Interludium: Jedenasty list Wyzwolicielki
5 czerwca 1997
Drogi ministrze Scrimgeourze,
Już po wszystkim. Już po wszystkim i jak tylko rzucę ten list wiatrom, żeby zaniosły go do pana, opuszczę to miejsce na dobre i na zawsze.
Cóż. Może nie tak do końca na dobre i na zawsze. Prawdopodobnie od czasu do czasu będę widywać się z rodzicami. Ale nie będę musiała już tu mieszkać i to – w połączeniu z wyczekiwaną wolnością – mi wystarczy.
Podejrzewam, że to trochę dziwne, że myślę o panu jak o przyjacielu. Ale tak jest. Mimo, że nie był pan w stanie mi odpowiedzieć poza wygłoszeniem kierowanych do mnie kilku linijek w publicznych przemowach i tym jednym, nieudanym najeździe (za którego sprowokowanie wciąż jest mi niesłychanie głupio), czuję się, jakbym pana znała. Był pan gotów mnie wysłuchać, a w moim życiu pojawiło się naprawdę niewiele takich osób. Byłam pochwycona w pułapkę ogromnego cyklu, w którym nie tylko nie robiłam tego, co chciałam, ale wierzyłam też, że nigdy nie będę w stanie czegokolwiek z tym zrobić. Przełamał go pan dla mnie i jestem za to wdzięczna.
To już...
Za chwilę pojawię się w ministerstwie. Za chwilę się aportuję. To kulminacja tak wielu miesięcy czekania, że aż nie wierzę, że wreszcie do niej dochodzi. Koniec wiosny, początek lata. Och, na tak wiele sposobów!
Nie mogę doczekać się zobaczenia pańskiej twarzy, ministrze, powiedzenia panu, jak wiele to dla mnie znaczy, że moje uwięzienie wreszcie dobiegło końca. To od pana otrzymałam jakiś cel i odwagę na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Dziękuję.
Lecę!
Z uszanowaniem,
Wyzwolicielka
