Rozdział 70: Spotkanie pośród śniegu
Uwagi: Tekst został zainspirowany daną grafiką: art/Sherlock-Winter-mystrade-420472320
Padał śnieg. Było za wcześnie na opady śniegu, a jednak padał. Oczywiście działo się to podczas jednego z niewielu dni, kiedy Mycroft postanowił pójść pieszo, zamiast pojechać do pracy samochodem. Z otwartym parasolem nad głową, szedł spokojnym krokiem, mijając sklepy i ludzi, którzy nie wrócili jeszcze do domu. Były to dzieci biegające i śmiejące się, które bawiły się, obrzucając się śnieżkami (których na szczęście udało mu się uniknąć).
To nie był zbieg okoliczności, że wybrał dłuższą drogę do domu. Nie, było to spowodowane tym, że przechodził dzięki temu obok New Scotland Yardu. To miejsce wołało go, ponieważ przyciągał go mężczyzna, który często tam przebywał. Spojrzał na wciąż oświetlone okna, zastanawiając się, czy Gregory Lestrade wciąż był w środku. Starszy mężczyzna często pracował do późnej nocy, podobnie jak Mycroft, więc było prawdopodobne, że jeszcze nie wyszedł. Mycroft przez chwilę zastanawiał się, jak wślizgnąć się do środka i zaprosić go na kawę. Jednak szybko odrzucił tę myśl. Sentyment był niebezpieczną drogą.
Idąc dalej, oderwał wzrok od budynku, by ponownie spojrzeć przed siebie. Kiedy to zrobił, jego serce przyspieszyło. Przez chwilę zastanawiał się, czy faktycznie to widział, ponieważ jego myśli były tak skupione na starszym mężczyźnie, ale… Nie. To zdecydowanie był Gregory idący przed nim. Jego srebrzyste włosy były pokryte śniegiem, tak jak ramiona i szyja. Jego uszy przybrały kolor jasnej czerwieni. Mycroft uśmiechnął się do siebie i trochę przyśpieszył. Gdy zbliżył się do inspektora, przesunął parasol do przodu, żeby zakryć mężczyznę.
Obaj zatrzymali się w tym samym momencie. Greg, na którego już nie spadał śnieg, rozejrzał się zdezorientowany. Przechylając głowę, ujrzał nad sobą czarny parasol. Zanim jednak zdążył się odwrócić, by zobaczyć kto był za nim, Mycroft wyciągnął rękę i delikatnie otrzepał mu włosy z płatków śniegu. Policzki inspektora przybrały odcień zbliżony do jego przemarzniętego nosa, gdy wreszcie się odwrócił.
— Pan Holmes. — Zamrugał w szoku.
Ręka Mycrofta unosiła się w powietrza. Był lekko wzburzony, że został przyłapany na gorącym uczynku, ale patrząc na niego, nie można było tego powiedzieć. Polityk odchrząknął, opuszczając dłoń, by włożyć ją do kieszeni płaszcza. Drugą trzymał parasol nad nimi obojgiem.
— Dzień dobry, inspektorze — odpowiedział, pochylając lekko głowę.
Kiedy znów uniósł wzrok, zobaczył uśmiech na twarzy Grega, który rozgrzał go od środka. Mężczyzna był absurdalnie przystojny. Było to mocno frustrujące, że aż Mycroft chciał go złapać za ramiona i potrząsnąć nim, pytając jak to możliwe, że jest tak niesamowity.
— Dziwnie cię tu widzieć — powiedział Greg, z dłońmi w kieszeniach, patrząc na Mycrofta. — Czy coś się dzieje?
Mycroft zdziwił się. Chociaż miało to sens. Większość ich spotkań była związana z pracą (lub, co istotniejsze, dotyczyły przeważnie Sherlocka), więc oczywiście był to zrozumiały wniosek. Było to jak najbardziej logiczne, ale coś w tym niepokoiło polityka. Nie tego chciał dla nich. Pragnął… czegoś więcej.
— Nie. Nic się nie dzieje — przyznał po chwili. Zauważył, że Gregory przygląda mu się w milczeniu z zaciekawieniem. — Byłem w okolicy.
— Och, dobrze — powiedział Greg, a jego uśmiech stał się szerszy i jego brązowe oczy zabłysły. Mycroft zamrugał i uniósł lekko brew. — Czyli masz wolne popołudnie?
Mycroft ponownie zamrugał. Wolne popołudnie… Z pewnością inspektor Lestrade nie insynuował tego, co myślał polityk.
— Przypuszczam… — powiedział, patrząc z ciekawością na starszego mężczyznę.
Przesunął parasol, przesuwając go nieco bardziej, aby znalazł się między nimi, gdy śnieg nadal padał.
— Co oznacza, że możesz dołączyć do mnie na kawę?
Ka…kawa? Dlaczego, u licha, Gregory zaprosił go na kawę. Zaprosił go… by razem wyjść. Czuł, jak rumieniec pojawia się na policzkach. Miał tylko nadzieję, że inspektor uzna to za wynik chłodu.
— Dalej, panie Holmes. Chodź ze mną na kawę. Spotkajmy się chociaż raz bez żadnej rozmowy związanej z interesami — zachęcał go Greg z nieco nerwowym i nieśmiałym wyrazem, który zakradł się na jego twarz, która zwykle wyrażała pewność siebie. To było ujmujące. Jak można było odmówić?
— W porządku — zgodził się, kiwając głową. Dobrze byłoby uciec z tego zimna. Czy klasyfikowało się to jako randka? Nie, nie mógł być zbyt pewny siebie. — Prowadź, Gregory.
