Jak zwykle dziękuję za komentarze!
Jusstine, Ginny LFC!, Anonimova
Chciałam tylko powiedzieć, że "Przełom" będzie liczył finalnie 12 rozdziałów, także jesteśmy już po połowie (piszę właśnie zakończenie) :)
The Rolling Stones "Let's spend the night together"
Don't you worry 'bout what's on your mind, oh my
I'm in no hurry, I can take my time, oh my
I'm going red and my tongue's getting tied
James pochylał się nad notatkami, przeczesując swoje czarne, rozczochrane włosy palcami. Lily kiedyś nienawidziła tego gestu, ale szczerze mówiąc - już nie do końca pamiętała, z jakiego powodu. Teraz zazwyczaj budził w niej wielką ochotę, by przysunąć się do niego i wyręczyć go w tym. Mogłaby wtedy bezkarnie przyciągnąć go bliżej siebie, by wreszcie znów poczuć ciepło jego ciała.
James przerzucił pergamin na drugą stronę, przechylając głowę na bok i zagryzając dolną wargę. Był przy tym tak uroczo zamyślony, jakby rozwiązywał jakiś najważniejszy problem magicznego świata.
Ile dziewczyn tak naprawdę miał James? Lily czasem (często!) zastanawiała się nad tym, gdy całował ją tak, że miała wrażenie, że zaraz zemdleje z emocji albo dotykał ją w taki sposób, jaki nawet nie przyszedłby jej do głowy. Musiał tego wszystkiego się gdzieś nauczyć, prawda? Zresztą: to, z jaką łatwością zaprosił na randkę Marlene McKinnon mówiło samo przez siebie...
James podparł głowę ręką i poprawił okulary na nosie, po czym podniósł wzrok, zauważając, że jest obserwowany. Uniósł brwi, oblizał usta i uśmiechnął się do niej.
Lily poczuła, jak sam jego uśmiech powoduje u niej gęsią skórkę. Gdyby nie fakt, że znajdowali się w bibliotece, pracując nad prawdziwym zadaniem, które wyznaczyła im McGonagall, to przesiadłaby się na jego kolana i zarzuciła mu ręce na szyję i...
To zadanie nie było aż tak pilne. Może powinni zrobić sobie przerwę?
— Co? — spytał James, nadal się uśmiechając.
Jego przystojna twarz była wręcz stworzona do uśmiechu: kształtne usta, białe zęby i drobne zmarszczki w okolicach oczu. James promieniował pozytywną energią, która ciągnęła ludzi w jego stronę. Razem z jego poczuciem humoru i inteligencją, stanowiło to mieszankę iście wybuchową.
Lily jedynie wzruszyła ramionami, zakładając włosy za uszy.
Nie mogła mu oczywiście tego powiedzieć, bo już i tak za dobrze wiedział, jak bardzo jej się podobał. Ta wiedza w jego rękach była niebezpieczną bronią, którą mógłby użyć przeciwko niej, kiedy tylko chciał.
— No co? — powtórzył, tym razem mrużąc oczy.
Przez chwilę zdawało się, że ma ochotę podnieść dłoń do jej twarzy, ale w ostatniej chwili się opanował.
— Po prostu... — odparła Lily, nie wiedząc, jak dokończyć swoje zdanie.
Po prostu jesteś uroczy?
Po prostu mi się podobasz?
Wszystkie powyższe odpowiedzi były prawdziwe, ale nigdy nie przeszłyby jej przez gardło. Zamiast tego, z zaskoczeniem nawet dla samej siebie, pozwoliła swoim ustom wypowiedzieć słowa, które nie do końca zostały jeszcze zarejestrowane przez jej mózg.
— Zastanawiałam się, czy już to kiedyś robiłeś?
James uniósł brwi jeszcze wyżej, tak że teraz już niemal zniknęły za jego rozczochraną czupryną.
— Co robiłem? — spytał, a Lily poczuła, jak jej policzki zaczynają płonąć.
— No wiesz... — odpowiedziała, ściszając głos. — To.
James odłożył pióro i wyprostował się na krześle, a jego twarz rozciągnęła się w szerokim uśmiechu.
— To, czyli... — zaczął powoli — podłożenie łajnobomb pod stołem Ślizgonów? A może to, czyli pływanie po pijaku w jeziorze? — Lily już wiedziała po jego minie, że zamierzał wycisnąć z tej chwili jak najwięcej potrafił, przeciągając ją tak długo, aż w końcu Lily nie pęknie. — Jeśli o to chodzi, to przyznaję. Już to kiedyś robiłem.
Lily prychnęła, teraz już cała czerwona na twarzy.
— Idiota — mruknęła pod nosem, spuszczając wzrok w swoje notatki.
James zaśmiał się i przysunął do niej, kładąc pod stołem dłoń na jej kolanie.
— O co pytasz, Evans? No już... — Zrobił przesadnie poważną minę. — Od teraz zero żartów.
Lily znów na niego spojrzała, czując przyjemne ciepło emanujące z jego dłoni. Jego orzechowe oczy wpatrywały się w nią z sympatią.
— To... — zaczęła, teraz już niemal szeptem — czyli... no wiesz... seks.
James odchrząknął, znów poczochrał sobie włosy, po czym odpowiedział nieco zachrypniętym głosem:
— A dlaczego pytasz?
Lily westchnęła, pocierając dłonią palącą ją twarz. Wzruszyła ramionami i zagryzła wargi, czując się wyjątkowo głupio. Gdyby tylko mogła teraz dorwać jakiś zmieniacz czasu, to chętnie by go użyła!
— Tak... po prostu... — odparła, zawstydzona. — To jak?
James zdawał się bić z myślami. Podrapał się po karku, milcząc o chwilę zbyt długo i Lily poczuła, jak zaczynają jej się pocić dłonie.
— Może... — powiedział w końcu, ale widząc, jak oczy Lily mrużą się niebezpiecznie dodał: — Tak.
Lily w głębi duszy znała odpowiedź na swoje pytanie nawet zanim je zadała, ale mimo wszystko poczuła dziwne, palące uczucie w żołądku, słysząc potwierdzenie wypowiedziane na głos. Odebrała to znacznie bardziej emocjonalnie, niż powinna. Przecież nie był jej chłopakiem, prawda? Przez długi czas szczerze go nie lubiła, a jednak na myśl o Jamesie z inną dziewczyną czuła nieprzyjemne uczucie nieracjonalnej zazdrości. A może był z którąś z dziewczyn, którą dobrze znała?
— A ty? — spytał ciszej, nie puszczając jej kolana, ale Lily jedynie pokiwała przecząco głową, nie ufając swojemu głosowi.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, wpatrując się w siebie. Coś w jego spojrzeniu się zmieniło i Lily nie wiedziała, czy to był dobry znak.
Może teraz już rozumiał, że to dlatego była czasem taka niezdarna?
xxx
I'm off my head and my mouth's getting dry
I'm high, but I try, try, try, oh my
— I co myślisz o seksie? — spytała Lily, wpatrując się w niego tymi swoimi niesamowicie zielonymi oczami, w których James często zatapiał się jak w oceanie, zapominając o otaczającym go świecie.
— W teorii? Hipotetycznie? Czy z tobą? — odparł głupkowato i ledwie wypowiedział te słowa, to musiał się mocno powstrzymać, by nie uderzyć głową w biurko.
Kretyn!
To wszystko było trochę nierealne i miał wrażenie, że zaraz obudzi się w swoim łóżku zlany potem. Gdyby jeszcze parę miesięcy temu ktoś mu powiedział, że będzie siedział w bibliotece z Lily Evans i rozmawiał o seksie, to pewnie wybuchnąłby śmiechem. Albo rzucił w tę osobę jakimś urokiem. Albo i jedno, i drugie. Prawdopodobnie zaraz po sobie.
A jednak.
Przed nim, jak żywo, siedziała ta Lily Evans, za którą szalał już od lat. Spełnienie wszystkich jego marzeń i ucieleśnienie kobiety idealnej. Przypatrywała się mu w napięciu, cała czerwona na twarzy.
Oczywiście, ostatnio ta myśl krążyła mu po głowie... No dobra, ta myśl krążyła mu po głowie cały czas, ale mimo wszystko mieściła się gdzieś w sferze fantazji. Jeśli był pewien czegokolwiek odnośnie Lily, to właśnie tego, że niczego nie powinien być pewien. Dużo łatwiej było zamknąć oczy i pozwolić się ponieść emocjom, bo i tak nie miał kontroli na tym, jak wyglądają ich relacje. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, by mógł jej wszystko wybaczyć.
— Ze mną — powiedziała w końcu powoli.
James odchrząknął dwa razy, by upewnić się, że będzie w stanie cokolwiek powiedzieć.
— Co myślę o seksie z tobą? — odparł, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. — Żartujesz ze mnie, Evans, prawda?
— Dobra, Potter — zirytowała się, zwijając pergamin w rulon i wpychając go gniewnie do torby. — Zapomnij.
— Nie, nie, nie! — zaprzeczył James, łapiąc ją za nadgarstek.
Paru uczniów odwróciło się na chwilę, by na nich spojrzeć, ale musieli uznać to za jedną z ich zwyczajowych kłótni, bo zaraz wrócili do swoich zadań domowych.
— Jeśli myślisz, że teraz chociaż na chwilę dam radę o tym zapomnieć, Evans, to się mylisz! — powiedział, śmiejąc się bardziej z nerwów, niż z całej sytuacji. To był raczej śmiech mówiący o-cholera-Lily-Evans-chce-rozmawiać-ze-mną-o-seksie. — Siadaj... proszę.
Lily spełniła jego prośbę, nadal nieco naburmuszona. Jej policzki były teraz tak uroczo zaczerwienione, że James miał wielką ochotę, by je pogładzić. Zamiast tego jedynie nadal trzymał jej nadgarstek w swojej dłoni.
— Zrozumiem, jeśli ty nie... — zaczęła, ale James jej przerwał, nachylając się do niej nad stołem:
— Lily. Jeśli istnieją jakieś równoległe światy, to wierz mi! Nie ma ani jednego, w którym na twoje pytanie odpowiedziałbym „nie" — powiedział cicho. — Po prostu nie ma takiej opcji. Więc jak już to ustaliliśmy, to powiedz mi dokładnie, o co pytasz?
Lily widocznie się rozchmurzyła. Spojrzała na niego niepewnie. Jamesa czasem zadziwiało to, że tak piękna i mądra dziewczyna miała tak mało wiary w siebie.
— Chciałabym to zrobić z tobą.
James poczuł, jak zasycha mu w gardle. Miał wrażenie, że całe resztki myśli uleciały przez okno prosto w stronę pochmurnego nieba.
Pustka.
Pustka i zielone oczy.
xxx
Let's spend the night together
Now I need you more than ever
Let's spend the night together now
James milczał może parę sekund, ale dla Lily wydało się to wiecznością.
Myślała o tym już od jakiegoś czasu. W końcu miała już siedemnaście lat! James jej się podobał, sprawiał, że czuła się niesamowicie, a dodatkowo patrzył na nią czasem w taki sposób, że prawie wierzyła kiedy mówił jej, że jest piękna...
Chciała, żeby to był właśnie James. Ufała mu.
— Gdzie? — zapytał wreszcie, a Lily zachichotała, nie mogąc się powstrzymać.
— Potter, liczyłam raczej na spontaniczność, a nie grę w dwadzieścia pytań... — mruknęła, rozbawiona.
Poczuła jak chociaż na chwilę spada z niej napięcie, a wielka gula tkwiąca w jej gardle nieco się rozluźniła.
— Evans — zaczął wyjątkowo niskim głosem. — Nie zrozum mnie źle... Chcę tego. Bardzo! Ale...
— Ale? — podchwyciła Lily, czując, że jej gardło znów się zacieśnia.
Więc było jakieś „ale"...
— Ale — kontynuował — pierwszy raz nie powinien być „byle jaki". Przecież nie zrobimy tego w schowku na miotły, co nie? To znaczy, jeśli bardzo będziesz chciała... — dodał, teraz już szczerząc zęby, a Lily też się zaśmiała.
Zamrugała, obserwując dokładnie jego twarz. Nie była pewna dlaczego słowa Jamesa tak bardzo ją poruszyły. Było w nich coś, co choć przez chwilę zasiało niepewność w jej duszy: może bardzo się co do niego myliła? Może to mogłoby być coś więcej...? Gdyby tylko na to pozwoliła?
Może czuła do niego coś więcej, niż tylko pociąg fizyczny?
James miał przecież całkowitą rację. Rozmawiali o jej pierwszym razie - wydarzeniu ważnym z wielu powodów. To, jak zareagował na jej pytanie stawiało wszystko w zupełnie innym świetle.
— To jakie miejsce twoim zdaniem byłoby odpowiednie? — spytała, znów się rumieniąc.
James uśmiechnął się, gładząc jej nogę.
— Daj mi czas do jutra.
xxx
I feel so strong that I can't disguise, oh my
(Let's spend the night together)
But I just can't apologize, oh no
(Let's spend the night together)
— Dobra, panowie — powiedział James wchodząc do dormitorium, gdzie siedzieli jego przyjaciele. — Jutro wieczorem będę potrzebował sypialni tylko dla siebie.
Cała reszta Huncwotów zamarła, wpatrując się w niego, jakby conajmniej przyleciał do ich pokoju na smoku. Syriusz zastygł z papierosem w ustach, Remus odłożył książkę, a Peter upuścił filiżankę kakao, którą ściskał w dłoni. Przez chwilę nikt się nie odzywał.
James podszedł do swojego kufra i zaczął w nim grzebać, nie zważając na zdziwione miny przyjaciół. W końcu znalazł to, czego szukał i położył na stole bordową sakiewkę.
— Macie tu kieszonkowe — ciągnął, krzyżując ręce na piersi. — Ja stawiam. Kupcie sobie coś dobrego w Miodowym Królestwie, może jakąś dobrą whiskey u Rosemerty... Co chcecie!
Syriusz odchrząknął, wyrzucając papierosa przez okno, po czym wstał, mrużąc oczy.
— Czekaj, czekaj... — odparł, powoli zbliżając się w stronę Jamesa, który zacisnął wąsko usta. — Czy ja dobrze rozumiem...? Mamy zniknąć z dormitorium na całą noc, bo ty go potrzebujesz dla siebie...?
Peter zachichotał, Remus najwidoczniej walczył z uśmiechem, a James jedynie przeczesał włosy palcami, zastanawiając się gorączkowo, co odpowiedzieć na to pytanie.
Wybrał milczenie.
— Co takiego będziesz tu robił? — kontynuował podejrzliwie Syriusz.
James wzruszył ramionami, odwracając się do przyjaciela plecami. Znów pochylił się nad swoim kufrem, ale nie wiedział dokładnie, czego tam szuka tym razem. Musiał coś zrobić z rękami. Nie mógł też dłużej znieść świdrującego spojrzenia Syriusza.
— Łapa ma rację — poparł go Remus, też wstając i wkładając dłonie do kieszeni. — Nigdzie się nie ruszę, dopóki nie odpowiesz.
James westchnął, prostując się z podręcznikiem do starożytnych run w dłoni. W jego myślach ten scenariusz szedł w nieco inną stronę.
— Nie wasza sprawa — zaczął poirytowany. — Może mam randkę? Może! Nic więcej wam nie powiem...
Syriusz zagwizdał, teraz już szczerząc zęby.
— Randkę? — powtórzył Peter, znowu chichocąc. — Z McKinnon?
— Może! — odparł James, rzucając mu gniewne spojrzenie.
— McKinnon? Serio? — spytał podejrzliwie Syriusz. — Załóżmy, że faktycznie mówimy o McKinnon... Co zamierzacie robić w naszym dormitorium?
James przewrócił oczami.
— To, o czym wy, frajerzy jedynie czytacie w gazetach — warknął, tym razem sięgając po pelerynę niewidkę.
— O nie! — zareagował Syriusz, widząc jego gest. — Nie waż się znikać...!
— To jak będzie? — wycedził przez zaciśnięte zęby James, po czym rzucił sakiewką w Petera.
Złote i srebrne monety rozsypały się po łóżku Glizdogona.
Remus i Syriusz wymienili znaczące spojrzenia, po czym Syriusz powoli skinął głową.
— Ale wisisz nam potem coś więcej, niż sakiewkę złota, Rogaczu — ostrzegł, mierząc w niego palcem. — Może mieszkam w twoim domu, ale stać mnie jeszcze na whiskey.
— Dobra, dobra... — mruknął James z irytacją.
Wiedział, że przyjaciele nie dadzą mu teraz spokoju, ale był w stanie zapłacić taką cenę za perspektywę wieczoru z Lily.
xxx
You need some guiding, baby
I'm just deciding, baby, now
I need you more than ever
Let's spend the night together
Pod osłoną nocy, na palcach Lily wspinała się ostrożnie po schodach, prowadzących prosto do dormitorium Huncwotów. Z każdym krokiem czuła coraz to bardziej narastające nerwy. Fakt, byli z Jamesem blisko fizycznie: całowali się, dotykali. Widział ją bez koszuli, a ona jego, ale jeszcze nigdy nie przekroczyli pewnej granicy.
Dodatkowo nie pomagała jej myśl, że James miał to wszystko już za sobą. A co, jeśli Lily okaże się beznadziejna w łóżku? Co, jeśli James straci nią zainteresowanie? Co, jeśli uzna, że te poprzednie dziewczyny były znacznie lepsze? Nagle jej własne ciało wydało jej się wyjątkowo nieatrakcyjne i niezdarne...
Miała jeszcze czas, żeby zawrócić, ale...
Bardzo tego chciała. W końcu to był jej pomysł. Jeśli seks miałby być lepszy niż to wszystko, co już robili, to pragnęła tego doświadczyć. I to właśnie z Jamesem! Żaden chłopak jeszcze nie wywoływał w niej takiego tornada emocji.
Zatrzymała się przed drzwiami do jego dormitorium, czując jak jej żołądek związuje się na supeł.
Zapukała, a drzwi niemal natychmiast się otwarły. James był ubrany w swój czerwony t-shirt z lwem, który doskonale podkreślał jego sportową sylwetkę. Uśmiechał się do niej w ten cudowny, nieco łobuzerski sposób, który tak bardzo do niego pasował. Przez chwilę Lily zupełnie zapomniała jak oddychać.
— Cześć — powiedział James, czochrając swoje i tak już sterczące na wszystkie strony włosy. — Wejdź.
Lily przestąpiła próg dormitorium chłopców, rozglądając się z zaciekawieniem. Od razu była w stanie rozpoznać, które łóżko należy do którego z lokatorów. Nad łóżkiem Syriusza wisiały mugolskie plakaty, przedstawiające dziewczyny w skąpych bikini, na stoliku nocnym łóżka Remusa, które było też najrówniej posłane stała wielka sterta książek, a łóżko należące do Petera wyglądało tak, jakby jego lokator po prostu wyskoczył z niego w pośpiechu i zapomniał o tym, by je pościelić.
Lily przystanęła przy łóżku, które musiało należeć do Jamesa. Ścianę nad nim ozdabiały plakaty, przedstawiające jego ulubioną drużynę - Strzały z Appleby, a na szafce nocnej stały zdjęcia dwójki starszych ludzi, którzy musieli być jego rodzicami.
Naciągając spódnicę niemal do kolan, Lily przysiadła na brzegu łóżka.
— Słuchaj, Lily... — zaczął James, nadal stojąc i drapiąc się po karku. — Wiesz... Wiesz, że tak naprawdę nic nie musimy robić, prawda? To znaczy... — dodał nieco nieskładnie — chciałbym. Ale tylko jeśli ty naprawdę tego chcesz.
Lily przytaknęła, wyłamując sobie palce u dłoni.
Wstała powoli i podeszła do Jamesa. Chciała zarzucić mu ręce na szyję, jak to zazwyczaj robiła, ale strąciła przy tym okulary z jego nosa. Następnie zderzyli się czołami, gdy nachylili się równocześnie do pocałunku, po czym Lily nadepnęła na stopę Jamesa, starając się odsunąć.
— Au! — jęknął James, szczerząc zęby i poprawiając okulary na nosie.
Lily zarumieniła się, chichocąc nerwowo.
— Świetny początek... — stwierdziła, czując się wyjątkowo niezręcznie.
Odsunęli się od siebie, a James schował ręce do kieszeni, przestępując z nogi na nogę. Przez chwilę patrzyli na siebie w zupełnym milczeniu.
To było już pewne: musiał ją mieć za zupełną ciamajdę.
— Może masz ochotę na czekoladową żabę? — spytał James, wskazując na stolik suto zastawiony słodyczami. — Mam już prawie wszystkie karty. Brakuje mi tylko Medei.
— To ta, co potrafiła zmieniać mężczyzn w zwierzęta? — odparła Lily, biorąc głęboki oddech i starając się uspokoić szalejący puls. — Ja mam już chyba siedem kart z Merlinem...
Sięgnęła po żabę, rozpakowując ją ze sreberka i usiadła na łóżku. Spojrzała na kartę i uśmiechnęła się do Jamesa, który usiadł obok niej.
— Patrz — powiedziała, pokazując mu swoją kartę.
— Medea! — zawołał tak szczerze uradowany, że Lily nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
Zbliżyła się do niego i pocałowała go w policzek. James objął ją w pasie i odwzajemnił pocałunek, tym razem w usta. Smakował jak czekolada. Lily nawet nie zauważyła, jak żaba czmychnęła jej z ręki, wykorzystując chwilę nieuwagi. Wspięła się okrakiem na kolana Jamesa i razem opadli na jego łóżko, złączeni w uścisku.
Lily zupełnie pochłonął jego cudowny, znajomy zapach.
xxx
This doesn't happen to me every day, oh my
(Let's spend the night together)
No excuses offered anyway, oh my
(Let's spend the night together)
Złoty znicz wzlatywał co chwilę w górę, ale jego los był przesądzony. Zawsze w końcu lądował w wyciągniętej na czas ręce Jamesa, nim zdążył uciec na dobre.
James wcale nie skupiał się na skrzydlatej piłeczce. Jego myśli ulatywały znacznie dalej niż znicz, krążąc wokół wszystkich wydarzeń tej nocy.
Wszystko było jedną wielką mieszanką ich nagich ciał, oddechów i jęków. Wszystko było takie znajome, a zarazem takie nowe.
— James... — szepnęła Lily, zaciskając oczy i odchylając gwałtownie głowę do tyłu. Jej ogniste włosy rozsypały się kaskadą na białej poduszce.
James.
Nie „Potter".
Jego imię brzmiało dużo bardziej intymnie w jej ustach, dając mu nadzieję, że może czuła to samo, co on.
Tak zawsze wołała na niego w tych wszystkich fantazjach, które krążyły po jego głowie już od lat. Nigdy jednak nie przypuszczał, że kiedyś fantazje staną się rzeczywistością.
Dalej czuł jej zapach w swojej pościeli. Pamiętał każdego piega, zdobiącego jej mleczną skórę. Pamiętał każdą jedną z jej min, gdy zafascynowany wpatrywał się w jej twarz, pragnąc się upewnić, że jest jej równie dobrze, jak jemu. Próbował zapamiętać wszystko, na wypadek, gdyby jednak okazało się, że był to tylko sen.
Niechętnie wypuścił ją z łóżka.
Usłyszał szczęk klamki i wesołe szepty jego przyjaciół, którzy wrócili do dormitorium. James miał zasłonięte kotary wokół łóżka, ale wiedział, że to ich nie powstrzyma. Nie mylił się, oczywiście, bo jego spokój trwał może niepełną minutę.
— Ale zaduch! — jęknął ze śmiechem Remus, otwierając okno.
Zasłony wokół Jamesa otwarły się gwałtownie, ukazując Syriusza, szczerzącego szeroko zęby i machającego różdżką. Peter też się głośno śmiał, zezując na niego i nieco się chwiejąc pod wpływem wypitego alkoholu.
— Masz! — krzyknął Syriusz, wyciągając wielką flaszkę rumu z kieszeni szaty. — Przynieśliśmy ci coś na wypadek, gdyby trzeba było opić twoją porażkę... albo sukces.
— Plan jest taki, żeby cię upić, a wtedy nam wszystko wyśpiewasz — dodał Remus, krzyżując ręce na piersi.
— Nie ma takiej opcji! — odparł James, śmiejąc się głośno. — I tak już za dużo wypiliście, łajzy.
Syriusz jedynie prychnął i machnięciem różdżki rozlał rum do czterech czerwonych kubków z emblematem lwa.
— Chodź i napij się z nami, jak na Hunctowa przystało!
James przewrócił oczami, nie mogąc jednak powstrzymać szerokiego uśmiechu.
Oczywiście, że nic im nie powie... Nie mógł im powiedzieć przecież, że właśnie kochał się z Lily Evans, ale w duchu zgodził się, że ta chwila wymagała celebracji.
Wlał w gardło pełną szklankę rumu, sięgając równocześnie do kieszeni spodni, by upewnić się, że jego szczęśliwa karta z Medeą nadal tam była.
Jako niespodziankę - odsyłam Was do mojego profilu na tumblr jarzebinka-blog, gdzie pojawi się krótka zapowiedź 18 rozdziału Powolnego Spalania. Zostawcie tam serduszko, jeśli Wam się podobało :)
Komentarze są lepsze niż czekoladowe żaby!
