2169

Laura Potter na paluszkach skradała się do kuchni wielkiego domu Potterów. Było to jednoznacznie królestwo cioteczki Violet. I choć cioteczka Violet była siostrą dziadka Laury, miała wyśmienity słuch jak na swoje blisko dziewięćdziesiąt lat – nie było mowy o podkradaniu czegokolwiek w kuchni bez jej wiedzy.

Jednakże Laura nie chciała niczego podkradać. Chciała znaleźć jakąś kryjówkę – jej rodzeństwo i kuzynostwo wymyśliło zabawę w chowanego jako rozrywkę na dziś. Była to rzeczywiście zabawa na cały dzień – domostwo Potterów, rozbudowywane intensywnie przez ostatnie stulecie, było ogromne, z niezliczoną ilością zakamarków.

A jednak mimo swoich rozmiarów, dom pękał w szwach. Na co dzień zamieszkiwało go czternaście osób – staruszka Lily Luna, wujaszek Lucas Potter, cioteczka Violet, babcia Eileen, wujek Syriusz z żoną Ranią i trójką dzieci, Laura, dwoje jej rodzeństwa i jej rodzice - Kathleen i Arthur Potter. Dzisiaj zaś, z powodu Dnia Zwycięstwa, zjechała się też dalsza rodzina – bliźniacy Gideon i Fabian Weasley'owie z żonami, Muriel Weasley z narzeczonym, Nimfadora Lupin i Cuthberth Weasley.

Laura ostrożnie weszła do kuchni. Cioteczka Violet była odwrócona tyłem i zawzięcie wałkowała ciasto, do którego musiała dodać sporą ilość cytrynowego aromatu, bo w całym pomieszczeniu pachniało orzeźwiającą cytryną. Laura bezszelestnie przemknęła do niewielkiej spiżarni i skryła się za regałem pełnym zapraw. Zza zakurzonych słoików miała dobry widok na kuchnię. Była to na pewno lepsza kryjówka niż ta w pokoju babci Eileen, którą Laura porzuciła, słysząc zbliżającą się bandę złożoną z jej rodzeństwa i kuzynów. Dziewięcioletnia Laura, jako najmłodsza rzadko wygrywała w jakichkolwiek zabawach, dlatego dziś była zdeterminowana, by znaleziono ją jako ostatnią.

Dziewczynka wstrzymała oddech, słysząc kroki w korytarzu prowadzącym do kuchni. Odetchnęła z ulgą, gdy do środka weszła czwórka dorosłych – Nimfadora Lupin, Cuthberth Weasley i rodzice Laury.

- A cóż to tak pięknie pachnie? - odezwał się Cuthbert, cmoknąwszy cioteczkę Violet w policzek. Wujek Cuthbert był jednym z ulubionych krewnych Laury – wysoki mag o kasztanowych wąsach i dość przenikliwych, zielonych oczach był cenionym historykiem i zawsze miał jakieś ciekawe opowieści do przekazania.

- Ciasto, kochaneczku. Ale nie ma podjadania. Witaj, Doro, ty nadal w czerni? – cioteczka Violet pacnęła Cuthberta po rękach i odwróciła się do Nimfadory, która usiadła na jednym z taboretów. Nimfadora, zwana w rodzinie Dorą, była metamorfomagiem i choć jej oczy nieustannie zmieniały barwę, to włosy od miesiąca utrzymywała w kolorze głębokiej czerni.

- Theresa zostawiła mi w testamencie swoje akwamaryny, uznałam, że uhonoruję ją w ten sposób. – wzruszyła ramionami Dora.

- No właśnie. Testament Theresy. – westchnął ojciec Laury, Arthur Potter, obecna głowa rodziny Potterów, jako najstarszy wnuk Jamesa Syriusza.

- Pominęła was? To do niej niepodobne. – zdziwił się Cuthbert.

- Nie, ale zostawiła ogromną kwotę staruszce Lily Lunie. – powiedziała matka Laury, Kathleen, obejmując swój wydatny brzuch. Laura już niedługo miała pozostać najmłodszą w rodzinie – Kathleen powinna urodzić za jakiś miesiąc.

- Nie powiedzieliśmy staruszce o śmierci Theresy. To mógłby być dla niej śmiertelny szok, w końcu były bliskimi przyjaciółkami. No i Theresa była ostatnią z pokolenia staruszki, a przecież była dużo młodsza. – wyjaśniał Arthur.

- Będziecie musieli jej powiedzieć, wydaje mi się, że staruszka Lily Luna spokojnie dotrwa do swoich dwusetnych urodzin. – powiedział Cuthbert, usiłując skraść kilka orzechów rozłupanych przez cioteczkę Violet.

- Tu rodzi się kolejny problem. – mruknęła Kathleen.

- Nie jesteście w stanie rozbudować już domu, prawda? – Dora pokiwała głową ze współczuciem.

- Konstrukcja i tak jest obciążona, chyba jedynie magia Albusa wciąż trzyma ją w całości. A staruszka Lily Luna zajmuje największy pokój wschodniego skrzydła. Gdzie się podziejemy ze wszystkim, gdy maleństwo przyjdzie na świat? Jasmine i Laura są już za duże, by dzielić pokój z Charlusem. – mówiła Kathleen. Laura drgnęła na wspomnienie swojego imienia, nie umknął jej też ten pełen czci i szacunku ton, z jakim jej matka wypowiadała imię ,,Albus".

- Kochanie, obiecałem ojcu, że ona będzie mieszkać w tym domu, a on obiecał to swojemu ojcu. Poza tym staruszka Lily Luna zawsze była dla mnie jak trzecia babka, nie mógłbym jej teraz wyrzucić. – zaprotestował Arthur, z rozterką mierzwiąc swoje rozczochrane włosy.

- Och, ale nie chodzi tylko o miejsce. Boję się o maleństwo. Staruszka zachowywała się dziwnie już gdy Laura była niemowlęciem. Czasem znajdywałam ją w środku nocy pochyloną nad kołyską. A przecież zazwyczaj nie opuszcza swojego pokoju!

Laura, skryta w spiżarce, otworzyła szerzej oczy – nikt nigdy jej nie mówił, by staruszka Lily Luna tak się zachowywała. Na dobrą sprawę, to Laura nie pamiętała, by Lily Luna opuszczała swój wielki pokój – chociaż może była na pogrzebie dziadka Laury, trzy lata temu.

- Cuthbercie, a może udałoby ci się porozmawiać z Roweną albo Augustą, czy nie wzięłyby staruszki na kilka miesięcy do rezydencji? – spytał Arthur, wyraźnie ulegając woli żony. Laura słuchała z uwagą – gdyby staruszka wyjechała na kilka miesięcy, nie trzeba by było trzymać dyżurów w zanoszeniu posiłków i towarzyszeniu jej przy jedzeniu.

- Wątpię, by się zgodziły. Ojciec Roweny, Neville Dumbledore, odkąd skończył sto trzynaste urodziny coraz bardziej dziwaczeje, a Augusta urodziła bliźnięta, zatem rezydencja też jest przepełniona. – odpowiedział Cuthbert.

- Bliźnięta? Przekaż jej nasze gratulacje. W tym wieku to nawet na czarownicę niebywałe. Wygląda na to, że Dumbledore'ów będzie jednak więcej niż Potterów i Weasley'ów razem wziętych! – wtrąciła się cioteczka Violet.

- W zasadzie można się tego było spodziewać, w końcu Minerwa urodziła jeszcze dziewięcioro dzieci po Allegrze Maurze. – powiedział Cuthbert.

Laura poczuła dreszcze przechodzące przez jej ciało. Zawsze tak było ilekroć ktoś wymawiał to imię – ,,Minerwa". Ono pojawiało się w każdej podsłuchanej poważniejszej rozmowie i zawsze było wypowiadane z nieodmienną rewerencją. Jednocześnie jakby stanowiło temat tabu, bo kiedy Laura była młodsza i odważyła się zapytać o nie starszych, ci zbywali ją z zakłopotaniem. Zupełnie jakby nie umieli wyjaśnić, skąd bierze się ich szacunek dla tej kobiety.

Wtem na korytarzu prowadzącym do kuchni rozbrzmiał głośny śmiech i tupot stóp. Do środka wpadła cała grupa dzieci – brat Laury, piętnastoletni Charlus na czele, za nim jej siostra, dwunastoletnia Jasmine, a potem troje jej kuzynów w wieku od dziesięciu do trzynastu lat – Maples, Azalea i Daisy.

- Dzieci, uspokójcie się trochę! Biegacie wrzeszcząc po całym domu, co to ma znaczyć!? – zawołała Kathleen.

- Widzieliście Laurę? Szukamy jej już od kwadransa, wygrała zabawę w chowanego. – powiedziała Jasmine.

Laura poczuła przypływ dumy. Udało jej się wygrać! Już miała wyjść ze swojej kryjówki, gdy ogromny słój stojący obok pękł z brzękiem tłuczonego szkła.

- Na brodę Merlina!

- Co to jest?

- Laura?

- Co ty tam robisz?!

Wszyscy zgromadzili się w drzwiach spiżarni i błądzili wzrokiem między Laurą, a kałużą rozlanego eliksiru przeciwgorączkowego. Ona sama czuła się okropnie – wiedziała, że matka zaraz nazwymyśla ją nie tylko za zbicie słoja i wylanie cennej mikstury, ale też za podsłuchiwanie dorosłych. I rzeczywiście, Kathleen nabrała powietrza, by rozpocząć tyradę, ale to Cuthbert odezwał się pierwszy:

- Interesujące. Zdarzało ci się coś takiego, młoda damo? – spytał, a potem machnął różdżką, naprawiając słoik.

- Parę razy potłukła talerze, zazwyczaj gdy zupa jej nie smakowała. – powiedział Arthur i szybkim zaklęciem sprzątnął resztki mikstury z podłogi.

- Hmm, a myślałem, że w waszej rodzinie to przejdzie w dalszej linii jedynie na Lucasa. – wymamrotał Cuthbert, z zainteresowaniem przyglądając się Laurze.

Ona wbiła wzrok w czubki swoich butów. Zastanawiała się, czy Cuthbert ma na myśli moce wujaszka Lucasa – Laura wiedziała, że Lucas, jako syn Albusa Severusa był uważany za najpotężniejszego maga w rodzinie Potterów, potężniejszego nawet niż jej dziadek Remus.

- Dobrze, dość już myszkowania w mojej spiżarni! Lauro, powinnaś mi powiedzieć, że się tam chowasz. Zaniesiesz mleko i cukierki staruszce Lily Lunie. – oznajmiła cioteczka Violet, tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Charlus i Maples roześmiali się z uciechą – teoretycznie to któryś z nich miał dzisiaj iść spędzić kwadrans z staruszką Lily Luną. Dla wszystkich dzieci zanoszenie jedzenia staruszce było przykrym obowiązkiem – czarownica prawie się nie odzywała, a jej ponura obecność była przytłaczająca.

- Cuthbercie, czy ty zjadłeś te cukierki, które zostawiłam na szafce?! – cioteczka Violet groźnie położyła ręce na biodrach, a jej jasnozielone oczy ciskały gromy.

- To cytrynowe dropsy, moje ulubione! – Cuthbert próbował się usprawiedliwiać, ale został pogoniony z kuchni zaczarowaną chochlą. Kuzyni i rodzeństwo Laury pobiegli za nim, śpiewając psotne piosenki.

- Będę musiała kupić więcej tych dropsów. Cóż, zaniesiesz staruszce tym razem ciastka, powinny być jakieś w tej szafce po lewej. – powiedziała cioteczka Violet do Laury, jednocześnie stawiając na małej tacy dzbanek z podgrzanym mlekiem, które staruszka Lily Luna Potter piła zawsze o jedenastej.

Laura zajrzała do wskazanej szafki, ale tam nie było zwyczajowych czekoladowych ciastek przepisu prapraprababci Molly. Nie chcąc denerwować jeszcze bardziej cioteczki Violet, Laura szybko porwała puszkę, w której było coś przypominającego ciastka. Następnie dziewczynka zabrała tacę i ruszyła w mozolną drogę do wschodniej części domu, do królestwa staruszki Lily Luny.

Wielkie drzwi do pokoju Lily Luny zaskrzypiały złowieszczo, gdy Laura pchnęła lekko jedno z ich skrzydeł. Jak zwykle, wewnątrz panował mrok, bo okna były dokładnie zakryte przez wielkie zasłony. To do nich skierowała się Laura, gdy postawiła tacę z mlekiem i puszką ciastek na stoliku przy drzwiach. Na pamięć znała ścieżkę do okien, w labiryncie dziesiątek najdziwniejszych przedmiotów, jakie staruszka zgromadziła przez ponad sto sześćdziesiąt lat swojego życia.

Zasłony były ciężkie i ciemne, a osadzony na nich kurz sprawiał, że Laura bała się, iż kichnie głośno. Gdy już je odsunęła, pokój zalało jasne światło przedpołudniowego słońca. Dziewczynka odwróciła się, najpierw rzucając okiem na stojący w kącie szezlong, na którym siedziała drobna, krucha postać. Staruszka Lily Luna miała otwarte oczy, a w kościstych palcach obracała różdżkę. Laura stwierdziła, że to musi być jeden z lepszych dni, skoro czarownica opuściła łóżko.

- Dzień dobry, staruszko Lily Luno. – Laura powoli postawiła tacę na stoliku obok szezlonga. Sama przycupnęła na krześle obok. Starsza dama się nie odezwała, ale machnęła różdżką, nalewając ciepłego mleka do szklanki. Laura otworzyła puszkę i wyłożyła kilka ciastek na talerzyk. Pachniały intensywnie, piernikowo i miały kształt traszek z zakręconymi ogonami.

Lily Luna najpierw zmierzyła ciastka nieufnym spojrzeniem, ale potem wzięła głęboki wdech i jakby zaciągnęła się ich zapachem. Laura otworzyła szerzej oczy, widząc jak staruszka uśmiecha się szeroko, ukazując nawet idealne, białe zęby.

Dziewczynka przez moment z zafascynowaniem obserwowała, jak starsza wiedźma sięga po piernikową traszkę, by zacząć ją wolno jeść z rzadkim na jej pomarszczonej twarzy zadowoleniem. Potem tak jak zwykle, Laura zaczęła ukradkiem rozglądać się po pokoju.

Całą ścianę naprzeciw okien zajmował ogromny gobelin, przedstawiający drzewo genealogiczne rodziny Potterów i jej powiązania z innymi rodami. Laura kiedyś odważyła się zapytać Lily Lunę o swoje miejsce i odkryła, że gałązka z jej imieniem jest w kącie, na styku z prostopadłą ścianą. Teraz Laura oglądała poszczególne gałązki, szukając tej z imieniem ,,Theresa", o której mówili dorośli w kuchni.

Prawie podskoczyła, gdy staruszka Lily Luna się odezwała:

- A więc Tessa nie żyje?

Laura spojrzała z uniesionymi brwiami na starszą czarownicę, zastanawiając się, czy czasem się nie przesłyszała. Jednak Lily Luna również uniosła brwi, w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Tak mówili. – odpowiedziała ostrożnie dziewczynka, wspominając, że jej ojciec obawiał się, iż ta wiadomość będzie szokiem dla staruszki.

- Dziwne, była młodsza ode mnie. – powiedziała Lily Luna zaskakująco mocnym głosem. Laura wzruszyła ramionami.

- Ale z drugiej strony, ona nie była sobą od śmierci Aleksego. – dodała staruszka, chrupiąc piernikową traszkę.

Przez chwilę w pokoju panowała cisza, zakłócana jedynie przez ciche chrupanie Lily Luny. Laura zastanawiała się, czy może wziąć jedną z traszek – za cytrynowymi dropsami nie przepadała, ale była ciekawa smaku tych korzennych ciastek.

- Dostaniesz ciastko jak podasz mi to duże pudełko, co stoi na kominku. – rzekła Lily Luna. Laura poczuła zimny dreszcz – staruszka musiała używać na niej tej strasznej czarnej magii - legilimencji! Dziewczynka zorientowała się, że tą myśl Lily Luna też odczytała, gdy czarownica przewróciła z zniecierpliwieniem oczami i wskazała ręką na kominek.

Laura, nie wiedząc jak wybrnąć z tej dziwnej sytuacji, posłusznie podeszła do kominka. Jak zwykle spojrzała z podziwem na ogromny, nieruchomy portret wiszący nad gzymsem. Laura zawsze uważała, że przedstawiony na nim mężczyzna jest niesamowicie przystojny, choć sprawiał władcze i groźne wrażenie. Ubrany był w czarne szaty ze złotymi lamówkami i siedział idealnie prosto na krześle przypominającym tron. Miał długie czarne włosy i brodę, przez co mógł kojarzyć się z jakimś rozbójnikiem, ale jednocześnie był zbyt chudy, by za takiego uchodzić. Poza tym jego duże, szmaragdowe oczy, które zdawały się śledzić oglądającego obraz, zdradzały dziwną, wewnętrzną inteligencję. Laura zawsze skrycie uważała, że ten obraz jest arcydziełem, najlepszym obrazem w całym ich domu.

- Prawda? Sunny ma prawdziwy talent, ale mówiła, że problem tkwi w namalowaniu oczu – te zawsze lepiej wychodziły jej kuzynce, Lunamoonie. – powiedziała cicho staruszka Lily Luna, wyrywając Laurę z rozmyślań.

Dziewczynka podała starszej czarownicy proste, drewniane pudełko, zabrane z gzymsu kominka. Zawahała się, gdy Lily Luna popchnęła w jej kierunku puszkę z traszkami, ale ostatecznie wzięła jedną. Ciastko miała cudowny, ostro-słodki smak. Tymczasem Lily Luna otworzyła pudełko z cichym kliknięciem.

Laura wydała z siebie westchnienie zachwytu, widząc migoczące w słońcu klejnoty. W pudełku, na czerwonym aksamicie spoczywał śliczny, rubinowo-diamentowy naszyjnik, obok zaś pasujące kolczyki i broszka.

- Śliczne, prawda? To właśnie dostałam od Theresy, jeszcze jak obie mieszkałyśmy w Petersburgu. Jej mąż, Aleksy, był tam jubilerem. – wyjaśniła Lily Luna, z nostalgią przesuwając kościstymi palcami po błyszczących rubinach.

- Nie wiedziałam, że mieszkałaś w Rosji. – odważyła się powiedzieć Laura.

Staruszka Lily Luna odwróciła lekko głowę, patrząc na portret nad kominkiem. Na jej twarzy pojawiła się melancholia.

- Pojechałam tam jako zastępczyni ówczesnej ambasador naszej społeczności, Alexandry Zenaidov. Nie można ukryć, że dostałam tę pracę dzięki koneksjom. – wymruczała staruszka, a na jej bladych policzkach pojawił się lekki rumieniec.

I znów zapadła cisza. Lecz tym razem obie chrupały piernikowe traszki.

- Miałam jeszcze rubinową tiarę. Ale ona przepadła w odmętach Newy. – dodała Lily Luna, w zamyśleniu gładząc rubiny naszyjnika.

- Przepadła? – Laura po raz pierwszy zrozumiała, co tak naprawdę oznacza wiek staruszki Lily Luny – ogrom wspomnień i doświadczeń siedzącej obok kobiety był nie do pojęcia.

- Trafiło ją zaklęcie. Miało trafić mnie w głowę, ale …uratował mnie. – Lily Luna sięgnęła dłonią do twarzy. Laura zadrżała, uświadamiając sobie, że staruszka ociera pojedynczą łzę.

- Kto? – zapytała Laura, zupełnie zaintrygowana.

- On. – Lily Luna wskazała podbródkiem portret nad kominkiem.

Laura przeniosła wzrok na podobiznę czarodzieja – od zawsze zastanawiała się kim był. Fascynował ją, a teraz być może dowie się o nim czegoś więcej. Ostrożnie zapytała:

- Jak się nazywał?

Lily Luna westchnęła, ale odpowiedziała:

- Agravain Zenaidov. Syn Assuarina Zenaidova i Allegry Maury McGonagall- Dumbledore. Najstarszy wnuk Albusa Dumbledore'a i Minerwy McGonagall-Dumbledore.

Laura zadrżała. Znów. Lily Luna wypowiadała każde z tych imion z szacunkiem przemieszanym z tęsknotą, ale ostatnie imię wypowiedziała z czymś, czego Laura nie umiała zidentyfikować. Dziewczynka wzięła głęboki wdech, zbierając całą swoją odwagę. Patrząc w oczy w kolorze sosnowych igieł, takich samych jak jej własne, zapytała:

- Minerwa. Kim była?

Sto sześćdziesięciojednoletnia córka Harry'ego Pottera uśmiechnęła się delikatnie, wspominając piękną, czarnowłosą czarownicę o intensywnie szmaragdowych oczach. A potem zaczęła swoją opowieść:

- Najpierw była jego uczennicą…

oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

Kochani Czytelnicy!

Oficjalnie ogłaszam, że oto publikacja serii ,,Minerwa. Kim była?" dobiegła końca.

Ach, głupie łzy, miałam się nie wzruszać. Ale jest kilka rzeczy, które mnie usprawiedliwiają.

Po pierwsze, aż trudno uwierzyć, że to był 2016, kiedy powstały pierwsze szkice ,,Była jego uczennicą". Ta historia się rozrastała, momentami w kierunkach, które zadziwiały mnie samą. W 2018 zaczęłam publikować, bo wiedziałam, że będzie to dzieło dokończone. Zobowiązałam się sama przed sobą, że nie zostawię tej serii bez domknięcia większości wątków, ponieważ sama wiem, że największą frustracją czytelników są niezakończone historie. Mamy 2021 i mogę z czystym sumieniem rzec, że seria ,,Minerwa. Kim była?" jest zakończona. Z perspektywy Czytelników, prawie trzy lata czekania na grande finale to może być dużo, ale ja uważam, że tempo publikowania było odpowiednie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę rozmiary tej historii.

Po drugie, właśnie rozmiary. Siedem tomów, 190 rozdziałów, ponad 750 tys. słów... to wymagało czasu na przemyślenie, napisanie, edycję. Nie był to czas zmarnowany, o nie. Nie wiem jak Wy, ale ja widzę ogromny postęp jeśli chodzi o styl pisania na przestrzeni tych siedmiu części. I chociaż teraz może zmieniłabym sporo, to i tak pozostaję całkiem dumna z ogólnego efektu.

Po trzecie i najważniejsze, jestem absolutnie zachwycona odzewem z jakim się spotkałam i ciepłym przyjęciem przez Was, Czytelników. Wasze opinie i komentarze są dla mnie ogromnie ważne. W tym miejscu dziękuję za każdą z tych ponad 400 reviews. Wasze wskazówki mobilizowały mnie do skrupulatniejszej edycji. Wasze pomysły napędzały moją wenę. Wasze spostrzeżenia przywoływały uśmiech na moją twarz. Wszystkie Wasze miłe słowa pozwalały znaleźć optymizm, gdy beznadziejna rzeczywistość odbierała mi chęć do czegokolwiek.

Pewnie się domyślacie, że koniec to jest najlepszy moment by poprosić Was o ogólną opinię o całej serii. Co Wam się najbardziej spodobało? Co byście zmienili? Który tom był Waszym ulubionym? Co Was zaskoczyło, a czego oczekiwaliście? Może czego chcielibyście więcej? Ciekawi mnie też, jak odkryliście tą historię, bo to nie jest najpopularniejszy pairing. Będę bardzo wdzięczna za każdą review, a jeśli macie jakiekolwiek pytania albo wątpliwości, to piszcie śmiało.

Jeśli chodzi o sam epilog, to jest pełen otwartych furtek. Jeszcze żadną z nich nie przeszłam dalej, sequel nie jest napisany. Oczywiście każda wymieniona w epilogu postać ma swoją historię, wstępnie przemyślaną, lecz niespisaną. Każde z dziewięciorga dzieci Albusa i Minerwy urodzonych po wydarzeniach z serii ma barwny życiorys, a ich potomkowie przez kolejne pokolenia kształtowały międzynarodową społeczność czarodziejów. Sequel, przedstawiający ich przygody i perypetie na pewno byłby epicką opowieścią, ale jest trudny do napisania, z wielu powodów. Mnogość bohaterów, tendencje do nadawania imion po zasłużonych krewnych i przyjaciołach, bliskie związki ogromnej rodziny Dumbledore'ów z znajomymi czarodziejskimi rodami i moja niechęć do publikacji czegokolwiek co nie jest zakończone - to wszystko stoi na drodze do sequelu, ale nie mówię definitywnie nie.

A jednak, jeśli spodobało Wam się moje pisanie i poczytalibyście coś jeszcze mojego autorstwa, to mam dla Was dobrą wiadomość. Wkrótce rozpocznę publikację Trylogii Podziwianych Przodków i Przeklętych Potomków. To będzie zupełnie inna historia, AU do serii ,,Minerwa. Kim była? ". Wszystko zaczyna się, kiedy córka wymienionej w powyższym epilogu Laury, jako żywy zmieniacz czasu cofa do przeszłości swoją kuzynkę, Athenę Potter. Na ile Athena namiesza w życiu Albusa? Co jeśli uleczy jego złamane przez Gellerta serce szybciej niż Minerwa będzie w stanie to zrobić? Dlaczego to Dumbledore zawsze ma być tym mistrzem manipulacji? A jeśli tym razem to będzie Minerwa? Czy sekrety Minerwy i jej sojusz z Voldemortem doprowadzą czarodziejski świat do upadku na długo przed Halloween 1981? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania, to wypatrujcie ,,Wczorajszego snu", pierwszej części Trylogii Podziwianych Przodków i Przeklętych Potomków.

Jeszcze raz dziękuję, za to, że jesteście i czytacie. Życzę Wam wielu fascynujących historii do czytania i wszystkiego, co najlepsze.

Wasza Emeraldina