Wrzesień 1999
Albus, skryty pod zaklęciem niewidzialności, siedział na parapecie klasy obrony przed czarną magią. Z uwagą obserwował trzeciorocznych Gryfonów i Puchonów, czyli raczej niewielką grupę uczniów, zgromadzonych wokół ogromnego akwarium z druzgotkiem. Wydawało mu się piękne to zaciekawienie na ich twarzach. W dodatku o mało nie zachichotał, gdy blondwłosa dziewczynka o orzechowych oczach odwróciła się i mrugnęła do niego.
Dwa miesiące spędzone w rezydencji McGonagallów naprawdę wiele nauczyły Alexandrę Zenaidov, jak zauważył. Dziewczynka miała cudowny wpływ na Allegrę Maurę. Najpierw martwił się, że ciemnoorzechowe oczy małej czarownicy będą przypominać jego córce o utraconym, zmarłym ukochanym i na nowo rozdrapywać bitewne, emocjonalne rany. Lecz istotniejsze było coś innego – Minerwa uczyła Alexandrę magii bez użycia różdżki, a Allegrę Maurę posługiwania się różdżką Assuarina – naturalne było, że Allegra Maura zaczęła uczyć się też od Alexandry i vice versa.
I wtedy właśnie przyszło mu na myśl, że ich córka była do nich podobna w tak wielu aspektach – a mianowicie była wspaniałą nauczycielką. Nigdy nie traciła cierpliwości do Alexandry, znakomicie radziła sobie także z dowodzeniem remontem domu Harry'ego. Albus postanowił więc zapytać ją, czy nie chciałaby przyjąć posady nauczycielki obrony przed czarną magią.
Nikt nie wypowiedział nawet zdania protestu, a Minerwa niepotrzebnie martwiła się oskarżeniami o nepotyzm. Kingsley uczył się na błędach swoich poprzedników i nie próbował mieszać się do wewnętrznych spraw Hogwartu. Zbrodnie, których Allegra Maura dopuściła się w Rosji, zostały uznane za popełnione pod zgubnym wpływem Eleny. Panowała powszechna zgoda, że jeśli ktoś miał pomóc w opanowaniu czasem wciąż destrukcyjnej magii Allegry Maury, byli to jej rodzice. Po przysięgach, iż będzie kierować się zawsze dobrem i bezpieczeństwem uczniów, profesor Allegra Maura McGonagall-Dumbledore stała się nieodłączną częścią nauczycielskiego grona.
Wszyscy ją uwielbiali – inni nauczyciele, ponieważ była tak skora do pomocy i tak zainteresowana wszystkimi dziedzinami magii - uczniowie, bo jej styl uczenia oscylował pomiędzy tym, co zapamiętali z lekcji Assuarina, a tym co mieli na lekcjach transmutacji. Sam Albus musiał się hamować, by nie porównywać Allegry Maury z Minerwą – miewał do tego zbyt duże tendencje.
Miał obawy co do tego, jak jego córka zharmonizuje się z ich społecznością, ale niepotrzebnie, bo ona naprawdę chciała zacząć wszystko od nowa, dopasować się do miejsca, które powinno być jej domem od urodzenia. Albus czerpał radość z faktu, że wydawała mu się być szczęśliwsza od rozpoczęcia roku szkolnego – zarówno Hogwart, jak i uczniowie pomagali jej zapomnieć o stracie, jakiej doświadczyła.
- Chciałabym, byście naszkicowali teraz druzgotka, a na następną lekcję dostarczyli mi rysunek i esej dotyczący ich metod ataku, słabych i mocnych stron oraz sposobu poradzenia sobie z nimi. – jednocześnie władczy i przyjazny głos Allegry Maury wyrwał Albusa z rozmyślań.
Znów wrócił do oglądania szkicujących uczniów – trudno było nie słyszeć ich myśli – byli tylko częściowo skupieni na zadaniu. Allegra Maura zaprzątała ich uwagę w nie mniejszym stopniu niż druzgotek. Trzynastolatkowie rozmyślali o jej mocach, o jej podobieństwie do dyrektora i jego zastępczyni, o Assuarinie. Jedynie myśli Alexandry pozostawały niewidoczne dla Albusa – Minerwa doskonale nauczyła ją oklumencji.
- Za łatwo wykorzystujesz uchylenie przepisów zakazujących legilimencji. – odezwała się Allegra Maura w jego umyśle. Uśmiechnął się – ona wiedziała o jego obecności od początku, zawsze pozostawiał też część umysłu nieosłoniętą, w razie gdyby Minerwa chciała porozmawiać.
- Umysł dziecka jest czasem najlepszą inspiracją. – odpowiedział i zauważył, że jej oczy zamigotały – w lot pojęła drugie dno jego myśli.
Albus na samym początku bardzo się obawiał tego, czy uda mu się zbudować dobre relacje z Allegrą Maurą. Jednak razem z Minerwą słusznie założyli, że Allegra Maura potrzebuje przede wszystkim miłości i spokoju. Postanowili zapewnić jej jedno i drugie, otaczając ją całkowitą opieką najpierw podczas wakacji w rezydencji, a potem podczas pierwszych tygodni w Hogwarcie. Nie było najmniejszych wątpliwości – Albus kochał Allegrę z całego serca, a ona z wdzięcznością przyjmowała jego ojcowskie wsparcie. Pomocne było to, że była tak podobna do niego i jednocześnie do Minerwy – choć nie zupełnie przewidywalna.
- Skończyliście? Zostało jeszcze pięć minut. Mam dla was zagadkę. Znajdźcie w klasie to, co zostało ukryte, używając wiedzy zdobytej w ciągu ostatnich dwóch lat. – Allegra Maura z gracją przysiadła na biurku i złożyła blade dłonie na czarnych fałdach szaty.
Alexandra przez dokładnie trzy i pół minuty pozwoliła by inni uczniowie rozbiegli się po klasie, próbując różnych zaklęć ujawniających na prostych przedmiotach. Gdy Allegra Maura prawie niedostrzegalnie skinęła głową, dziewczynka wolno przemierzyła klasę i zatrzymała się tuż przed Albusem.
- Dzień dobry, dyrektorze. – powiedziała Alexandra wystarczająco głośno, by ją usłyszeli.
Albus naturalnie pozwolił by machnięciem różdżki zdjęła z niego zaklęcie niewidzialności i uśmiechnął się do niej.
- Witam, panno Zenaidov. Pięć punktów dla Gryffindoru. – powiedział. Potem zabrzmiał dzwonek i Allegra Maura wypuściła uczniów z klasy. Albus pomógł jej przetransportować akwarium z druzgotkiem pod ścianę. Potem zapytał:
- Jakie plany na popołudnie?
- Harry poprosił mnie o pomoc w remoncie – niektóre z mebli na piętrze wciąż są naładowane starą magią.
- Może i ja mógłbym się jakoś przydać? – zasugerował Albus.
- Zabieram się z Neville'm – on usiłuje ogarnąć ogród przed zimą. Myślę, że lepiej byłoby, gdybyś zabrał Minerwę na jakąś kolację. – Allegra Maura udawała, że jest zajęta porządkowaniem papierów na biurku, co oznaczało, że nie chce patrzeć mu w oczy, co z kolei tłumaczyło ukryty przekaz jej słów – Allegra Maura wiedziała.
Przez całe wakacje Albus wmawiał sobie, że wszyscy potrzebują czasu, by uporać się z widmem wojny z Eleną. Potem z determinacją pragnął nawiązać dobre relacje z odnalezioną córką, następnie chciał ją i Neville'a dobrze wprowadzić w rutynę nauczania, pomóc Kingsley'owi z ministerstwem, Harry'emu z aurorami… zawsze były jakieś wymówki, jakieś rzeczy, które zaprzątały jego umysł.
Minerwa robiła to samo. Uczenie się bycia na nowo młodą, poznawanie swojej córki, nauczanie jej i Alexandry, poprawa działalności Wizengamotu, Instytutów, nawet korygowanie istniejącego prawa i zaangażowanie w projektowanie sukien ślubnych dla Hermiony i Ginewry – zawsze było coś, co zajmowało ją, co dawało ujście jej magii i energii.
Dwudziestoletnie ciała, gryfońskie serca... a jednak wciąż pozostawały te maksymalnie zranione, zmęczone, niemłode umysły, nakazujące Albusowi i Minerwie odwrót, gdy tylko pojawiała się myśl by poważnie porozmawiać o ich wzajemnych relacjach, oczekiwaniach czy uczuciach.
Pierwsza noc po bitwie spędzona w jej pokojach w Hogwarcie była kluczowa, teraz to wiedział, ale wtedy byli zbyt wyczerpani by znaleźć siły na poważną rozmowę. Ustalili, że on nadal będzie przy niej, w razie koszmarów i w sumie na tym się skończyło. Potem bardzo szybko popadli w rutynę, dokładnie taką jak przed bitwą z Eleną. Zasypiali obok siebie, budzili się przytuleni, ale do niczego więcej nie doszło, a przez całe dnie funkcjonowali jak idealnie dobrani przyjaciele.
Owszem, wielokrotnie marzył o tym, by zrobić jakiś krok dalej, szczególnie, że trudno było być obojętnym na jej piękno, ale coś go hamowało. Gdy patrzył jej w oczy, tak otwarcie, po prostu, dostrzegał w niej pewien ukryty cień – ten, który nauczył się już rozpoznawać. Minerwa wciąż się o coś obwiniała – Albus nie chciał wyprowadzać jej ze stanu kruchej równowagi, pytając, czy chodziło o wyczyszczenie mu pamięci, nieświadomość posiadania żywej córki czy o to, co działo się w Nurmengardzie. Przez pół roku jednak żył nadzieją, że cokolwiek to było, czas oraz obecność Allegry Maury i Harry'ego pomoże Minerwie się z tym uporać. Tak się nie stało i sam już nie wiedział, co począć.
Odprowadził Allegrę Maurę do pokoju nauczycielskiego, gdzie już czekał Neville – nowy nauczyciel zielarstwa, by zabrać ją do domu Harry'ego. Albus życzył im powodzenia w ogarnianiu chaosu, jakim była rodowa siedziba Potterów, a potem usiadł w jednym z foteli, czekając na pojawienie się innych nauczycieli.
Nikt nie przychodził, co go dziwiło, ale potem przypomniał sobie, że dzisiaj miał się odbyć mecz quiddditcha pomiędzy Puchonami a Krukonami. Już miał się udać na trybuny, gdy drzwi do pokoju nauczycielskiego się otworzyły.
- Min? – spytał zdumiony.
- Zupełnie straciłam rachubę czasu. Chciałam przejrzeć te poprawki do ustawy o dementorach zanim pokażę je Hermionie, a kiedy skończyłam, było o wiele później niż mi się wydawało! Mecz pewnie zaraz się skończy, co? – Minerwa mówiła szybko, ujawniając swój szkocki akcent. Albus kiedyś spostrzegł, że to sygnał jej zdenerwowania, odwracający jednocześnie od niej uwagę, bo rozmówca musiał bardziej skupić się na jej słowach niż nastroju.
Nauczycielka odłożyła pokaźny plik kart – zapewne wspomnianą ustawę – i przywołała filiżankę z herbatą dla siebie i kubek z gorącą czekoladą dla Albusa. Zauważył, że znowu schudła – czarne, nauczycielskie szaty wisiały na niej bardziej niż zwykle. Zamaskował swoje zmartwienie tym spostrzeżeniem i wezwał całą swoją odwagę – Allegra Maura musiała mieć rację, minęło sporo czasu i chyba nadeszła pora, by zrobić krok naprzód.
- Moja droga, co powiesz na kolację w Hogsemade? – spytał.
Na obliczu Minerwy pojawił się lekki rumieniec, a potem autentyczny, szczery żal:
- Obawiam się, że wprosiłam nas na kolację u Ginny i Harry'ego. Ma przyjść Andromeda z Teddym. – ton czarownicy był pełen usprawiedliwienia.
- Och. Oczywiście, wspaniale. Czeka nas zatem uczta – zauważyłaś, że Ginny gotuje tak dobrze jak Molly? – odpowiedział Albus – wiedział, jak wiele dla Minerwy znaczyło każde spotkanie z synem Remusa i Tonks. Pozbawianie jej tego byłoby okropne, odłożył więc poważniejszą rozmowę z nią na lepszy moment.
Przez chwilę na przemian chwalili zdolności kulinarne Molly i jej córki, a potem przeszli do dyskusji na temat ustawy dotyczącej dementorów. Nim Albus się obejrzał, był czas na wyruszenie do rodzinnego gniazda Potterów.
Jakieś trzy godziny później Albus siedział na kanapie w umeblowanym już salonie w domu Potterów i obserwował małego Teddy'iego Lupina goniącego burą kotkę.
Albus musiał przyznać, że Harry wspólnie z Allegrą i Hermioną zrobili kawał dobrej roboty, dzieląc dom na dwie funkcjonalne części, pozbywając się starych oraz niepotrzebnych mebli i wstawiając nowe. Salon, w którym obecnie się znajdowali, był utrzymany w ciepłej kolorystyce gryfońskich barw. Gdyby nie nieco bogatsze i pełne szczegółów wyposażenie, można by pomyśleć że jest się w pokoju wspólnym Gryffindoru.
Kolacja, jaką zrobiła Ginny oczywiście była wyśmienita – Albus wciąż prawił komplementy gospodyni, bo przypuszczał, że pod maską gryfońskiej śmiałości Ginewra skrywa wrażliwą naturę z potężnym pragnieniem bycia docenioną. Na pewno nie łatwo jej było być najmłodszą, jedyną córką w hałaśliwym domu. Z bagażem oczekiwań – że będzie wsparciem dla mistrzyni domowego ogniska Molly, że będzie w Gryffindorze, że zachowa lojalność i odwagę, że będzie trwać przy Harrym na dobre i na złe, nigdy nie będąc traktowaną jak jego równorzędna partnerka.
Teraz Ginny umiejętnie sterowała rozmową pomiędzy zupełnie różnymi charakterami Andromedy, Harry'ego, Hermiony i Albusa. Ron i Allegra Maura zniknęli na piętrze – chcieli przed wieczorem posprzątać pokój, który miał służyć jako gościnna sypialnia, choć chyba od dziesięcioleci był tam gabinet.
- Hahaha! – Teddy roześmiał się głośno, gdy udało mu się złapać szarą kotkę, a ta natychmiast zmieniła się w radosną Minerwę, która uniosła go w górę i połaskotała.
Andromeda uśmiechnęła się – i ją Albus doceniał – wyśmienicie sobie radziła z wychowaniem swojego wnuka. Trochę przypominała Augustę Longbottom – dzieliły tę żelazną determinację w przychylaniu nieba dzieciom, które tak nagle znalazły się pod ich opieką. Z godną podziwu szybkością Andromeda nauczyła się postrzegać Harry'ego, Ginny i ich przyjaciół za część rodziny. Z Minerwą ten proces na pewno musiał trwać dłużej, ale każde kolejne spotkanie było coraz bardziej swobodne i chyba wszyscy czerpali z tego wiele radości.
Bo właśnie radość była wypisana na twarzy Minerwy, opowiadającej jakąś zajmującą historię Teddy'iemu, którego włosy nagle zmieniły kolor na czarny jak smoła. Albus chłonął ten widok, nie tracąc jednocześnie sensu z toczącej się konwersacji. Pomyślał, że być może jednak wyzbyła się tego poczucia winy, tego cienia w swojej duszy. Postanowił, że gdy wrócą do zamku, porozmawia z nią.
- Kogo ciocia Min kocha najbardziej?- wesoły szczebiot Minerwy dotarł do uszu Albusa. Inni nie zwracali uwagi na nauczycielkę transmutacji i malca, ale on sam był ciekawy odpowiedzi tego syna Huncwota.
- Mnie! I wujka Harry'ego! I babcię Medę! I ciocię Gin! I… - zaczął wymieniać malec, pokazując po kolei na wszystkich.
- Tak? – Minerwa potargała jego gęste, teraz czarne włosy. Wzrok chłopca zatrzymał się na Albusie, który naturalnie uśmiechnął się.
- Nie! Ciocia Min kocha mocno wszystkich, ale najmocniej wujka Albie! – zawołał tak głośno, że wszyscy odwrócili się w jego stronę.
Albus roześmiałby się, ale wtedy znów to zobaczył – ten smutek, ten żal w oczach Minerwy – jakby cała radość nagle z niej wyparowała, jakby wciąż walczyła z bólem, z brudną energią…
I nagle wszyscy usłyszeli krzyk.
Wszystko działo się bardzo szybko. Andromeda złapała Teddy'ego, Minerwa zmieniła się w kotkę i pomknęła ku schodom, a Albus, wyciągając różdżkę, popędził za nią. Za sobą słyszał kroki Harry'ego i Ginewry, ale dobiegały do niego jak zza ściany – wciąż słyszał krzyk, który w jego głowie powtarzał się jak echo.
Był pewien, że krzyczała Allegra Maura.
Ogon Minerwy zniknął za załomem korytarza, z któregoś z pokoi wypadł zdezorientowany Ronald. Albus wyminął go, podążając za Minerwą – ze swoim animagicznym węchem i słuchem na pewno wiedziała dokąd biec. W końcu wpadła do pomieszczenia na końcu korytarza, Albus za nią.
Zamarł, widząc scenę rozgrywającą się w gabinecie.
Gabinet w zasadzie przestał być gabinetem. Był niewielkim wzgórzem, miotanym silnymi podmuchami wiatru – na skórze Albusa pojawiła się gęsia skórka. Allegra Maura kuliła się na ziemi, wyciągając przed siebie ręce, jakby chciała zakryć widok przed sobą. Strach emanował z każdego, bo oto znów widzieli Elenę, z jej diabolicznym uśmiechem i zwyczajną twarzą. Z rozmysłem i radością wbijała ona sztylet w gardło Assuarina – tak przystojnego… będącego prawie na wyciągnięcie ręki.
Albus zorientował się, że to musi być bogin, gdy Minerwa wbiegła pomiędzy Allegrę Maurę a Elenę.
Scena natychmiast się zmieniła. Zapadła ciemność, chociaż pozostało uczucie chłodu. Albus poczuł też zatęchły, wilgotny zapach, mieszający się powoli z dużo gorszym odorem. Widział jak Minerwa, z różdżką w dłoni, robi kilka kroków w przód i jak wszyscy obserwujący tę sytuację zdają się zbliżać razem z nią do… przepaści, bo był pewien że w ciemności pojawi się rozpadlina. Odór robił się tak silny, że Albus odruchowo chciał się wycofać…
Ale nie mógł. Widział to… i miał już nigdy nie zapomnieć. Bo co innego ujrzeć to w jej wspomnieniach – częściowo zamazanych przez adrenalinę, szok i czas – a co innego ujrzeć na żywo jej najgorszy koszmar, coś, co niszczyło ją przez dekady, co atakowało nie tyle jej magię, jej umysł, co jej duszę.
Rozkładające się ciała były wyraźniejsze – wystarczyła sekunda, by do Albusa dotarły wszystkie szczegóły, wszyscy drodzy mu i Minerwie ludzie, tak po prostu zamordowani, z cierpieniem wypisanym na twarzach, ich ciała porzucone i zbezczeszczone.
Naturalnie widział siebie, na szczycie stosu trupów. Dziwnie było patrzeć na własną rozpadającą się skórę, na przeżartą przez insekty szatę, na pozlepiane przez krew włosy w wyraźnie przygaszonym, kasztanowym kolorze. Jeszcze gorzej było patrzeć jak ten upiór się podnosi, jak wpatruje się w Minerwę pełnym oskarżenia wzrokiem, jak krzyczy:
- GDZIE JEST ARIANA THERESA?! ZABIŁAŚ JĄ!? – okrzyk, do którego dołączył drugi, gdy za plecami upiornego Albusa zmaterializowała się kolejna zjawa, jeszcze straszniejsza.
- GDZIE BYŁAŚ, MAMUSIU?! – zawyła widmowa Allegra Maura, krzywiąc się w bezzębnym uśmiechu.
Minerwa uniosła różdżkę i rzekła:
- Riddiculus!
Bogin zniknął, zostawiając po sobie jedynie wirujący kurz i ciszę, która okryła wszystkich niczym całun.
Najdziwniejsze było to, że to Minerwa jako pierwsza przełamała milczenie.
- Allegro, wszystko w porządku? – jej głos przypomniał Albusowi Minerwę sprzed pół roku – słabą i wycieńczoną.
- To był bogin, prawda? Mam go przerabiać z trzeciorocznymi, ale nigdy go jeszcze nie spotkałam. Czaił się w kredensie … zaskoczył mnie. – Allegra Maura podniosła się z ziemi, ale Albus zauważył, że jej dłonie drżą.
- Minerwo… - zaczął Harry i Albus nagle przypomniał sobie o jego obecności. Zerknął na niego i zauważył ślady łez na policzkach młodzieńca.
- Chyba pora wracać do Hogwartu. – przerwała mu Minerwa, nie patrząc wprost na nikogo.
- Może zostaniecie jeszcze trochę? – Hermiona spojrzała na Albusa, jakby oczekując wsparcia, jakby prosząc go, by nie pozwolił Minerwie odejść, zamknąć się w sobie…
- Nie, mam masę sprawdzianów do sprawdzenia. Dziękuję za cudowną kolację. Pożegnajcie ode mnie Andromedę i Teddy'iego. Dobrej nocy. – odpowiedziała Minerwa, bardzo szybko, z akcentem tak mocnym, że jej słowa były prawie niezrozumiałe.
Albus wyciągnął rękę, chcąc ją powstrzymać, ale rozległ się charakterystyczny trzask teleportacji i Minerwa zniknęła. Zwalczając chęć rzucenia się za nią, Albus otoczył ramieniem Allegrę Maurę.
- Wybacz, że nie ostrzegłem cię przed boginami. – mruknął, widząc, że jego córka drży lekko.
- Powinnam przewidzieć, że to się wydarzy. Dawno nie czułam się tak okropnie. – wyznała Allegra Maura. Harry pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Proszę, czekolada powinna pomóc. – Ronald podał jej nieco rozgniecionego, czekoladowego cukierka.
- Dziękuję. Nie będziecie mieli nic przeciwko, jeśli wrócimy do zamku? – Allegra Maura próbowała się uśmiechnąć, ale nie najlepiej jej to wyszło.
- Oczywiście, że nie. – Ginny potrząsnęła głową.
Albus lekko wysunął łokieć. Allegra Maura chwyciła się go i teleportowali się, wprost do gabinetu dyrektora w Hogwarcie.
Dopiero tam Allegra Maura rozpłakała się, wyznając Albusowi, jak brakuje jej Assuarina. Albus pozwolił jej się wypłakać w jego ramię, a potem zaczął ją delikatnie pocieszać, wiedząc jak wstrząsające jest dla każdego pierwsze spotkanie z boginem. Allegra Maura wspaniale radziła sobie ze stratą, ale bogin zupełnie ją rozstroił.
Albus prawie dwie godziny spędził z córką, zdając sobie sprawę, że ich relacja osiągnęła zupełnie inny poziom – zalała go fala ciepła, gdy uświadomił sobie, że Allegra Maura już ufa mu całkowicie - otworzyła przed nim serce, a to jedno wstrząsające wydarzenie zasypało przepaść między nimi. Już nie był dla niej nieznanym ojcem, postacią, do której nie wiedziała co ma czuć, jak się zachowywać. Był Albusem – tatą - do którego mogła się zwrócić, w którego ramię mogła się wypłakać po konfrontacji ze swoimi największymi lękami.
Nie mógł żałować czasu poświęconego córce tego wieczoru. Mimo, że już wiedział, co było przyczyną cienia w oczach Minerwy, co utrzymywało dystans między nimi, wciąż nie potrafił znaleźć rozwiązania tej sytuacji.
Nie był zdziwiony, gdy Minerwa nie pojawiła się tej nocy w swojej sypialni. Rozumiał, że tej nocy zapewne nie chce zasnąć – bez niego, bo zaatakują ją koszmary – i z nim, bo będzie musiała skonfrontować z nim wizję podsuniętą przez bogina.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Październik 1999
Październik był, w opinii Minerwy, najgorszym miesiącem w roku. Uczniowie już wdrożyli się w nową rutynę swobodnego używania magii i uczenia się. Teraz ich uwaga skupiała się na innych rzeczach: quidditchu, kawałach i – niebiosa - sobie nawzajem. Stawali się impertynenccy, irytujący i szukający uwagi – nie te pełne entuzjazmu dzieci co we wrześniu. Październik nie miał nic do zaoferowania ( poza Halloween, ale ono się nie liczyło, bo było na końcu). Nauczyciele nie zgłaszali już złych zachowań – w tym miesiącu były one codziennością. Żaden uczeń nie wysilał się w ciągu tych czterech tygodni. Październik był nudny i tak irytujący jak Irytek.
Nic dziwnego, że gdy dobiegał końca, Minerwa odetchnęła z ulgą. Halloween i jej urodziny niosły nadzieję na lepszy okres.
Nie wiedziała, czego się spodziewać w tym roku. Teraz, gdy jej wiek nie był już tak oczywistą sprawą jak wcześniej. Przedtem po prostu coraz mniej dbała o swoje urodziny, bo po pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu nie wydawały się już tak istotne – ot przypomnienie upływającego czasu. Była jednak wyobcowana w tym myśleniu.
Albus od zawsze świętował urodziny, nie ważne, czy swoje, czy innych. Kiedyś myślała, że to z powodu wieku – być może każdy rok traktował jak dar od losu, błogosławieństwo. Teraz podejrzewała, że po prostu uwielbiał mieć powód do wystrojenia się w ekstrawaganckie szaty i jedzenia ogromnych ilości słodyczy. Naturalne było, iż chciał by inni też cieszyli się swoimi urodzinami i większość profesorów podłapywała te tradycje. Slughorn celebrował wszystkie przyjęcia – nie było mowy by odpuścił okazję do bycia obdarowanym kandyzowanymi ananasami. Jeśli chodziło o Filiusa na przykład, mały czarodziej był tak radosny i entuzjastyczny wobec wszystkiego - Minerwa bardzo rzadko widywała go zasępionego. Poza tym Filius uwielbiał dekoracje – to z nim Minerwa stroiła zamek na wszystkie ważne uroczystości.
To nie tak, że Minerwa nienawidziła urodzin – w końcu jej zawsze były wyjątkowe, szczególnie że przypadały w dniu, który dla magicznej społeczności był najważniejszym dniem roku.
Tego poranka, Minerwa obudziła się sama. Oczywiście po zajściu z boginem nie była w stanie zasnąć, a następnego dnia poczyniła wszystkie wysiłki, by udawać, że ta sytuacja nawet nie miała miejsca. Albus zrozumiał, tak jej się wydawało, bo następnej nocy po prostu przyszedł, bez zadawania zbędnych pytań. Od tej pory jego obecność w nocy odpędzała od niej koszmary, ale nie rozmawiali na temat wizji przedstawionej przez bogina.
Teoretycznie, milczenie zostało Minerwie wybaczone. Po publikacji książki Binnsa w serii artykułów Proroka Codziennego, Wizengamot, z absolutnym poparciem Kingsley'a zdecydował, że sprawa tuszowania ludobójstwa w świetle prawa uległa przedawnieniu, po ponad pięćdziesięciu latach. Z racji tego, że większość wymordowanych magów była obywatelami niebrytyjskimi, kwestią tą zajęła się również Międzynarodowa Konfederacja Czarodziejów. Szanowne gremium zdecydowało, iż okoliczności, młody wiek Minerwy i utrata dziecka częściowo ją usprawiedliwiają. Stanowczo podkreślono, iż to Grindelwald odpowiadał za te zbrodnie, a Spencer-Moon ponosił większą odpowiedzialność za tuszowanie ich niż Minerwa. Zwrócono uwagę na fakt, że Minerwa znacząco przyczyniła się do zakończenia tamtego konfliktu, wraz z Albusem pokonując Grindelwalda. Międzynarodowej społeczności przypomniano o zasługach Minerwy dla Wielkiej Brytanii - o przełomowych naukowych odkryciach, dekadach nauczania, dwóch wojnach z Voldemortem i bitwie z Eleną. Subtelnie zasugerowano, iż czarownica, która była na tyle potężna, że zawróciła Dumbledore'a z progu śmierci, nie może tak po prostu zostać potępiona. Kwestia mocy i skomplikowanej magii wciąż pozostawała otwarta, a Konfederacja wymogła na Minerwie przysięgę, że bez względu na to, czy jej ,,nowe" życie będzie długie czy krótkie, ona poświęci je na służbę społeczności czarodziejów w pełnej transparentności.
Cóż jednak z uniewinniających edyktów, usprawiedliwiających okoliczności, głosów poparcia - Minerwa wciąż potrzebowała obecności Albusa by zagłuszyć wyrzuty sumienia, zakłócające jej sen.
Dzisiaj na poduszce Albusa leżała pojedyncza biała róża z listem zapisanym jego drobnym, pajęczym pismem. Wyjaśniał, że Kingsley potrzebował go w ministerstwie, ale postara się wrócić na ucztę oraz że życzy jej wszystkiego co najlepsze. W post scriptum zasugerował, by nie zaczynała tego dnia skrzywioną miną – to była jej naturalna reakcja na jego nieobecność – znał ją stanowczo zbyt dobrze.
Zaskakujące, jak wiele prezentów dostała. Filus podarował jej piękne, czerwone pióro, Slughorn jak zwykle – kandyzowane ananasy w tartanowej puszce – już ich stałym żartem był fakt, że Minerwa transmutowała ananasy w piernikowe traszki, gdy tylko nauczyciel eliksirów opuszczał jej gabinet. Rolanda wręczyła jej śliczną ramkę ze zdjęciem Minerwy, Pomony i Poppy, Hagrid paterę na owoce, która wyglądała jak wygrzebana z nory niuchacza. Sybilla przyniosła paczkę perfumowanej herbaty, a Neville kartkę i buteleczkę zielonego atramentu. Harry i jego przyjaciele przysłali przepiękną celtycką broszkę wysadzaną małymi szmaragdami, którą Minerwa zaraz przypięła do kapelusza. Allegra podarowała jej buteleczkę konwaliowych perfum – pachniały tak zniewalająco i musiały być sporządzone z użyciem potężnej magii – każda nuta, jaką Minerwa w nich wyczuwała, zdawała się być jakimś odpowiednikiem części jej osobowości – jak frezje, jak wiatr z wrzosowisk, jak korzenne, piernikowe przyprawy.
Najniezwyklejszy był fakt, że prezent od Albusa przyszedł pocztą. Zaczynała się niepokoić, co działo się w ministerstwie, skoro nie był pewien czy wróci na czas by wręczyć jej go samemu - a może, co zmroziło krew w jej żyłach, to kolejny dowód na to, że coś się między nimi nie układało, że oddalali się od siebie?
W każdym razie prezentem od niego był przepiękny, butelkowo-zielony koc, na którym za pomocą magii wyhaftowano srebrną kotkę z obwódkami wokół oczu, obserwującą opadające złote pióro feniksa.
Teraz, gdy skończyła ostatnią, skróconą z powodu Halloween lekcję, Minerwa miała chwilę czasu przed ucztą, dlatego usiadła w swoim salonie i otuliła się miękkim kocem, wpatrując się w płonący w kominku ogień.
Może i miała energię i siły dwudziestoletniej dziewczyny, może i dostała tak wiele od życia – tak wiele drogich jej osób żyło i było szczęśliwych – Harry i Ginny, Hermiona i Ronald szykujący się do ślubu, nauczający w szkole Neville, uczący się uczniowie na czele z Alexandrą, spełniający się w dowodzeniu Kinglsey, otaczany miłością Teddy i dziesiątki innych, których zbyt często widywała martwych w swoich koszmarach. Lecz mimo otaczającego ją ogólnego poczucia szczęśliwości i zadowolenia, Minerwa nie umiała być całkowicie szczęśliwa.
Nie była do końca pewna, czy chodzi o Albusa, czy o Allegrę Maurę, a może o ich oboje? Najpierw uznała, że pilniejsza jest jej relacja z córką i obie naprawdę ciężko pracowały nad doprowadzeniem jej do powierzchownej perfekcji – powierzchownej, bo Minerwa nie mogła być pewna, czy Allegra Maura naprawdę jej ufa, czy kocha ją jak matkę. To od początku nie mogło być łatwe – po pierwsze, Minerwa nie była wylewna, a po drugie, fakt, że córka wyglądała starzej od niej, komplikował wszystko. A jednak w umysłach obserwujących ją ludzi wyczytywała swój sukces – wszyscy byli porażeni naturalnością i ciepłem jej relacji z odnalezioną córką. Lata życia w centrum wszystkich ważnych wydarzeń nauczyły Minerwę jednego – nieistotne było, co myśleli inni – istotne było co się czuło swoją intuicją i co myślała Allegra Maura - a jej myśli były oczywiście osłonięte doskonałym oklumencyjnym murem.
Do tego wszystkiego powracała sprawa jej relacji z Albusem. Wszyscy traktowali ich jak niepodzielny duet, jak ludzi, którzy odnaleźli wreszcie szczęście, na które zasługiwali.
Lecz Minerwa wcale nie czuła, że zasłużyła na szczęście, była za to przekonana, że Albus zasługuje na kogoś lepszego niż ona.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Nauczycielka transmutacji otworzyła je machnięciem różdżki. Przywołała na twarz uśmiech, widząc córkę. Allegra Maura nieco nieśmiało weszła do środka, szeleszcząc luźnymi czarnymi szatami, które przypominały Minerwie Assuarina i Severusa jednocześnie.
- Masz może chwilę? – spytała jej córka, nerwowo zacierając ręce.
- Tak, mamy sporo czasu do uczty. – odpowiedziała Minerwa, z niepokojem zauważając lśnienie na końcówkach palców Allegry Maury.
Miesiąc zajęło im wypracowanie kruchego sposobu radzenia sobie z ogromną mocą Allegry Maury. Samo używanie różdżki nie było lekiem, bo nie chodziło o zwykłą nieprzewidywalność, ale o nadmiar energii. Minerwa szybko pojęła, że tak jak jej organizm transmutował ból w brudną magię, tak u Allegry zachodził odwrotny proces – transmutowała magię w ból. Próbowały na różne sposoby zatrzymać tą transmutację – testowały eliksiry, uroki, stare inkantacje i zaklęcia runiczne – ale nic nie pomagało, a jedynie przypominało Minerwie jej własne podobne poszukiwania remedium w Ameryce. Każda z nich odrzucała poprzednie rozwiązanie – odbieranie przez kogoś mocy Allegry Maury.
I wtedy, jak zwykle, Hogwart przyszedł im z pomocą.
Minerwa zasugerowała oczyszczanie – to, któremu poddawała się raz na kwartał, ładując ogromne ilości nadmiarowej mocy w Hogwart – w mury, w jego potężną, prawie żywą świadomość. Allegra Maura spróbowała – Minerwa musiała uważać, by córka nie oddała zbyt wiele mocy – efekt był pozytywny - transmutacja mocy w ból nie zachodziła. Było to tylko częściowe rozwiązanie, ponieważ wiązało Allegrę Maurę z zamkiem – musiała poddawać się oczyszczaniu co najmniej raz w tygodniu.
Teraz Allegra Maura wyglądała o wiele lepiej niż te kilka miesięcy temu – jej policzki były zaokrąglone i bardziej rumiane. Lecz jej ruchy były niepewne, gdy usiadła na sofie tuż przy Minerwie i podwinęła pod siebie nogi. Minerwa okryła ją kocem – Allegra Maura zazwyczaj trzymała swego rodzaju dystans między nimi. Jeśli chciała być przytulona, to prędzej szukała Albusa. Minerwa nie miała do niej o to żalu i cieszyła się bliskością córki, gdy Albus był nieobecny.
- Chciałabym, żebyś o czymś wiedziała. – zaczęła cicho Allegra Maura, patrząc Minerwie otwarcie w oczy – dzieliło je najwyżej pół metra. Minerwa jak zwykle miała wrażenie, że tonie w spojrzeniu córki, w oczach tak podobnych do jej własnych. Kiwnęła głową, przełykając ślinę – to musiało być coś poważnego.
- Nie obwiniam cię o to, jak potoczyło się moje życie. Nie mogłaś nic zrobić z tym, co uczyniła Elena. Możesz zaprzeczać, ale wiem, że nadal się o to obwiniasz, masz wyrzuty sumienia, że mnie porzuciłaś, że pozwoliłaś jej żywić się moją mocą, że nie rozpoznałaś mnie, kiedy stanęłam przed tobą. Ja jednak nie widzę w tym ani grama twojej winy – nie mogłaś wiedzieć, że twoje dziecko przeżyło. Wiem też, że prawda o tym wszystkim musiała być dla ciebie jeszcze większym szokiem niż była dla mnie i tym bardziej doceniam wszystkie twoje starania, które przez ostatnie miesiące miały mnie zapewnić o tym, że kochasz mnie, prawdopodobnie nawet bardziej niż kochał mnie Assuarin. – Allegra Maura urwała, a jej oczy zamigotały – inaczej niż oczy Albusa, nie z radością, ale ze smutkiem.
Minerwa nie wiedziała co powiedzieć. Najpierw chciała protestować, zapewnić Allegrę Maurę, że nie czuła poczucia winy z jej powodu, że te myśli wcale jej nie towarzyszyły, ale w momencie, gdy Allegra Maura ubrała to wszystko w słowa, Minerwa zrozumiała, że jej córka miała rację. Czuła złość na samą siebie, bo nie oprzytomniała na tyle, by wiedzieć co dzieje się z jej ciałem w szwedzkiej głuszy, czuła ból na myśl o tym, ile Allegra Maura wycierpiała w Rosji i czuła rozczarowanie samą sobą, że nie dostrzegła krwi ze swojej krwi, magii ze swojej magii w narzeczonej profesora Zenaidov.
I w momencie gdy Allegra Maura zapewniła ją, że nie ma do niej żalu o to wszystko, iż obwinianie się o to jest irracjonalne, Minerwa też pojęła, że to prawda. A gdy to się stało, miała wrażenie, że z jej serca ktoś zdjął ogromny ciężar. Może Albus wcześniej uzdrowił jej magię, ale wciąż pozostawała jej skrywająca cienie dusza. Allegra Maura właśnie usunęła kilka z nich.
Jej córka miała rację także w drugiej kwestii – Minerwa kochała ją - tak bardzo, tak mocno, co jej samej wydawało się dziwne, zważywszy na to, że prawie się nie znały. Potrzeba okazania tego uczucia córce burzyła wszystkie naturalne instynkty Minerwy – tak jak teraz, gdy łzy popłynęły otwarcie po jej alabastrowych policzkach.
Allegra Maura bez słowa zarzuciła jej ręce na szyję, chowając twarz z zagłębieniu jej ramienia. Minerwa objęła mocno córkę. Magia przepływała swobodnie między nimi - pocieszając jedną, umacniając drugą, scalając łączącą je więź.
- Mamo? – cichy szept sprawił, że Minerwa zerknęła w dół, na zupełnie spokojną twarz córki. Czuła falę ciepła, słysząc to jedno słowo, które tak bardzo chciała usłyszeć, a z pragnienia którego nie zdawała sobie sprawy.
- Tak, kochanie? - spytała, doskonale świadoma ciężkiego szkockiego akcentu, który zawsze wkradał się w jej głos w obliczu wielkich emocji.
- Myślę… nie, jestem pewna, że … spodziewam się dziecka. – powiedziała Allegra Maura.
Minerwa na moment zaniemówiła, odruchowo kierując wzrok na brzuch córki i kalkulując w głowie minione miesiące. To nie było niemożliwe - Allegra Maura miała pięćdziesiąt sześć lat, ale u potężnych czarownic wiek reprodukcyjny ulegał wydłużeniu. Theresa McGonagall była w podobnym wieku co teraz Allegra Maura, gdy urodziła Roberta. Przypatrując się brzuchowi Allegry Maury Minerwa ganiła się w myślach, że nie zauważyła niczego wcześniej - pewna wypukłość była już widoczna, chociaż luźne, czarne szaty skrywały ją dosyć dobrze. A potem, gdy dotarła do niej waga całego tego wyznania, starsza czarownica znów mocno przytuliła córkę i wyszeptała:
- Nic się nie bój. Nie będziesz sama. – Minerwa czuła, jak Allegra Maura rozluźnia się w jej ramionach, że właśnie te słowa pragnęła usłyszeć, słowa, których zabrakło, gdy Minerwa była w bardzo podobnej sytuacji.
- Nikomu jeszcze nie mówiłam. Chciałam, żebyś dowiedziała się pierwsza. –Allegra Maura uśmiechnęła się nieśmiało i Minerwa miała wrażenie, że jej serce rozpływa się z dumy i radości.
- Wiesz, to jest najcudowniejszy prezent, jaki mogłam dostać. I Albus będzie przeszczęśliwy, gdy dowie się, że zostanie dziadkiem. – powiedziała Minerwa, gładząc Allegrę po kasztanowych włosach.
- Powiemy mu po uczcie. A teraz… czy mogłabyś… nie znam zaklęcia sprawdzającego płeć. – na krągłych policzkach Allegry Maury pojawiły się rumieńce. Minerwa zagryzła wargę, zdając sobie sprawę, że żyjąc pod żelaznym kloszem Eleny jej córka nie tylko nie poznała tego zaklęcia, ale prawdopodobnie i innego, zabezpieczającego przed ciążą.
- Nie przypuszczałam, że ty i Assuarin byliście tak blisko. – wymamrotała, sięgając po różdżkę. Zadziwiające, w tym momencie przypomniała sobie Theresę i jej pytanie o ojca dziecka Minerwy. McGonagallowie nie umieli rozmawiać o tych sprawach, to było jasne.
- Ja… początkowo chciałam czekać. On to szanował. Straciliśmy kontrolę dopiero później, już po ucieczce z Rosji. – odpowiedziała Allegra Maura, której twarz zrobiła się szkarłatna, gryząc się z odcieniem jej włosów. Minerwa nie naciskała bardziej, podała jej jedynie inkantację zaklęcia. Obie z zapartym tchem oglądały jak koniec różdżki wcześniej należącej do Assuarina rozjarza się szafirowym światłem.
- Chłopiec. – oznajmiła Minerwa.
- Assuarin byłby taki zadowolony. – Allegra Maura pogładziła się po brzuchu z rozmarzonym uśmiechem.
- Jak się czujesz? – Minerwa nie potrafiła wyrzucić z głowy zdania, które raz ujrzała w wspomnieniach Albusa:,, Zbyt potężne, by się narodzić." Assuarin nie był przeciętnym magiem, jego moc była tylko niewiele mniejsza od mocy Albusa, a Allegra Maura… była z pewnością silniejsza niż Minerwa przed transformacją.
- Wspaniale. Nie mam nudności, ani żadnych problemów z mocą. Po prawdzie, to od miesiąca mój organizm nie transmutował magii w ból. – wyznała Allegra Maura.
- Musisz porzucić w takim razie oczyszczanie. Zabierzemy cię na badania do św. Munga, ale myślę, że twoje ciało już gromadzi energię, jaką zabierze ci dziecko – powinnaś zebrać jej jak najwięcej. – Minerwa pamiętała to uczucie wyczerpania, jakby ktoś ciągle odbierał od niej magię, ale również miała w pamięci przykład własnej matki. Allegra Maura pokiwała głową, przysuwając się bardziej do Minerwy.
- Wiesz, kiedy to wszystko się skończyło, byłam pewna, że prędzej zostanę starszą siostrą niż matką. – powiedziała kobieta.
Minerwa zesztywniała. Oczywiście Allegra Maura to wyczuła, bo podniosła głowę, by popatrzeć matce w oczy.
- To nie jest takie proste. – mruknęła Minerwa, odwracając wzrok.
- Nie? Ty i Albus jesteście znów młodzi, kochacie się … - Allegra Maura urwała, pewnie widząc cień na twarzy matki.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy, teraz najistotniejsze jest twoje zdrowie. Mam jedną, najcudowniejszą córkę, a niedługo będę miała wnuka. To i tak więcej szczęścia niż sobie zasłużyłam. – powiedziała Minerwa dymisjonującym tonem.
Allegra Maura otworzyła usta i zamknęła je. Musiała wyczuć, że Minerwa rozpaczliwie chce odsunąć od siebie ten temat i postanowiła nie naciskać. Obie jednak wiedziały, że prędzej czy później, Minerwa będzie musiała przyznać się do swoich niepewności i wątpliwości.
