Tam płonie lampa wiedzy
24 stycznia 1964
Pokój wspólny Ravenclawu – jeśli wierzyć legendom o założycielach, wzmiankom w "Historii Hogwartu" i własnym zmysłom – był najwyższym ze wszystkich zamkowych pomieszczeń. Cienkie, okalające strzeliste okna filary splatały się wysoko na suficie, nasuwając skojarzenia z prętami klatki dla ptaków i potęgując jeszcze wrażenie przestrzeni. Pisarze i historycy opisywali tę niezwykłą architekturę przez pryzmat metaforycznych nawiązań do żywiołu powietrza – jednego z przypisywanych Rowenie symboli. Filius nigdy otwarcie nie dyskutował z tą ugruntowaną i poetycką interpretacją. Był jednak głęboko przekonany, że konstrukcyjne decyzje mogły mieć w istocie znacznie bardziej prozaiczne podłoże – gdyby pokój gromadzący kilkadziesiąt niespokojnych umysłów nie był tak przestronny i przewiewny, historia Ravenclawu skończyłaby się spektakularnie we wczesnym średniowieczu.
– Reparo! – skinął różdżką w stronę najbliższej, nadpalonej u dołu zasłony.
Krukoni jakby dopiero teraz dostrzegli opiekuna domu. W ciszy, jaka zapadła, syk wżerającego się w posadzkę wywaru brzmiał jak niespokojny wąż.
– No dobrze – powiedział Flitwick, intuicyjnie kierując wzrok na zupełnie niespeszoną tym Pandorę. – Co tym razem?
– Próbowałam uwarzyć eliksir wspomagający pamięć – przyznała dziewczynka nieco nieobecnym tonem, jakby w myślach wciąż odtwarzała kolejne kroki receptury. – Nie miałam piór memortka, więc transmutowałam pióra sroki… i… to chyba nie zadziałało.
– Chyba rzeczywiście nie – zgodził się Flitwick, lustrując wzrokiem brunatną, lepką maź z fluorescencyjnym wzorkiem rysującym się powoli na powierzchni. – Minus trzydzieści punktów dla Ravenclawu. Naprawdę nie mogłaś poprosić o wsparcie w zdobyciu piór albo w procesie zastępowania składnika…?
Pandora mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego.
– Merlinie, to nie pierwszy raz, przecież wiecie, że takie eksperymenty mogą być niebezpieczne. Nie musicie ich przede mną ukrywać. Nie jestem specjalistą w tej tematyce, ale profesor Slughorn na pewno nie odmówiłby pomocy.
Krukoni kiwali głowami.
Zawsze kiwali głowami, a potem robili dokładnie to samo.
– Jest druga w nocy – rzucił z rezygnacją. – Sio do dormitoriów.
– Nie rozumiem, dlaczego wybuchło – powiedziała melancholijnie Pandora, ignorując polecenie. – To była naprawdę dobra transmutacja.
– Bo to, co próbowałaś zrobić, wykracza daleko poza szkolny program. Pewnie skład chemiczny był nieprawidłowy.
Dziewczynka nie wydawała się ani odrobinę usatysfakcjonowana odpowiedzią. Flitwick wzniósł oczy ku gwiaździstemu sklepieniu i odliczył w myślach do dziesięciu.
– Opowiedz wszystko po kolei – skapitulował. – Do momentu dodania piór wszystko szło zgodnie z przepisem?
