Czuła jego nos, delikatnie sunący po jej karku. Uśmiechnęła się przez sen i mruknęła zadowolona. Nadal nie otwierając oczu, przekręciła się w stronę Severusa i zarzuciła jedną rękę na jego ramię, wplątując palce w jego włosy.

- Dzień dobry. – Zanuciła, przebudzając się już całkowicie. Nic nie powiedział, tylko nachylił się do niej i głęboko pocałował. Nie przerywając pocałunku uśmiechnęła się jeszcze szerzej, równocześnie przekręcając się na plecy, ciągnąc go by nad nią zawisł.

Wygięła plecy w łuk, przybliżając się do niego. Co on wykorzystał, by jego dłoń zaczęła wędrować w dół jej ciała. Czuła między swoimi nogami jego erekcję i co raz bardziej się nakręcała. I kiedy już ustawili się, by mógł w nią wejść, skrzypnęły drzwi.

- Hermiona, bo nie mogę znaleźć… – Ginny weszła do jej pokoju i kiedy zobaczyła ich w tej sytuacji zamknęła oczy i obróciła się na pięcie. – Na Merlina! Przepraszam!

- Gin! – Krzyknęła równocześnie z nią Hermiona, zwalając zaskoczonego Severusa z siebie. Zakryła się kołdrą, którą się podzielili z mężczyzną.

- Weasley, skamieniałaś? Wyjdź łaskawie. – Warknął, patrząc na nią wilkiem.

- A, tak, tak. – Wymamrotała i w końcu wymaszerowała z przejścia, zamykając drzwi. – Przepraszam! – Krzyknęła jeszcze raz.

Granger opadła na poduszki i westchnęła głęboko, patrząc w oczy Severusowi. Po chwili niezręcznej ciszy zaczęła chichotać, na co on tylko parsknął, również opadając na poduszki.

- Cud, że od trzech dni nas nie przyłapała. – Pocieszył, chyba bardziej siebie niż nią.

- Tak, naprawdę pocieszające. – Wstała, siadając na krańcu łóżka i sięgając po szlafrok.

Bez słowa on też wstał i zaczął się zbierać. Nastój, który jeszcze niedawno im towarzyszył chyba ulotnił się razem z rudowłosą. Hermiona spojrzała na zegarek i z zadowoleniem stwierdziła, że ma jeszcze dużo czasu.

- Ty pierwszy pod prysznic? – Spytała, a kiedy kiwnął głową, skierowała się do drzwi. – Idę jej pomóc w szukaniu.

- Oczywiście, nie pozwól, by nasze poświęcenie poszło na marne. – Sarknął.

Kiedy Severus wyszedł do pracy, one siedziały jeszcze przy stole, dopijając kawy. Gdy mężczyzna trzasnął drzwiami, obie prychnęły rozbawione.

- Powiem ci szczerze… nie spodziewałam się tego. – Zaczęła Ginny, poprawiając się na krześle. Jak to one były powyginane na meblach i na małych siedziskach zmieściły nie dość, że swoje tyłki to jeszcze stopy.

- Czego? Że też będzie człowiekiem? – Zakpiła, biorąc łyka kawy.

- Tak. – Przyznała prosto. – Wiesz, w mojej głowie był wrednym nietoperzem z lochów, który odbierze punkty. A przez ten krótki czas… zobaczyłam faceta, który nawet potrafi żartować. To dość odświeżające.

- Zmiana punku widzenia niektórym dobrze robi. – Uśmiechnęła się z troską do przyjaciółki i wstała. – Idziesz?

- Lecę! – Zachichotała, także wstając i odnosząc naczynia do zlewu. – Jak dzisiaj pracujesz?

- Klasycznie, do siedemnastej. – Założyła buty, narzuciła marynarkę i złapała dużą torbę, w której wszystko mieści.

- Jak chcesz zajmę się zakupami, bo zanosi się, że wyjdę wcześniej. – Zaproponowała, otwierając drzwi i czekając, aż Granger wyjdzie.

- Chętnie, wyślę ci listę w ciągu dnia. – Poczekały chwilę na windę i zjechały na dół.

Trajkotały o nieważnych rzeczach, wychodząc najpierw z kamienicy, a następnie ze studni na czarodziejską ulicę. Zatrzymały się zdziwione, kiedy zauważyły dość niespokojne zbiorowisko czarodziei po drugiej stronie ulicy. Spojrzały po sobie i ruszyły szybkim krokiem w tamtą stronę.

- Z drogi! Już! – Krzyknęła Hermiona, a co poniektórzy usunęli jej się z drogi, najwidoczniej rozpoznając TĄ bohaterkę wojenną. Ginny szła ślad w ślad za nią, nie przejmując się nieprzyjemnymi pomrukami wysyłanymi w jej stronę.

- Nie pcha się Pani. – Warknął do niej jakiś rosły mężczyzna, na co ona warknęła gardłowo.

- Jeśli Pan się nie odsunie, zostanie pan zatrzymany za utrudnianie działania organom ścigania. – Złapała się pod boki, przyjmując pozycję, w której zwykle łajała chłopaków. – Jak pan chce spędzić trochę czasu w biurze aurorów to śmiało, niech pan tak sobie stoi. – Mierzyła się z nim jeszcze przez chwilę, ale obcy przegrał i dziewczyny mogły wysunąć się na przód centrum zamieszania.

Wnętrzności Ginny szarpnęły, ale zdołała jakimś cudem powstrzymać mdłości. Przed nimi leżały nogi w spodniach od garnituru i lakierkach. Bruk dookoła był cały czerwony od posoki i cały obsypany wnętrznościami ofiary. Hermiona zobaczyła skrawek brązowych włosów, oderwanych płatem od głowy. Niedaleko nich klęczała dziewczyna. Patrzyła pustym wzrokiem w nogi, a jej twarz i bluzka były zakrwawione.

- Wezwij aurorów, już. – Poleciła Ginny i odeszła do kobiety. Klęknęła przy niej, zdejmując swój żakiet i narzuciła jej na ramiona. – Nic ci nie jest? – Spytała delikatnie, próbując nawiązać kontakt wzrokowy. Uzyskała lekkie pokręcenie głową. – Jak się nazywasz? – Znów spytała, nie ponaglając do uzyskania odpowiedzi.

Wniosła odpowiednie zaklęcia, nie odrywając wzroku od potencjalnego świadka. Słyszała Ginny, która odstraszała tych, którzy zostali w zasięgu jej tarcz.

- Tiana. – Mruknęła cicho, na tyle, że Hermiona musiała się skupić, by usłyszeć odpowiedź.

- Tiana, czy… czy byłaś tutaj w chwili wypadku? – Nie spuszczała z niej oczu, kiedy tamta zacisnęła piąstki na połach żakietu i zamrugała odtrącając z szarych oczu łzy. Pokiwała energicznie głową, przygryzając wargę. – Możesz powiedzieć co widziałaś?

- Ja… my… on… – Zacisnęła mocniej oczy i teraz z kolei pokręciła energiczniej głową i znów zaczęła się trząść.

- Już, już. Nie mów. – Szybko zareagowała masując jej ramiona. Spojrzała przez ramię na Ginny i wymieniły pełne grozy spojrzenia.

Aurorzy pojawili się po zaledwie pięciu minutach od wezwania. Przedarli się przez tłum i weszli w pole zaklęć Hermiony. Już obok nich szedł Arthur z Draco przy boku.

- Zostanę z nią. – Szepnęła Ginny, która patrzyła znacząco w stronę Harry'ego i Rona, którzy byli zajęci stawianiem swoich własnych zaklęć i wymachiwali różdżkami.

- Zostaniesz z Ginny, dobrze? Zachowaj sobie żakiet. – Nie ruszała z miejsca, póki dziewczyna nie kiwnęła głową, nadal będąc na granicy histerii. Podniosłą się ciężko i podeszła szybko do przyjaciół, witając się skinieniem z Arthurem, który rozłożył już walizkę.

Kiedy stanęła między mężczyznami akurat opuszczali różdżki i spojrzeli na nią. Zachwiała się i stłumiła okrzyk, widząc paskudne limo pod okiem wybrańca.

- Co ci się do licha stało? – Spytała z pretensją, wyjmując już różdżkę, by rzucić odpowiednie zaklęcie.

- Nie, zasłużyłem. – Podniósł dłoń i spojrzał znacząco na Rona. Jej ramiona, wraz z różdżką w dłoni, opadło. Spojrzała na swojego byłego chłopaka i zobaczyła w jego błękitnych oczach cień urazy.

- Skoro od niego, to tak. – Zgodziła się szybko. – Zasłużyłeś. – Jej wzrok powędrował do dziewczyny i siedzącej przy niej Ginny. – Ale wracając do sprawy… – zaczęła opowiadać wszystko czego była świadkiem.

Po złożeniu zeznań ruszyła pomóc Arthurowi, ale gdzieś z tyłu głowy nadal miała na uwadze Ginny. Co trzeba było przyznać Harremu, nie zbliżył się do młodej Weasley. Jej zeznania spisał Graham, jeden z nowszych nabytków w szeregach aurorów. Tinę zabrano do świętego Munga, wraz z dwoma aurorami, których Hermiona ledwo kojarzyła z imienia.

Znów spojrzała na nogi w spodniach od garnituru. Kiedy je zobaczyła, wiedząc, że Severus przecież niedawno wyszedł z mieszkania miała ochotę się porzygać. Na szczęście, myśl, że mężczyzna jest półkrwi, a dodatkowo wyszedł jednak zbyt wcześnie żeby do tej pory nie wezwano służb, przyszła bardzo szybko. Późniejsze spojrzenie na buty, których on nigdy by nie ubrał, dało jej tylko pewność.

- Hermiona. – Dłoń Arthura wyrwała ją z przemyśleń i spojrzała na niego. – Zwijamy się.

- Oczywiście.

Siedziała właśnie nad kociołkiem ze świeżo wstawionymi testami, kiedy w drzwiach laboratorium stanęli Harry z Ronem. Obaj mieli marsowe miny i zaczęła czuć niepokój. Już wstała, jednak Ron pokręcił głową.

- Siedź, my do Arthura. Później pogadamy. – Błysk żalu w jego oczach jeszcze bardziej ją zaniepokoił. Jednak bez słowa odprowadziła ich wzrokiem, aż zniknęli za drzwiami gabinetu starszego mężczyzny.

- Jak myślisz? Co aurorzy mogą chcieć od staruszka? – Podskoczyła na nagły głos za jej plecami. Spojrzała na Terry'ego, który zamiast patrzeć na nią obserwował trzech mężczyzn rozmawiających w przeszklonym gabinecie.

- Podejrzewam, że coś z tymi morderstwami. – Obróciła się do niego i znów zajęła się uzupełnianiem odpowiednich tabeli.

- Och to pewne. Ale o co konkretnie chodzi. – Poruszył sugestywnie brwiami, patrząc na nią piwnymi oczami.

- Nie zadawaj głupich pytań, tylko wypakuj te pierdoły. – Zachichotała i popchnęła go delikatnie w stronę kartonów.

- Tak jest, pani Generał. – Zasalutował, a ona wróciła do kociołka. Jednak czuła jego wzrok trochę za długo na swoim ciele.

Terry był miły, przystojny i widocznie zainteresowany nią od kiedy pojawiła się w labie. Jednak był młodszy, a nawet jakby jej to nie przeszkadzało, to kiedy tu trafiła była zakochana w Severusie. Po krótkiej rozmowie na samym początku pracy nie zostawiła mu żadnych nadziei, jednak kiedy tak jak teraz wymagał uwagi więcej, niż mogła czy chciała mu dać, ignorowała jego przeciągłe spojrzenia. Po szczerości, nie miała pojęcia co zrobić z chłopakiem, któremu się podoba. Nigdy nie była rozchwytywana i nigdy nie myślała o flircie. Oczywiście przez te kilka lat od kiedy skończyła się wojna (patrz nie musiała skupiać się w stu procentach na ratowaniu tyłka Harry'ego) i rozstania z Ronem miała kilku partnerów, więc przyjęła do wiadomości, że dla innych może być atrakcyjna. Tylko zwykle nie chciała, bo nie widziała w tym sensu.

- Hermiona, możemy pogadać? – Papiery zakrył cień Rona i Harry'ego. Intuicyjnie spojrzała na gabinet Arthura, który obecnie siedział przy biurku ze schowaną twarzą w dłoniach. Przełknęła ślinę.

- Jasne. – Wstała ze stołka i ruszyła do swojego biurka, chcąc mieć trochę przestrzeni, czując, że rozmowa może mieć nieprzyjemny wydźwięk.

- Usiądź. – Doradził jej czarnowłosy, a ona wyjątkowo posłuchała. Znała swoich przyjaciół i wiedziała, że rzecz, którą chcą jej powiedzieć ich dość mocno dręczy. Spojrzeli po sobie, tak jak tylko oni potrafią i znów Harry zabrał głos. – Przez dzisiejszą sytuację… Herm, zrozum, że to dla twojego dobra i nie mieliśmy na to aż tak dużego wpływu. – Wyrzucił, marszcząc brwi, nie mogąc poskładać myśli.

- Ale co dla mojego dobra, na Merlina? – Pochyliła się do nich i zmarszczyła brwi.

- No… – Podrapał się po swoich, już i tak zmierzwionych włosach, a Ron już nie wytrzymał.

- Jesteś „zawieszona" – Wypalił, robiąc cudzysłów pacami. – Ze względów bezpieczeństwa. –Zastygła. Jedynym ruchem jaki wykonywała było mruganie oczu, wpatrzonych w przyjaciół.

- Jak to zawieszona? – Spytała zwodniczo spokojnym głosem. Rudy przełknął ślinę.

- Ze względu na twoje bezpieczeństwo zostajesz wysłana na przymusowy urlop. – Poprawił się na krześle. Kiedy nadal milczała, poczuł, że musi coś jeszcze dodać, wyjaśnić. – Morderca zwykle atakuje ofiary w odosobnieniu. A teraz, dzisiaj, czarodziej… wybuchł na środku ulicy, pod kamienicą najbardziej rozpoznawalnej mugolaczki w magicznej Anglii.

- Proszę, zrozum tą decyzję. – Wtrącił Harry, czym zasłużył sobie na krzywe spojrzenie drugiego chłopaka.

Zamknęła oczy i przełknęła krzyk, który już się rwał. Mieli racje, a ona krzykiem w tej chwili tylko utwierdziła by przekonanie Severusa o głupiej brawurze gryfonów. Odetchnęła głęboko i przycisnęła dłonie do zamkniętych oczu.

- Miałam jechać do rodziców w weekend. – Szepnęła. – I pojadę. I nie chce ochorny czy innych pierdół. – Zastrzegła. Cała trójka spojrzała po sobie nawzajem.

- W okolicach mieszkania zawsze będzie jeden auror. I któryś z nas jedzie z tobą do rodziców. – Zielone oczy przyjaciela błysnęły determinacją.

- Zgodzę się na tego przeklętego aurora. – Wywróciła oczami. – Ale nie co do rodziców. Jadę tam z Severusem, on raczej zdoła mnie uchronić. – Zaszydziła i dopiero po chwili pojęła błąd. Podczas gdy twarz Rona przybrała nawet odrobinę skruszony wyraz, to wybraniec dygnął, spojrzał na nią jak na kosmitę i zbladł, podkreślając limo pod okiem.

- Nie waż się. – Zanim z rozchylonych ust Pottera wydobył się jakikolwiek dźwięk, wtrącił się Weasley sztyletując go wzrokiem. – Nie waż się oceniać. Nie ty, nie teraz. – Jego głos załamał się pod koniec.

- Chłopcy. – Mruknęła i wyciągnęła do nich obie dłonie, patrząc na nich wyczekująco. Kiedy złapali ją, ścisnęła. – Dziękuję Ron, ale ma prawo, nic nie wiedział. – Uśmiechnęła się do przyjaciela. – A ty, Harry… jestem z Severusem i wiem, że to gówniany moment na powiedzenie tego, ale tak jest i obiecuje, że kiedy będzie czas i okazja to wszystko ci wyjaśnię.

- Herm… rozumiem. – Zmarszczył brwi. – Jakkolwiek to brzmi, mogłem się tego spodziewać. – Na jej zmarszczone brwi, uśmiechnął się słabo. – Jesteś jak kot. Kochasz ludzi ci bliskich, ale to ty dyktujesz dystans i co i ile powiesz. Za to cię kocham. I myślę, że za to cię kocha też Ron.

- O ile Harry mnie obecnie wkurwia. – Wtrącił zainteresowany. – To muszę przyznać mu rację. – Pokręciła zrezygnowana głową.

- Proszę chłopcy, kiedy emocje opadną… w końcu porozmawiajmy.

Aportowali się w ciszy pod jej kamienicę. Spojrzała na Rona i uśmiechnęła się lekko.

- Wejdziesz? – W odpowiedzi kiwnął głową i otworzył przed nią drzwi.

Razem w laboratorium stwierdzili, że najlepiej będzie jeśli któryś z chłopców ją odprowadzi, a że Harry dostał zakaz zbliżania się do mieszkania gryfonki zadanie spadło na Rona. Z jej perspektywy nie wydawał się z tego powodu specjalnie zawiedziony.

Kiedy weszli do mieszkania, odkryli, że Ginny nie ma, bo poszła na obiecane zakupy – Tak mówiła karteczka na blacie.

- Herbaty? – Przerwała pełną napięcia ciszę, od razu wstawiając wodę w czajniku.

- Poproszę. – Mruknął, stając przy blacie. Oboje stali niespokojnie i nie wiedzieli jak się zachować.

- Przepraszam. – Wypalili w jednym momencie. Po chwili ciszy spowodowanej zaskoczeniem, uśmiechnęli się lekko. Chłopak ponaglił ją by to ona mówiła pierwsza. – Nie powinnam cię tak traktować. Byłeś dla mnie nieocenionym wsparciem, a ja zachowałam się okropnie i nie zdziwiłabym się jakbyś odczuł, że jeśli cię nie potrzebuje mam cię gdzieś. – Pokręcił głową.

- Może mogłem, ale ja wiem, że tak nie jest. – Postukał palcem w blat. – To ja naprawdę powinienem przeprosić. Zamiast cieszyć się twoim szczęściem, wywołałem burdę.

- Martwiłeś się. – Przerwała mu. – Na swój własny ronowy sposób. – Zachichotali. – Jak się czujesz? – Spytała poważniej, a jego mina się nachmurzyła.

- Z tym, że mój najlepszy przyjaciel zdradził moją ukochaną siostrę? – Pokręcił głową. – Do dupy. – Przyznał. – Ale przynajmniej sam mi to powiedział i nie uleczył tego obrzydliwego siniaka. Myślę, że minie dużo czasu, aż to przełknę. Ale rozumiem, że to nie do mnie należy wybaczenie mu. To sprawa między nim a Ginny.

- Kiedy ty tak wydoroślałeś? – Pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Nie mów nikomu, ale to Kath, pisze mi fiszki, co mam mówić.

Trzasnął drzwiami i wręcz zmaterializował się w progu salonu. Cała trójka obróciła się w stronę Severusa, który oczy miał wpatrzone w Hermionę, ignorując dwójkę Weasleyów.

- Nie powinieneś być w pracy? – Spytała, wstając i do niego podchodząc.

- Kiedy Kuba Wybuchacz znów zaatakował i to jeszcze pod twoim mieszkaniem? – Spytał rzeczowo, jednak ona zobaczyła w jego oczach niespokojny błysk.

- Tak, zaatakował, ale nie mnie. – Stwierdziła powoli. – Nic mi nie jest. – Zamknął powoli oczy i westchnął.

- Czy to mieszkanie ma magiczne zdolności mnożenia gryfonów? – Spytał nagle, patrząc wprost na Rona. Napięcie między dwoma mężczyznami było mocno wyczuwalne, jednak było… spokojniej niż Hermiona przywykła. Jakby dało się wyczuć, że oboje starają się utrzymać zawieszenie broni.

- Cóż, typowe stado lwów. – Zachichotała. – Zrobić ci kawy, herbaty? – Znów skupił na nią wzrok.

- Herbaty, poproszę. – Pogłaskał ją po czubku głowy. – Pójdę się ogarnąć po biurze.

Leżeli w łóżku, gotowi do snu. Bawiła się jego palcami, a on się jej przypatrywał.

- Dziękuję, że nie wszczynałeś burdy z Ronem. – Szepnęła, a on prychnął.

- Nie powiem, że przyjemność po mojej stronie, bo żadnej przyjemności w tym nie było. – Parsknęła, ale nie odrywała uwagi od ich złączonych dłoni. – Choć nie spodziewałem się, że mój Kuba wybuchacz przypadnie mu do gustu i jeszcze się do tego przyzna.

- W ogóle dzisiaj zaskakiwał, jak nie on. Chyba w końcu dorósł. – Kiedy minimalnie się spiął, spojrzała na niego. Twarz Severusa, ta przystojna dla niej twarz zastygła w chłodną, zobojętniają maskę. – Co jest?

- Dorósł. – Powtórzył w zamyśleniu.

- Jeśli przyszło ci do głowy bycie zazdrosnym, muszę zrewidować czy naprawdę jesteś inteligentny. – Sarknęła, ale kiedy zobaczyła, że nie zareagował żadnym złośliwym komentarzem, zmarszczyła brwi. – Severus…

- Macie przeszłość. – Wtrącił się. – Zerwałaś z nim bo był nie dojrzały, teraz nie jest. Udowodnił, że zawsze możesz na niego liczyć, to więcej niż zrobiłem ja. W dodatku jest młodszy…

- Nie graj kartą wieku. – Przerwała mu twardo. – Jasne, ze wszystkim masz rację, ale to ciebie kocham, w tobie się zakochałam. Ron jest dla mnie jak brat, nic więcej. I jasne, że mam z nim przeszłość. Ale to tylko przeszłość, teraźniejszość i przyszłość buduję z tobą. – Wpięła się wyżej i powoli go pocałowała. – Zresztą wolę starszych, a Ron to rok młodszy młokos. – Zachichotała, a i jego maska opadła i jego rysy złagodniały. Pokręcił głową i zaczesał jej włosy za ucho.

- A ja jestem starym zgredem. – Zauważył.

- Nie, ty jesteś idealny.

Wygięła plecy w łuk, kiedy wbił się w nią głęboko i doszedł. Trzymał twarz w zagłębieniu jej szyi, wdychając jej zapach, opierając ciężar ciała na przedramionach. Oddychała spazmatycznie, próbując uspokoić szalejące serce. Przeczesała jego włosy i już chciała coś powiedzieć, kiedy usłyszeli trzask drzwi.

- Hermiona! – Krzyk Ginny zabrzęczał im w uszach. – Naciągajcie ciuchy, bo tyłek Severusa nie jest tym, czego potrzebuje o poranku!

- Zabije ją. – Mruknął, ale zszedł z niej.

- Pomogę ci. – Zaoferowała chętnie i podniosła się do siadu, lekko się krzywiąc na typowy dyskomfort. – Jak ją kocham. – Wsunęła się w szlafrok i zawiązała, akurat gdy przyjaciółka wpadła do sypialni.

- Do cholery, Weasley! – Huknął Snape, który sam ledwo zdążył założyć szlafrok, który Hermiona mu kupiła, żeby jednak poczuł się u niej bardziej jak w domu.

- Nie spinaj się tak, Snape. – Wywróciła oczami, w ogóle nie przejmując się czymś takim jak autorytet do byłego nauczyciela. Spojrzała na swoje paznokcie. – Zamiast tego moglibyście podziękować. Gdyby nie moja interwencja, spóźnilibyście się na pociąg. – Uśmiechnęła się promiennie. – I ilość seksu jaką praktykujecie jest nie…

- Ginevro Weasley! – Przerwała jej stanowczo Hermiona. – Dzięki za troskę, daj się ubrać, albo poszczuje cię gołym tyłkiem Severusa. – Zaczęła ją popychać do drzwi.

- Zagroź jej szczęśliwym pożyciem małżeńskim, ucieknie jak diabeł przed wodą święconą. – Parsknął. – W sumie to nie jest tak dalekie od prawdy. – Mruknął do siebie.

- Odwal się! Bo znowu Krzywołap ci…

- Ginny! – Krzyknęła brązowowłosa i zatrzasnęła drzwi przed nosem przyjaciółki. Oparła się o nie i spojrzała ponuro na partnera. On sam jakby przed chwilą nie był zły, oparł się o biurko i patrzył z sarkastycznym uśmiechem. – Mam się bać, że sprawia ci to aż taką przyjemność?

- Nie masz czego, zapewniam. – Wywrócił oczami. – Po prostu od kiedy skończyła się wojna nikt nie był aż tak bezczelny w stosunku do mnie. – Wzruszył ramionami.

- Żartujesz? Aż tak kochasz jak ktoś jest bezczelny? Harry, gdzie jesteś?! – Zaśmiała się i odbiła od drzwi, idąc lekkim krokiem w jego stronę.

- Inteligentnie bezczelnym. – Poprawił grobowym tonem. – Potter jest impertynenckim bałwanem.

- Mógłbyś odpuścić. – Zmarszczyła nos na myśl o przyjacielu. Nadal nie wiedziała jak to wszystko ugryźć, a przymusowe siedzenie w domu nie pomagało w rozwiązaniu sytuacji. – I też nie mogę odebrać prawdy Ginny. Spóźnimy się na pociąg. – Spojrzała na zegarek wiszący na ścianie.

- Nie spóźnimy. – Zbył ją. – Idę się wykąpać. – Odbił się od biurka, w przelocie całując ją w czoło. – Najlepiej w tej wodzie święconej, co by Weasley się nie zbliżała.

Zachichotała i nadal kręciła głową, kiedy wyszedł z pokoju. Wyszła za nim, idąc jednak do kuchni, gdzie buszowała ruda.

- Zabije cię, wiesz o tym? – Stanęła obok niej, biorąc od niej kubek.

- Miałaś tydzień, żeby się przyzwyczaić, a już nie wspomnę to tym, co przeżyliśmy w środę. – Wzruszyła ramionami, jakby to wszystko tłumaczyło.

- Dzięki za czas. – Sarknęła. – Ale jak jeszcze raz nam się wbijesz do pokoju to cię…

- Nie obiecuj. – Mrugnęła do niej i usiadła przy stole.

- Nie wiem, czy mam się o ciebie martwić, czy cieszyć, że nie płaczesz. – Przyznała szczerze, siadając naprzeciw niej.

- Cieszyć się. Jak ja. – Wyszczerzyła się.

- Gin. Dałam ci dużo czasu. – Upomniała ją.

- A dzisiaj jedziesz do rodziców ze swoim chłopakiem. – Złapała ją przez stół za dłonie. – I masz się dobrze bawić, zapomnieć o areszcie i w końcu zainstalować ten kominek. Tęsknię za herbatą twojej mamy.

- Piłaś ją raz. – Zaśmiała się.

- I to starczyło! – Krzyknęła z wyolbrzymionym entuzjazmem.

- I chóry piekielne zapowiedziały apokalipsę. – Rzucił Severus, przechodząc z łazienki do pokoju, żeby się ubrać. Przyjaciółki spojrzały po sobie i parsknęły śmiechem.

- Nie wiem, czemu nie możemy się aportować. – Jęknęła, poprawiając torbę. Mężczyzna ją kompletnie zignorował idąc dalej przed siebie, do wyjścia na stronę mugolską. – Severus. – Warknęła.

- Kobieto, uspokój się. – Rzucił przez ramię, otwierając furtkę do uliczki przy teatrze. Mimo swoich słów podniósł ramię, pod które się wsunęła. – Zdecydowałem, że nie chce się uzależniać od pociągu.

- Severus… mówiłam ci, nie lubię teleportacji nawet jak nie mamy Krzywołapa. – Spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Pamiętam. – Parsknął. Doszli do ulicy i stanęli przy czarnym samochodzie. – Dlatego wchodź. – Samochód zapikał, a mężczyzna otworzył jej drzwi pasażera. Patrzyła na niego w szoku.

- Samochód?! – Wyjąkała w końcu. – Ty w ogóle umiesz się tym posługiwać?

- Nie, stwierdziłem, że Czarny Pan miał rację i chce się zabić. – Sarknął. – W moim życiu miałem mnóstwo epizodów i to jest jeden z nich. Wsiadaj. – Kiedy patrzył na nią ponaglająco, wtarabaniła się do środka i poczekała, aż wsiądzie z drugiej strony. – Nie korzystam z tego często, ale zaraz po wojnie rozważałem całkowite wycofanie się ze świata magii i stwierdziłem, że mugolskie prawo jazdy jest dobrym pierwszym krokiem. – Zaczął, odpalając silnik i włączając się do ruchu. – Jak się potoczyło oboje dobrze wiemy, ale umiejętność została, a nie chcę ryzykować publicznych środków transportu.

- Mój rycerz w czarnej toyocie. – Zachichotała, podnosząc dłonie w obronnym geście na jego spojrzenie. – Ale poważnie, skąd masz ten samochód w ogóle?

- Pożyczyłem? – Zerknął na nią spod uniesionej brwi. – Jako mugolaczka powinnaś znać coś takiego jak wypożyczalnie samochodowe.

- Bardzo zabawne. – Napuszyła policzki. – Przyznam, że kiedy prosiłam cię o ogarnięcie podróży do rodziców przez myśl mi nie przeszło, że zrobisz to w ten sposób.

- Zawsze do usług, moja pani. – Korzystając, że zatrzymali się na światłach, złapał jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. Ta scena wywołała w niej nieznane dotąd pokłady miłego zażenowania i poczuła, że jej poliki wręcz płoną.

- Nie kokietuj, tylko zabierz mnie na stację benzynową. – Wyrwała rękę, chowając rumienieć za włosami, kiedy ruszył. Na jego ustach igrał pewny siebie uśmiech. – Podróż bez przekąsek jest gorsza niż aportacja.