregoś dnia po prostu nie wróciła do domu, żeby wszystkie jej rzeczy zniknęły a ona sama stała się tylko wspomnieniem. Zdziwił się kiedy stanął przed drzwiami wejściowymi do ich segmentu, leniwym ruchem dłoni zdjął zaklęcie zamykające i wszedł do środka. Szybko pokonał wąskie schody i znalazł się w przytulnej sypialni, gdzie od razu podszedł do szafy, z której wyciągnął czyste ubranie. Spojrzał na zegarek aby upewnić się czy ma wystarczająco dużo czasu by wziąć kąpiel. Na szczęście mógł sobie na nią pozwolić więc bez zbędnej zwłoki poszedł do łazienki.
