Epilog

"Long story short, it was a bad time. Long story short, I survived." — Taylor Swift (Long Story Short)

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ostatnie promienie słońca odbiajały się wesoło w rozciągającym się przed nami jeziorze. Wieczór zapowiadał się wyjątkowo ciepło. Moje ramię ocierało się o ramię mojego towarzysza, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Były takie osoby w moim życiu, których bliskość z jakiegoś powodu zupełnie mi nie przeszkadzała, mimo że na codzień wyjątkowo ceniłam sobie przestrzeń osobistą. Ale chłopak był właśnie jedną z takich osób i gdyby zarzucił mi w tym momencie ramię na szyję, prawdopodobnie nawet bym nie protestowała. I tak zawsze lubiłam zapach jego perfum.

— Myślisz, że nadal będziemy mogli robić takie rzeczy? — zapytałam, a w odpowiedzi kłębek dymu został mi wydmuchany prosto w twarz. I tyle, jeśli chodzi o magię chwili.

— Kończysz szkołę, Królewno, nie wyprowadzasz się na inną planetę — odparł Regulus, najwyraźniej zupełnie nie podzielając mojego nostalgicznego nastroju.

Przysięgam, że w ciągu ostatnich tygodni, w całym tym zamieszaniu związanym z egzaminami końcowymi, wizytami u psychologa, próbami rozpracowania wszystkiego z Jamesem i nieuchronnym końcem szkoły, prawie zdążyłam zapomnieć, jak irytującym dupkiem potrafił być Regulus Black.

Otworzyłam usta, żeby rzucić wrednym komentarzem, jednak ugryzłam się w język, kiedy zobaczyłam, że mimo lekkości w głosie, oczy Regulusa były pełne smutku, który słabo starał się ukryć.

— Myślisz, że twoja rodzina pozwoli ci… — zaczęłam, ale chłopak wszedł mi w słowo.

— Poradzimy sobie z tym — powiedział stanowczo i wiedziałam, że to koniec tematu, choć tak naprawdę jego odpowiedź znaczyła tyle co nic.

Oboje wiedzieliśmy, że jego rodzina nie pozwoli mu na utrzymanie ze mną kontaktu. Gdyby któreś z nich dowiedziało się, że Regulus przyjaźni się ze szlamą, że raz w tygodniu eskortuje ją potajemnie do Londynu, żeby w tajemnicy mogła leczyć swoją głupią głowę, że w ciągu ostatniego roku zmienił cały swój system wartości… Cóż, to nie mogłoby skończyć się dla niego dobrze. Dlatego zostawało nam spotykać się wieczorami pokryjomu na błoniach. Nawet James nie wiedział, że moja przyjaźń z chłopakiem jest dużo silniejsza, niż by sobie tego życzył. Nie chciałam go okłamywać, ale cały nasz związek wciąż był dość świeży i mimo płaczliwej sesji wyznania sobie wszystkiego z przed kilku miesięcy, nie wszystko było jeszcze idealnie. A James, mimo wszystkich swoich zalet, miał kilka wad, takich jak upór czy uprzedzenie do każdego Ślizgona. I mimo że w przypadku Severusa okazało się ono słuszne, odmawiałam zaakceptowania możliwości, że Regulus kiedykolwiek potraktowałby mnie w podobny sposób. Nie po tym wszystkim, co zrobił dla mnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Ze strony jeziora zawiał silniejszy wiatr, na co zadrżałam delikatnie i nawet bez patrzenia potrafiłam powiedzieć, że Black przewraca na mnie oczami.

— Nie uczą was w mugolskim świecie, jak dobrać ubranie do pogody? Jesteśmy w Szkocji, nie na Bahamach.

Ale mimo swojego zrzędliwego komentarza, zdjął płaszcz i zarzucił mi go na ramiona. Wiedziałam, że pewnie robi to głównie dlatego, że po miesiącach głodówki, moje ciało wciąż nie wróciło w pełni do normy i byłam bardziej podatna na złapanie jakiegoś paskudztwa. Z powodu niedowagii zdawałam się też marznąć znacznie szybciej niż kiedyś, ale żadne z nas o tym nie wspomniało. Odbyliśmy jedną jedyną poważną rozmowę na temat moich zaburzeń odżywiania, podczas której chłopak pomógł mi znaleźć psychologa. Od tamtego czasu kilkukrotnie przyłapałam go na czytaniu książki związanej z tym tematem, ale nigdy nie skomentował tego w żaden temat, więc i ja milczałam, chociaż gest ten wyjątkowo mnie poruszył.

Mimo że powoli uczyłam się rozmawiać na ten temat z Jamesem i bez jego wsparcia na pewno nie zaszłabym tak daleko, ciche wsparcie Regulusa było dla mnie niesamowicie pocieszające. Wiedziałam, że nawet jeśli sprawy z Jamesem nie wypalą (co wydawało się coraz bardziej nieprawdobodne z każdym dniem), nie zostanę sama ze wszystkim, co dzieje się w mojej głowie.

— Więc jak tam się mają sprawy z Potterem? — zapytał od niechcenia i zaciągnął się dymem, nie odrywając wzroku od jeziora.

Wzruszyłam ramionami, jednak nie mogłam powstrzymać delikatnego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. Tak jak powiedziałam, sprawy nie miały się idealnie – wciąż mieliśmy dużo rzeczy, które musieliśmy przepracować i zaufanie do odbudowania po miesiącach wzajemnego ranienia się, ale powoli budowaliśmy poważny, szczęśliwy związek. Może nie byliśmy najbardziej dobraną parą na świecie – tak dużo nas różniło – ale James wyraźnie dał mi do zrozumienia, że kocha mnie tak samo mocno jak ja jego i przez ostatnie miesiące robił wszystko, co mógł, żeby pomóc mi stanąć na nogi. W głębi duszy czułam, że być może chłopak faktycznie jest dla mnie tym jedynym.

— Jakby cię to faktycznie interesowało — odparłam żartobliwie, na co on uśmiechnął się krzywo.

— Wspominam o tym tylko, żeby móc zaznaczyć, że jeśli spłodzicie gromadę obrzydliwie słodkich dzieci, masz nawet przez moment nie roważać w tym rudym łbie poproszenia mnie o bycie ojcem chrzestnym. Nie chcę mieć absolutnie nic wspólnego z tymi genami. Rozważyłbym zakaz zbliżania się, ale myślę, że stara McGonagall mnie w tym wyprzedzi.

Parsknęłam śmiechem i pociągnęłam łyk soku owocowego, który przygotowały mi skrzaty na spcecjalną prośbę Jamesa. Absolutnie nie planowaliśmy z Jamesem dzieci w najbliższej przyszłości i zadbaliśmy o odpowiednie zabezpieczenia, jednak słowa Regulusa sprawiły, że poczułam w piersi przyjemne ciepło. Myśl, że któregoś dnia miałabym urodzić dziecko Jamesa napawała mnie irracjonalną dumą i czułością. Zawsze kochałam dzieci i wiedziałam, że będę miała dużą rodzinę, a biorąc pod uwagę rodzinne usposobienie Pottera, nie powinnam mieć problemu z realizacją tej wizji. Nie sądziłam jednak, że Black był gotowy to usłyszeć, więc zbyłam go żartem.

— Nie powierzyłabym ci psa, a co dopiero dziecko.

— I bardzo dobrze — stwierdził, wrzucając niedopałek po papierosie do wody, nic nie robiąc sobie z mojego karcącego spojrzenia. — Ale wiem, kto by się zgodził. Poproście Slughorna. Koleś dostanie orgazmu.

— Black! — warknęłam. — Naprawdę… naprawdę nie chcę sobie tego wyobrażać — dokończyłam słabo.

Chłopak wzruszył ramionami, ale w jego oczach błyszczało rozbawienie.

Przez chwilę milczeliśmy, po prostu wpatrując się w zachodzące słońce. To miejsce było tak niezwykłe i pełne magii i nie miałam najmniejszego pojęcia, jak jutro będę w stanie wsiąć do pociągu z wiedzą, że już nigdy go nie zobaczę. Przez ostatnie siedem lat Hogwart stał się moim domem, od śmierci mamy nawet bardziej.

— Nie chcę kończyć szkoły — powiedziałam, kiedy słońce prawie zupełnei schowało się już za horyzontem. — Cała to nagła dorosłość i… Nie mam pojęcia, co zrobię ze swoim życiem, Black.

Regulus spojrzał na mnie i, ku mojemu zaskoczeniu, objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego i poczułam, że, faktycznie, jego perfumy wciąż pachną tak samo dobrze, jak zapamiętałam.

— To co robisz najlepiej, Królewno — powiedział, a w przezwisku przebrzmiewała jakaś forma czułości. — Staranujesz kilku biedaków, którzy nie zejdą ci wystarczająco szybko z drogi. Zrobisz karierę, żeby stary Slughorn mógł dostać wylewu ze szczęścia. Poślubisz Pottera i będziecie obrzydliwie szczęśliwi. Potem będziesz mogła sypać kwiaty na ślubie mojego głupiego brata i jego nowego chłopaka. A potem urodzisz te przeklęte dzieci, które, niech stracę, będę musiał wychować na normalnych członków społeczeństwa, bo rodzice oczywiście tego nie zrobią.

— Myślałam, że mówiłeś coś o zakazie zbliżania — mruknęłam z chichotem.

— Życie wymaga poświęceń, Evans — odparł poważnym tonem. — Tobie już nie da się pomóc, ale może chociaż z twoich dzieci coś będzie.

— Dupek — mruknęłam czule i znów zamilkliśmy.

Jakiś czas później wstaliśmy z twardej ziemi, otrzepaliśmy ubrania i ruszyliśmy w drogę powrotną do zamku, co jakiś czas rozglądając się na boki, by upewnić się, czy na pewno nikt nas nie obserwuje.

— W takim razie to chyba pożegnanie? — zapytał wkładając ręce do kieszeni, kiedy dotarliśmy do schodów.

— Chyba tak — odparłam, czując, że w oczach zbierają mi się łzy. — Masz do mnie pisać, gnojku! Jeśli myślisz, że nie przyjadę skopać ci tyłka za ignorowanie moich listów, to grubo się mylisz!

Chłopak zaśmiał się i potargał mi głosy.

— Nie ośmieliłbym się przeciwstawić takiej groźbie — powiedział, ale znów miał w oczach ten sam smutek, co nad jeziorem.

Przez myśl przeszło mi, czy on też ma wrażenie, że okłamujemy się nawzajem. W ciągu ostatnich miesięcy nauczyłam się w jakiś sposób kochać Blacka i nie chciałam go stracić, ale stojąc na tych schodach i patrząc jak odchodzi, nie mogłam się pozbyć złego przeczucia. Miałam wrażenie, że Regulus czegoś mi nie mówił, ale potrafiłam się zdobyć, by poruszyć z nim ten temat, a teraz i tak było już za późno.

Westchnęłam i ruszyłam szybkim krokiem w stronę pokoju wspólnego, mając na uwadze przekroczoną ciszę nocną. W pomieszczeniu czekał na mnie James, który z rozbawieniem przyglądał się Syriuszowi i Remusowi. Wyglądało na to, że mieli dotrzymać mu towarzystwa, ale zamiast tego obaj zasnęli oparci o siebie. Fakt, że ta dwójka w końcu poszła po rozum do głowy i skończyła razem, był chyba jeszcze bardziej zaskaujący niż związek mój i Jamesa. Pokręciłam czule głową i pocałowałam swojego chłopaka w czoło na przywitanie.

— Nie musiałeś czekać — powiedziałam, cicho, żeby nie obudzić pary. — Robi się późno.

Chłopak wzruszył ramionami, przyciągając mnie do siebie, tak, że usiadłam mu na kolanach.

— To nasza ostatnia noc tutaj, nie zamierzam jej przespać — odparł, odgarniając mi włosy za ucho. — Peter poszedł do kuchni po coś do jedzenia. Jak wróci, obudzimy głąbki i pójdziemy na wieżę astronomiczną. A nuż nadaży się ostatnia okazja, żeby wkurzyć Filcha.

— Myślisz, że McGonagall lubi nas wystarczająco, żeby nie zagonić nas do czyszczenia podłogi przez resztę nocy? — zapytałam ze śmiechem.

— Chyba się przekonamy — odparł, również się szczerząc.

Westchnęłam z zadowoleniem i wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową. Nie pamiętam, żeby dawniej czyjeś uściski sprawiały mi tyle przyjemności, ale w ramionach Jamesa czułam się tak cudownie bezpieczna i kochana. Wszystkie złośliwe głosy w mojej głowie milkły, kiedy miałam go tak blisko siebie.

— Koniec szkoły, dasz wiarę? — zapytał cicho, przeczesując palcami moje włosy.

— Dziwne — mruknęłam.

— Nadal czuję się, jakbym miał jedenaście lat — stwierdził James z zamyśleniem.

— Akurat, bo tak samo się zachowujesz — odparłam żartobiliwe, za co zostałam delikatnie pociągnięta za włosy.

Kilka minut później do pokoju wrócił Peter z wyprawką od skrzatów i wszyscy razem wybraliśmy się na wieżę, z której mogliśmy spokojnie oglądać niebo, aż to powoli zaczęło zmieniać barwę z granatowej na coraz jaśniejszą, aż w końcu musieliśmy wstać i wrócić do dormitoriów, by dokończyć pakowanie.

Mimo że nie zmrużyłam oka, zamiast rozdrażenienia czy stresu, czułam tylko podekscytowanie. Co jakiś czas przypominałam sobie słowa Regulusa i jakoś łatwiej było mi uspokoić myśli. Wszystko miało się ułożyć, dokładnie tak jak powiedział chłopak. Byłam szczęśliwa z Jamesem; Remus i Syriusz też zdawali się w końcu odnaleźć siebie nawzajem. Zostawało nam tylko zrobić tę gromadkę dzieci, o której mówił Black i wszyscy mogliśmy żyć długo i szczęśliwie.

Wszystko miało się ułożyć.