Ten dzień zaczął się wyjątkowo pięknie. Promyczki słońca jakże subtelnie i nieśmiało wychylały się zza przesuwających się chmur, a delikatny wiatr niósł pojedyncze liście, które przedwcześnie zdążyły spaść. Wkrótce zrobi się gorąco. Niestety, klimat Yokohamy nie pozwalał cieszyć się pięknem miasta, jak i przyrody w najcieplejsze dni roku. A szkoda. Wszak miasto było urządzone w taki sposób, aby budzić same przyjemne myśli i spędzać każdy dzień z choć lekkim uśmiechem na ustach.

Ludzie nie podejrzewaliby jego osoby o słabość wobec cudów natury. Uchodził przecież za bezdusznego szakala, który zna się jedynie na medycynie i mordowaniu. Nie należy ukrywać, że dokładnie na tym znał się najlepiej, jednak tylko idioci odmawiali mu wiedzy i zainteresowań w innych kategoriach, chociażby nawet sztuce filozofii. On się zawsze do tego uśmiechał. Tacy małostkowi ludzie byli zabawni, a ich żywota niezbyt istotne. Ougai cenił sobie towarzystwo inteligentne.

- Idzie - rzuciła złotowłosa piękność, siedząca od dobrych dziesięciu minut przyklejona do szyby. Dopiero teraz się oderwała, podbiegając do niego i podskakując radośnie. Jego ulubiona dziewczynka, jego maleńkie źródełko szczęścia, ona była tak niezwykła. Niepowtarzalna. Czarnowłosy przykucnął, obejmując dziecinkę i czule całując ją w czółko. Niezależnie od sytuacji, niezależnie od tego, jak życie mocno kopało w zad, jej obecność wynagradzała mu wszystkie cierpienia i niedogodności.

- Elise, czy wstawiłabyś czajnik z wodą? - poprosił ją miękkim tonem i pogładził jeszcze po głowie. - Musimy odpowiednio ugościć naszego jednodniowego pracownika.

Dziecko zamrugało z lekkim zaskoczeniem i przechyliło głowę. Och… doprawdy. Ougai nie czuł, by tu powinien być czas na dyskusję i tłumaczenie. Mimo, iż powszechnie znanym w mafii było, że złotowłosa była jego oczkiem w głowie, on starał się jak mógł, aby jego opinia publiczna nie cierpiała przez okazywanie uczuć.

- Rintarou, nie planowałeś być dla niego straszny?

Ach, ta pamiętliwa mała bestyjka. Oczywiście. Przecież ich pamięć była ze sobą sprzężona, Elise mogła korzystać z jego wspomnień, a on z tego, co ona zobaczyła. Niemniej mężczyzna pogłaskał ją jeszcze po głowie, korzystając z ostatnich chwil, kiedy byli sami w jego biurze.

- Tylko w sytuacji, kiedy by się stawiał i nie chciał wykonywać zadań, kochanie. Anguś prawdopodobnie i bez tego będzie się bał.

- Szefie, Sakaguchi się zgłosił i zaraz tu będzie. - Jeden z pomniejszych pracowników wszedł przez uchylone drzwi, jak zwykle, kiedy Mori na kogoś wyczekiwał. Lider mafii wstał i spojrzał na człowieka, po czym skinął głową, tym samym pozwalając mu odejść. Złotowłosa coś mruknęła pod nosem i pobiegła za pracownikiem by, miejmy nadzieję, spełnić życzenie mężczyzny.

Winda na korytarzu dała znać, że dotarła. Ptaszyna trafiła do złotej klatki. Gospodarz uśmiechnął się na tę myśl szeroko, oparł się o biurko odrobinę nonszalancko i czekał. Specjalnie nie posyłał po okularnika żadnego znaczącego czy obdarzonego członka mafii. Nie chciał by się posprzeczali w tym krótkim momencie. Ango powinien czuć atmosferę bezpieczeństwa, nawet jeśli to było niemożliwe. Szkarłatnooki doskonale wiedział, że ten facet i tak będzie czuł chorobliwy dyskomfort związany z tym miejscem. „Ach, co jeśli zza rogu zaraz wyskoczy ktoś znacznie silniejszy ode mnie, żeby się zemścić za zdradę? Przecież nie będę miał jak się obronić", parodiował go w myślach, bo w pełni uważał obawy Sakaguchiego za strasznie rozdmuchane. I tak, planował okazywać mu na każdym kroku, że jest inaczej. Utrata rezonu to najgorszy wróg rezolutnych ludzi, co Mori planował w pełni wykorzystać.

Punkt dziesiąta zero-zero mężczyzna o ciemnych włosach i w dwurzędowym płaszczu przekroczył próg jego gabinetu. Wydawał się spokojny, nieprzenikniony, naprawdę dobrze grał. Podrzędny chłystek w półświatku pewnie uwierzyłby, że nic go nie rusza. Lider mafii widział jednak te drobne symptomy wskazujące na to, że było inaczej i sycił nimi swoje spojrzenie.

- Wzywał mnie pan, panie Mori - urzędnik rozpoczął to spotkanie swoimi słowami, też być może dobranymi celowo. Ougai nie był pewien jego motywacji, ale pamiętał, że Ango zazwyczaj tą frazą anonsował swoje przybycie, kiedy jeszcze miał czelność infiltrować mafię.

Maskarada oficjalnie się rozpoczęła, a gospodarz odbił się od biurka i podszedł do swojego dzisiejszego honorowego gościa. Wszystko, co do joty było tak jak sobie zaplanował, choć w tej krótkiej chwili nie mógł jeszcze uznać, że wystarczająco ponapawał się zwycięstwem. To było cudownie przyjemne uczucie. Rozłożył ręce i objął tego człowieka czule. Tak jak się spodziewał, był cały spięty i nie odwzajemnił gestu. Nic nowego. Będzie musiał jakoś rozmrozić tę skostniałą figurę. Jedyne, co go nieco zaskoczyło, to całkiem przyjemny zapach wody kolońskiej, tak delikatny, że bez zbliżenia się z pewnością by go pominął.

- Witaj w domu, Ango - szepnął do niego cicho, a kiedy się odsunął, posłał mu jeszcze najmilszy uśmiech, na jaki go było stać. W spojrzeniu okularnika widział złość. Prawdopodobnie obaj nie zgadzali się z tym stwierdzeniem, czterdziestolatek rzucił je tylko i wyłącznie po to, by pograć mu trochę na emocjach - Chodź ze mną.

Puścił go i wskazał na wyjście, ruszyli obaj. Były agent zachowywał ciszę, o nic nie pytał, a mafioso to nawet rozumiał. Bał się, więc biernie poddawał się jego woli w zupełności. Ougai mógł to wykorzystać w dowolny sposób, co dopiero teraz do niego docierało. Kiedy planował mu zadanie, nie brał nawet pod uwagę, jak posłuszny będzie ten człowiek.

- Jak sytuacja na mieście? - rzucił, by podjąć jakiś delikatny small talk, kiedy szli korytarzami. Wciąż grał miłego, na przekór temu, czego mógł się spodziewać tutaj wystraszony umysł urzędnika.

- W porządku - odpowiedział Sakaguchi. Nadal był strasznie spięty i nadal doskonale grający poważnego, zimnego człowieka. Może właśnie tak Ango wygląda na tych wszystkich bardzo poważnych spotkaniach z równie poważnymi ludźmi w garniturach? Kto wie…

- Tak..? Zostawiłeś samochód gdzieś nieopodal? - podpytał Mori. Można by podłożyć mu pluskwę i go śledzić, gdyby była taka potrzeba. To w końcu rządowiec, wpływy przez niego mogłyby się okazać przydatne w przyszłości, ale…

- Nie wziąłem samochodu.

Szkarłatnooki uniósł brwi, nie zakładał, że temu będzie się chciało turlać tutaj komunikacją miejską albo taksówką. Nie wiedział, gdzie okularnik mieszka, więc nawet nie umiał oszacować odległości, jaką ten musiał pokonać. Nigdy mu ta informacja nie była potrzebna.

- Dlaczego?

Urzędnik rzucił mu pełne wątpliwości spojrzenie, na które Mori zareagował zaciekawieniem. Uwielbiał absurdy, które tworzyli wystraszeni ludzie. Były tak niezwykle nielogiczne, iż można było je gdzieś wynotować jako formę żartu albo ciekawej opcji do strategii.

- Bo nie byłem pewny, czy nie będzie próbował mnie pan spić - odpowiedział sucho dwudziestoośmiolatek, a jego rozmówca zareagował rosnącym uśmiechem i blaskiem oczu. Och… co za ciekawa propozycja. Dopisać do planu na ten dzień. Koniecznie!

Szakal Mafijny w odpowiedzi pokręcił głową z rozbawieniem, pozostawiając swojego gościa z wątpliwościami. Niech nie wie. Im ktoś mniej wie, tym mniej jest pewny wszystkiego wokół i tym więcej wątpliwości będzie rodził jego zastraszony umysł. Ougai by się temu chętnie poprzyglądał, ale było tu parę rzeczy do wykonania.

Weszli do jednego z gabinetów biurowych. Czyste pomieszczenie z kilkoma regałami z segregatorami i książkami, na środku nieco większy stół z kanapą przy nim, na stole spoczywał nieduży netbook. Plus trochę wyposażenia, ale ono szybko uciekało uwadze.

Medyk zerknął na swojego towarzysza, który beznamiętnym, analitycznym spojrzeniem omiótł wystrój pokoju, który powinien kojarzyć. Prawdopodobnie Ango dostrzegał, że jakiś czas temu przeprowadzili tu generalny remont. Ale nie skomentował tego werbalnie, a może jego umysł był jednak zajęty czymś innym. Gospodarz nie wiedział.

- Podoba ci się? - sam go zagadnął. Pozwolił sobie też zasiąść na kanapie i poklepał miejsce obok, niechże ma chociaż podwaliny normalnej dyskusji.

Mężczyzna z cichym westchnieniem spełnił niemą prośbę medyka. Mori miał wrażenie, że to uczucie nadmiernego stresu zaczęło schodzić z okularnika, czyli jego metody zaczynały działać. Wybornie.

- Zastanawiałem się od paru chwil czy chodzi panu o moje wpływy, czy wiedzę - odparł zielonooki, zbywając, jak mafioso się domyślał, kolejną próbę small talku. Miał poważne, ale wciąż nieco podirytowane spojrzenie.

- Oj… dlaczego nie i o jedno, i o drugie? - Ougai skontrował tę myśl, poprawiwszy włosy, by nie spadały mu na twarz. - Mógłbym wręcz posunąć się do stwierdzenia, że spadłeś mi z nieba, Ango.

- Ach… Czyli jednak nie byłem obserwowany przez pańskich ludzi.

Jednak Mori pomylił się w swojej wstępnej ocenie. Czegokolwiek by nie robił, Sakaguchi nie reagował na jego miły, ciepły ton głosu i okazywaną sympatię. Oczywiście mafioso nie spodziewał się, że ten zacznie mu od razu jeść z ręki, ale mimo wszystko w swoich pierwotnych planach jego gość miał być już bardziej zdezorientowany tym, co się dzieje. Urzędnik naprawdę umiał zachować pokerową twarz, nawet z daleka od stołu karcianego.

- Nie, ale rozważałem zdobycie do ciebie numeru telefonu - odparł gospodarz niezbyt szczerze, ale nie dał mu tego wyczuć, maskując to czystym uśmiechem - Bo widzisz… twój następca trafił na problem, którego bardzo nie potrafi rozwiązać, a mi to rozwiązanie jest bardzo potrzebne. Słyszałem, iż ministerstwo do spraw mediów przejmuje starą rozgłośnię we wschodniej części Yokohamy?

Ango zmarszczył brwi, na jego czole pojawiła się ta śmieszna bruzda, która pojawiała się, kiedy jeszcze nie wiedział w co jest pakowany. Mori niespiesznie ujął laptopa, budząc go ze śpiączki, podniósł jednak głowę, czując zapach ciepłych naparów. Nie umiał się nie uśmiechnąć na widok Elise niosącej jeden kubek, kroczek za kroczkiem, panicznie obawiając się wylać jego zawartość. Jej koncentracja na tym była niezwykle widoczna.

- Nie oparz się, kochanie - rzekł w sumie odruchowo, zapobiegawczo. Mimo, iż to nie była w pełni jego córka, bardzo często ją tak traktował.

Blondynka postawiła kubek przy Sakaguchim i czmychnęła za drzwi, a sam okularnik spojrzał za nią dość mocno zaskoczony. Ougai odetchnął cicho, z nostalgią za swoją pięknością. Jego maleństwo, cukiereczek, uwielbiał tę dziewczynkę całym sercem.

- Dokładnie mówię o tym rejonie - dokończył poprzednią kwestię mafioso i przekazał laptop urzędnikowi. Na obliczu okularnika pojawiło się zrozumienie.

- Fakt, była taka sprawa. Poprzednia stacja upadła po tym, jak głównego redaktora zaatakował pomniejszy gang, a jego mieszkanie spalono wraz z dokumentami własności, o ile mnie pamięć nie myli. Budynek przeszedł pod władze miasta i chyba właśnie został wykupiony.

Ango spojrzał na lekarza, który doskonale maskował fakt, że się dobrze bawi. Skinął mu głową. Te wszystkie informacje były w zupełności prawdziwe.

- Problem w tym, iż jest to jeden ze skrótów mafijnych, a nam się nie widzą starcia z państwowymi dziennikarzynami. Łatwo sobie popsuć medialną opinię i jak się pewnie spodziewasz, każde ułatwienie sytuacji jest dla mnie istotne. Dlatego zastanawiałem się, czy da się wykorzystać jakieś prawo przez zasiedzenie, czy coś w tym stylu…

Sakaguchi niemal od razu pokręcił głową, tak jak Mori przewidział wcześniej. Skupił się na zadaniu, a to dobrze, baaaardzo dobrze.

- Prawo przez zasiedzenie działałoby, gdyby ludzie byli was świadomi przez dłuższy czas. A nie spodziewam się, by mafia dawała o sobie znaki przy korzystaniu z tajnych przejść.

- Oczywiście…

Ciemnowłosy urzędnik odchylił lekko głowę i wziął cięższy oddech, ewidentnie szukając w swojej głowie rozwiązania. Ougai doskonale wiedział, że nie była to prosta sprawa. Wręcz cieszył się, że jego gość nie znalazł od razu odpowiedzi, której on mógł nie zauważyć w motłochu rozwiązań sytuacyjnych. Oczywiście, że myślał o tym „problemie"…

Elise przyniosła drugą herbatę, jednak w kubku było tylko trzy czwarte zawartości. Jej opiekun udał, że nie widzi tej różnicy, przejął od niej kubek i pogłaskał ją w nagrodę, acz ta po chwili raz jeszcze umknęła. Gdzie poszła, nie wiedział. Miał tutaj inne rzeczy do roboty, zresztą dość często dawał jej wolną rękę. Złotowłosa była w końcu taka mądra…

Sakaguchi tylko przez chwilę zerknął na scenkę z dziewczynką, co nie umknęło uwadze Moriego i chciał się chyba odezwać, ale gospodarz go ubiegł.

- Właściwie, rozważam nawet układ z rządowymi dziennikarzami – zaczął, odkładając laptop i przejmując kubek z herbatą.

- Układ?

- Bądź umowę, będąc precyzyjnym. Trzeba by przygotować dokumenty pod porozumienie, że jedna strona zgadza się na użytkowanie przestrzeni, lecz tak je skonstruować, by to oni musieli nam płacić za tę możliwość.

Ango mruknął coś pod nosem, skupiając wzrok na laptopie. Lider mafii nie mógł pohamować uśmiechu, wierzył w niego. Był niemal pewny, że jego były szpieg go nie zawiedzie, to niezwykle inteligentna i dość sprytna osobistość. Machlojki prawne to coś, z czym on przecież pracuje na co dzień…

- Czysto technicznie można by po prostu zamienić frazy użyczający i użytkownik przy samym podpunkcie dotyczącym tego, kto komu ma płacić. Jeśli oczywiście przekonacie ministerstwo, by na to poszło, prawo wszak… - urwał, a jego wzrok nagle się zmienił. - Zaaaraz…

Wyrzut, jakim ten okularnik uraczył Ougaia, był tak cudowny, że prosiło się o narysowanie go lub zrobienie mu zdjęcia w tym momencie. Sakaguchi połączył fakty, co wywoływało w sercu mafiosy jakąś małą euforię i satysfakcję, iż wszystko idzie zgodnie z planem.

- Wyprowadzanie rządowych pieniędzy pod przykrywką kontraktu? Z całym szacunkiem - mówił sucho i wręcz wrogo - ale w tej sytuacji może mnie pan zastrzelić od razu. Na to działanie mojej zgody nie będzie.

Ougai nie na darmo zatem się zastanawiał nad formą rozgrzewki dla niego. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, kiedy patrzył na wciąż emanującego poirytowaniem urzędnika. A ponoć tak ciężko go wyprowadzić z równowagi. Cel został osiągnięty, Ango przestał wreszcie robić za szczeniaka z podkulonym ogonem, pokazał swoje prawdziwsze oblicze i nieco rozwinął skrzydła. W tym momencie lekarz pozwolił sobie na dość pobłażliwe spojrzenie, co nie ugasiło złości okularnika ani trochę. Chyba nawet odrobinę pogłębiło. Ojej…

- Nie planuję cię tutaj mordować - odpowiedział spokojnie, jakby mówił o jakiejś oczywistości, jednak po chwili jego uśmiech się odrobinę poszerzył. - Nie chciałbym zachlapać krwią w miarę nowych mebli.

Musiał, musiał z niego pokpić, zresztą dawało to pewien efekt, widział to po zaciskającej się pięści mężczyzny. Problem byłego agenta był tego typu, że był zbyt słaby fizycznie, by zrobić cokolwiek liderowi mafii, a wyciągnięcie broni palnej w tej sytuacji byłoby skrajną głupotą. Obaj o tym wiedzieli, a Mori to dodatkowo wykorzystywał jako swój atut.

Niemniej nie czas był na żarciki. Złotowłosa wróciła z kubkiem kakao, ale nie przeszkadzała, widząc wymianę spojrzeń dwóch mężczyzn, tylko usiadła sobie gdzieś na uboczu.

- W porządku - podjął gospodarz, poważniejąc finalnie. - A więc skoro rozgrzałeś umysł do pracy, to przejdźmy do faktycznej kwestii…