Rozdział 5
Następnego dnia Diego obudził się jako pierwszy. Podniósł zaspane powieki i ujrzał piękne srebrno-szare futro. Wtulił się mocniej myśląc o Shirze i o wczorajszym dniu. Burczenie w brzuchu przerwało mu tok myślenia. Spojrzał na wejście do ich jaskini i zobaczył, że niedługo będzie południe.
(Chyba lekko zaspaliśmy) – pomyślał szybko po czym spojrzał na Shirę. Wyglądała na bardzo spokojną i rozluźnioną. Na jej twarzy widniał maleńki uśmiech, który został jej po wczorajszych pieszczotach. Diego nie chciał jej budzić, jednak kolejne burczenie przekonało go do wykonania tej czynności.
- Shira… - powiedział normalnym głosem, a ona lekko drgnęła – Shira… Musimy wstawać, jest już południe.
- Diego… Zostańmy tak jeszcze. Jest tak przyjemnie – rzekła zaspana, prawie przy tym jęcząc.
- Wiem ale… ja… po prostu jest środek dnia i… - próbował coś powiedzieć ale uczucia wzięły górę. Przez chwilę żadne z nich nie odzywało się, do czasu, kiedy organizm Diego znów dał oznaki głodu.
- Chyba już rozumiem – westchnęła po czym zaczęła wstawać. Diego wstawał razem z nią poluźniając z każdą chwilą swój uścisk, aż do momentu, kiedy stali obok siebie. Spojrzeli po sobie niezręcznie i znowu na chwilę zamarli.
- Może po prostu chodźmy – powiedział po chwili kierując się w stronę wyjścia. Shira skinęła głową i poszła za nim.
Po wyjściu z jaskini zaczęli węszyć w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. W tym momencie nie zastanawiali się zbytnio nad tym co zjedzą, ponieważ było już późno i każde z nich chciało kontynuować dzień.
Po chwili natknęli się na swój cel. Odosobniona, dorosła koza. Co prawda jej rogi nie wyglądały zachęcająco ale nie wyczuli niczego innego w pobliżu. Powoli skradali się do niej, dopóki Shira nie zatrzymała się przed Diego. Spojrzał na nią wyczekująco.
- Zaczekasz tutaj? – zapytała cicho.
- Czemu? – odpowiedział wyraźnie zdziwiony i lekko oburzony.
- Ponieważ Twoje burczenie mogłoby spłoszyć nasze śniadanie – powiedziała z uśmiechem, który po chwili zniknął i zamienił się w niepewność - …a poza tym… chciałabym Ci się odwdzięczyć…
- Za co?
- No… Za… dzisiejszą noc – powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszał. Diego lekko się zawstydził przypominając sobie wydarzenia, o których mówiła. Powoli wycofał się i pozwolił jej działać.
Shira uspokoiła się i podeszła bliżej celu. Ustawiła się do skoku po czym w mgnieniu oka zatopiła kły w zdobyczy. Ciało powoli wiotczało, jednak przed tym jeden z rogów kozicy otarł o brzuch Shiry. Warknęła na nieprzyjemne uczucie ale zaczekała, aż ofiara przestanie się ruszać, dalej zatapiając w niej kły.
Po wszystkim Shira odsunęła się od ciała kozicy i usiadła obok lekko krzywiąc się z bólu. Diego podszedł do miejsca zdarzenia po odczuciu zapachu krwi. Szybko z respektem spojrzał na leżącą zdobycz po czym zwrócił się do Shiry.
- Wszystko w porządku? – zapytał widząc jej cierpienie. Nie odzywała się przez chwilę, dlatego postanowił zrobić to w inny sposób.
Podszedł do niej, usiadł blisko i spokojnie zaczął mówić:
- Co się stało?
- Ahh… Po prostu dostałam lekko w brzuch, nic mi nie jest – westchnęła próbując wstać ale on powstrzymał ją łapą.
- Słuchaj… widzę wyraźnie, kiedy coś jest nie tak, dlatego nie wiem, czemu próbujesz to ukryć – zatrzymał się chwilowo – ale pomijając to mam do Ciebie jedną prośbę.
- Tak?
- Czy… mogłabyś położyć się na plecach? – zapytał czując narastające zdenerwowanie w środku. Zauważył, że jej też wydaje się to problematyczne, dlatego dodał szybko – Proszę…
Z ciągłym wahaniem Shira skinęła głową i zrobiła to o co prosił, odczuwając przeszywający ból, kiedy podczas kładzenia się poruszyła uderzonym miejscem. W końcu całkowicie położyła się przed nim z łapami wiszącymi w powietrzu próbując zachować spokojny oddech.
- Co chcesz zrobić? – spojrzała na niego podejrzliwie. Ufała mu i wiedziała, że na pewno nie miał zamiaru jej skrzywdzić ale wolała widzieć.
- No cóż… Znowu Ci pomóc – rzekł po czym podszedł do niej kontynuując – więc… gdzie zostałaś uderzona?
- Diego… - chciała coś powiedzieć ale nie wiedziała jak dokończyć zdanie, dlatego westchnęła i poddała się - Po lewej stronie…, trochę pod klatką piersiową.
Po usłyszeniu tego zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Pochylił się nad nią i powoli zaczął lizać obszar, o którym mówiła. Na początku poczuła lekki ból spowodowany naciskiem na zranione miejsce, jednak po chwili zaczęła czuć coś całkiem innego. Tak samo jak w nocy przyjemność i ciepło jego języka zaczęła przebiegać przez jej ciało i umysł. Zaczęła zmysłowo mruczeć, kiedy on kontynuował swoje czynności.
Po kilku minutach skończył i usiadł przy niej pozwalając jej wstać. Co dziwne nie czuła już bólu przy jakimkolwiek ruchu z udziałem stłuczonego miejsca. Ciesząc się z tego wszystkiego usiadła przy nim i delikatnie wtuliła głowę w jego szyję. Po krótkim czasie zdała sobie sprawę z tego co robi i odsunęła się szybko zawstydzona.
- Przepraszam… i dziękuję – powiedziała uśmiechając się w jego stronę. Odwzajemnił uśmiech po czym wskazał jej głową ich śniadanie. W tym momencie przypomniała sobie po co tak naprawdę tu przyszli. Podeszła do ciała i zaczęła szukać najlepszego miejsca na zaczęcie uczty. Kiedy je znalazła, spojrzała w tył widząc jak cierpliwie czeka na swoją kolej.
- Zjesz ze mną? – zapytała niepewnie. Widziała jak jego twarz przestaje być spokojna. Zaczynał panikować, jak zawsze w sytuacjach, w których musiał z nią coś robić. Postanowiła przekonać go tym samym czym on ją przekonał wcześniej – Proszę?
Widziała, jak się złamał po tym jednym, krótkim słowie. Wstał i nerwowo usiadł obok niej. Zaczęli jeść, jednak Diego skupiał się głównie na obserwowaniu jej. Nie wiedział co będzie dalej. Nie wytrzymywał już ich ciągłych gierek.
W tym czasie Shira myślała co zrobić dalej. Chciała mu się odwdzięczyć łapiąc mu śniadanie, a zamiast tego znowu musiał jej pomagać. Czy naprawdę było jej aż tak trudno wymyślić sposób na wynagrodzenie mu całej pomocy i nie tylko? Dręczyło ją to pytanie.
Po zakończeniu jedzenia oczyścili się osobno po czym usiedli obok siebie patrząc na drzewo przed nimi. Oboje nie wiedzieli co robić dalej.
- Dziękuję… za wszystko – powiedziała cicho wzdychając po tym. Diego otrząsnął się i spojrzał na nią. Nie mogli przecież cały dzień siedzieć w lesie słuchając jak ona dziękuje mu co chwilę. Nie chciał tego. Chciał, żeby dalej się cieszyła bez względu na to czy jej pomagał czy nie. Zostawiając wszystko z tyłu zapytał:
- Więc… Co dzisiaj robimy biorąc pod uwagę, że jest chwilę po południu?
- No… Chciałam iść na tą górę – rzekła wskazując na najwyższy szczyt na wyspie – i…
- Obejrzeć zachód słońca?
- Umm… Nie do końca… Ja… Chciałam z Tobą porozmawiać…
- O… Yyy… W porządku – powiedział wahając się – Zatem chodźmy tam.
