IV
1997
Sierpień
Wdech, wydech. Wdech, wydech.
Wdech, wydech.
Wdech.
Wydech.
Wdech.
Hermiona otworzyła oczy i zamrugała kilka razy. Zorientowała się, że leży w łóżku, a jej ręce są zaciśnięte na pościeli. Była bezpieczna, w Muszelce.
Wojna się skończyła trzy miesiące temu, ale wszystko nadal było świeżą raną. Świeżą, sącząca się raną, która nie chciała się zagoić. A przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Wydech.
Jej kostki pobielaly, tak mocno zaciskała pięści.
Wdech.
Przymknęła oczy i zobaczyła obrazy. Krótkie, mocne sceny. Mrok. Ból. Cierpienie.
Imperio. Crucio.
Krew, wszędzie krew. Krzyki, błagania, jęki.
Wydech.
Otworzyła oczy i czuła, jak jej serce galopuje. Jak nie może złapać oddechu, jak wzrok zaszywa się mgła, jak zaciska palce na prześcieradle.
Jak chce krzyknąć, ale głos więźnie w gardle.
Hermiona zeszła do kuchni w Muszelce i zobaczyła, że czeka na nią sowa z Ministerstwa Magii. Z wahaniem wzięła list, ale nie przeczytała go od razu.
Wyszła na dwór i wystawiła twarz w kierunku sierpniowego słońca.
Wdech. Ciepłe, morskie powietrze wypełniło jej płuca. Było Lekko słone, pachnące świeżością.
Wydech.
W oddali zobaczyła Billa, który machnął jej dłonią.
Zdjęła buty i gołymi stopami stanęła na piasku; był gorący. Podeszła do Billa i stanęła u jego boku. Miał zamknięte oczy, a jego twarz była zwrócona w stronę morza.
- Jak twoje plecy, Hermiono?
Pytanie zawisło w powietrzu, a ona milczała.
- Goją się. - Odpowiedziała zdawkowo.
- Kto ci to zrobił?
Hermiona potrząsnęła głową. Bill nie naciskał.
Każda kolejna noc wyglądała tak samo, jak poprzednia. Nawiedzały ją demony wojny. Walczyła ze snami, które nawiedzały ją co noc, z koszmarami, z których budziła się z krzykiem. Z obrazami, które widziała po zamknięciu oczu. Z krzykiem, który zastygał na ustach.
Minęły trzy miesiące, a Hermiona z przerażeniem odkryła, że Ministerstwo Magii nie radzi sobie z powojenną rzeczywistością.
To był nadal ciężki, mroczny czas. Wiedziała, że chociaż odnieśli zwycięstwo, to tak naprawdę czekała ich bardzo długa droga. Wojna nadszarpnęła wszystkim i wszystkimi. Gołym okiem widać było tylko starty materialne, bo straty duchowe ludzie poukrywali głęboko w duszach. Albo może nadal nie byli ich świadomi?
Wojna w świecie magii zabrała ludziom ułamek człowieczeństwa – zbrodnie i terror, których doświadczyli, na zawsze odcisnęły piętno na nich samych. Wojna próbowała zniszczyć dobroć, szlachetność, bezinteresowność.
Powojenny świat nie wyglądał pięknie – był brudny, pełen bólu i gniewu, wymieszany z niewielką dozą radości, lecz wciąż niepewny. I w pewnym sensie wolny.
Chociaż co do samej wolności Hermiona miała pewne wątpliwości.
Ale rzeczywistość powojenna oddała ludziom szczątki człowieczeństwa i pozwoliła zawalczyć o sprawiedliwość. O to, co należało się rannym i ofiarom.
Jej spotkanie z Ministrem Magii nie należało do przyjemnych. Nie chciała mieć przy boku ani Harry'ego, ani Rona, bo wiedziała, co będą mówić. Albo że spróbują jej przeszkodzić w wyrażeniu tego, co uważa.
W oczach Hermiony zachowywali się jak oślepieni. Nie obchodziło ich nic. Zamknęli rozdział Voldemorta jako zwycięzcy i mogli się skupić na sobie.
Tego Hermiona nie potrafiła znieść i zanim wszystko na dobre się zaczęło między nią i Ronem, to zakończyła temat i ucięła wszelkie nadzieje. Jego i swoje - a może przede wszystkim swoje? Ten bezlitosny dla jej serca krok był potrzebny. Tak bardzo jak wyprowadzka do Muszelki i spotkanie z Shackleboltem.
- Hermiono. - Wzrok Shacklebolta nie był już tak serdeczny, jakim go zapamiętała. - Twoje żądania są wygórowane.- Zmrużył oczy i spojrzał jeszcze raz na pergamin w swojej dłoni.
- To nie są żądania, Kingsley.- Jej głos był zadziwiająco twardy. Nieustępliwy. - Jak można żądać czegoś, co się należy? To jest tylko egzekwowanie sprawiedliwości. - Jej usta wypowiedziały te słowa, zanim pomyślała nad ich sensem.
Kingsley lekko zbladł, bo trafiła w sedno. Dotknęła wrażliwego miejsca. I miała cholerną rację.
- To nie będzie takie proste. - Odpowiedział jej, a ona uniosła brew. Czuła, jak fala złości ogarnia jej ciało.
- Dla was nic nie jest proste! - Warknęła. - Od maja nie zrobiliście absolutnie nic. Nic. Panuje chaos, ludzie błądzą, bez pomocy. Bez nadziei.
Hermiona wiedziała, że powoli traci kontrolę nad sobą i sekundy dzielą ją od wybuchu.
- Dobrze. - Zrezygnowany głos Kingsleya był dziwny. Jakby poruszyła w nim dotąd ukrytą stronę i uwolniła cały ból jego duszy. - Co proponujesz w takim razie?
Kobieta szeroko otworzyła oczy, szczerze mówiąc nie była przygotowana na tak szybką wygraną.
- Procesy byłych Śmierciożerców. Tych, którzy przeżyli. Muszą ponieść karę. - Zacisnęła zęby wypowiadając to zdanie. - Popełnili tyle zła.
Shacklebolt milczał i uważnie ja obserwował, aż poczuła się nieswojo. Oczy Ministra Magii były zmęczone, jakby on sam uginał się pod ciężarem obowiązków. Jakby ostatnie miesiące źle sypiał. A może nie sypiał w ogóle.
- Chleba i igrzysk. - Podsumował krótko, trafnie, a Hermiona kiwnęła głową. - Daj mi miesiąc.
- Wracam do Hogwartu od września. - Hermiona czuła się w obowiązku, żeby mu dać znać. Kingsley westchnął ciężko i zadał ostatnie pytanie:
- Od kogo miałbym zacząć?
- Yaxley, Dołohow… - Zawahała się. - Malfoy.
1997
Wrzesień
Wdech.
Hermiona zacisnęła zęby z bólu. Ostatnia noc była koszmarna. Nie potrafiła zasnąć, a jak już zapadła w lekki sen, to widziała wszystkie te twarze. Słyszała krzyki, jęki. Czuła zapach krwi.
Wydech.
Zebrała książki do torby i ubrała się. Patrząc w lustro widziała swoją zmęczoną twarz. Podkrążone oczy i bladość.
Najjaśniejsza czarownica swojego wieku.
Tak jak wcześniej wyjawiła Kingsleyowi, tylko ona podjęła decyzję o powrocie do Hogwartu. Hermiona wróciła do Hogwartu z dwóch powodów, po pierwsze wiedziała, że będzie musiała ukończyć szkołę prędzej czy później. Wołała mieć to za sobą jak najszybciej. Po drugie nie miała gdzie mieszkać. Nora nie była już dla niej wyborem. Muszelka była wspaniała, ale spędziła w niej miesiące po wojnie i nie chciała już nadużywać gościnności Billa i Fleur. Zawsze mogła zatrzymać się na Grimmauld Place, ale nie wydawało się to odpowiednie. Wiedziała, że musi wynająć własne mieszkanie, ale do tego potrzebowała pieniędzy. A żeby je zdobyć, musiała mieć pracę. Kingsley zaoferował jej posadę w Ministerstwie i przyjęła ofertę. Miała zacząć pracę po skończeniu Hogwartu.
Wielka sala w Hogwarcie wyglądała ponuro. Uprzątnięto gruzy, ale mury nadal wyraźnie sugerowały, co się tutaj działo. Na potrzeby nowego roku zorganizowano prowizoryczne stoliki dla poszczególnych domów.
Minerwa robiła co w jej mocy, żeby przywrócić tutaj namiastkę normalności. Dać poczucie, że wszystko wraca do bezpiecznych czasów, że będzie jak dawniej.
Hermiona usiadła przy stole i czekała z niecierpliwością na pocztę. I informację od Kingsleya. Na jej szczęście, chwilę później nadleciały sowy i otrzymała dwa pakunki.
Jeden był listem z Ministerstwa, zdobiła go duża, zalakowana czerwona literka M. Drugą przesyłką była gazeta przysłana jej przez Harry'ego.
Hermiona odłożyła zwiniętą w rulon gazetę i rozerwała sprawnie kopertę.
Hermiono, wywiązałem się z danej obietnicy. Procesy ruszają w kolejnym miesiącu. Wszystko pod nadzorem Ministerstwa Magii. KS.
Odłożyła notkę do koperty i z bijącym sercem rozwiązała tasiemkę zwijająca gazetę.
Prorok Codzienny krzyczał z pierwszej strony w jej stronę ogromnymi literami. Na ruchomych fotografiach widziała znajome twarze.
Jęknęła w duchu.
Ministerstwo Magii koordynuje przyspieszone procesy byłych Śmierciożerców. Minister Magii - Kingsley Shacklebolt - wyjawia, że nie będzie litości. Wizengamot ma wydać wyroki już przed Bożym Narodzeniem.
Hermiona zerknęła na zdjęcia i widziała trzy portrety: błysk lampy i twarz Corbana Yaxleya, który szarpie się przy robieniu zdjęcia. Błysk lampy i wyszczerzone w szyderczym uśmiechu usta Antonina Dołohowa. Błysk lampy i puste, zimne oczy Luciusa Malfoya, które wpatrywały się prosto w obiektyw.
Prosto w jej oczy.
1997
Grudzień
Kolejne wydanie Proroka Codziennego wylądowało koło jej śniadania. Za dwa dni miała się udać na święta do Nory. Nie wierzyła, że Ministerstwo dotrzyma obietnicy.
Rozprostowała gazetę i wielki nagłówek rozwiał jej wątpliwości.
A jednak.
Zagryzła wargę, kiedy zdjęcia trzech byłych Śmierciożerców poruszyły się na froncie.
Wizengamont zadecydował. Winni zbrodni przeciwko ludzkości. Kolejne procesy zaplanowane na Nowy Rok. Minister Magii nie kryje dumy…
Jej dłoń drżała kiedy uświadomiła sobie, że… Yaxley, Dołohow, Malfoy będą gnić w więzieniu. Przejechała dłonią po ich zdjęciach i niechcący jej wzrok przykuł jeden element.
I Yaxley, i Dołohow rzucali się w momencie wydania wyroku, wykrzykując niecenzuralne słowa. A Malfoy… A Malfoy stał, z kamienną twarzą. Jakby był pogodzony z wyrokiem i wyglądał trochę jakby…
Jakby się właśnie takiego zakończenia spodziewał.
Nie miało to kompletnie sensu, ale Hermiona nie mogła się pozbyć tego wrażenia.
Lucius Malfoy odarty z godności, pozbawiony przywilejów, skazany na Azkaban. Złamany.
1998
Okres w Hogwarcie, choć krótki, dał jej przestrzeń na ułożenie swojego życia na nowo. Przemyślenia tego, kim była, kim jest i kim powinna być w przyszłości. I oczywiście jej plany nie miały wiele wspólnego z tym, co się później wydarzyło, to mimo wszystko dały jej czas by minimalnie odzyskać kontrolę nad sobą.
Nigdy nie wróciła do tej Hermiony sprzed wojny, nigdy nie była w stanie patrzeć na świat tak jakby nic się nie stało. Zbyt boleśnie przypominała jej o tym wypalona blizna na ręce i blizna na plecach.
Skończyła Hogwart i ostatni dzień był dla niej słodko-gorzki. Z jednej strony spędziła tutaj najlepsze swoje chwile, lecz z drugiej… To tutaj jej dusza została złamana.
Hermiona Granger, najjaśniejsza czarownica swoich czasów, podjęła pracę w Ministerstwie Magii. Została prawą ręką Ministra Magii.
W powojennym świecie na nowo trzeba było ustalić zasady. Coś, co kiedyś było dopuszczalne ze względu na panujące okoliczności, teraz musiało być zakazane z odstępstwami lub całkowicie zabronione.
I o to została poproszona przez Kingsleya.
Hermiona bardzo często zmagała się z potwornymi sytuacjami, w których musiała oceniać sytuację ludzi i zdecydować, czy zaklęcie zostało rzucone zgodnie z prawem. Niejednokrotnie czytając protokoły wykroczeń, wracała myślami do wojny.
Kodeks moralny podczas wojny nie istniał, nie było zahamowań. Śmierciożercy używali zaklęć Niewybaczalnych. Nawet Order Feniksa walczył do końca, czasem nie patrząc na to, co dobre.
Teraz, w nowej rzeczywistości, nie było miejsca na pobłażliwość. Wszyscy byli równi w świetle prawa, a winni musieli odpokutować.
Praca w tym Departamencie spowodowała u Hermiony uśpienie pewnych ludzkich instynktów – trochę tak jakby zaczęła uczestniczyć w nowej wojnie. Tylko tym razem toczyła się ona w niej samej.
Wir pracy i ciągłe zajęcie uśpiły jej koszmary. Czuła się zdecydowanie lepiej ostatnim czasem, ale wiedziała, że może to być złudne.
Przydzielono ją do tworzenia nowych reguł w magicznym świecie. Takich, które raz na zawsze miały uporządkować już wszystko, co nie zostało wyjaśnione od czasów zakończenia walk. Doprowadzić do końca porządki. Umożliwić skupienie się na odbudowie społeczeństwa, więzi i zaufania.
Ten projekt był dużo mroczniejszy niż ktokolwiek mógł podejrzewać. A zadaniem Hermiony było wynaleźć miarę, która bezwzględnie zaprowadzi porządek i załagodzi chaos jednocześnie.
Dawała radę, pracowała ponad siły i chciała udowodnić swoją wartość.
Nie była w stanie przewidzieć, że nie wszystko wie i nie wszystko jest w stanie kontrolować. A nadchodzące wydarzenia miały ją jeszcze zaskoczyć.
1999
Gdy ona ciężko pracowała nad zasadami, Kingsley pojawił się w Azkabanie.
- Panie Malfoy. - Głos Kingsleya był wyniosły, odległy.
- Panie Shacklebolt. - Zimna odpowiedź Luciusa Malfoya nie wytrąciła z równowagi Ministra Magii.
- Chciał mnie pan widzieć. - Shacklebolt odchrząknął. "Zatem słucham."
Kingsley przeniósł Hermionę bez słowa do Departamentu Tajemnic i zmienia jej zakres obowiązków.
Hermiona nie protestowała, jej praca nad prawem została już w praktyce ukończona. Właściwie to nie mogła się doczekać nowych wyzwań.
Ale takiego obrotu spraw nie mogła się spodziewać.
2000
Dwudziestoletnia Hermiona Granger przekroczyła próg Azkabanu niepewna tego, co może ją spotkać. Ostatnie trzy lata spędziła na mierzeniu się z demonami wojny. Walczyła ze snami, które nawiedzały ją co noc, z koszmarami, z których budziła się z krzykiem. Z obrazami, które widziała po zamknięciu oczu. Z krzykiem, który zastygał na ustach.
Nie miała pojęcia dlaczego to właśnie ona została wybrana. Ze wszystkich osób, jakie pracowały w Ministerstwie Magii.
- Panno Granger. – Chłodny głos Luciusa Mafoya powitał ją, jak tylko przekroczyła próg.
- Panie Malfoy. – Odpowiedziała, utrzymując podobną barwę głosu.
- Co panią tutaj sprowadza?
Odważyła się na niego spojrzeć i jedyne co widziała, to jego oczy. Bladoniebieskie, lekko srebrne tęczówki.
Teraźniejszość
Jego skóra pachniała słońcem. Smakowała potem.
Znała każdy jej centymetr.
- Pocałuj mnie.- Szepnęła, a on spełnił jej życzenie. Był to długi, wspaniały pocałunek.
Poczuła, jak gorące łzy spływają po jej policzkach i jak zaczyna się trząść.
Złapał ją mocniej i przyciągnął, przejeżdżając paznokciami po jej skórze. Złapał ją w talii i spojrzał głęboko w jej oczy.
Zapłakane, duże brązowe oczy.
- Damy radę, Hermiono. Poradzimy sobie.
Pocałował obrzeże jej ucha i ześlizgnął się na szyję. Poczuła, jak całuje zagłębienie przy karku. Jak pieści każdy centymetr jej skóry.
Zadrżała i wiedziała, że Lucius się uśmiechnął.
- Nadal jesteś zestresowana? - Wymruczał w jej skórę. Ona oblizała usta i kiwnęła głową.
Jednym zgrabnym ruchem wziął ją na ręce i wyniósł z biura.
Listy musiały poczekać.
