My rose garden dreams
set on fire by fiends
and all my black beaches
Are ruined*
Tym razem Profesor zawahał się przez chwilę, zanim przykrył jej usta swoimi, więżąc je w gorącym uścisku, a Adina pozwoliła mu przejąć kontrolę, nie bardzo wiedząc, co sama robi. Nawet nie była w stanie się nad tym zastanawiać. Czuła jego dłonie wędrujące w górę na jej ramiona, chwytające ją zaborczym gestem, a potem już w ogóle nie była w stanie myśleć.
Potknęła się o jego stopy, ogarnięta desperackim pragnieniem by znaleźć się bliżej, wyżej. Zarzuciła ramiona na jego szyję i stanęła na palcach, przysuwając się. Odsunął się, gorączkowo łapiąc oddech, jakby się dopił. Pożerał ją palacym, pełnym bólu wzrokiem.
- Pierwszy...? Niemożliwe... - Dotknął dłonią jej policzka, kciukiem przesunął po jej wargach.
Powoli skinęła głową, chociaż jego pytanie jak sądziła było czysto retoryczne. Wypuścił powietrze z płuc i przymknął oczy.
Wysunęła nieznacznie język i przesunęła nim po opuszku jego kciuka. Otworzył szeroko oczy. Zachodzące słońce pokryło jego twarz ciepłymi smugami złota i czerwieni.
Kolorami namiętności - przemknęła im przez głowy szalona myśl.
A potem jego usta znalazły się na jej szyi i już nie wydawało się to tak szalone. Wplotła dłoń w jego włosy, gwałtownie wciągając powietrze. Nigdy wcześniej, przez całe swoje życie nie czuła nic podobnego. Nie tyle. Cichy, przepełniony arogancją śmiech wypełnił jej uszy, zanim jego usta dosięgnęły płatka jednego z nich.
Natrafiła plecami na ścianę i znów westchnęła - tym razem z zaskoczenia, gdy jego ręce zaczepiły gdzieś pod jej nogami, unosząc ją lekko. Dół sukienki zaplątał się gdzieś w okolicach ud - dzięki Bogu za szorty, które zawsze pod nią zakładała - kiedy oplotła biodra Profesora nogami. Gdzieś w oddali czuła cichy alarm, ekscytujący dreszcz ostrzeżenia, że może za daleko to prowadzi.
Opierała się teraz tylko na nim. Profesor musiał trzymać ją bardzo blisko, żeby nie spadła.
Ich usta spotkały się raz jeszcze i Adina zanotowała (na przyszłość), że w takiej pozycji dużo łatwiej się całuje. Zamknęła oczy i skoncentrowała się tylko na powracającym cudownym uczuciu, które niosła jego obecność przy niej.
A przynajmniej próbowała się skupić, zanim nie poruszył się lekko, a ona zsunęła się w dół i poczuła jak coś zdecydowanie twardego napiera na jej udo.
Bogowie, czy to jest-
- Profesorze! - pisnęła zdumiona.
Zmrużył oczy. Mogła wyczuć zdecydowanie, że akurat to mu się spodobało.
To nie ja tutaj mam brudne myśli, prawda, Profesorze?
Łaskoczący dreszcz przebiegł wzdłuż jej ciała. Wygięła się w łuk jak kotka, w poczuciu mieszanki przyjemności, niedowierzania i dumy, że doprowadziła mężczyznę do tego stanu.
Pokręciła głową. Rozpraszało ją to, że ciągle go na sobie czuła. Odepchnęła go lekko.
- Poczekaj - wyrzuciła z siebie między westchnieniami. - Czekam z tym do ślubu.
Upuścił ją i spojrzał z niedowierzaniem.
- Ile tak dokładnie masz lat?
- Cóz... Szesnaście. Od kilku dni - przyznała, wciąż jak zza mgły.
- SZESNAŚCIE? - Krzyknął tonem pełnym ewidentnego zaskoczenia i przerażenia. - Merlinie, mam absolutnie przejebalne.
Adina zamrugała. Zwykle wszyscy powstrzymywali się od przeklinania w jej obecnośći.
- Nie jestem dzieckiem. - Zaprotestowała stanowczo. - Na jesień będę w jedenastej klasie.
- Szósty rok... - Mruczał sam do siebie, wpatrując się w zamyśleniu w niebo. - Pewnie byłabys w Hufflepuffie.
- Huff-czym? - Przerwał jej wpół słowa kolejnym pocałunkiem. Choć tym razem - jak sama zauważyła - jego dłoń nie spoczęła niżej ani wyżej niż na jej talii.
Ale i to nie trwało długo, bo nagle przysunął ją boleśnie blisko i osunęli się na ziemię.
- Hej! - Krzyknęła, zmrożona nagłą zmianą nastroju.
- Ćśś - rozkazał, uciszając ją dłonią. Druga zaś wykonał jakiś dziwaczny gest. Adina usiłowała słuchać mimo narastającego w niej lęku.
- ... Ta. Chyba był z jakąś dziewczyną.
- Dziewczyną? Wiesz dobrze, że zdrajca jest beznadziejnym samotnikiem...
Więcej nie udało się jej podsłuchać, ale i tak dopadło ją okropne przeczucie. Tyłem podczołgała się bliżej niego.
- Czy oni szukają tutaj ciebie?
- Tak. A teraz zamknij oczy. - Uniósł się na jedno kolano, z ręką w kieszeni.
Adina była pewna, że to ostatnia rzecz, jaką powinna zrobić.
- Dlaczego cię szukają? - Wydukała, ogarnięta narastającą paniką.
Wydobył z siebie gardłowy pomruk, jakże niepodobny do tego pełnego przyjemności z wcześniej.
- Nie mam na to czasu. - Przycisnął ją do podłoża, z jednym ramieniem ponad nią. Nie ośmieliła się drgnąć.
- Proszę cię, puść - jęknęła, nadnaturalnie spokojnym głosem. Mężczyzna wymamrotał cos pod nosem, ale była zbyt sparaliżowana strachem, żeby rozróżnić czy zrozumieć słowa. Pod jego dotykiem, jej zdradzieckie ciało przeszyła fala gorąca.
Jak na zawołanie, słowa ucichły a dłoń zniknęła z jej twarzy. Widok jego twarzy, błagalnego spojrzenia, otoczonego przez opadające wokół włosy - odebrał jej mowę i oddech.
- Zostań tutaj - zażądał z pośpiechem w głosie. - Proszę cię, nie ruszaj się z ogrodu. Ci ludzie nie są bezpieczni.
Mogła teraz uciec, miała doskonałą okazję, ale nie chciała. Przepełniona mieszanką nadziei i smutku tkwiła w miejscu.
- Kim jesteś? - Zapytała pełna niedowierzania.
- Nie. Musisz trzymać się ode mnie z daleka. I nawet nie waż się próbować mnie szukać.
Jego oczy lśniące w mroku przypominały teraz oblodzoną autostradę - czarne, zimne i niebezpieczne.
- Kim jesteś? - Powtórzyła.
Pochylił się i raz jeszcze musnął ustami jej szyję, wdychając jej zapach.
- Do widzenia, Panienko.
I nagle już na niej nie leżał. Zajęło jej to chwilkę, zanim uporządkowała myśli i kiedy odważyła się obrócić głowę, zrobiła to w samą porę by dostrzec Profesora znikającego w ciemności nocy.
Leżała na ziemni, wpatrując się bezmyślnie w ogrodzenie. Posłyszała podniesione głosy tuż za nim i korciło ją, żeby dotrzeć do ich źródła, ale to co do niej dotarło, skutecznie zatrzymało ją - w całkowitym bez ruchu tam, gdzie się znajdowała.
- Miałeś pomóc nam zabić Harry'ego Pottera - prychnął ktoś wściekle. - A nie nas zatrzymywać.
- Ha - doszedł ją głos Profesora. - Chłopaka nawet tu nie ma. Wy jednak wpadliście idealnie w moją pułapkę. Obliviate!
Błysnęło fioletowe światło, oczy Adiny aż rozszerzyły się, gdy rozpoznała je z tamtego dnia na plaży.
Pułapka? Harry Potter? o?
Wreszcie uspokoiła myśli na tyle, żeby móc wreszcie podnieść się gwałtownie i szarpnięciem otworzyć bramkę, by prosić - nie, by żądać odpowiedzi.
Ale zniknął - nigdzie nie dostrzegała ciemnej sylwetki Profesora. Rozglądała się w lewo i w prawo, a potem spojrzała na lśniącą srebrzysto smużkę światła, znikającą właśnie na horyzoncie.
Tej nocy, dokładnie w tej chwili, Adina ujrzała Profesora po raz ostatni. Na długi, długi czas...
*"Cherry" Lana Del Rey
