Dziękuję za dodanie historii od obserowanych. Miło wiedzieć, że moje osobliwe fantazje się podobają i daję nowy rozdział.
W tym rozdziale będziemy mieć fluff, wspomnienie tortur (bez detali), magiczne oszustwa i planowanie politycznych morderstw czyli na arenę wkracza małżeństwo Grindelwald. Miłego poniedziałku.
Rozdział nie betowany.
Lato rok 1986
Mafalda Hopkirk pracowała w Biurze Niewłaściwego Użycie Czarów i wykonywała swoje obowiązku sumiennie. Taką opinię mieli o niej przyjaciele oraz koledzy i koleżanki z pracy. Ich oczach stanowiła sumienną i gorliwą czarownicę całkowicie oddaną pracy. Dlatego zapewne nikogo nie dziwił fakt, że w przypadku wykrycia wybuchu magii w świecie mugoli osobiście badała sprawę. Była po prostu gorliwą pracownicą ministerstwa i jako taka zadbała, by nikt nie wiedział, że nosi nazwisko Grindelwald. To nie tak, że cokolwiek specjalnie ukrywała. Jej mąż, sporo od niej starszy Wilhelm Grindelwald znany był całej magicznej Europie jako odludek i mizantrop, kochający prowadzić magiczne eksperymenty w piwnicy domu rodziców. Wzięli cichy ślub przed sześcioma laty, na który zaproszono wyłącznie najbliższą rodzinę i przyjaciół. Obojgu zależało na dyskrecji co rodzice obojga uszanowali. Mafalda była spokojną czarownicą nie chcącą rozgłosu i pod tym i innymi względami pasowała do sporo starszego męża.
Razem z Wilhelmem mieszkali w Yorshire, w ogromnej posiadłości Gellerta i Ariany Grindelwald. Młodzi dostali do swojej dyspozycji całe piętro, tak by mogli zająć sobą. Nie mieli dzieci gdyż nie zależało im na tym. Mafalda miała w pracy kontakt z dziećmi, zaś Wilhelm nie czuł potrzeby ich posiadania. Chociaż w ich sypialni stało wielkie łoże, to spali raczej grzecznie obok siebie niż ulegali namiętności. Wilhelm wyznał rodzicom, że ożenił się z Mafaldą bo sprawy łoża i posiadanie dzieci jej nie interesowały. Chciał towarzyszki, a nie kochanki i taką znalazł. W małżeńskim łożu woleli się przytulać i całować niż robić coś więcej, o ile nie musieli. Dla podtrzymywania trwałości małżeństwa, w sensie magicznym, musieli od czasu do czasu odbyć pełne zbliżenie co czynili tak rzadko jak to możliwe oraz tak prędko jak to możliwe. Rodzice Mafaldy zapewne boleli, że córka nie da im wnuka, ale grunt, że wyszła za mąż i to za kogo! To teściowie kazali jej pracować pod panieńskim nazwiskiem w ministerstwie magii, co czyniła z ochotą. Raz, że naprawdę lubiła swoją pracę, a dwa, że podobnie jak cała rodzina podzielała poglądy Lorda i Lady Grindelwald.
Kiedy pewnego lipcowego dnia szukała adresu Privet Drive nr 4 nic nie wskazywało aby czekało ją niezwykłe spotkanie. Wedle akt, pod tym miejsce miały miejsce wybuchu magii, za słabe by świadczyć o używaniu zaklęć. Zapewne chodziło o typowe dla dzieci spontaniczne lewitowanie zabawek, czy inne takie wypadki. Ponieważ zdarzenie miało miejsce w mugolskiej okolicy, Mafalda postanowiła odwiedzić rodzinę. Wielu czarodziei mieszkało w mugolskiej okolicy, gdyż nieruchomości były tańsze po niemagicznej stronie. Czasem też podobne manifestacje magii miały miejsce wśród czarodziei z rodzin mugoli i wówczas rozmowa z rodziną bywała niezbędna. To rodziny Black i Greengrass przepchnęły przez Wizengamot ustawę zezwalającą na monitorowanie wszelkiej magii w świecie mugoli. Sprzeciw zgłaszały rodzin Malfoy oraz Longbottom, jedni gardząc „szlamami" a drudzy przeciwny zabieraniu mugolaków do świata magii przez rozpoczęciem nauki. Wypadki okrutnego, wynikającego z niezrozumienia traktowania przejawów magii podziałały na niezdecydowanych. Dyrektor Hogwartu i Naczelny Mag Wizengamotu protestował, ale jego oponenci wiedzieli jak zrobić użytek z argumentu „dobra dzieci".
Lord Grindelwald jawnie głosił konieczność separacji świata magii i mugolskiego i nie krył tego kto kim winien rządzić. I chociaż obecnie jego rządy w innych krajach miały wszelkie znamiona absolutyzmu oświeconego, to Gellert Grindelwald nie wahał się zastraszać czy torturować o ile to koniecznie. To, że w Anglii przewodził stronnictwu wynikało z bezkresu uprzedzeń angielskiej arystokracji wobec czarodziei półkrwi i „szlam" a ktoś, kto głosił supremację magicznej krwi i to jak taka krew jest cenna unikał wojny, gdzie krew by była przelana. Zamiast tego działał inaczej i właśnie poprzez podobne akty prawne zdobywał serca młodych. Dawno, dawno temu przestał jawnie walczyć i teraz wraz z żoną skutecznie budowali wizerunek statecznej pary zatroskanej o przyszłość czarodziejskiej nacji. Przystojny, elegancki Lord Grindelwald był niczym monarcha pragnący dobra swego ludu i był w tym przekonujący zarówno w swoim sposobie bycia dżentelmena jak i szarmanckim zachowaniu wobec pań. Dawno temu odkrył ile można zdziałać grzecznością, zwłaszcza wobec tych wyszydzanych i lżonych za pochodzenie z takiej czy innej rodziny. Mary Mcdonald prawie zemdlała z wrażenia, kiedy przywitał ją ze wszelką kurtuazją, bo nawykła do okrucieństwa ze strony kolegów ze szkoły i obecnie bardzo kreatywnie wykorzystuje swoje umiejętności perswazji. Severus Snape skutecznie śledzi obie strony grając podłego nietoperza z lochów podobnie wiele, wiele innych osób mających długi wdzięczności wobec Gellerta i Ariany. Niejedno zeznali w Wizengamocie i przeszło prawo pozwalające ministerialnym urzędnikom sprawdzać wszelkie przypadki magii w świecie mugoli, a prawo to zostało skrojone pod Mafaldę. Czarownica szła teraz powoli Privet Drive, ściskając teczkę w dłoni.
Nawet tutaj jej obecność nikogo by nie zaskoczyła. Z racji swej pracy często przebywała w świecie mugoli i dlatego miała cały zestaw ubrań na takie okazje. Ze spiętymi w kok włosami oraz lekko brązowej garsonce wyglądała jak urzędniczka lub pracownica mugolskiego banku. Lekki makijaż oraz buty na niewysokim obcasie dopełniały obrazu. Różdżkę nosiła schowaną w żakiecie by móc w razie czego wyjąć. Mafalda nie była potężną czarownicą, raczej kimś zwyczajnym, ale nawet ona wyczuła osłony wokół Privet Drive nr 4. Siła osłon aż uderzyła ją obuchem w głowę i tłumaczyła potem teściom, że charłak by wyczuł owe osłony. Potężne osłony pośrodku do bólu przeciętnego osiedla mugolskich przemieść stanowiły co najmniej osobliwe zjawisko. Z tym większym niepokojem zadzwoniła do drzwi.
Petunia Dursley nie od razu otworzyła kobiecie na progu. Wzięła kobietę za urzędniczkę lub akwizytorkę, ale i jednej, i drugiej zamierzała się pozbyć. Widząc elegancką garsonkę oraz perłowe kolczyki nieznajomej uśmiechnęła się lekko.
- Dzień dobry i przepraszam za najście mam do pani ważną sprawę. Gdzie możemy spokojnie porozmawiać?
- W salonie - odparła Petunia – napije się pani herbaty?
- Nie dziękuję, zajmę tylko chwilę – zapewniała Mafalda – jestem urzędnikiem ministerstwa magii i kilka razy pod tym adresem zanotowaliśmy...
- Won z mojego domu – wrzasnęła Petunia – mój dom i moja rodzina jesteśmy normalni. Nie ma tutaj żadnych dziwadeł!
- Proszę pani, pani… – zaczęła Mafalda – w magii nie ma nic nienormalnego to dar, który ma pani syn lub córka!
- Jak śmiesz wynaturzenie tak nazywać Dudziaczka, Dudziaczek jest normalny! A starzec jak dał nam tego odmieńca Pottera zapewniał, że nikt nas nie będzie nękać! A teraz won!
Mafalda nieraz musiała ratować się ucieczką od agresywnych mugoli. Oczywiście w samoobronie mogła rzucać czary, ale słysząc nazwisko „Potter" po prostu wybiegła zostawiając dumną Petunię trzymającą w dłoni wałek do ciasta. Nie wróciła jednak do ministerstwa, ale do domu by powiedzieć teściom co zaszło. Wiedziała, że będą zainteresowani, o tak. Mafalda miała dobre relacje ze swoimi teściami: podzielała ich poglądy, była spokojna, posłuszna a oni przyjęli ją do rodziny jak córkę i nalegali by mówiła do nich „mamo" i „tato".
Gellert i Ariana Grindelwald cieszyli się tamtego letniego poranka spokojem. Nie mieli zaplanowanych żadnych wizyt związanych z ich obowiązkami czy to politycznymi, czy towarzyskimi. Za dwa tygodnie przyjeżdżali ich starsi synowie z żonami i wnukami, co da im cały dom pełen wesołej obecności dzieci. Wbrew tezom złośliwców lubili dzieci, ale te magiczne, bo mugolskich ani trochę. Ariana szczególnie nienawidziła mugolskich chłopców, po tym jak sama mając sześć lat została brutalnie zaatakowana przez trzech chłopaków z wioski, w której mieszkali. Tylko rodzice i mąż poznali wszystkie szczegóły, a były one tak brutalne, że ojciec ukarał winnych za co spędził dożywocie w Azkabanie. Ariana nigdy tego nie zapomniała. W pewnym momencie nienawidziła swoich magicznych zdolności, ale Gellert przetłumaczył jej, że magia to dar i powinna nienawidzić swoich oprawców a nie siebie. W oczach dziewczynki jaką była starszy chłopak stanowił wzorzec ojca, którego straciła. Słuchała go. To on pomagał jej opanować niestabilną od czasu wypadku magię, poprzez treningi oklumencji i naukę magii bezróżdżkowej. Zmienił ją z wraka czarownicy z kogoś całkiem innego, uczynił coraz bardziej pewną siebie kobietą. Tak, kobietą ponieważ uczył ją nie tylko magii bezróżdżkowej ale i tego co przyjemnego chłopcy mogą zrobić dziewczynkom. Uspokajała się, kiedy wsuwał zwinne dłonie pod jej sukienkę i zaczął przychodzić do jej sypialni wieczorami. Matka źle to zrozumiała, ale Gellert przysiągł się z nią ożenić i tak zrobił. Obiecywał jej świat, w którym nie będzie się musiała bać mugoli, a ona stanęła jego boku.
Ariana, teraz już Grindelwald, może i nie miała magicznych umiejętności swego męża, ale i tak stanowiła śmiertelnie groźnego przeciwnika w każdej potyczce. Z powodu ataku jakiego padła ofiarą w wieku sześciu lat nie mogła używać różdżki. Każda próba prowadziła do katastrofy i Ariana używała li tylko magii bezróżdżkowej. Nikt nie umiał rzucić tylu zaklęć i uroków bez użycia różdżki co ona. Może i bezróżdżkową klątwa Cruciatus wypadała blado, ale Ariana znała inne zaklęcia nieomal równie paskudne dla ofiary. Pomimo jednak owej wiedzy, Ariana była niezwykle czuła dla dzieci, wnuków oraz każdego magicznego dziecka pod jej opieką. Albus Dumbledore powtarzał, że w Arianie zostało wiele z dawnej, słodkiej Ariany sprzed wypadku obok tej nowej, rozdzierającej umysły z pomocą legilemencji i tortur. Obecność dzieci zdecydowanie ujawniała tę pierwszą osobowość.
Lord i Lady Grindelwald budzili niemały strach, a tamtego przedpołudnia siedzieli przytuleni w ogrodowej altance coś do siebie mówiąc. Wyglądali na bardzo zakochanych, co było prawdą ponieważ należeli do tych par u których czas nie osłabił ni uczucia ni namiętności. Gellert należał do czarodziei z dość wysokim poziomem męskich potrzeb, które realizował z zamiłowaniem na swojej żonie. Ona zaś przyjmowała go z radością, gdyż miała w sobie namiętność, a to co robił z jej ciałem zawsze ją uspokajało. W sypialni próbowali naprawdę wielu rzeczy, łącznie z zabawą w bardzo niegrzeczny sposób. Ich wielką tajemnicę stanowiło chodzenie do mugolskich sklepów po takie zabawki jak kajdanki. Podobne rzeczy były do kupienia na Nokturnie i tym podobnych miejscach, ale pewnym osobom nie wypada dać się powiązać z takimi sprawami. A w mugolskich sklepach widok eleganckiej pary w średnim wieku nikogo nie dziwił. Byli szczęśliwym małżeństwem spełnionym na każdym polu, a teraz cieszyli wolnym dniem. Rozmawiali o tym jak usunąć pewnego denerwującego Francuza i nikt by nie zgadł, że planują morderstwo a nie szepcą sobie czułe słówka na ucho.
Obserwowali też swoją sześcioletnią podopieczną bawiącą na kocyku magicznymi lalkami. Dziewczynka urządzała właśnie śniadanie dla lalek i wyglądała na tak przejętą, jak powinna być dziewczynka w jej wieku. Miała na sobie ładną, jasną sukienkę w kwiatki kupioną specjalnie dla niej na Pokątnej. Ariana nie zamierzała pozwolić by dziewczynka nosiła mugolskie ubrania, o nie, jest czarownicą i tak się będzie zachowywać. Hermiona Granger do domu Lorda i Lady Grindelwald jakiś rok temu, po tym jak została zabrana z domu swoich rodziców. Jej rodzice nie zamykali jej w komórce pod schodami ni nic takiego, ale bali się jej, odkąd zaczęła lewitować zabawki i unikali jej jak ognia. Nie chcieli w domu czarownicy i byli przerażeni samą ideą magii, czymś co nie pasowało do wzorcowego domu pary dentystów. Państwo Granger wykazywali daleko bardziej otwarte umysły niż Dursleyowie, ale córka – czarownica ich przerażała. Nie czuli się na siłach na takie wyzwanie, bali się, a Ariana i Gellert w łagodnych, ciepłych słowach przekonywali ze czarownicy będzie łatwiej i lepiej wśród swoich niż wśród mugoli. „Ona należy do naszego świata, nie państwa. Z czasem tak trafi, a dziecku łatwiej. Niektórzy nie przyjmą jej dobrze z racji pochodzenia, ale my ją ochronimy". Ani Gellert, ani Ariana nie musieli używać zaklęć do przekonania wyraźnie przerażonych państwa Granger, że dla dobra Hermiony powinni oddać ją do świata magii. Wiedzieli, jak grać na ludzkiej trosce oraz strachu, by ci podpisali potrzebne papiery. Potem zaś, na wszelki wypadek, Ariana rzuciła Obliviate.
Ariana uparła się by zatrzymać czarownicę z burzą włosów na głowie. Nie chciała oddawać dziewczynki innej, zaufanej rodzinie, ale zostawić u siebie. Nie mieli podopiecznego, czy podopiecznej, od śmierci Nobby Leacha w roku 1968. Ów pierwszy mugolak – minister magii zmarł na tajemniczą chorobę, której nikt nie umiał określić chociaż Ariana i Gellert ściągali specjalistów z całej magicznej Europy. Za śmierć protegowanego obwiniali Abraxasa Malfoya czego jednak nie udowodnili. Doprowadziło do eskalacji wzajemnej niechęci między rodzinami Grindelwald a Malfoy. Wcześniej chodziło o polityczne spory między wyznawcami idei wyższości magicznej krwi a idei czystej krwi, ale potem doszła do tego czysta, nieskażona niczym nienawiść. Małżeństwo między Narcyzą Black, należącą do rodziny stronników Grindelwalda, a synem Abraxasa, Lucjuszem miało nieco załagodzić spór, ale Ariany nie zadowoliłoby nic innego jak głowa Malfoya na srebrnej tacy. Rodziny tak się nie lubiły, że Lady Grindelwald prawie zawsze odmawiała przyjścia na przyjęcia gdzie bywali Malfoyowie poza ministerialnymi bankietami. Wówczas ostentacyjnie ignorowała Malfoyów, co bawiło plotkarzy. Hermionę, cichą dziewczynkę o niesfornych włosach, polubiła od razu i polubiła jeszcze bardziej widząc jej żywy, ciekawski umysł. Gellert niewielu rzeczy odmawiałby żonie, a już na pewno nie otoczenia opieką małej czarownicy. Czynili przecież dobrze, nawet jeśli „dobrze" oznaczało zmanipulowanie rodziców dziewczynki i wymazanie im pamięci.
- Idealny dzień – westchnęła Ariana – Hermiona tak ładnie bawi się lalkami, a my mamy parę dni spokoju od spotkań. Uwielbiam siedzieć z tobą na altanie.
- Uwielbiam różne rzeczy Ariano, nie tylko siedzenie w altance – dodał z uśmiechem.
- Co pokazałeś poprzedniej nocy, jeszcze nie chodzę przez ciebie zbyt prosto – odparła z udawaną złością.
- Przepraszam kochanie, ale zaklęcia leczące…
- Wiem, ale chcę sobie powspominać jakim byłeś dzikim brutalem – zachichotała – a tego Francuza to ucisz dyskretnie, najlepiej wrabiając w to kogoś.
- Albo i jego, jakby to wyglądało, gdyby szacowny, mówiący o prawach mugoli czarodziej lubił mugolskie dzieci, tak za bardzo?
Ariana nie zdążyła nic odpowiedzieć i tylko skinieniem głowy zaaprobowała plan. Seksualne skandale sprzedawały się dobrze tak w mugolskim jak i magicznym świecie o czym oboje wiedzieli. A pedofilia to już w ogóle doskonały motyw, co zamierzali wykorzystać nawet jakby mieli Imperiusem zmuszać do określonych czynności. Nie zdążyła nic powiedzieć, bowiem w tym momencie skrzat domowy przyprowadził jeszcze zdyszaną po ucieczce przed wałkiem od ciasta Mafaldę. Grindelwaldowie, w przeciwieństwie do Malfoyów, bardzo dobrze traktowali swoje domowe skrzaty. Wynikało to głównie z ich głębokich przekonań o wyjątkowości magii, a magiczne stworzenie są w ich oczach wiele warte. Poza tym skrzaty znają niejeden sekret swoich panów i lepiej mieć ich lojalność. Dlatego ich skrzaty nosiły czyste, porządne ubrania i nie wymierzały sobie surowych kar. Traktowano ich jak podwładnych a nie niewolników, w przeciwieństwie do takich Malfoyów.
- Mafaldo, co się stało? – spytała Ariana widząc swoją wzbudzoną synową.
- Sprawa przypadkowej magii – zaczęła Mafalda, po czym opowiedziała o zajściu na Privet Drive 4.
- Potter? Jesteś pewna? – spytał Gellert wyraźnie zaciekawiony.
- Tak tato, cytuję „A starzec jak dał nam tego odmieńca Pottera zapewniał, że nikt nas nie będzie nękać" , tak mówiła mugolka – zapewniała Mafalda.
- Doskonale się spisałaś – powiedział Gellert – wrócisz do pracy i napiszesz, że sprawa została wyjaśniona z rodziną i ze rozumieją co ma miejsce.
- Ale uratujecie chłopca? Ta okropna kobieta – zaczęła Mafalda.
- Nic się nie martw i wracaj do pracy – powiedziała Ariana, po czym nakazała skrzatowi zająć się Hermioną.
Szybko też rzuciła zaklęcie leczące, tak by jednak usunąć pozostałości wszystkiego co robiła wczoraj z mężem w sypialni. Byli gotowi do wyjścia w zaledwie kilka minut, niespecjalnie przejmując tym jak się rzucają w oczy. Zamierzali teleportować się na Privet Drive 4 i nie o dyplomację im chodziło.
Dwoje niezwykłych gości zmaterializowało się na Privet Drive nr 4. Mężczyzna o włosach w kolorze chłodnego blond nosił kosztowną, ciemną szatę a w dłoni ściskał Czarną Różdżkę. Podobne szaty uchodziły za szykowne wśród czarodziejów, zaś Gellert dbał o wizerunek, a próżność należało zaliczyć do jego wad. U jego boku szła elegancka dama w długiej, grafitowej szacie. Swe jasne włosy, z nielicznymi pasemkami siwizny, nosiła upięte w elegancki koczek. W uszy wpięła kolczyki z czarnymi perłami, pasujące do długiego sznura takich samych klejnotów. Swoją przystojną twarz zdobiła delikatnym makijażem mogącym uchodzić za właściwy tak w świecie magii jak i mugolskim. Oboje byli szalenie eleganccy, czego nikt nie widział, ponieważ rzucili na siebie zaklęcia antymugolskie.
- Wyczuwam tutaj potężne osłony – powiedziała Ariana wyciągając dłoń przed siebie – bardzo potężne i oparte na magii krwi.
- Albus wykorzystał rytuał kara-la-sher, by rozszerzyć ochronę. Tu zapewne mieszka krewniak lub krewniaczka Lily.
- Siostra – powiedziała Ariana - Lily miała mugolską siostrę nie akceptującą magii. Severus powiedział niejedno o Petunii Evans, ale znał jedynie adres jej rodziców nie zaś męża. Chodźmy.
- Tak – odparł Gellert chwytając dłoń żony – tylko nie zabij mugoli za szybko.
Harry Potter nie wiedział, że czeka go wielka zmiana. To był czas po drugim śniadaniu i Harry zmywał naczynia, jak to miało miejsce mniej więcej od roku. Petunia szturchała i zmuszała do prac domowych siostrzeńca, nie okazując chłopcu ni czułości, ni opieki. Nie zwrócił uwagi na dzwonek do drzwi, tylko mył naczynia nie chcąc dostać kary.
Petunia i Vernon siedzieli w salonie, patrząc z czułością jak ich syn bawi się na podłodze. Uwielbiali Dudleya, o czym wiedział każdy. Petunia skrzywiła się słysząc dzwonek do drzwi, ale niechętnie wstała by sprawdzić co się dzieje. Zacisnęła wargi widząc parę dziwacznie ubranych ludzi na progu.
- W tym domu nie będzie żadnych dziwadeł – syknęła – wynocha!
- Nie będziesz tak mówić do mojego męża – wrzasnęła Ariana nieomal wyrywając drzwi z zawiasów – jak śmiesz wylewać swoją nienawiść ty żałosna namiastko kobiety i siostry – wysyczała a magia wokół niej wirowała – zamilcz Petunio Evans, albo z pomocą magii wypalę ci język.
- Nie masz tego waszego patyka – parsknęła Petunia nieświadoma zagrożenia – Vernon! Vernon! Chodź tutaj!
- Co się dzieje Tuniu? – spytał Vernon odrywając się od czytania gazety
– Chodź tutaj, te… ci ludzie znowu nas nachodzą. Vernon!
Vernon Dursley zrozumiał co za awanturę przy drzwiach słyszał. Pomimo swej tuszy poruszał się szybko, zwłaszcza jak trzeba było pomóc żonie. W swoim pojęciu wyglądał groźnie z racji swej postury, nie mając pojęcia kim jest para w średnim wieku, która właśnie weszła do domu.
- W tym domu nie będzie żadnych odmieńców wynocha – wrzasnął, a owo zachowanie sprawiło, że Ariana wyrwała się mężowi i podeszła do Vernona niczym rozjuszony bazyliszek.
Bez wysiłku rzuciła na Dursleya Petryficus Totalus, po czym spojrzała wyzywająco na Petunię. Ariana Grindelwald była tak wściekła, że magia wokół niej wirowała. Chociaż lipcowe przedpołudnie było dość ciepłe, to temperatura wokół niej spadła o kilkanaście stopni. Zachowanie Vernona przywołało demony z dzieciństwa, co zmieniło Arianę w furię.
- Petunio Evans – wycedziła – odpowiesz mi grzecznie na pytania, albo zacznę ucinać palce twemu mężowi, by zabrać się za te części ciała, za którymi zatęsknisz.
- To nielegalne! – pisnęła Petunia – nie macie prawa!
- Nie zrozumiałaś, zatem czas na demonstrację – powiedziała Ariana z uśmiechem, po czym odcięła mały palec Vernona z pomocą klątwy tnącej. Nikt nie usłyszał krzyku, ponieważ wcześniej cisnęła w niego Silencio – zrozumiałaś warunki Petunio Evans?
- Taaak – wybąkała przerażona Petunia.
- Dobrze – powiedziała Ariana z pozbawionym wesołości uśmiechem – czy Harry Potter trafił pod ten dach? Czy został otoczony opieką?
- Tak, trafił do nas... przyszedł do nas starzec… znaczy Albus Dumbledore i jego żona. Powiedzieli, że Lily nie żyje a Harry przeżył atak jakieś Lorda Voldera.. Voldecośtam – dodał.
-Voldemorta – poprawiła ją Ariana – co zrobiłaś z siostrzeńcem?
- Za…. Zajęłam się nim – skłamała Petunia – mam syna i obaj mają dobre relacje.
-Jak śmiesz kłamać! – syknęła Ariana.
Tym razem kobieta wyczarowała długie, czarne pasy zwisające z sufitu. Owe pasy podchwyciły tak Petunię jak i Vernona unieruchamiając pod sufitem. Ariana wiedziała co przeżywał Harry, ponieważ z pomocą legilemencji zobaczyła wspomnienia Vernona, dokładnie wtedy kiedy go torturowała. Niewerbalne i bezróżdżkowe Legilemens załatwiło sprawę. Uciszyła także Petunię z pomocą Silencio, nie chcąc by krzyki przyciągnęły uwagę. Ale jedno spojrzenie na Dursleyów, ich usta zastygłe w niemym krzyku, wskazywały na wielkie cierpienie. Czarne pasy były starym zaklęciem z dziedziny czarnej magii, wywodzącym z Francji. Klątwa owa unieruchamiała ofiarę czy to przy ścianie czy właśnie pod sufitem, zadając ból podobny to wielokrotnego ukłucia szpilką. Ból był niczym przy innych klątwach, ale miał dręczyć powoli. Zadowolona ruszyła szukać Harry'ego.
- Jesteście głupcami, a moja żona to prawdziwa artystka, jeśli chodzi o używanie magii bez różdżki – uśmiechnął się Gellert – nie wierzę, że Albus naprawdę uznał was za właściwych opiekunów. Jeśli go spotkacie, przekażcie mu pozdrowienia od Gellerta i Ariany Grindelwald. Widzę moje nazwisko nie jest ci obce Petunio Evans, nie możesz odpowiedzieć wiem , a nie zniszczę zaklęć drogiej Ariany by usłyszeć odpowiedź. W niczym nie przypominasz swojej siostry Lily, była słodką, młodą dziewczyną z ambicjami.
Po tych słowach wyszedł do kuchni, bo tam właśnie udała się Ariana. Kobieta z trudem opanowała emocje widząc myjącego naczynia chłopca. Sześciolatek nie powinien pracować ani nosić za dużych o kilka rozmiarów ubrań. Jeśli Ariana uznała swoje zachowanie wobec Dursleyów za brutalne, to właśnie przestałaby w tamtej chwili.
- Czy ty jesteś Harry Potter? – spytała łagodnie.
- Tak proszę pani – odparł Harry – przepraszam, ale pani nie znam pani..
- Grindelwald, Ariana Grindelwald – przedstawiła się – moje nazwisko niewiele ci mówi, Harry Potterze jak widzę?
- Przepraszam panią, ale nie pani Grind.. przepraszam – dodał – proszę niech pani nie będzie zła!
- Już dobrze, chodź do mnie dziecko – powiedziała wyciągając ręce w zapraszającym geście – nie bój się, znałam twoją mamusię Harry – dodała.
- Ach tak – odparł Harry – proszę pani czy mamusia dużo piła? Bo ciocia Petunia – zaczął.
- Nic takiego, twoja matka była wspaniałą, dzielną czarownicą – zapewniała Ariana przytulając chłopca – bardzo, bardzo dzielną i bardzo cię kochającą.
- Czarownica? Ale wujek Vernon mówi, że nie ma czegoś takiego jak magia!
- Jest – zapewniała gładząc włosy – i ty ją w sobie masz, czujesz to Harry Potterze, każdy czarodziej to czuje. A ja ci pokażę sztuczkę – dodała.
Po tych słowach wzięła do ręki stojący w wazonie kwiat i zmieniła go w motyla. Harry wytrzeszczył oczy, a Ariana tylko się do niego szeroko uśmiechnęła. Zachęciła go by podchwycił motyla i patrzyła na niego z czułością, jakiej nie zaznał.
- Czy.. czy ja też tak umiem proszę pani? – spytał.
- Jeszcze nie, ale się nauczysz. Czasem, jak się bardzo bałeś to działy się dziwne rzeczy, prawda? Z czasem poznasz jak nad tym panować – tłumaczyła.
- Ariano – powiedział Gellert wchodząc do kuchni – twój brat może zainteresować się sprawą, ty młody czarodzieju jesteś pewnie Harry Potter, masz spojrzenie o swej matce, Lily – dodał.
- Harry – zaczęła Ariana podchodząc do chłopca – wraz z mężem byliśmy.. znajomymi twoich rodziców, bardziej mamy, ale tatę też znaliśmy. To miejsce – spojrzała z pogardą na kuchnię – nie jest dobre dla ciebie, chodź z nami a poznasz więcej młodych czarodziei i czarownic.
- Mogę iść z panią?! – spytał Harry – dziękuję, obiecuję, że nie będę dużo jadł i będę pracować: umiem zmywać, sprzątać i pielić ogródek!
- Harry kochanie – powiedziała Ariana tłumiąc furię – my nie każemy dzieciom pracować, będziesz uczyć się magii, latać na miotle i objadać z kolegami czekoladowymi żabami.
- Naprawdę, pani jest taka miła, jest pani aniołem? – spytał kobietę która wcześniej torturowała Dursleyów.
- Nie kochanie, ale kimś komu leży twoim dobru. Chodźmy – dodała.
Po tych słowach cała trójka teleportowała się do posiadłości w Yorkshire. Nieświadomy całego zamieszania Dudley zaczął wołać rodziców, lecz ponieważ ignorowali go wyruszył na poszukiwania. Wydał z niego przeraźliwy pisk, kiedy po wejściu na piętro dostrzegł przerażający widok. Vernon i Petunia Dusley lewitowali pod sufitem, podtrzymywani przez czarne, grube pasy. Nie odpowiadali na żadne pytania, nie mogli się ruszyć lecz wyraz niemego krzyku świadczył o cierpieniu w nie mniej jednoznaczny sposób, co łzy spływające po policzkach. Dudley zaczął przeraźliwie krzyczeć i wybiegł do ogródka. Po tym spanikowany pobiegł do jedynej znanej osoby w okolicy. I takim go zauważyła Arabella Figg.
Albus Dumbledore z najwyższą obawą odebrał wiadomość przed sieć Fiuu. Arabella Figg była charłaczką, ale nie przeszkadzało jej to w korzystaniu z magicznych metod transportu czy też komunikacji. Znała rodzinę Dursley dość by wiedzieć, że relacje między Harrym Potterem a jego wujostwem nie są najlepsze, ale nigdy nie znalazła dowodów na przemoc czy rażące zaniedbania. Chłopiec był dość chudy, ale to nie dowodziło przemocy. Dlatego nie informowała wcześniej Albusa, ale widok bredzącego Dudleya bardzo ją poruszył.
- Nie wiem co się stało Albusie – powiedziała przejęta Arabella – przybiegł do mnie przerażony Dudley bredząc coś o jakiś czarnych pasach i zniknięciu dziwaka, ale nic z tego nie rozumiem.
- Uspokój Dudleya, a ja sprawdzę co się stało.
Albus pośpiesznie teleportował się do domu Dudleya. Histeria dziecka nie mogła oznaczać niczego dobrego, a teraz musiał stawić temu, kto przedarł się przez oparte na starożytnej magii osłony wokół domu na Privet Drive 4. Ledwie stanął przed drzwiami wejściowymi, proste zaklęcia skanujące świadczyło, że osłony są bardzo słabe. Ledwie przez nie wszedł, zobaczył parę Dursleyów przymocowanych za pomocą czarnych pasów do sufitu.
Nigdy nie używał czarnej magii, ale takową znał na tyle by rozpoznać zaklęcie. Nie można go było usunąć zwykłym finite incantanctem, co tylko by zwiększyło ból ofiary. Na szczęście znał odpowiednie przeciwzaklęcie. Kłopot polegał na tym, że musiał wpierw ich uwolnić z pomocą różdżki, jednocześnie rzucając bezróżdżkowo zaklęcie spowalniające upadek. Obie czynności należało wykonać jednocześnie, by nie narazić poszkodowanego na obrażenia w czasie upadku. Albus uwolnił wpierw Petunię a potem Vernona, by na koniec już zwykłym finite incantanctem oddać im zdolność mowy.
- Co tu się stało? Co z Harrym? – pytał możliwie najłagodniej.
- Zabrali go chyba – powiedziała drżącym głosem Petunia – co z Dudziaczkiem?
- Twój syn jest bezpieczny i dzięki niemu tu jestem – wyjaśnił Albus lewitując szklanki i nalewając do nich whisky – czy możesz coś powiedzieć o porywaczach? Czy coś powiedzieli?
- Grindelwald – wyszeptała – to był Grindelwald z żoną. To ona nas tam urządziła, bez tego patyka. Wpadła tutaj pytając o Pottera, a ja wyjaśniłam, że żaden dziwak tu nie mieszka. I wtedy ona zagroziła, że zacznie ucinać palce Vernonowi! Nie chcieliśmy go! – krzyknęła Petunia – to twoja wina Dumbledore, nie chcieliśmy Pottera, nie chcieliśmy mieć nic wspólnego z tą całą magią.
- To twój siostrzeniec – przypomniał Albus – gdybyś tylko okazała mu trochę serca..
- By umarł jak Lily? – syknęła Petunia – nie jestem głupia i pamiętam, że ten cały Lord poszedł do domu Lily i pozabijał wszystkich, a dzieciak przeżył. Postanowiliśmy zadbać o ty by wyrósł na normalnego członka społeczności, skoro już został nam wciśnięty. A zamiast tego zostaliśmy narażeni.
Albus nie musiał słuchać więcej Petunii by zrozumieć jak bardzo plan zawiódł. Uprzedzenia Dursleyów okazały się silniejsze niż więzy krwi. Harry nie znalazł miłości i czułości w domu Petunii i trafił w ręce całkiem innej kobiety. Dokładnie tego chciał uniknąć zabierając chłopca ze świata magii, a w czym zawiódł.
Wymazał wspomnienia Dursleyów o traumatycznym dla nich ataku. Nikt w ministerstwie magii nie zanotował niczego podejrzanego, ponieważ żadne systemy wykrywania nie działały w przypadku magii bezróżdżkowej. Ariana zastosowała na nich paskudne zaklęcia czarnej magii, jak zawsze czyniąc to bezróżdżkowo. Albus wiedział, że jego siostra nigdy nie mogła używać różdżki. Po brutalnym ataku mugolskich chłopaków magia dziewczynki stała się niestabilna, a dawniej słodki charakter zmienił się na zawsze. Widząc magicznego chłopca traktowanego źle przez mugoli musiała wpaść w szał, tyle wiedział bez zeznań Petunii.
- Ja porozmawiam z Arianą – oferowała się Minerwa – jak czarownica z czarownicą, nic nie wskóramy siłą. Poza tym – dodała miękko – twoja siostra nie skrzywdzi magicznego dziecka.
- Ale wychowa z nienawiści do mugoli – dodał Albus.
- Ale z tego co mówisz, Harry'emu będzie lepiej u Ariany niż siostry Lily.
Albus nic nie powiedział, nie mogąc odmówić sensu słowom żony. Privet Drive nie było dobrym miejscem dla dziecka. Tylko czy dom Lorda i Lady Grindelwald jest dobrym, to całkiem in na sprawa. Dyrektor nie miał przekonania znając okrucieństwo z jakim siostra i dawny przyjaciel, a obecnie szwagier traktowali przeciwników.
Harry poczuł nieznośne mdłości, kiedy jakaś dziwna siła przeniosła go z kuchni w domu ciotki w nowe miejsce. Podobnie jak prawie każdy prawie zwymiotował podczas pierwszej teleportacji łącznej. Próbował to pokonać, ale cierpiał. Chłopiec widział tylko perski dywan na jakim wylądował, a wiedział już mając lat sześć że to drogi dywan.
- Podam ci eliksir Harry, złagodzi objawy – szepnęła Ariana – biedne dziecko, jesteś cały zielony na twarzy.
- Nie jest tak źle proszę pani – zapewniał.
- Ale i tak dostaniesz eliksir – powiedziała Ariana – a potem znajdziemy ci coś do przebrania i jakiś pokój. Odpoczniesz, a potem poznasz Hermionę. Ma tyle lat co ty i mieszka z nami.
- Oczywiście proszę pani – odparł Harry.
- Mów mi ciociu – powiedziała – zostanę twoją ciocią, jeśli zechcesz.
- I nie będę musiał wracać do ciotki Petunii?
- Nigdy – zapewniała.
Harry Potter jak każde zaniedbane dziecko marzył, że zostanie zabrany z domu Dursleyów. I życzenie spełniło się w postaci eleganckiej pary w średnim wieku. Ariana przytulając go i przeczesując pieszczotliwie jego włosy dała mu wszystko, czego nie dostał w domu Petunii. Nic zatem dziwnego, że ten zaniedbany chłopiec przylgnął do czarownicy odpowiadając na każdy przejaw uczucia. Przytulił się do niej, a ona w odpowiedzi z objęła go jedną ręką, a drugą zaczęła przeczesywać jego niesforne włosy. Harry zaśmiał się po raz pierwszy autentycznie szczęśliwy i bezpieczny w objęciach tajemniczej pani. Miał sześć lat i pani o jasnych włosach była aniołem, co zabrała go od Dursleyów.
- Chodź Harry, lubisz lody czekoladowe? – spytała Ariana po chwili.
- Tak ciociu.
- Zjemy razem lody czekoladowe z dużą ilością czekoladowej polewy i wiórków kokosowych – powiedziała – a potem poznasz Hermionę. Ale zanim zjesz lody, weźmiesz kąpiel i przebierzesz się.
Harry uśmiechnął się i aż podskoczył widząc skrzata domowego. Ariana nakazała przygotować dla chłopca kąpiel w jednej z gościnnych łazienek, a potem przyprowadzić Hermionę. Gellert mógł zgadywać o co chodzi, ale cóż przyjęcie Harry'ego Pottera pod dach można wykorzystać na wiele sposobów.
- Zamieszka z nami Harry Potter – zaczęła Ariana patrząc na Hermionę – podobnie jak ty Hermiono mieszkał u mugoli i nikt jak ty nie pomoże mu przystosować się do nowego życia. Odegrasz rolę siostry, a siostra to ktoś bardzo, bardzo ważny.
- Oczywiście ciociu, ale – zaczęła Hermiona niepewnie, zaś kąciki ust niebezpiecznie drgały.
- Nie martw się dziecko – odparła Ariana – będziecie oboje częścią rodziny, jak brat i siostra.
- Jak brat i siostra – powtórzyła – dobrze ciociu, co mam zrobić?
- Na razie zjemy w czwórkę lody czekoladowe – powiedziała Ariana biorąc za rękę dziewczynkę.
Harry Potter tymczasem trafił do największej i najbardziej luksusowej łazienki jaką widział. Wanna przypominała raczej basen z ciepłą, pachnącą wodą. Z radością wskoczył do wody z olejkami do kąpieli i radośnie się pluskał. Skrzat domowy, który w pojęciu chłopca wyglądał dziwnie, stał nieco z boku z ręcznikiem. Harry jak oczarowany obserwował okienny witraż, przedstawiający podwodny krajobraz. Ponieważ witraż został zaczarowany, wodorosty poruszały się, zaś małe kolorowe rybki pływały wesołą gromadą. Chłopiec ze śmiechem obserwował spektakl, z taką ciekawością jakby widział bajkę w telewizji. A rzadko takowe oglądał.
Jakiś czas potem skrzat powiedział, że państwo czekają z deserem i by wyszedł z kąpieli. Harry posłusznie wyszedł i po wytarciu się ręcznikiem założył dziwny, ciemnogranatowy strój. Nigdy nie nosił szat, ale materiał był miły w dotyku. Poza tym został nauczony nie marudzić, a pan i pani o jasnych włosach są bardzo mili i obiecali lody. Dlatego założył na siebie znalezione szaty i złapał rączkę skrzata, który teleportował ich na taras.
Harry dostrzegł jak mili państwo siedzą przy niewielkim stoliku, a towarzyszy im dziewczynka w sukience w kwiatki. Harry był w wieku, w którym nie przepadał za dziewczynkami, ale ponieważ nieznajoma uśmiechnęła się do niego lekko on odpowiedział uśmiechem. Niewiele dzieci było dla niego miłych, Dudley o to zadbał tak na dzielnicy, jak i szkole. Dlatego tak łaknął każdego gestu, a dziewczynka wyglądała na miłą. Zwrócił też uwagę na jej absolutnie niesforne włosy, całkiem jak i jego. I oczywiście zobaczył pucharki z lodami oraz półmiski z innymi deserami.
- Harry podejdź tu bliżej. Zapewne już ślinka ci cieknie na widok lodów, ale chcę byś poznał Hermionę – powiedziała Ariana – jest członkiem naszej rodziny od roku, a ponieważ dołączyłeś do nas jest mą wolą byście byli dla siebie jak brat i siostra.
- Miło cię poznać Harry – powiedziała Hermiona – też mieszkałam w świecie mugoli i wszystko ci wyjaśnię, jak starsza siostra – dodała z dumą.
- Mugoli? – spytał Harry.
- Ludzi bez magii – wyjaśniła dziewczynka – powiem ci wszystko, ale chyba nie chcesz by lody się stopiły? Są pyszne, najpyszniejsze na świecie!
- Jasne – odparł – miło cię poznać Hermiono. Nigdy nie miałem rodzeństwa – wyznał.
- Ani ja, ale w domu cioci i wujka zyskałam i jest super- dodała.
- Jesteśmy twoją nową rodziną Harry Potterze – zapewniała Ariana.
- Dziękuję ciociu – odparł wzruszony chłopiec – zawsze chciałem by ktoś mnie zabrał od Dursleyów, a teraz mam ciocię, wujka i siostrę. Pychota – dodał próbując najlepszych lodów jakie jadł w życiu.
Harry rzadko jadał lody, a już na pewno nie tak pyszne. Raz po szczypał się by przekonać, że naprawdę je lody w ogrodzie z miłym państwem i dziewczynką z burzą włosów na głowie. Spróbował chyba wszystkiego co miał w zasięgu rąk, objadając słodyczami dokładnie tak jak tylko dziecko potrafi. Hermiona opowiadała mu o innych smakołykach i razem je próbowali, aż Ariana kazała im iść pobiegać po ogrodzie nim brzuchy ich rozbolą z przejedzenia.
- Ciocia jest super – mówił Harry jak nieco odeszli.
- Oboje z wujkiem są najlepsi na świecie – powiedziała Hermiona – chcesz zobaczyć motylarium?
- Motylarium?
- Tak, hodowlę magicznych motyli – wyjaśniła – są piękne. Pewnie nie latałeś nigdy na miotle?
- To można latać na miotle? – spytał Harry.
- Tak – odparła – wielu chłopców to lubi, za dwa tygodnie na wakacje przyjadą wnuki cioci i wujka i na pewno nauczą cię latania. Mnie nauczyli rok temu – dodała z dumą – mówili, że każda czarownica lata na miotle. Są bardzo mili – zapewniała.
- Hermiono, możesz mi pokazać jak się lata? – spytał nieśmiało – nie chcę wyjść na głupka.
- Nie wyjdziesz – zapewniała – mogę ci pokazać, ale niezbyt mi to idzie. Ale wpierw motylarium.
Ariana spojrzała uśmiechem na męża słuchając słów dzieci. Zawsze ją rozczulały, a te dwa maluchy na pewno. Rozpieszczała wnuki jak ba dobrą babcię przystało, ale lubiła mieć w domu dzieci do otoczenia opieką.
- Jutro wypełnimy stosowne papiery w ministerstwie – powiedziała mężowi – zostaniemy magicznymi opiekunami Harry'ego, bardzo mi na tym zależy.
- Dobrze – zgodził się Gellert.
- Nie protestujesz? W przypadku Hermiony nie zgodziłeś się tak od razu!
- Bo nie wiedziałem jak to wyjdzie, ale radzisz sobie doskonale w roli przybranej matki – zapewniał – poza tym to Harry Potter, Fleamont Potter i jego durny syn James mieli swoje miejsca w Wizengamocie, więc przyjęcie do rodziny Harry'ego nie tylko zaspokoi twoje potrzeby opiekuńcze, ale i przyda politycznie.
- Ale dyskretnie – nakazała – nie chcę by dziennikarze wiedzieli co i jak, dzieci w naszym domu mają mieć spokój i być bezpiecznie.
- Ależ absolutnie, dzieci zasługują na dzieciństwo i znajdą takowe za murami naszego domu. Wiesz jacy są dziennikarze i ludzie, powiemy paru zaufanym i dyskretnym ludziom, Melanii i Arcturusowi na przykład. A nasze wnuki z radością będą uczyć młodego Pottera latać na miotle.
- Och, to na pewno. Mieli niezły ubaw z Hermioną rok temu, masz rację tak zrobimy – zgodziła się Ariana – ach i musimy się dowiedzieć, gdzie są klucze do skrytki Potterów. Fleamont to głupiec, ale zgromadził majątek i nie powinien on trafić, gdzie nie trzeba.
- Czytasz w moich myślach kochana – zaśmiał się Gellert – pewne rzeczy powinny służyć wyższemu dobru, wyższe dobro jest zawsze … wyższe.
- Tak – skinęła głową – wychowamy Harry'ego jak członka naszej rodziny i jego i Hermionę. Załatwimy sprawy w ministerstwie.
Tymczasem Harry i Hermiona szli zadbanym, angielskim ogrodem w kierunku motylarium. W oczach chłopca miejsce przypominało pałacowy park a nie ogród. Patrzył jak oczarowany na zieloną, aksamitną trawę i klomby kwiatów o wielu barwach. Dotykał ich płatków, a Hermiona go raz po raz goniła. I kiedy zobaczył roje magicznych motyli, jasnym było czemu. Harry jak oczarowany patrzył na owe cuda, wciąż nie wierząc w to, co zaszło.
Spędzili dłuższą chwilę w motylarium, a Hermiona opowiadała o tym jak ciotka Ariana założyła owo miejsce dziesięć lat temu dla swoich wnuków. Dwaj synowie ciotki i wuja mieszkają za granicę: jeden jest francuskim ministrem magii a drugi rządzi w magicznych Niemczech. Obaj mają żony i dzieci, każdy po dwoje. Mieszkający we Francji syn, ma dwie córki: Blanche i Gabrielle, a ten z Niemiec synów Josefa i Hansa.
- Za dwa tygodnie przyjadą – mówiła Hermiona – oni są oczywiście dużo starsi albo mili, a Hans uwielbia latać na miotle – tłumaczyła.
Harry łowił każde słowo. Hermiona opowiadała o nastoletnich czarodziejach, którzy ich odwiedzą, o tym jak na pewno pójdą na Pokątną i będą latać na miotłach. Harry strzygł uszami słuchając o tych atrakcjach nie tylko dlatego, że Hermiona mówiła mu o nieznanych sprawach ale i dlatego, że wyraźnie dawała mu do zrozumienia że oboje będą uczestniczyć w tych wszystkich atrakcjach. Harry nigdy nie uczestniczył w rodzinnych spotkaniach, Durlseyowie zamykali go w komórce pod schodami i udawali, że nie istnieje.
- Mnie nikt nie zamykał, rodzice się mnie bali – wyjaśniła Hermiona – ale ciocia i wujek są najlepsi na świecie, chodź pochodzimy po ogrodzie jeśli zechcesz Harry Potterze.
- Jasne Hermiono.
A/N: łapanie motyli to dla mnie szczyt fluffu.
Nie chciałam tutaj robić z Grangerów złych ludzi, a jedynie wydaje mi się niemożliwe by mugole nie bali się przejawów magii bo było to coś dla nich niezrozumiałego. Bali się dziwnych rzeczy związanych z córką zaś Ariana i Gellert ich zmanipulowali i zabrali Hermionę.
