Ciszę przecinały tylko ich wciąż głębokie oddechy. Nie było nic poza tym, żadnego tykającego zegara, szumów za oknem, dźwięków z pomieszczeń wokół. Tylko oni dwaj, leżący na łóżku. Sypialnia prawdopodobnie była zwyczajnie wytłumiona, ale Ango nie miał powodu, by poruszać teraz taką błahostkę. Relaksował się.
Ougai miał bardzo ciekawy zapach. Każdy człowiek ma jakiś, ale jego zdawał się w jakiś sposób wyróżniać. Był gorzkawy, typowo dla mężczyzn, a jednocześnie w jakiś niezwykły sposób cierpki. Delikatnie drażniący mu zmysły tak, że ciężko będzie go zapomnieć.
Lecz najdziwniejsze było to, że nawet teraz, kiedy leżeli obaj po rozkosznej ponad godzinie, Ougai dalej zdawał się w pewien sposób drapieżny. Władczy. Czuło się od niego od razu, że to wszystko, cały ten budynek i wszystkie elementy w nim i szczególnie w tym pomieszczeniu należały do niego. Ango sam czuł, przez postawę tego mężczyzny, jakby do niego należał. Jakby zaraz miał usłyszeć „Wybornie, jestem zadowolony. Od dzisiaj zostajesz tutaj."
Przymknął ponownie oczy. Leżał wtulony w klatkę piersiową mężczyzny swoich marzeń, który jak gdyby nic, w ramach relaksu, jedną dłonią podtrzymywał zapalonego papierosa, drugą zaś raz po raz przeczesywał jego kosmyki. Ruch był powolny, pieszczotliwy, chyba trochę bezwiedny, bardzo przyjemny. Zarówno on jak i późna godzina sprawiały, że zielonooki robił się już senny, a jego umysł chciał odpłynąć. Ale to nie było miejsce, któremu by zaufał na tyle, by mógł prosto zasnąć.
- Byłeś do tego przygotowany - odezwał się nieoczekiwanie jego kochanek. Złapał go za włosy i pociągnął, ale lekko, by tylko zwrócić na siebie uwagę. Spokojnie zaciągnął się tytoniem i wypuścił dym na bok. - Mam nieodparte wrażenie, że wróciłeś do mnie właśnie w celu wepchnięcia mi się do łóżka.
Ango uśmiechnął się pobłażliwie na te słowa i pokręcił głową. Powolnym ruchem odczepił się od niego, po czym podsunął się tak, by bez problemu móc patrzeć mu w oczy. Wzrok tego drapieżnika był tak pociągający, że aż chciało się z niego w pełni czerpać.
- Wziąłem tylko taką możliwość pod uwagę, niczego nie planowałem - odpowiedział szczerze. Od początku tego dnia nie stworzył ani jednego planu, a jedynie poruszał się po swojej strefie bezpieczeństwa. Z mniejszym lub większym sukcesem.
- A jednak nie jesteś dziewczyną, musiałeś w domu zastosować parę specyfików, żebyś mógł mi się oddać.
- Nazwijmy to… nadzieją na ciekawsze zakończenie tego dnia. - Chuderlawy urzędnik wzruszył lekko ramionami, nie chcąc wprost się przyznawać, że tak naprawdę faktycznie liczył na seks.
Mori mruknął ciche „ahm" i zaciągnął się znowu, po czym wypuścił dym ponad nich. Jego spojrzenie było spokojne, jednak pełne dywagacji. Myślał o czymś, nie ukrywał tego. Ango zastanawiał się, czy myślał o nich, czy już coś zupełnie innego zaprzątnęło jego głowę. Wyciągnął rękę i spróbował przejąć papierosa, kochanek nie stawiał większego oporu. Zielonooki zaciągnął się raz i oddał mu tlący się tytoń, który jego właściciel niespiesznie dokończył. Pet został ugaszony w popielniczce na szafce, a mężczyzna odwrócił się do niego. Położył mu teraz rękę na talii, bardzo zdawkowo obejmując, jednak Sakaguchi i tak był z tego powodu usatysfakcjonowany.
- Od jak dawna? - zadał mu kolejne pytanie, patrząc prosto w jego oczy. Dyplomata początkowo nie zrozumiał.
- Od jak dawna co...?
- Od jak dawna mnie kochasz?
Ango zadrżał delikatnie, zrobił się nieco bledszy, a medyk na to wszystko wywrócił tylko oczyma. Skąd wiedział? Dlaczego to się okazało dla niego takie oczywiste? Gdzie Sakaguchi popełnił błąd, zdradzając swoje prawdziwe intencje? Chciał zadać pierwsze z tych pytań, jednak Ougai wyprzedził każde z nich, wychylił się i pocałował go w usta, na chwilę, ale nie na moment, przez te kilka sekund się nim delektując.
- Wiem, jak smakuje pożądanie, Anguś - odpowiedział mu nieświadomie na każdą z tych wątpliwości - Twoje pocałunki są inne, czuję w nich coś więcej. Poza tym, to jak na mnie patrzysz… Jak patrzyłeś tego wieczoru i też podczas seksu, to też nie było tylko pożądanie. Czujesz coś do mnie.
Nauczycielski ton mężczyzny nieco zaskoczył młodego dyplomatę. Spodziewał się raczej chłodnej rozmowy albo rozbawienia z jego strony. Tymczasem partner zdawał mu się jednak być bardziej skory do wysłuchania go, niż postawienia przed faktem dokonanym. To było na swój sposób niezwykłe. To, jak go nazwał, również. Nikt nigdy mu tak nie powiedział.
Ostrożnie wyciągnął dłoń i przejechał po policzku Ougaia, rozkoszując się wciąż jego bliskością. Mówienie o emocjach było dla młodego dyplomaty trudne. A z drugiej strony, został rozpracowany, nie było już chyba nic, co mógł przed nim ukryć. Poza kilkoma kwestiami rządowymi, ale to było chwilowo w ogóle poza jego pojęciem. Dwukrotnie próbował zabrać głos, ale nawet nie umiał tego zdania dobrze zacząć. Potrzebował chwili. Szkarłatnooki go nie poganiał i to w pewien sposób było cudowne. Tak jak cały Mori. Ten mężczyzna był dla okularnika złożony z samych cudowności i raptem kilku spaczeń, które psuły ten obraz. Ale dzisiaj tych spaczeń nawet nie poczuł.
- Kochałem cię, kiedy jeszcze byłem na twoich usługach - zwierzył się w końcu, patrząc mu gdzieś ponad ramieniem. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego chwilowo go przerastało. - Ale nie odważyłem się wówczas na nic. Graliśmy… w inne karty. Wiele wzajemnie przed sobą ukrywaliśmy, nie mogłem…
Wziął głębszy wdech i pokręcił głową sam do siebie. Nie umiał zebrać słów. Przechodzili tę rozmowę tysiące razy w jego głowie, a on, postawiony przed sytuacją właściwą, nie umiał tego dialogu skutecznie poprowadzić.
- Później rozeszliśmy się, a we mnie uczucie zmalało, ja zaś myślałem, że minęło zupełnie. Nie mieliśmy kontaktu, a słysząc co robi Mafia jedyne co czułem to złość i frustrację. - Nacisnął mu policzek, na co Mori uśmiechnął się z rozbawieniem.
Ango zamilkł na tę chwilę, uśmiechnął się jednak, czując delikatne wodzenie ręki kochanka po własnym boku. W najgłębszych snach nie wyobrażał sobie, że ten mężczyzna może być taki miły. Na swój sposób… Że może też mieć uczucia. Być człowiekiem.
- Bałeś się mnie - zauważył szkarłatnooki jako kolejną kwestię. - To był strach „po prostu"? Tak jak każdy inny obywatel Yokohamy bałby się, widząc lidera mafii?
Młodszy z nich chwilę milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią. Ostatecznie pokręcił głową, ponownie. To nie było to.
- Zdaję sobie sprawę, że fakt, iż wciąż żyję jest dla mafii niewygodny - odpowiedział szczerze. - Zastanawiałem się, kiedy ktoś wreszcie przyjdzie mnie usunąć, nawet mimo waszej obietnicy złożonej na statku. A już kompletnie nie spodziewałem się, że moim egzekutorem będzie sam lider mafijny.
Czterdziestolatek odetchnął cicho, pokręcił głową ale jakby z rozbawieniem i odwrócił się na plecy. Dał sobie ręce pod głowę, uśmiechając się pod nosem, ponownie o czymś myślał, ale wciąż nie dzielił się tymi myślami. Ango był bardzo ciekaw, co siedzi w jego głowie. Jednak nie dopytywał. Nie chciał zmuszać go również do odsłaniania wszystkich swoich kart, wiedział, że Mori prawdopodobnie i tak niewiele by mu powiedział.
- Chcesz być ze mną? - zapytał nagle, wprost, bezpośrednio do tego stopnia, że Sakaguchi aż się zdziwił samym pytaniem.
Czy chciał? Sercem jak najbardziej, pragnął spróbować stworzyć z tym człowiekiem jakąś wspólną relację. Ale umysł protestował. Alarmował go, że przy najbliższej akcji mafijnej, kiedy znowu zginą ludzie, oni zaczną się kłócić, stając po przeciwnych stronach racji. Obawiał się, że nie umiałby przymknąć oczu na jego decyzje, patrzeć przez palce na działalność nielegalną, jaką prowadzili. Przecież nie zmieni Ougaia, nie zrobi z niego normalnego lekarza, nie „wyleczy go" z bycia sadystycznym kryminalistą.
Milczał. Wpatrywał się w jeden, kompletnie dla niego rozmazany punkt gdzieś ponad torsem swojego mężczyzny. Czuł, że miał szansę, ale będzie ona okupiona straszną ceną i bał się tego ryzyka. Mori wziął głębszy oddech, nie otrzymawszy odpowiedzi. Zdawał się rozczarowany.
- Ango… posłuchaj - odezwał się lekarz. Wyjął jednak ręce spod głowy, tą zewnętrzną oparł o swój brzuch, tą zaś od strony zielonookiego położył mu na głowie i zaczął się bawić jego włosami. - Nigdy nie byłem w prawdziwym związku. Może… to dla ciebie zaskoczenie, ale taka jest prawda. Nawet nie do końca wiem, czy miłość do partnera i do mojej Elise, to to samo uczucie, czy jednak się czymś różni.
Młodszy mężczyzna nie przerywał mu w tych słowach, po prostu słuchał. Jednak istotnie, fakt, że Ougai w tak długim czasie nie miał nawet stałej partnerki czy partnera, zaskakiwał go. Był przecież od niego sporo starszy. Wkrótce zacznie się starzeć, chociaż to brzmiało wręcz abstrakcyjnie. Szef mafii portowej? Stary? Siwiejący? On przecież sprawiał wrażenie jakby starość się go nie imała, jakby był nieśmiertelny.
- Niemniej… zastanów się - rzucił na koniec, odwracając spojrzenie na ścianę. - Ja… jestem nawet zainteresowany.
Te słowa były znaczące. Dwudziestoośmiolatek podniósł lekko głowę, patrząc na gospodarza, czy on przypadkiem się z niego nie śmieje, ale… wręcz przeciwnie. Policzki Ougaia były lekko zaróżowione, jego uśmiech nie był sarkastyczny, był raczej nieśmiały. Z jednej strony kompletnie nie pasował do jego przywar, z drugiej był niezwykły, niezwykle piękny. Po namyśle okularnik całkiem usiadł przy nim, chwilę gładząc go po torsie, aż finalnie ujął jego rękę w swoją. Mori zwrócił ku niemu spojrzenie, dyplomata patrzył mu odważnie w oczy. Ango był pełen wątpliwości, ale przebijała się przez to wszystko nadzieja.
- Czy uważasz, że to możliwe? - zapytał poważnie, chcąc ostatecznie rozwiać swoje wątpliwości – Że, mimo iż reprezentujemy skrajnie różne stronnictwa, to możemy stworzyć w miarę… stabilny związek?
Wzrok medyka zjechał z oblicza swego partnera na ręce, które mimo słów i niepewności dalej trwały splecione ze sobą, jakby najwyższy dowód na to, że coś ich łączyło i to nie minie za pięć minut. Szczególnie, że trzymał go właśnie ten, który miał najwięcej wątpliwości, który o to pytał. Ten gest, to był niezbity dowód na to, że zielonooki darzył go szczerą nadzieją na miłość. Tylko czy Ougai był w stanie znaleźć w sobie takie uczucie..? Jak ono wygląda, jak pachnie i smakuje? Czy pomaga w życiu, czy jednak przeszkadza?
Finalnie złapał go mocniej za rękę i spojrzał ponownie wprost na niego, wywołując tym samym u Sakaguchiego nowe pokłady zainteresowania.
- Gdybym nie próbował realizować rzeczy niemożliwych, nie osiągnąłbym tego wszystkiego, co mnie dzisiaj otacza.
Po tych słowach Mori podniósł się i usiadł obok swojego kochanka, położył mu dłoń na ramieniu i ucałował czule. Ango nawet jednym słowem nie zaprotestował, oddając mu pocałunek w pełni ciepła swoich własnych emocji, uczuć, jakimi darzył tego człowieka. Pożądanie, które zrodziło się w nim wiele lat temu musiało przerodzić się w poważniejsze uczucie i spać na dnie jego serca, będąc niezauważonym przez inne emocje tyle czasu. Dopiero je wybudzono. Czuł, jakby leżał na miękkiej chmurce i dryfował tuż pod nieboskłonem, leciutki jak piórko.
Finalnie Ougai sam zakończył ten pocałunek i opuścił głowę na chwilę, by po wzięciu jakiegoś mentalnego, niewidzialnego oddechu znów spojrzeć w jego oczęta. Był zadowolony. Nie aż tak, jak okularnik, ale widać było w nim satysfakcję.
Puścił go jednak, wychylił się poza łóżko i sięgnął między niedbale rozrzucone ubrania ich obu, by wydobyć swoje spodnie, a z nich telefon. Położył się na boku, odblokowując urządzenie, przesunął parokrotnie palcem po ekranie i podał zielonookiemu komórkę.
- Wpisz mi swój numer - poprosił, Ango uczynił to bez cienia protestu. Fakt faktem, powinni mieć do siebie kontakt. Wybrał numer, po chwili jego telefon gdzieś w kłębie odzieży zabrzęczał, więc urzędnik rozłączył połączenie i oddał kochankowi jego własność. Mori poświęcił chwilę na to, by najpewniej zapisać kontakt.
- Idź już - rzucił nagle medyk, po czym położył się na własnych poduszkach. - Jesteś wolny od dobrych kilkunastu minut.
Sakaguchi prychnął cicho. Kusiło go, aby w ramach drobnego buntu położyć się obok i zadeklarować, że nigdzie się nie wybiera, ale… po pierwsze nie chciał go dłużej męczyć, po drugie poczucie zmęczenia jednak ciągnęło go do własnej pościeli. Pochylił się nad nim i cmoknął go w policzek, na co szkarłatnooki wywrócił tylko oczyma i odetchnął cicho. Ango parsknął z rozbawieniem. Aż mu ciężko było uwierzyć, że ten mężczyzna już wracał do bycia „sobą". Niemniej wiedział, że zapamięta go takim, jakiego dzisiaj miał okazję doświadczyć, na swój sposób czułego, przyjemnego partnera i wspaniałego kochanka.
