„Potrzebuję dostępu do aktów prawnych i jakieś dwie godziny", padło… no, jakieś dwie godziny temu. Jak ten czas szybko płynie, kiedy ma się dobry dzień. Co prawda Elise zaskoczyła go swoim postanowieniem, że zostaje wraz z gościem, ale kim musiałby być Mori, by zabronić takiej drobnostki swojej kruszynie?

Siedząc przy swoim biurku i podsumowując wszystkie bieżące kwestie, Ougai złapał się na nieco sentymentalnym poczuciu, że wszystko będzie gotowe w stu procentach. W ostatnich latach niezwykle rzadko odczuwał ten przyjemny spokój, zawsze wylęgało się coś. A to przemyt napotykał kontrolę na drodze i trzeba było sprzątnąć nadprogramowych mundurowych, co opóźniało dostawy, a to znów w ten czy inny sposób utrudniano im szpiegowanie ludzi, których trzeba było później wykorzystać. Ciągle coś. Dzisiaj zaś miał jakieś dziwne przeczucie, że nic takiego się nie stanie, jedynie raz na jakiś czas dostawał wiadomość lub telefon z krótkim komunikatem „Zrobione, szefie". Bardzo lubił ten komunikat. Mógł o danej kwestii zapomnieć i skupić się na czymś innym.

Do pełni szczęścia właściwie brakowało mu tutaj tylko jego starego ucznia. Ale też zdążył się już pogodzić z myślą, iż Dazai prawdopodobnie nigdy nie wróci do Mafii. A szkoda. Miał bystry umysł i kompletny brak zahamowań, a to dwie cechy, które czyniły z niego naprawdę świetną broń.

Poskładał sobie wszystkie sprawy zamknięte na jeden stosik i zostało mu raptem dziesięć kwestii otwartych, a było dopiero południe. Ten dzień naprawdę był dobry. W kilku mniejszych kwestiach właściwie można było już wykonać kolejne ruchy, czym też postanowił zająć się w najbliższym wolnym czasie. Ale to nie było teraz.

Jak raz właśnie jego piękność weszła do gabinetu, niosąc jednego ze swoich misiów. Mori od razu zaprzestał pracy, wyszedł zza biurka i przykucnął przy nieco nadąsanej dziewczynce, która po namyśle podała mu zabawkę. Przygarnął go i przytulił, jakby był dla niego najważniejszym stworzeniem, zaraz po Elise, oczywiście. Dziewczynka choć trochę się rozchmurzyła.

- Pan Ango kończy pracować - powiedziała grzecznie, choć z niezadowoleniem.

Mori aż spojrzał na zegarek. Dwie godziny i trzy minuty, mężczyzna był słowny. Wręcz idealny czas… Jednak złotowłosa znów się odezwała:

- Rintarou, puść go wolno i chodź się pobawić, co?

Przez myśl Ougaia przeszło, aby podręczyć nieco okularnika i kazać mu zaopiekować się jego podopieczną, ale to byłoby jednak tylko marnotrawstwo czasu. Mężczyzna był mu potrzebny do innych celów, a skoro jakimś cudem tu był, to trzeba to wykorzystać w pełni.

- Nie mogę, cukiereczku - odpowiedział blondynce i pogłaskał ją po głowie. - Ale w nagrodę jutro pójdziemy do twojej ulubionej lodziarni, zgoda?

Dziewczynka była wciąż nieco naburmuszona, jednak ostatecznie kiwnęła głową i jednym mocniejszym ruchem wyrwała misia z rąk mężczyzny. Ten tylko się uśmiechnął pogodnie, uznając to zachowanie za nieskończenie urocze, po czym się podniósł. Tu były… sprawy do realizacji.

Ruszył ze swojego gabinetu, przemierzając korytarz, który wcześniej jakoś tak mu się ciągnął, teraz zaś umknął w trymiga. Jakby przestrzeń się z nim bawiła w kotka i myszkę. A może to on jednak szybciej szedł? Sam nie wiedział.

Pokój wyglądał podobnie do tego, jak go zostawił. Obecnie jedyną różnicą były rysunki Elise pozostawione przez dziewczynkę naprzeciw mężczyzny, który coś zapisywał na kartce papieru eleganckim długopisem. Obok niego leżał laptop, na którym wyświetlała się ściana tekstu podobna do tego, w jaki sposób publikowane są ustawy. Urzędnik nie zwrócił na niego uwagi, kiedy Mori po prostu wkroczył i przechodził za kanapą. Jednak uwagę mafiosy przyciągnął pewien błysk między końcówkami włosów jego chwilowego pracownika, błysk spod kołnierzyka, którego nie zamierzał zignorować. Sięgnął do karku mężczyzny, na co ten drgnął wyraźnie. No tak, lekarz ciągle zapominał, jak zimne potrafi mieć dłonie. Palcem podważył cienki łańcuszek i wydobył zza kołnierza mężczyzny medalik, który był dziwnie znajomy. Ango zastygł w bezruchu, Ougai nawet nie był pewien, czy ten oddychał. Szybko przemknął na miejsce obok na kanapie, kładąc jedną rękę obok urzędnika, który od razu lekko, ale tylko lekko, się odsunął. Drugą zaś ujął bezczelnie ten wisiorek, oglądając go. Srebrna blaszka z wygrawerowanym zdobieniami oraz inicjałami AS, biżuteria zwędzona dawno temu jednemu z tysięcy zamordowanych ludzi.

- Pamiętam, jak przyciągnięto cię do mojego biura po tych sześciu miesiącach ucieczki - mruknął Mori z zadowoleniem, ale i nostalgią - Wraz z mianowaniem cię moim osobistym agentem wywiadu podarowałem ci ten medalik. Nie spodziewałem się, że wciąż go masz, a co dopiero, że znów go zobaczę.

Czterdziestolatek spojrzał na dużo młodszego towarzysza i dostrzegł, że jego twarz jest pokryta rumieńcem, a sam Ango patrzy mu o wiele głębiej w oczy, niż zwykle to robił. Jego mina zdradzała raczej zdziwienie i zaniepokojenie, ale spojrzenie nie było czysto przerażone, mieszało się tam kilka emocji, których nie do końca umiał ponazywać. Zaskakujące. Czyżby był aż tak introwertyczny, że nawet taki nieco bardziej poufały dotyk go krępuje? Czy może nie chciał, aby rzeczona pamiątka ujrzała światło dzienne? Gospodarz odsunął się i po prostu usiadł prosto, zostawiwszy go. Mężczyzna w okularach wziął głębszy oddech nim również wrócił do poprzedniej pozycji. Ougai nie umiał się nie uśmiechnąć, widząc wyraźnie, jak ten na nowo odzyskuje rezon i przy tym ubiera maskę powagi. Ta reakcja była tak skrajnie inna od tej na wejściu, a przecież to wtedy o wiele mocniej naruszył jego granice. Teraz właściwie lekko go dotknął. Więc czemu?

- Prawie skończyłem wypisywać dokumenty, które muszę panu załatwić w ministerstwie. - Ango podjął temat zadania, a Mori od razu się tym zainteresował - Część z nich będę w stanie zdobyć od ręki, ale po trzy będę wnioskował, więc zajmie mi to do tygodnia. Chuuya nie może wejść na prawdziwym obywatelstwie, jako zatrudniony z ramienia japońskiej strony korporacji, bo straciłby immunitet, ale korporacja ma swoje filie też za granicą. Proponuję zdobyć mu na lewo paszport z Wietnamu albo Laos, tam nie powinni zbyt restrykcyjnie tego kontrolować. Przy odrobinie szczęścia w dwa tygodnie korporacja będzie w waszych rękach, bez konieczności wchodzenia tam z karabinami.

Szkarłatnooki uśmiechał się coraz szerzej i szerzej, słysząc te instrukcje, nawet jeśli były wypowiadane suchym, prawie mechanicznym tonem kompletnie pozbawionym jakiejkolwiek aury emocjonalnej. Wiedział, że miał właściwego człowieka dobranego do właściwego zadania, do tego solidnego i dokładnego. Nie potrzebował nawet wiedzieć, jakie dokładnie dokumenty okularnik musiał zdobyć, dla niego to nie było ważne. Liczyło się, że ten człowiek, zaplątany w rządowe sprawunki, miał o wiele więcej możliwości, niż jego mafijne wtyczki, nawet te asystujące innym urzędnikom.

- Panie Sakaguchi… - zaczął miękkim, nieco głębszym tonem, patrząc na niego z lekkim podziwem - Nie mógłbym jednak cię ponownie zatrudnić, tym razem jako osobistego prawnika? Twoja wiedza przewyższa nawet to, czego oczekiwałem, a wydawało mi się, że naprawdę wysoko cię cenię.

Ango w odpowiedzi lekko się uśmiechnął, jednak w taki dość charakterystyczny, odrobinę ironiczny sposób. Ougai nie znał go od tej strony, bo dotychczas ten mężczyzna był po prostu na jego usługach, nawet kiedy jego kłamstwa wyszły na jaw, do końca był mu posłuszny. Teraz obaj wychodzili z założenia, że pochodzą z dwóch różnych światów.

- Obawiam się, że to niemożliwe, panie Mori - chłopak również pozwolił sobie na nieco bardziej miękki ton, choć w jego przypadku oznaczało to zwyczajnie, że w jego głosie słychać było jakiekolwiek emocje - Jestem obecnie zatrudniony przy międzynarodowych sprawach. Wizytuję ponownie Europę. Tym razem w czystych intencjach.

Posłał mu znaczące spojrzenie, ale Ougai udał, że kompletnie nie wie o co mu chodzi. Pozwolił sobie jednak pokazać rozczarowanie, patrząc na niego.

- Jaka szkoda… Kiedy wracasz za granicę?

- Za dwa tygodnie.

Niedużo czasu. Właściwie idealnie, by dopiąć wszystkich przygotowań i puścić go wolno, chociaż Moriemu nie widziało się tak całkowicie zrywać tej znajomości. Naprawdę, Sakaguchi był użyteczny. Do tego praktycznie nie sprawiał problemów.

- No cóż… Mam nadzieję, że przygotowania zakończą się, zanim mi uciekniesz - oświadczył, nie ukrywając satysfakcji. Ciężko było nie być zadowolonym przy takim obrocie spraw, wszystko… no, prawie wszystko szło jak po maśle - Nadwyrężę zatem twoje usługi.

Mówiąc to zerknął na Sakaguchiego, któremu pojawiła się zmarszczka na czole. Zawsze pojawiała się, kiedy Ango obawiał się słów, które miały zaraz paść.

- Mam jedno miejsce do zinfiltrowania.

Mężczyzna uniósł brwi, po czym prychnął nieco gorzkawo. Całkiem jakby zapomniał, że dokładnie to robił w mafii przez kilka lat i że Ougai wielokrotnie był zadowolony z jego działań. Całkiem jakby…

- Wystarczająco niebezpieczne, żeby się mnie pozbyć na zawsze, panie Mori?

Tym razem to mafioso zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, do czego urzędnik dążył w swoich słowach. Ten jednak nie podjął wyjaśnień, a to dość nieprzyjemne pytanie zawisło między nimi bez eskalacji, chociaż czterdziestolatek miał wrażenie, że w każdym z nich zbierało się bardzo dużo emocji. Obaj byli jednak nauczeni, by nie wybuchać złością na rozmówcę.

Tylko o co chodziło temu facetowi?

- Przeciwnie. To będzie bardzo proste zadanie, wystarczy sprawdzić czy jeden klub nocny przypadkiem nie nadużywa naszych koneksji… Ango - spojrzał mu w oczy z uśmiechem - Nie każ mi cię długo namawiać. Rozerwiesz się trochę!

Zabrzmiał możliwie optymistycznie. Okularnik jednak i tak wywrócił oczyma, po czym z westchnieniem wrócił do kończenia notatek. Mori nie zamierzał mu tego przerywać, uśmiechnął się pod nosem i sam się podniósł, przechodząc jeszcze do rysunków, jakie pozostawiła Elise. Standardowo wręcz, część szkiców o tym, że mafia kogoś morduje, znalazł się jakiś Chuu leżący na ziemi z butelką, czy rys ważniejszych osób w mafii. Znalazła się też ta scenka, która przed chwilą miała miejsce, czyli kiedy Ougai, siedząc z Ango na kanapie wysłuchiwał jego postępów. Widać złotowłosa za dobrze go zna, skoro wiedziała, że usiądą dokładnie w tej konfiguracji, dokładnie tak zwróceni do siebie. A może to on nadinterpretował dziecięcy obrazek…

Odszedł od rysunków akurat kiedy mężczyzna schował długopis i jął składać kartkę idealnie na połowę, a potem na ćwierć. Coś go tknęło w tej sekundzie, coś, co kazało mu upewnić się wobec jednej rzeczy. Podszedł ponownie od tyłu, tylko tym razem go objął ramionami, pochylając się nad jego ramieniem. Ponownie wyczuł bardzo delikatną, niemal aksamitną woń typowo męskich perfum, jednak tak naprawdę nie w pełni na to zwracał uwagę. Młody mężczyzna strasznie się spiął, a jego ciało przeszły delikatne dreszcze pod wpływem tego dotyku. Ostrożnie dłonie urzędnika spoczęły na przedramionach gospodarza, to chyba było podświadome. Ougai nie widział jego twarzy, skupił się na udawaniu. Wręcz pieszczotliwie, z najgłębszą delikatnością powiódł nosem przy jego barku i odetchnął, przypadkiem owiewając ciepłym powietrzem skórę przy karku. Ango spiął się jeszcze mocniej, dłońmi chyba chciał zacisnąć materiał jego rękawów, ale zdawał się ostatkiem sił zrezygnować. Przejechał palcami po jego przedramionach, to wszystko z jego strony. Może wciąż się bał? Szkarłatnooki przesunął się odrobinę wyżej, choć włosy okularnika połowicznie przysłaniały mu ucho.

- Świetne perfumy - miał powiedzieć normalnie, a z jakiegoś powodu, chyba instynktownie, wyszeptał. - Bardzo doceniam, wiesz?

Teraz pozwolił sobie, by się odsunąć i popatrzeć na niego, z resztą Ango odchylił głowę, by również uraczyć go spojrzeniem. Nie odpowiedział. Jego wzrok, w którym mieszały się różne emocje, czy jego zaróżowione policzki były wystarczającą odpowiedzią. Czyli jednak w ten sposób reagował na bliskość, reakcja była bardzo podobna do tej, którą wcześniej mógł zaobserwować. Miał ochotę to kontynuować już teraz, naruszyć bardziej jego strefę prywatności czysto dla obserwacji, ale postanowił poczekać. Zostawi go sobie na deser, wieczorem. Teraz wiedział już, że na pewno będzie musiał go spić, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Uśmiechnął się z triumfem, patrząc mu prosto w oczy, młodzieniec nawet nie odwrócił wzroku. Był jak sarenka, świadom zagrożenia, ale z jakiegoś powodu mu się poddający.

- Chodź już - ponaglił go o wiele bardziej rzeczowym tonem, chociaż to on go przytrzymał. Dopiero teraz też go uwolnił i ruszył w kierunku wyjścia. Później. Dużo później. Nie rozeznał jeszcze dokładnego stosunku okularnika wobec siebie, a nie chciał marnować na to zbyt dużo czasu.

„Wystarczająco niebezpieczne, żeby się go pozbyć na zawsze". Co za bzdura. Gdyby wtedy chciał się go pozbyć, nie zaangażowałby poszukiwań, wplatając w to między innymi tak wartościowego członka, jakim był Dazai. Jedyny efekt, jaki wtedy Mori chciał osiągnąć, to aby wyrwać Sakaguchiego z ministerstwa i na stałe przyłączyć do Mafii. Chciał dla niego bezpieczeństwa. Słowa, które wtedy okularnik wobec niego zwrócił, zadziałały jak bolesny policzek, ale Ougai nie mógł pokazać, że się z nimi nie zgadza. Nie mógł przecież wyjść na miękkiego, czy dobrodusznego.