En garde


7 lutego 1928

Zasłona czwarta, pierwsza i jeszcze raz pierwsza, krok w tył, przerzucenie różdżki do lewej ręki i przenikliwy świst, z którym zawsze przecinała powietrze. Krew pulsowała w żyłach w rytm szybkich i mocnych uderzeń serca, mięśnie zdawały się być obdarzone własną inteligencją, tak długo niedoceniane ciało – zbyt łatwo obwiniane za wszystkie trudności – w perfekcyjny sposób poddawało się umysłowi.

Uskok, lewitacja, zaklęcie zwodzące i szybka odpowiedź – decyzje podejmowane w ułamkach sekund, gdy przeciwnik zdradzał kolejny ruch zbyt mało powściągliwym drgnięciem nadgarstka. Promienie paskudnych uroków rozbijające się z głuchym trzaskiem tuż nad i tuż za nim, precyzyjnie wyliczone ryzyko, nieustanne przesuwanie granic własnego refleksu i możliwości – tu, właśnie tu, gdzie ścierała się siła zaklęć i charakterów, czuł się najlepszą wersją siebie.

Wszystko było w jego rękach i w jego głowie – miał kolejne rundy, kolejne szanse i stanowczo zbyt wiele kompromisów za sobą.