Chodniki miejskie leniwie przesuwały się za oknem. Miasto dopiero zaczynało żyć, pierwsi ludzie wracali do domów po całym dniu pracy. Godziny szczytu jeszcze przed nimi, aczkolwiek niepokojące było to, że mogli wracać między piętnastą a szesnastą. A jemu tak się nie widziało utknąć w korku…

Uśmiechnął się do własnych myśli, chyba miał na to rozwiązanie. Może nawet trochę bardziej tym udobrucha Sakaguchiego, który właśnie siedział obok, starając się zamaskować fakt, że jest obrażony. Kiepsko mu szło, tak szczerze mówiąc. Albo po prostu Mori był w pełni świadom, że go z lekka zezłościł.

Jechali na obiad samochodem mafijnym, bo okularnik przecież swojego nie zabrał. Mieli przez to szofera, bo z kolei Ougai choć miał prawo jazdy, to czuł się cholernie niekomfortowo za kierownicą. Ango udawał, że obserwuje krajobraz miejski, który na pewno znał na pamięć, a starszy mężczyzna jechał z przymkniętymi oczyma i satysfakcją wymalowaną na twarzy.

Byli po dwóch godzinach intensywnego rozeznania całej sytuacji i powiązań mafijnych z wcześniej wspomnianym klubem. Dopiero obecność specjalisty w zakresie wywiadu uświadomiła mu, jak niewiele o tym przybytku wiedział. Sakaguchi z miejsca pytał o rzeczy, które z punktu mafii powinny być ważne, a jakoś ani on, ani Ozaki nigdy nie przyjrzeli się im lepiej. Normalnie… aż wstyd!

Acz po tym, jak wszystkie informacje zostały ustalone, a Mori czuł zmęczenie sprawami „ważnymi", zaproponował wyjście do restauracji, na co okularnik początkowo skontrował, że nie ma nic przeciwko, choć on sam raczej ograniczy się do jakiegoś trunku. Na co zostało mu wypomniane, że spędził w budynku mafijnym około czterech godzin i raczej powinien coś zjeść. Na co znowu ten machnął ręką, stwierdzając, że w razie konieczności wyjdzie na papierosa. Na co czterdziestolatek mu wtedy przypomniał, że na takie wyjście będzie musiał wyrazić zgodę, czym lekko zirytował okularnika, kolejno podjął za niego decyzję i dosłownie go wyprowadził pod ramię, argumentując jeszcze faktem, że jako lekarzowi ciężko jest słuchać podobnych bzdur.

Sakaguchi był częściowo sam sobie winny. Gdyby może nabrał trochę masy, to byłby w stanie mu się postawić, ale facet był tak niesamowicie chudy, że według Ougaia większy powiew wiatru mógłby go zdmuchnąć. Wcześniej przytuliwszy go poczuł dobrze jego mizerną sylwetkę. Zastanawiał się nawet, czy obok niego nie siedzi anorektyk, ale podejrzewał, że zauważyłby to wiele lat temu. Albo ktoś by zauważył. W każdym razie, odrzucał tę opcję.

Samochód dotarł na miejsce, byli relatywnie w centrum. Obaj mężczyźni wysiedli w miarę w tym samym czasie i Mori poprowadził swojego „specjalnego gościa" do wejścia. Lokal był elegancki i, co ważne, w stylu Europy zachodniej. To był aspekt, który przeważył u szkarłatnookiego na wybraniu dokładnie tego. Wiedział, że dyplomacie przypadnie do gustu. Choć okularnik po wejściu rozglądał się raczej neutralnie, jakby suchym spojrzeniem badając każdy kąt, to Ougai był przeświadczony, że ten po prostu nie pokazuje aprobaty z sobie tylko znanych względów.

Kelner zaprowadził ich do stolika wewnątrz, z dala od okiennej witryny. To już przyzwyczajenie, przynajmniej ze strony szefa mafii. Nie pokazywać się za bardzo publicznie, bo kto wie, kto się napatoczy i jakie będzie sprawiał problemy? Szczególnie, kiedy Mori miał gościa. O swoją opinię się nie kłopotał, ale tego, czy urzędnikowi nie wypominanoby konszachtów z mafijnym przywódcą, nie mógł mieć pewności.

- Sam zdecydowałeś się na działalność w Europie? - zagaił, kiedy obsługujący poszedł po kartę dań. Ponownie czuł, że niewiele wiedział o tym mężczyźnie, chciał to choć trochę zmienić. Nie spodziewał się po nim zwyczajnych historii. On sam przyczynił się trochę do tego, że w życiu młodego mężczyzny pojawiło się wiele zakrętów i serpentyn i przez to zakładał, że ten raczej się nie odzwyczaił od trudności losu.

- Częściowo - przyznał Ango i złożył dłonie w formalny, dyskusyjny koszyczek, jakby pertraktował w sposób oficjalny. - Dostałem propozycję, aby wyjechać na obrady, ale mogłem odmówić, ponieważ to kompletnie zmieniało mój profil pracy.

- Istotnie… Rozmawianie o polityce, a uprawianie jej, to dwie różne rzeczy - zgodził się z nim. Pamiętał jego drżącą osobę na statku, kiedy tak naprawdę od zachowania okularnika zależało, czy rozmowa pozostanie rozmową, czy też mafia i siły specjalne rzucą się sobie do gardeł.

Urzędnik urwał, kiedy otrzymali karty dań. Wciąż zachowując formalną postawę przyjął swoją ze skinieniem głowy i ułożył tak, jak powinno się przy obradach z kimś ważnym, w niemal idealny sposób. Lekarz, rzucając mu ukradkowe spojrzenie znad własnego menu, miał ochotę się zaśmiać i pohamował się czysto ze względów kultury osobistej, częściowo też ze względu na maskaradę. Zielonooki był perfekcyjnie wyuczony wszystkich kolejnych etapów rozmów na poziomie.

- Nie mogę jednak przyznać, że zmiana wyszła mi na dobre - odpowiedział po chwili, rzucając mu krótkie spojrzenie - Ja nie jestem dyplomatą, panie Mori. Dobrze się czuję w sytuacji, kiedy mogę weryfikować ustalenia i je wprowadzać w życie, nie kiedy jestem zmuszony pertraktować.

Ougai zdusił chęć pobłażliwego uśmiechu. Młody mężczyzna brzmiał trochę, jakby się tłumaczył, a to w pewien sposób było zabawne. On czuł się ostatnią osobą, przed którą ten miałby obowiązek usprawiedliwiać się.

- Czyżby? - Podważył za to jego wyjaśnienia, również spoglądając na niego i trochę go tym zaskakując. - Obserwuję teraz to, co robisz. Zachowujesz się niczym doświadczony polityk, Ango. Myślę, że całkiem dobrze nauczyłeś się sztuki pertraktacji.

Sakaguchi speszył się wyraźnie, odwrócił spojrzenie, ale po chwili na jego twarzy pokazał się delikatny, chyba nieplanowany uśmiech introwertycznego chłopca. Uroczy. W tym krótkim momencie, kiedy on się wyraźnie skrępował, wyglądał naprawdę słodko.

- Może to kwestia przyzwyczajenia - odparł najbardziej neutralnie jak tylko mógł, udając, że skupia się na wyborze dania. Ougai zachichotał cicho, ale nie zaprzeczył mu. Bo kto wie, może faktycznie Ango miał rację i zachowywał się tak zupełnie nieświadomie?

- Masz swoje ulubione miasto? - Mori zmienił temat.

Kwestia jednak zawisła w powietrzu, kiedy obsługujący ich kelner przyszedł odebrać zamówienia. Czterdziestolatek oddał pierwszeństwo swojemu gościowi, który nie był z tego powodu pocieszony. Złożył zamówienie na jedno z dań niemieckich, acz na mięsie drobiowym. Medyk postawił raczej na czerwone mięso w postaci jednej z francuskich potraw, poprosił też o kieliszek czerwonego wina dla każdego z nich. Kelner skłonił się i oddalił do swoich obowiązków. Sakaguchi spojrzał z lekkim zdziwieniem na swojego rozmówcę.

- Wino?

Pod tym jednym słowem mogło kryć się tysiące mniejszych pytań, a lekarz nie wiedział, jakie dokładnie mu chodzi po głowie. Uśmiechnął się jednak do niego, może bardziej szczerze, niż by chciał.

- To randka - odparł bez większego namysłu. Początkowo miał to być tylko wspólny posiłek, ale ten pomysł zrodził mu się nagle i oceniał go jako perfekcyjny.

Okularnik zamrugał, a w jego aurze pojawiła się krytyka, co dodatkowo rozbawiło drugiego mężczyznę.

- Proszę nie żartować…

Nie planował nigdy bawić się aż tak głębokimi emocjami u niego, a tym bardziej, rozkochiwać go w sobie. Wątpił też, czy w ogóle udałoby mu się to osiągnąć, gdyby próbował. Młody dyplomata sprawiał wrażenie, jakby związki odłożył na wieczne nigdy, skupiając się na karierze i pieniądzach. Możliwe, że właśnie ta nieprzystępność trochę go pociągała, Ougai nie umiał ocenić. Jedyne, czego świadomie teraz chciał, to wywołać w okularniku poczucie niepewności. Aby ten nie mógł nawet stwierdzić, że wie, co się stanie za chwilę.

- Nie żartuję - odparł, jego głos zabrzmiał całkiem przyjemnie, co aż odrobinę jego samego zdziwiło.

Wychylił się i ujął go za dłonie, które po kilku sekundach rozdzieliły się. Mógł więc ująć lepiej jedną z nich. Ango patrzył przez chwilę na ten gest. Lecz jego surowe spojrzenie zaczęło topnieć, on sam stał się bardziej miękki, bardziej… skory do tych gierek. Przekręcił tę dłoń i splótł ich palce ze sobą, po czym przesunął je bardziej na środek stołu. Spojrzał mu w oczy. Mori złapał się wówczas na tym, że uśmiechał się do tego, chyba ciepło i przyjaźnie, bo i jakieś ciepło pojawiło się mu w środku. Od bardzo dawna czegoś takiego nie czuł.

- Moim ulubionym miastem jest Berlin - podjął rozmowę zielonooki, ale w bardziej przyjemny, ludzki sposób. - Jego połączenie nowoczesności z historią jest dokładnie na tym poziomie, który mi najbardziej odpowiada. Choć Londyn to niezwykle kosmopolityczne miasto i stąd też stawiam go wysoko, a Wiedeń i Budapeszt są istotnie piękne. Paryż… nigdy do mnie nie przemówił.

Fakt iż obaj poczuli się swobodniej w tej zwykłej rozmowie o drugim końcu świata był dla Ougaia w jakiś sposób niezwykły. Tego nie planował. Jeszcze dwie, trzy godziny temu z przyjemnością prowokował Ango do różnych, skrajnych emocji, planował wykorzystać jego wiedzę i wpływy do własnych celów, a na to wyjście miał zamiar po prostu dobrze się bawić ze stresowania go. Tymczasem zrobiło się nawet miło, a on czuł, że rozmowa klei mu się jak nigdy z tym szczupłym urzędnikiem. Chyba brakowało mu rozmowy z kimś na poziomie albo jakiegoś powiewu świeżości wśród ludzi, z którymi zwykle rozmawiał o niczym. Bo nawet on czasem lubił poprowadzić jakąś rozmowę nie mającą głębszego celu.

- Berlin chyba od zawsze próbował taki być - odpowiedział Mori i podparł głowę na ręku - Aczkolwiek ostatni raz tam byłem niecałe dwadzieścia lat temu. Wtedy bardzo można było odczuć różnice między wschodem a zachodem, różnice i w wystroju miasta i w podejściu ludzi. Zapewne… mocno się zmienił. - Zamilkł na chwilę, namyślając się jeszcze, nim dodał: - Paryż zaś już wtedy pływał w imigrantach.

Ango uśmiechnął się szerzej na to wspomnienie.

- Aktualnie ciężko znaleźć stolicę w Europie Zachodniej, która nie cierpi na ten problem. Berlin, Paryż, kraje Skandynawii… - pokręcił głową i spojrzał na rozmówcę pogodniej - Chociaż ja obserwuję je często nie więcej, niż miesiąc, dwa. Nie spędzam tam całego roku akademickiego.

- Oh… więc wiesz, że studiowałem w Niemczech?

Młody mężczyzna wzruszył lekko ramionami, jakby to była drobnostka.

- Imię Rintarou wyróżnia się na tablicy pośród europejskich studentów, którzy ukończyli doktorat.

Brzmiało to w sposób tak oczywisty, że aż wywoływało rozbawienie. Faktycznie, dopiero po powrocie do Japonii Mori zmienił imię na Ougai. Jedyną osobą, która mówiła do niego starym imieniem, była Elise. I to właśnie przez nią wszyscy znali jego poprzednie imię.

- Nie przepada pan za stylem Berlina, mam rację? - pociągnął okularnik ostrożnym tonem, zaczynając gładzić jego dłoń kciukiem. Powolny, przyjemny w odbiorze ruch pozwalał medykowi w pełni się zrelaksować i powrócić wspomnieniami do naprawdę dawnych czasów, kiedy był młodym studentem. Głośne czasy na przełomie tysiąclecia, cały świat wtedy właściwie wyglądał inaczej.

- Nie powiedziałbym tak. Ale… preferowałem Monachium, całe Niemcy południowe - w tym momencie Mori był niemal pochłonięty wspomnieniami z tego okresu - Austria i Wiedeń też były mi bliskie. Niezwykła dbałość o szczegóły, elegancja… W tamtych czasach te cechy architektury i organizacji miasta bardzo mi imponowały. Berlin wtedy przypominał mi trochę Yokohamę. To był styl, który był mi już znany i który byłem zmuszony oglądać na co dzień podczas roku akademickiego.

- Jakby tak spojrzeć… - urzędnik się na chwilę zamyślił - To obecnie również jest mu całkiem blisko. Coraz bliżej do Tokio.

Podano im kieliszki. Ango zaczął inny temat już sam z siebie, a Ougai nie protestował, pozwalając zielonookiemu prowadzić tę konwersację. Byli daleko od tematów wrażliwych, czy istotnych. Rozmowa o świecie i mentalności ludzi, taka mało istotna, dla samej tylko przyjemności rozmowy, była świetnym dopełnieniem tego popołudnia.

Jego rozmówca był inteligentny, oczytany. Także po studiach, choć historycznych, co okazało się być prawdą. Wcześniej, kiedy wkupił się w łaski mafii, podawał się za zbuntowanego studenta i lider nie podejrzewał żeby to była prawda. Albo że kierunek, jaki studiował, w rzeczywistości był inny. Tymczasem Sakaguchi ukończył magisterkę z historii, jak mówił, rozważał zrobienie doktoratu, ale praca w ministerstwie pochłonęła mu zbyt dużo czasu.

Mori w pewnym momencie rzucił jedną frazą, która poprawnie brzmiała głównie w oryginale, a więc po niemiecku. Sami z siebie, bez wcześniejszego ustalenia przeszli na ten język, kontynuując dywagacje na tematy naukowo-literackie, bo gdzieś tam ta rozmowa poszła. Świat zdawał się przestać istnieć, problemy Mafii, problemy polityki, wszystko to zostało jakby za drzwiami, daleko poza tym miejscem. Mogli być tutaj, mogła być to dowolna restauracja w Niemczech. Patrzyli sobie w oczy, odkrywając się na nowo, choć spotkali się przecież ponownie po tych kilku latach. Wtedy byli chyba innymi ludźmi, bądź przez inne motywacje kształtowały się inaczej ich osoby. Teraz łączyło ich znacznie więcej, tak mu się wydawało.

Posiłek minął szybko. Wiedzieli, że wkrótce opuszczą ten lokal i powrócą do życia jako przeciwnicy. Choć dzisiaj mogli powrócić jedynie do relacji pana i jednodniowego sługi. Być może wróci strach albo stres, z pewnością respekt między nimi. Przypomną sobie, kim są, choć to spotkanie, przyjemne i podobnie niezwykłe niczym sen, pozostanie im w pamięci. Jeszcze chwila… ostatni łyk półwytrawnego wina. Ostatnie słowa, ostatnie spostrzeżenia, myśli. Ostatnie spojrzenie, w którym kryła się po prostu ciekawość. Ten wzrok Ougai postanowił zapamiętać. Nie będzie stanowił dla niego nic ponad przyjemne wspomnienie, ale to też miało pewną wartość. Wszak człowiek bez uczuć różnił się od maszyny tylko fizjologią.

- Dam ci dwie godziny - rzekł Mori, kiedy wyszli, złożył też ręce za sobą. Chwilę temu posłał wiadomość do swojego szofera i widział, iż samochód nadjeżdża - Miło mi będzie, jeśli przez ten czas uczynisz coś w sprawie niezbędnych dokumentów, jednak nie wymagam tego. Później mam nadzieję, iż usłyszę od naszego obecnego opiekuna rachunkowości, że się tam pokazałeś i pomogłeś mu w opanowaniu bieżących spraw. Sam będę na ciebie czekał koło dwudziestej pierwszej w gabinecie. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne?

Sakaguchi skinął głową w milczeniu i zerknął na samochód, który akurat parkował. Odszedł kawałek wyjmując z wewnętrznej kieszeni paczkę papierosów.

- Do zobaczenia później - rzucił neutralnym, bezemocjonalnym tonem.

Mori już nie uświadczył go spojrzeniem, zajmując miejsce pasażera. Nie było potrzeby. To tylko urzędnik, który przypadkiem wpadł z nim w jednodniowy, nawet nie spisany kontrakt.