Feliks posłał kolejne groźne spojrzenie stanowi swojego konta bankowego, ale okrągła kwota sześćdziesięciu czterech złotych wcale nie chciała dopisać sobie przynajmniej dwóch zer.
– No nic – westchnął Polska. – Koniec urlopu, trzeba się wziąć do roboty, zarobić na kolejny miesiąc...
Odsunął laptopa i przykucnąwszy przy biurku, zaczął przeszukiwać jego zawartość. Najpierw wyciągnął wieczne pióro i na skrawku papieru upewnił się, że atrament nie zasechł od ostatniego razu, a potem otworzył szafkę.
– Raz, dwa, trzy... – mruczał do siebie Feliks, przekładając książki na blat. – Dobra, dziesięć styknie – uznał, zadzierając głowę do góry i mierząc wzrokiem stosik.
Zapalił lampkę i rozsiadł się na fotelu. Podsunął sobie pierwszy egzemplarz książki w twardej oprawie, ozdobiony eleganckimi okuciami, a potem przez kilka sekund rozciągał palce.
Potem Feliks sięgnął po pióro i zamaszystym gestem zdjął z niego skuwkę.
– Czyj cytat tym razem? – zastanowił się, przytykając pióro do ust i wpatrując się w pierwszą stronę. – Dobra, mam! – Mrucząc pod nosem kolejne słowa, zaczął wpisywać dedykację. – Historia jest bigosem, ciężkostrawną zbieraniną... Mmm... Drogiemu czytelnikowi... Feliks Łukasiewicz vel Polska.
Feliks spojrzał dumnie na cytat, poczekał, aż tekst zaschnie i odłożył książkę na bok. W ciągu dwudziestu minut powtórzył tę operację jeszcze dziewięć razy, a potem sięgnął po komputer.
– Wystaw przedmiot... – mamrotał do siebie, uderzając palcami w klawiaturę. – Historia Polski z autografem, unikat, gratka dla kolekcjonerów, stan nowy... Liczba przedmiotów: dziesięć, cena za sztukę: pięćset złotych...
Strona Allegro odświeżyła się i uprzejmie poinformowała Feliksa, że operacja się udała.
– Czyli fajrant – stwierdził zadowolony, odrzucając pióro na bok. – Czasami kocham tę robotę.
