V.
Gdy odzyskał przytomność, smród odpadków kuchennych rozrzuconych po ulicy uderzył go w nozdrza. Czuł się okropnie.
- Cholera…
Oparł się o pobliską ścianę i jakimś cudem stanął na nogach. Poprzednią noc spędził wędrując po wszystkich barach w bocznych uliczkach, dopóki nie padł. Wydał wszystkie pieniądze, które dostał od Grijo jako zaliczkę, żeby zabawić się w każdym możliwym miejscu.
Ale to niczego nie zmieniło.
Skrzywił się od światła i spojrzał w niebo.
Najwyraźniej słońce minęło swój najwyższy punkt i już powoli zachodziło. Nie zostało dużo czasu…
Dziś wieczorem odbędzie się występ w pewnej hali koncertowej. Zaraz po jego rozpoczęciu, dynamit podłożony przez Hayato ulegnie detonacji. Nie, żeby eksplozja miała być szczególnie duża, ale powinna być wystarczająca, żeby halę ogarnęła panika.
Dzięki temu Hayato będzie mógł zostać członkiem mafii.
Ale mimo to… Z jakiegoś powodu, Hayato nie czuł nawet odrobiny szczęścia. Od kiedy wczoraj spotkał Niccolo, wszystko było nie tak.
- Ja pieprzę… Cholera!
Ściskając swoją bolącą głowę, Hayato zaczął iść przed siebie bez konkretnego celu.
Skrzyyyyyp!
Idąc niepewnie wzdłuż ulicy, Hayato usłyszał odgłos hamulców, dochodzący od drogo wyglądającego samochodu, który zatrzymał się naprzeciw niego.
- Ej! Za kogo ty się uważa-
Było jasne jak słońce, że sam był sobie winien nie patrzenia przed siebie, ale Hayato krzyczał i tak, jakby nie miało to żadnego znaczenia. Mniejsza o to. Co ma być, to będzie. Przynajmniej tak długo, jak będzie mógł znaleźć kogoś, na kim się wyładuje.
Ale osoba wysiadająca z tylnego miejsca była-
- Dziadek!
To ten dystyngowany starszy pan, który był stałym gościem baru.
- O, czy to ty, mały? Dawno się nie widzieliśmy!
- H-hej! Nie nazywaj mnie tak! – zarumieniony, krzyknął wściekle bez zastanowienia. Ale, co dziwne, nie czuł się wcale tak niezręcznie jak mógłby na to wskazywać ton jego głosu.
- To dziwne wpaść na ciebie w takim miejscu jak to – powiedział staruszek, po czym złączył dłonie jakby sobie o czymś przypomniał. – Ach, rozumiem! Też przyszedłeś posłuchać, prawda?
- Co? Posłuchać?
- Koncertu Carlo, oczywiście!
Stanął w bezruchu. W tym momencie Hayato kompletnie zamurowało. Koncert… W tym miasteczku było tylko jedno miejsce, w którym można było zorganizować coś takiego. I było to miejsce, w którym zamontował dynamit.
- …to nie może być… prawda…
- Ależ jest! Wyłonił się pewien gość, który chciał go wypromować, i dzięki temu Carlo jest w stanie zagrać w takim dużym mieście, jak to. Nie tylko ja, ale wiele innych osób ze sklepu przyszło, żeby posłuchać…
Hayato nie słyszał.
Nie był w stanie myśleć.
- Halo, mały? – zawołał staruszek, zwracając się w stronę Hayato, który zaczął poruszać się bez celu. – Co ty na to? Jeśli chcesz, możemy pojechać razem…
Hayato pobiegł, zanim staruszek miał szansę skończyć zdanie.
Nie pamiętał, jak ani którędy biegł. Gdy odzyskał zmysły, siedział na małej plaży pod miastem, patrząc na morze. Barwa słońca ogarniająca jego spojrzenie jakby go ocuciła. Krok za kroczkiem niebieskie niebo obracało się w czerwień.
Już niedługo. Już niedługo, zanim… Zanim dynamit, który podłożył…
- Witaj, malutki.
- !
Myślał, że serce wyskoczy mu z piersi. Starszy pan stał tuż za nim.
- Może odpuścimy sobie te objazdy i udamy się na koncert Carlo? – starszy pan klepnął Hayato w plecy.
- Cholera… - nie mógł nic poradzić na drżenie w swoim głosie. Nawet jeśli się starał, nie znikało. I mimo tego, że próbował je powstrzymać, jego słowa przebrały miarę i zaczęły mimowolnie wypływać z ust.
- Zupełnie jakbym po prostu mógł tam pójść… Ktoś taki jak ja… Jak mógłbym tam pójść i się pokazać..? Jak…
- Malutki.
Staruszek uklęknął przed nim i delikatnie chwycił drżące ramiona Hayato.
- Jestem pewien, że ucieszą się na twój widok. Carlo i Niccolo, obaj.
- Ucieszą się na widok gościa, który wziął i wysadził w powietrze jego długo wyczekiwany koncert?
Uśmiech zniknął z twarzy staruszka w mgnieniu oka.
- Co masz na myśli?
- Nic! – krzycząc, Hayato odtrącił ręce staruszka i wstał. – Nie wiem, skąd się wzięło to wasze mylne wrażenie, ale taki jestem naprawdę! Dymiąca Bomba, chodzący problem, który nie może znaleźć żadnego przytułka, który chciałby go przyjąć, gdziekolwiek by nie poszedł! Tym właśnie jestem!
Właśnie. Wiedział o tym od początku.
Był typem osoby, która nigdy nie miała prawa zostać z Carlo. Nie jest, i nigdy nie był, tym, za kogo Carlo go uważał. Gdy otrzymał tamto nagranie, wreszcie zdobył w sobie doćć siły, żeby odejść. Pomyśleć tylko, że tamten występ przetrwał na kasecie… I że Carlo był jego wielkim fanem.
Gdy tylko się zorientował, od razu zrozumiał, jakim jednym wielkim rozczarowaniem został. Właśnie dlatego Hayato…
- Gówno mnie obchodzi, co stanie się z innymi! Jak długo ze mną jest dobrze, wszystko jest w porządku! A wy możecie…
Głos znowu zaczął mu drżeć.
- A… A wy… Wy możecie…
Odpuścił sobie słowa i zaczął krzyczeć.
Gdy Hayato chwycił się za głowę i wrzeszczał, staruszek obserwował w milczeniu. A potem… Chwycił go za ramię.
- C-co ty robisz-
- Reszty wysłucham później. Nie mamy dużo czasu, prawda?
- Ph! Puszczaj mnie, dziadku! – odmachnął się, próbując wyrwać się z uścisku staruszka. Ale wychudzone palce trzymające jego ramię nawet nie drgnęły.
- Ej! Puszczaj! – wrzasnął i zaparł się całą siłą. Nie do wiary, ale staruszek, chociaż niższy od Hayato, najwyraźniej nie miał żadnego problemu, żeby ciągnąć go za sobą.
- Ty stary sukinsynu! Gdzie mnie zabierasz?!
- To chyba oczywiste. Idziemy do Carlo.
- !
- Carlo cały ten czas bardzo chciał cię zobaczyć. Powiedział, że spotkanie z tobą pomogło mu się zmienić.
- Co do…
- Tak powiedział. Że jesteś kimś, kogo potrzebował.
- Nie żartuj sobie, co ja niby zrobiłem dla tego starego-
- Słuchałeś, jak grał.
- !
- Tak bardzo chce, żebyś wysłuchał tego występu. Mówił, że jesteś pierwszą osobą spoza jego rodziny, na której tak mocno mu zależy. Chociaż najwyraźniej sam nie wie, dlaczego tak jest. Ale dzięki waszemu spotkaniu poczuł, że może stworzyć wspaniały spektakl.
- Co.. Co ty m..
- Chłopcze – nagle przyciągnął Hayato do siebie, chwytając jego twarz w obie dłonie.
- Posłuchaj, dziecko. Tym, kto decyduje o przyszłości, jesteś ty z teraźniejszości. Nie osoba, którą byłeś kiedyś.
- …
- A osoba, która stoi przede mną, nie jest kimś znienawidzonym ani nic tych rzeczy. Jest kimś, kto czuje smutek i roni łzy, gdy inni cierpią… Jest dzieckiem z życzliwym sercem.
Hayato nie wiedział, co odpowiedzieć. Oczy staruszka wyglądały jak bezkres nieba i nie mógł oderwać od nich wzroku.
Wszystkie te wymówki, granie twardego… Zupełnie jakby wszystkie skrywanego przez niego kłamstwa zostały wchłonięte przez te oczy.
- Chodźmy, mały.
Notka od tlumacza: Niestety nie udało mi się znaleźć ostatniej, VI części, ale być może internety jeszcze mnie pobłogosławią\o/
