Rozdział 4

Hayden leżał w swoim łóżku i rozkoszował się faktem, że tego dnia nie musi iść do pracy, a jedyne co ma w planach to grill z przyjaciółmi. Był ciekawy, czy profesor przyjmie zaproszenie? Wyglądał jak ktoś, kto potrzebował chwili relaksu.

Chłopak nie dziwił się wcale. Sam przez dobre kilka lat żył ze świadomością, że poluje na niego łaknący władzy i pozbawiony skrupułów czarodziej. Skoro te kilka lat niemal doprowadziło go nerwicy, to jak musiał czuć się Mistrz Eliksirów, który od lat był szpiegiem? Do tego użerał się jeszcze na co dzień z mniej lub bardziej inteligentnymi dzieciakami w szkole. Jedno lub dwa piwa w odpowiednim towarzystwie mogłyby pomóc mu zapomnieć na chwilę o problemach.

A skoro o profesorze mowa, to Hayden myślał o nim ostatnio coraz częściej. Od kiedy mężczyzna zrozumiał, że nie jest Harrym Potterem, a zwyczajnym chłopakiem ich wzajemne stosunki trochę się ociepliły. Dwa dni wcześniej sowa przyniosła mu list, który nieco go zaniepokoił. Mistrz Eliksirów ostrzegł go, że Dumbledore nadal usiłuje go odnaleźć. Był głuchy na słowa innych, że bliźniak Harry'ego nie jest bezmyślną istotą, a prawdziwym człowiekiem. Hayden poczuł przyjemne ciepło, kiedy zdał sobie sprawę, że Snape martwi się o niego na swój zawoalowany sposób. To nie był typ człowieka, który powie wprost, co czuje.

Już dawno zauważył, że Severus Snape był bardzo skrytym mężczyzną, ale jeśli miał być szczery, to uważał to za bardzo pociągającą cechę. Większość osób nie nazwałaby go przystojnym, a na pewno nie w klasyczny sposób. Nie można jednak wymagać od człowieka, który musi zachować kamienną twarz, żeby w pierwszej kolejności myślał o swoim wyglądzie. Zrozumiał to, kiedy zamieszkał tutaj.

Już w pierwszym tygodniu Chloe zrobiła mu wykład na temat doboru odpowiednich kosmetyków, chociaż na początku nie miał pojęcia, o czym dziewczyna do niego mówi. Na początku czuł się, jakby siedział na zajęciach z numerologii, o których czasem mówiła Hermiona. Niby rozumiał poszczególne słowa, ale zdań już nie.

Wrócił myślami do lekcji eliksirów w Hogwarcie. Zawsze szedł na nie zdenerwowany, obiecując sam sobie, że nie da się nikomu sprowokować. O ile spuszczanie wzroku na własny kociołek, chroniło go od obelg ze strony profesora, tak nie mógł zauważyć, że czasem Ślizgonom udaje się coś dorzucić do jego eliksiru. To nie było tak, że był kompletnym beztalencie w tej dziedzinie, ale nigdy nie mógł udowodnić, że było inaczej. Snape dobitnie udowadniał mu, że ta dziedzina magii nie jest i nie będzie dla niego. Było mu przykro z tego powodu, ale nigdy nie dał tego po sobie poznać. Durseyowie skutecznie nauczyli go nie kwestionować pewnych spraw.

Teraz jednak wszystko się zmieniło. Nie był już Harrym Potterem, Złotym Chłopcem Gryffindoru czy Wybrańcem. Hayden Potter był zwykłym chłopakiem, który nareszcie miał spokój. A przynajmniej tak było do niedawna.

Decyzja, żeby porozmawiać z członkami Zakonu Feniksa, zmieniła wszystko. Odzyskał swoją różdżką, wyznał prawdę swoim mugolskim współlokatorom i coraz częściej myślał o Mistrzu Eliksirów. Zaczął analizować jego wygląd. Wiedział już, że pod tymi obszernymi, nauczycielskimi szatami, skrywa się całkiem niezłe ciało. Snape nie był muskularny, ale miał mięśnie tam, gdzie trzeba. Jeśli dobrze liczył, to musiał mieć czterdzieści lat, a w świecie czarodziejów to nie było wiele. Mógł powiedzieć, że był mężczyzną w kwiecie wieku, który nie miał szansy prowadzić takiego życia, jakiego naprawdę chciał.

Hayden doskonale go rozumiał. Sam przez wiele lat nie miał takiej możliwości. Zawsze czuł się w jakiś sposób inny. Coś mu mówiło, że Snape musiał czuć się podobnie. Syriusz nazywał go w szkole Smarkerusem, koledzy Haydena przezywali tłustowłosym dupkiem, ale chyba nie brali pod uwagę, że nikt nie mógł wyglądać zbyt zdrowo, spędzając tyle czasu na warzeniu skomplikowanych mikstur. Patrząc na to z innej strony, było to nie lada poświęcenie. On sam nigdy nie był w stanie skupić się na czymś aż tak długo. Mężczyzna musiał mieć w sobie niesamowicie dużo samodyscypliny i sprawne dłonie.

No właśnie. Te dłonie.

Szczupłe dłonie o długich palcach. Hayden obserwował czasem dyskretnie na lekcjach, jak Snape trzyma nóż i inne przybory, jak delikatnie obchodzi się ze składnikami. Czasem miał wrażenie, że obserwuje coś bardzo intymnego, co nie jest przeznaczone dla jego oczu. Nie wiedział, czy inni też do dostrzegali. Większość uczniów bała się Mistrza Eliksirów i skupiała uwagę na swoich kociołkach, podczas gdy Snape warzył czasem przy swoim stole coś innego.

I to było takie pociągające! Prędzej jednak umówiłby się z Malfoyem, niż przyznał głośno, że uważa Severusa Snape'a za wartego uwagi i nie miałby nic przeciwko, gdyby jego dłonie przeniosły się na niego.

Zarumienił się mocno i niemalże pisnął jak dziewczyna, która zakochała się po raz pierwszy w życiu. Nie ma opcji, żeby powiedział o tym komukolwiek w czarodziejskim świecie. Co innego jego mugolscy przyjaciele. Oni sami byli dziwni na swój sposób i kolejne małe dziwactwo Haydena nie zrobiłoby na nich większego wrażenia. Teraz kiedy dowiedzieli się o wszystkim, chłopak dyskretnie naprawiał przy pomocy zaklęć to i owo w domu. Nie chciał na razie kusić losu, że ministerstwo jednak go namierzy i cała sprawa ujrzy światło dzienne. Naprawdę nie miał ochoty na ponowną potyczkę z urzędnika, którzy kiedyś chcieli wyrzucić go ze szkoły, bo był dla nich kimś niewygodnym.

Westchnął. Jego życie naprawdę było skomplikowane i czasem nie miał pojęcia, co zrobić. Gdyby miał analizować wszystko, co przeżył, to wyszłaby z tego naprawdę popaprana historia, w której mimo wszystko sporą rolę odgrywał Mistrz Eliksirów.

Hayden naprawdę miał nadzieję, że mężczyzna przyjmie zaproszenie i zjawi się na ich małej imprezie. Nie miał pojęcia, czy czarodzieje urządzali coś takiego jak grill, ale Snape wydawał się wiedzieć, o co chodziło.

Wsunął ręce pod głowę i zamyślił się. Postrach Hogwartu mimo swojej wrednej powierzchowności był bardzo inteligentny, co udowodnił nie jeden raz. Oczywiście Hermiona także była inteligentna, ale to nie był ten sam rodzaj inteligencji. Dziewczyna opierała swoją inteligencję na wiedzy zdobytej z książek, a tymczasem Snape przeprowadzał eksperymenty, udoskonalał eliksiry, tworzył zaklęcia lub je modyfikował. Szkoda, że przez te kilka lat uważał Haydena za kompletnego kretyna. Może, gdyby dał mu szansę, udałoby się mu go zaskoczyć?

W szkole podstawowej lubił chemię. Była trochę jak gotowanie, w której miał sporą praktykę i kiedy przyjechał do Howagrtu, był bardzo ciekaw eliksirów. Miał nadzieję, że jego umiejętności praktyczne pomogą mu w zdobyciu dobrych ocen. Profesor Snape jednak szybko sprowadził go na ziemię i Hayden zdał sobie sprawę, że nigdy nie będzie mógł pokazać swoich prawdziwych umiejętności. Nie, kiedy ciągle słyszał obelgi pod swoich adresem, albo kiedy ktoś sabotował jego pracę. Ile to razy dostał szlaban nie ze swojej winy i nawet nie było sensu próbować się wytłumaczyć, bo Snape nie chciał słuchać. Uważał za cud, że teraz po prostu nie złapał go i nie zaciągnął do Dumbledore'a. Sporo się jednak wydarzyło od jego zniknięcia. Zrozumiał, że dyrektor nie miał wcale tak wielkiego poparcia wśród jasnej strony. Ludzie trwali przy nim, bo był potężny.

– Co za chora sytuacja – mruknął, wstając powoli z łóżka. Miał nadzieję, że łazienka nie była zajęta przez którąś z dziewczyn, bo to oznaczałoby godzinne koczowanie pod drzwiami. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego kobiety spędzają tam tyle czasu. Jemu wystarczał szybki prysznic, chociaż nie miał nic przeciwko, żeby raz na jakiś czas powylegiwać się w wannie pełnej ciepłej wody. Decydował się na, to kiedy miał pewność, że nikt nie będzie dobijał mu się do drzwi przez jakiś czas.

Najwyraźniej miał szczęście, bo łazienka nie była przez nikogo okupowana. Szybko zdjął z siebie ubrania i wsunął się pod prysznic. Przez te kilka lat jego ciało zmieniło się. Nie był już chudym nastolatkiem o kościstych kolanach. Nadal nie był zbyt wysoki, ale jego sylwetka nabrała bardziej męskiego wyglądu. Nawet Max mu to co jakiś czas powtarzał, a blondyn całkiem nieźle poznał jego ciało.

Hayden zarumienił się na samo wspomnienie. Miał siedemnaście lat, kiedy poszedł z Maxem do łóżka. Nie planował tego, ale skłamałbym, gdyby powiedział, że nie myślał o tym wcześniej. Widział, że starszy chłopak jest przystojny i ma powodzenie wśród kolegów o takiej samej orientacji. Może dlatego uznał, że lepiej byłoby przeżyć swój pierwszy raz z kimś, kto miał pojęcie, co robić, zamiast działać na ślepo. I któregoś wieczoru, kiedy wszyscy poszli już spać, wylądowali razem w łóżku Maxa.

Nie zaiskrzyło między nimi, ale żaden z nich nie miał nic przeciwko, żeby zabawić się co jakiś czas. Byli za to świetnymi przyjaciółmi, a blondyn bywał nadopiekuńczy w stosunku do młodszego chłopaka. Hayden nieraz musiał go stopować, bo zdarzało mu się przesadzić. Tak jak wtedy, kiedy robili razem większe zakupy do domu i jakiś gość zaczepił go i próbował z nim flirtować. Max warknął wtedy na niego, żeby pilnował własnego nosa.

– Max? Musiałeś na niego tak warczeć? – spytał, kiedy wracali do domu.

– Musiałem. Znam gościa – powiedział starszy chłopak. – Uwodzi kogo może i porzuca, jak tylko dostanie to, czego chce.

– Och… – mruknął. Nie tego się spodziewał, ale podziękował za ostrzeżenie.

– Jak taki sobie kogoś upatrzy, to pozostaje mu tylko przyłożyć. Inaczej nie da ci spokoju.

– Zapamiętam – zapewnił Maxa.

Blondyn był też tym, który pocieszał go po pierwszej, nieudanej zresztą randce z innym chłopakiem. Umówił się z chłopakiem, który przychodził co jakiś czas knajpki, w której Hayden się zatrudnił, jako pomocnik kucharza. Przynajmniej gotowanie u Dursleyów okazało się przydatną umiejętnością. Szef kuchni był trochę mrukliwym, ale w gruncie rzeczy porządnym facetem, który nauczył go naprawdę sporo o gotowaniu. Zawsze powtarzał, że Hayden przynajmniej nie pląta mu się pod nogami, jak niektórzy, co tu pracowali wcześniej i jest z niego pożytek. Jednak z kelnerek mruknęła potem do niego, że w ustach kucharza to był wielki komplement.

– Poprzedniego pomocnika pogonił, ale faktycznie nie było z niego wielkiego pożytku – przyznała.

Hayden pracował tam już od jakiegoś, kiedy jakiś starszy od niego chłopak, zaczął go podrywać. Na początku myślał, że gość jest dla niego po prostu miły. Pomagał wtedy chwilę obsługiwać gości i nagle ktoś nazwał go słodziakiem. W pierwszej chwili w ogóle nie pomyślał, że te słowa mogłyby być skierowane do niego. Hayden pozwolił się po jakimś czasie zaprosić na randkę, jednak szybko okazało się, że chodzi tylko o jedno. Wrócił do domu, kiedy tylko zorientował się, że to była próba zaciągnięcia go do łóżka.

Spędził resztę wieczoru, wylewając swoje żale pomieszane z przekleństwami w towarzystwie Maxa, który słuchał go cierpliwie i podsuwał czekoladki. Najwyraźniej uznał, że słodycze chociaż trochę poprawią młodszemu chłopakowi humor i najwyraźniej się nie mylił, bo zawartość pudełka zniknęła bardzo szybko.

– Czy ze mną jest coś nie tak? – spytał w końcu Hayden.

– Dlaczego tak mówisz?

– Sam nie wiem… Może randki, ten cały romantyzm i w ogóle miłość nie są dla mnie?

Max objął go ramieniem i przyciągnął do siebie.

– Nie przekreślał wszystkiego, bo raz trafiłeś na idiotę – powiedział mu. – Potrzeba czasu, żeby znaleźć kogoś odpowiedniego dla siebie.

– Ty już spotkałeś taką osobę?

Blondyn zmieszał się nieco, słysząc to pytanie.

– Kiedyś tak myślałem, ale potem okazało się, że jednak nie i nadal szukam. Nie szukam na siłę. Ale pomyśl. Jakby tak żaden z nas nigdy się z nikim nie związał, to możemy sobie na starość być takimi dwoma ekscentrykami.

Hayden zaśmiał się, słysząc to. Max naprawdę był świetnym kumplem, który potrafił poprawić mu humor. Potem słuchał historii o randce w ciemno, jaką blondynowi załatwiła kiedyś koleżanka. Jego nieudana randka w porównaniu z tym, co przeżył Max, była niczym.

W liceum blondyn zorientował się, że zdecydowanie podobają mu się faceci. Nie przyznał się jednak do tego głośno. Wiedział, jak niektórzy mogą zareagować, dlatego powiedział o tym tylko kilku zaufanym osobom. To właśnie wtedy jego koleżanka wpadła na pomysł, żeby umówić go na randkę, która okazała się kompletną katastrofą.

Chłopak, z którym go umówiła, przyszedł tylko dlatego, że chciał wygrać zakład. Żeby tego było jeszcze mało, opowiedział o wszystkim swoim znajomym, którzy naturalne podali to dalej. W ciągu kilku dni ludzie ze szkoły Maxa wiedzieli o wszystkim. Wieści dotarły też do jego rodziców, którzy nie byli zachwyceni. Po tygodniu blondyn miał dość napiętej atmosfery. Za zgodą rodziców wyprowadził się do wujka do Londynu, zmienił szkołę i długo ukrywał swoją orientację.

– To smutne – powiedział potem Hayden. – Moja ciotka i wuj mają podobne poglądy. Gdybym tylko popatrzył dłużej na jakiegoś chłopaka i wuj dowiedziałby się o tym, jak nic oberwałbym pasem. Dla nich inność jest czymś niedopuszczalnym.

– Dlatego uciekłeś z domu? – spytał Max. Nigdy wcześniej nie pytał młodszego chłopaka o prawdziwy powód jego ucieczki z domu.

– Nie do końca, ale przyczynili się do tej decyzji. Chodziło jednak o coś, o czym nie umiem jeszcze rozmawiać. Może kiedyś będę gotowy, żeby powiedzieć ci o wszystkim.

Hayden nie sądził jednak, że ten dzień naprawdę nadejdzie. Gdyby nie ponownie spotkanie ze Snapem, odzyskanie różdżki i rozmowa z innymi na Grimmauld Place, nadal żyłby jak mugol i w zasadzie nie miałby powodów do narzekań. Mógł się założyć, że ciotka Petunia odetchnęła z wielką ulgą, kiedy okazało się, że ma go w końcu z głowy. Sprawdzać tego jednak nie zamierzał.

Schodząc do kuchni, spodziewał się zastać kompletny chaos. Niewiele się pomylił, chociaż chaos ograniczył się tylko do stołu, przy którym Taylor i Chloe marynowali mięso. Koło lodówki Hayden zauważył skrzynki z piwem.

– Widzę, że zapasy już są – odezwał się.

– Cześć panie czarodzieju – wyszczerzyła się dziewczyna. – Może nam pomożesz tymi magicznymi rączkami?

– A w czym ja miałbym wam pomóc? Widzę, że wszystko już praktycznie gotowe.

– Mógłbyś mi pomóc usunąć te wszystkie paskudztwa spod paznokci.

– Mydło i szczotka wystarczą.

W odpowiedzi dziewczyna pokazała mu język i wróciła do pracy. Młody czarodziej szybko zrobił sobie kanapkę, a potem wyszedł do ogrodu, zobaczyć, czy coś trzeba zrobić.

– Spać nie mogliście, że już praktycznie wszystko jest? – spytał, odgryzając kawałek. Max popatrzył na niego rozbawiony i dał buziaka w policzek.

– Muszę jeszcze skoczyć na budowę z papierami, zanim zaczniemy imprezę. A jak wiemy, lubię, kiedy wszystko jest gotowe na czas. Ten twój profesor dał znać, czy się zjawi? – spytał.

Chłopak zarumienił się lekko.

– Nie, ale jakoś mnie to nie dziwi. To nie jest typ, który może sobie zaplanować pewne rzeczy. Skomplikowana sytuacja – mruknął w odpowiedzi. – I to nie jest „mój" profesor, jasne?

Blondyn roześmiał się.

– Hayden. Proszę cię. Wcześniej od ciebie wiedziałem, że wolisz, jak druga strona jest trochę starsza od ciebie.

– Może dlatego, że z małolatami nie mam o czym rozmawiać – burknął. Jeden jedyny raz umówił się z rówieśnikiem, a potem miał ochotę kogoś udusić. Po jednej niezobowiązującej randce chłopaczek deklarował mu wielką miłość i sądził, że są parą. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że Hayden nie poczuł żadnych „motylków w brzuchu" i więcej się z nim nie umówi. Był wtedy na granicy przeklęcia go i był pewien, że mógłby to zrobić bezróżdżkowo. Czuł, jak jego magia kumuluje się pod skórą i tylko czeka, żeby znaleźć dla siebie ujście. To był cud, że opanował się wtedy.

– A ja myślę, że bycie z kimś starszym daje ci poczucie bezpieczeństwa. No i tej równości. Mentalnie jesteś dużo starszy niż rówieśnicy. Tu masz rację – zgodził się Max.

Hayden zastanowił się nad jego słowami. Może faktycznie tak było. Zanim poszedł do Hogwartu, miał tyle obowiązków w domu wujostwa, że nie miał czasu na zabawę. Zresztą i tak nie miał przyjaciół, bo Dudley skutecznie wszystkich odstraszył. Każdy, kto próbował się z nim zadawać, stawał się celem jego grubego kuzyna i jego kolegów.

Na szczęście to już była przeszłość, do której nie miał zamiaru wracać. Podszedł do Maxa i przytulił się do niego mocno.

– Dzięki. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – mruknął, ukrywając twarz na torsie blondyna.

– Nie ma sprawy młody – zapewnił go, odwzajemniając uścisk. – Kocham cię.

– Ja ciebie też.

To były szczere słowa. Nie była to oczywiście miłość w sensie romantycznym, ale Max nie był mu obojętny i zapewne nigdy nie będzie, nawet jeśli Hayden w końcu się z kimś zwiąże. Miał nadzieję, że będzie to relacja na całe życie.

,,,

Severus Snape nie był do końca przekonany, czy dobrze robi, przyjmując zaproszenie na mugolską imprezę. Był jednak trochę ciekawy. Nigdy nie miał okazji przebywać dłużej w towarzystwie mugoli. Jego ojciec się nie liczył. To był najgorszy typ mugola, jaki można było sobie wyobrazić. Agresywny, ciągle pod wpływem alkoholu i podnoszący rękę na żonę i syna. Czasem zastanawiał się, czy jego ojciec miał jakichś krewnych, ale nigdy nie miał odwagi o to zapytać. Mógł się założyć, że nie skończyłoby się to za dobrze.

Prawdziwą ulgą był dla niego wyjazd do Hogwartu. Martwił się wtedy o swoją matkę, ale z drugiej strony nigdy nie mógł zrozumieć, czemu nie zostawiła tego agresywnego typa i nie odeszła. Raz zapytał ją o to, ale nie otrzymał odpowiedzi i porzucił temat. Postanowił wtedy, że nigdy nie uzależni się od nikogo w taki sposób. Życie jednak zweryfikowało jego postanowienie. Najpierw wstąpił w szeregi Śmierciożerców, a potem został „niewolnikiem" Dumbledore'a. Bywały momenty, że brzydził się sam sobą, a potem wyniknęła ta sprawa z Potterami.

Severus nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, a już na pewno, że chłopak, nad którym znęcał się przez kilka lat, pomoże mu bez słowa. Hayden Potter był interesującym, młodym mężczyzną, który pokazał, że jest silny i nie pozwoli zrobić sobie krzywdy. Miał odwagę zawalczyć o siebie i odciąć się od przeszłości. Ta przeszłość jednak dopadła go ponownie w sobie Mistrza Eliksirów, a chłopak nie powiedział nawet jednego słowa skargi. Nie chciał tylko widzieć dyrektora, na którym tak bardzo się zawiódł.

Mężczyzna wziął kilka głębokich oddechów, a potem aportował się w okolice domu, gdzie mieszkał Hayden.

– Dzień dobry profesorze – powiedział Taylor, który otworzył mu drzwi. – Jednak się pan zjawił. Hayden się ucieszy.

– Ach tak? – spytał ciekawie, wchodząc do środka.

– Myślę, że pana lubi, tylko sam jeszcze tego nie rozumie. On zawsze jest ostatni do ogarniania takich rzeczy.

Severus mruknął tylko w odpowiedzi. Hayden był przystojny, temu nie dało się zaprzeczyć i był pewien, że miał powodzenie wśród mężczyzn. Jeśli zaś chodziło o zorientowanie się w pewnych sprawach, to mógł w to uwierzyć. W Hogwarcie chłopak też z opóźnieniem rozumiał pewne sprawy. Nie zauważał osób, które się nim interesowały, ani wlepionych w niego, rozmarzonych spojrzeń dziewczyn.

– Patrzcie, komu udało się dotrzeć – powiedział Taylor, kiedy weszli do ogrodu.

– Się ma psorze! – krzyknęła Lindsey. Severus zastanawiał się, czemu dziewczyna ma czarne smugi na twarzy.

– Idź się umyć, Lin – mruknął Liam, kręcąc głową. – Masz węgiel na twarzy.

– A może to moja nowa maseczka węglowa? – spytała.

– Na pewno nie.

Mistrz Eliksirów uniósł tylko brwi w górę, na tę wesołą wymianę zdań. Chwilę później podszedł do niego Hayden.

– Czyli udało się panu przyjść – uśmiechnął się szeroko. – Dyrektor nie był podejrzliwi?

– Nie ma pojęcia, że gdzieś wyszedłem. Myśli, że jestem zajęty w laboratorium i nie odważy mi się przeszkadzać – odparł.

– Aż ciężko w to uwierzyć. A jak ogólna sytuacja?

– Nie zmienił swojego zdania, jeśli o to chodzi. Nadal widzi tylko to, co chce widzieć.

Hayden westchnął cicho.

– Spodziewałem się tego – powiedział po chwili. – Nie rozumiem tego. Jestem człowiekiem. Poznał mnie. Wiele razy ze mną rozmawiał. Ufałem mu.

– Albus nie waha się poświęcić jednostki. Interesuje go tylko osiągnięcie celu.

– A może sam się poświęci, skoro tak to widzi? – mruknął. – O ile mnie pamięć nie myli, przywódcy wielokrotnie poświęcali się dla dobra sprawy. On nie może? Co takiego czyni go wartym więcej niż inni?

Severus nie potrafił mu na to odpowiedzieć. Nie miał pojęcia, dlaczego Albus nie chciał dostrzec pewnych rzeczy. Może był aż tak zaślepiony tym większym dobrem, że nie dostrzegał, jak bardzo niszczy niektórym życie. Hayden był tego najlepszym przykładem. Został stworzony po to, żeby zginąć. To, że przeżył, pokrzyżowało wiele planów Dumbledore'a.

Wszystkie te myśli jednak uleciały na jakiś czas, kiedy skupił się na rozmowach z mugolskimi przyjaciółmi chłopaka. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz mógł się tak rozluźnić. Świadomość, że ta specyficzna grupa tak po prostu zaakceptowała istnienie magii, na pewno bardzo pomogła. Potem doszły do tego różne trunki. Pierwszy raz pił whisky z colą. Na co dzień wolał zdecydowanie czuć pieczenie alkoholu w przełyku, ale nie miał nic przeciwko, żeby spróbować czegoś nowego. Obok niego siedział Hayden z butelką piwa w ręce i chichotał, słuchając opowieści Chloe z pracy.

Wieczorem wszyscy byli już dość mocno wstawieni i śmiali się z byle czego.

– Lepiej, żeby został pan na noc – przyznał Taylor, patrząc na Severusa.

– Ma rację – zgodził się Hayden. – Aportacja w takim stanie raczej nie jest zbyt dobry pomysłem. Jeszcze zostawi pan coś za sobą.

– Coś? – spytała Lindsey. – A czym jest to co?

– Jakakolwiek część ciała – wyjaśnił Severus.

– Och… Czyli TO też wchodzi w grę? – zachichotała pijacko.

– Nie słyszałem o takim przypadku, ale to teoretycznie możliwe.

– Zabolało mnie na samą myśl – mruknął Max.

– Boisz się, że coś by ci odpadło? – zachichotała Chloe, patrząc na blondyna.

– Odejdź ode mnie, szalona kobieto!

Dziewczyna zaczęła się tylko śmiać w najlepsze. Pół godziny później wszyscy stwierdzili, że pora kończyć imprezę i położyć się. Następnego dnia i tak nie wstaną tak łatwo.

Hayden padł na swoje łóżko z głupim uśmiechem na ustach.

– Mam spać z tobą w jednym łóżku? – usłyszał głos profesora.

– Przecież nie gryzę. A poza tym nie chce mi się ruszać. Jest mi tak wygodnie – zamruczał, zdejmując swoją bluzę. Rzucił ją niedbale na krzesło koło biurka, a potem poklepał zachęcająco miejsce obok siebie.

Severus pokręcił tylko głową, a potem położył się obok.

– I co? Bolało? – spytał Hayden.

– Zamknij się – prychnął w odpowiedzi.

Chłopak zaśmiał się.

– Ten pański sarkazm jest całkiem seksowny.

Severus odwrócił głowę i popatrzył na niego zaskoczony. Pierwszy raz w życiu usłyszał coś takiego.

– Zdecydowanie za dużo wypiłeś, panie Potter – stwierdził.

– Może troszkę, ale nie na tyle, żeby nie wiedzieć, co mówię – zamruczał cicho, patrząc mu w oczy. – Lubię pana. Chyba nawet bardziej niż bym chciał.

– Gadasz głupoty. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zwróciłby na mnie uwagi.

– Zapomina pan, że jestem dziwny i nie postępuję jak normalni ludzie. Nie jestem normalny. I nie przeszkadza mi to – dodał, przysuwając się jeszcze bliżej. – Jesteśmy tylko ludźmi i na pewne rzeczy nie mamy wpływu.

Zanim Severus zdążył to skomentować, Hayden pochylił się i musnął delikatnie jego usta swoimi. Zamarł. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek ktoś zrobił coś takiego. Pocałunki, których doświadczał do tej pory, były zawsze agresywne i pozbawione głębszych uczuć.

Chłopak odsunął się trochę po chwili i popatrzył mu w oczy, najwyraźniej czegoś szukając. Chwilę później położył dłoń na karku Haydena, przyciągając go do namiętnego pocałunku.