Był wtorkowy wieczór, gdy Hermiona wysiadając z Ekspresu Hogwart, uświadomiła sobie, że dokładnie siedem lat temu, w miejscu, w którym teraz stała, rozpoczęła się jej przygoda z magią. Jednak ten rok miał być inny niż poprzednie. W tym roku miało brakować przy niej Harry'ego i Rona. Obaj stwierdzili, że po wygranej wojnie nie muszą kończyć szkoły. I nie pomylili się, bez problemu dostali posady aurorów. Zresztą nie tylko oni. Minister Magii ogłosił, że wszyscy, którzy brali udział w wojnie, nie muszą kończyć szkoły. Tylko Hermiona nie była jeszcze gotowa, aby pożegnać się z miejscem, w którym tak wiele przeżyła, dlatego postanowiła wrócić i ukończyć szkołę. Był też drugi powód, o którym nikomu nie powiedziała. Ronald Weasley. Odkąd Hermiona otwarcie powiedziała, że traktuje go jak brata i nie potrafi na niego spojrzeć inaczej, chłopak przestał się do niej odzywać, a wręcz zaczął ją ostentacyjnie ignorować. Gryfonka uznała, że dobrym wyjściem będzie usunięcie się z jego otoczenia na jakiś czas.
Dziewczyna pomyślała, że będzie jej brakować nie tylko Harry'ego i Rona, ale też Dumbledore'a. Nie potrafiła wyobrazić sobie Hogwartu bez niego. Jednocześnie nurtowało ją pytanie, kto go zastąpi i po cichu liczyła, że będzie to profesor McGonagall. No i był jeszcze Severus Snape. Hermiona myślała, że nigdy nie zatęskni za tym mężczyzną, a jednak wydarzenia, które miały miejsce podczas wojny, całkowicie zmieniły jej spojrzenie na Mistrza Eliksirów. Bez wątpienia, uważała go za najodważniejszego człowieka, jakiego znała. Poza tym perspektywa eliksirów ze Slughornem nie pomagała dziewczynie stworzyć wizji udanego roku. Nie mogła powiedzieć, że był złym nauczycielem, ale jednak Snape miał „to coś", które czyniło te lekcje interesującymi. W końcu był Mistrzem Eliksirów – z tego, co wiedziała, profesor Slughorn nie posiadał tego tytułu.
- Hermiono! – usłyszała za sobą czyjeś wołanie. Odwróciła się i zobaczyła idącego w jej kierunku Hagrida. Jak zawsze uśmiechał się, a ona odpowiedziała mu tym samym.
- Witaj Hagridzie! Jak minęły Ci wakacje?
- Świetnie, świetnie. Wpadnij do mnie potem na herbatkę, to pogadamy. Teraz mam do Ciebie pilną sprawę. Chodź ze mną.
- Dokąd?
- Do zamku, ktoś chce Cię widzieć.
- A co z pierwszorocznymi? Przecież zawsze się nimi zajmujesz.
- O nich się nie martw. Chodźmy już.
Tajemnicze zachowanie Gajowego wydało się Hermionie podejrzane, ale posłusznie poszła za nim. Wszelkie próby dowiedzenia się czegoś na temat tej „pilnej sprawy" spełzły na niczym, gdyż Hagrid, jak nigdy, milczał jak zaklęty.
- Czemu jesteś taki zadowolony?
- To źle? – spytał, zerkając na nią.
- Nie, to wspaniale. Po prostu dawno Cię takiego nie widziałam.
- Ano, bo dawno nie było powodów do radości. Wiśniowe pufki.
- Wiśniowe… Co?
Dopiero teraz, Gryfonka zauważyła, że stoją przed posągiem chimery, prowadzącym do gabinetu dyrektora. Hasło nie zdziwiłoby jej, gdyby w szkole był Dumbledore. On uwielbiał takie dziwne nazwy. Jednak to nie mógł być on, więc kto to wymyślił?
- Hagrid, kto teraz jest dyrektorem? – zapytała cicho, wspinając się po schodach za Gajowym.
- Zaraz sama zobaczysz.
Hagrid zapukał do drzwi i wszedł, a dziewczyna zaraz za nim. Za biurkiem siedział czarodziej w podeszłym wieku, z długą siwą brodą. NA MERLINA! Przecież to niemożliwe!
- Profesor Dumbledore! – Gryfonka oniemiała. Zupełnie nie wiedziała, co się dzieje i o co w tym wszystkim chodzi. Przecież on nie żył od roku. Nim zdążyła o cokolwiek zapytać, Hagrid wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
- Rusz się Granger! Nie mamy całego dnia!
Hermionę po plecach przeszły ciarki, gdy usłyszała TEN głos. Myślała, że to sen, albo ktoś zrobił Eliksir Wielosokowy i stroi sobie z niej żarty. Przecież to niemożliwe, żeby Severus Snape tak po prostu stał sobie przy biurku Dumbledore'a, który, o ironio, też powinien leżeć w grobie.
-Ale… jak? Przecież… Wy… - Gryfonka nie mogła się wysłowić. Pierwszy raz w życiu nie wiedziała, co powiedzieć.
- No proszę, proszę. Jednak dożyłem chwili, w której zabrakło Ci słów. A teraz przestań dukać i siadaj, to może się czegoś dowiesz – powiedział lodowatym tonem Snape.
- Severusie spokojnie. To zapewne duży szok widzieć dwóch zmarłych profesorów... – przerwał mu dyrektor. - ...żywych.
Tymczasem dziewczyna usiadła na wskazanym miejscu, próbując nieco uspokoić drżenie rąk wywołane szokiem. Nie mogła nad tym zapanować. Po wojnie długo rozmyślała o tym, że już nie zobaczy tego bystrego wzroku, spoglądającego znad połówek okularów. Nawet widok Snape'a ją ucieszył. Widać nietoperza z lochów, nie było tak łatwo pokonać. Ta myśl nieco uspokoiła Hermionę.
- Profesorze, jak to możliwe, że pan i profesor Snape żyjecie?
- Wiem, że Cię to interesuje, jednak nie jest mi na razie dane zaspokojenie Twojej ciekawości. Poza tym to dość długa i skomplikowana historia. Na pewno dowiesz się wszystkiego, kiedy przyjdzie na to czas. Teraz wezwałem Cię z innego powodu. Chcę, abyś w tym roku objęła funkcję Prefekta Naczelnego.
Dziewczyna wstrzymała oddech, doznając kolejnego szoku.
- Jjjaa…? – wydukała nieprzytomnie.
- Na Merlina, Granger! Za mocno oberwałaś na tej wojnie i całkiem Ci na mózg padło?!
Snape warknął, ale zaraz się opanował. Jednak tym razem to Hermiona wybuchła.
- Ciekawa jestem, jakby Pan zareagował, gdyby stanął przed Tobą zmarły przed rokiem człowiek i osoba, której śmierci byłeś świadkiem?! - dziewczyna dopiero pod koniec swojej wypowiedzi uświadomiła sobie, że zwróciła się do mężczyzny na „Ty", co nieco uspokoiło jej wybuch.
Severus miał ochotę nawrzeszczeć na tę dziewuchę. Zaledwie kilka dni temu wrócił do żywych i już musiał borykać się z niezrównoważoną psychicznie nastolatką. Gdy słowo „nastolatka" wybrzmiało w jego myślach, Snape zmierzył Hermione uważniej wzrokiem i zrozumiał, że ona już nie była dziewczynką. Mimo że za nią nie przepadał, musiał przyznać, że wyrosła na ładną kobietę. Nabrała bardziej kobiecych kształtów i poruszała się z trochę większą gracją, niż gdy widział ją ostatni raz. Szopę brązowych włosów zastąpiły delikatne fale spływające na ramiona dziewczyny, a piękne mleczno-czekoladowe oczy były otoczone wachlarzem czarnych jak heban rzęs.
Z zamyślenia wyrwał Snape'a głos Albusa.
- Severusie…
- Tak?
- Proszę Cię, abyś pomagał pannie Granger. Sam piastowałeś to stanowisko, więc wyjaśnisz jej, co należy do jej obowiązków. Liczę też, że pomożesz jej w pełnieniu tej funkcji. Przynajmniej na początku.
Snape spojrzał na dziewczynę z niechęcią. Mimo wszystko coś mówiło mu, że to może być dość interesująca współpraca.
- Oczywiście Albusie. Granger bądź dzisiaj o dwudziestej drugiej w moim gabinecie.
- Dobrze profesorze – odpowiedziała potulnie Gryfonka, nie chcąc kusić losu. Wiedziała, że ma sporo szczęścia, że Snape nie zareagował na jej wcześniejszy wybuch. Miała też nadzieję, że dzięki współpracy z Mistrzem Eliksirów naucz się czegoś, co wykracza poza program nauczania. W końcu jej pragnienie wiedzy zawsze pozostawało niezaspokojone.
- Hermiono możesz już iść do Wielkiej Sali. Zapewne jesteś głodna i zmęczona po podróży.
Kobieta wstała i skierowała się do drzwi, jednak zatrzymał ją głos dyrektora.
- Jeszcze jedno. Nie mów nikomu, że ja i Severus żyjemy, niech to będzie... Niespodzianka – starszy mężczyzna dokończył z uśmiechem.
Gryfonka skinęła tylko głową i wyszła. Od razu skierowała się do Wielkiej Sali, gdzie zasiadła do stołu wśród szeptów reszty uczniów, zastanawiających się gdzież to podziewała się sławna przyjaciółka Pottera. Dziewczyna zapomniała, że po wojnie stała się niemal tak sławna, jak Harry.
Hermiona nie zdążyła nawet niczego zjeść, gdy przez drzwi Wielkiej Sali wkroczył Albus Dumbledore w towarzystwie Severusa Snape.
Wśród uczniów zapanowała cisza. Gryfonka rozglądała się po sali i widziała zszokowane miny uczniów, którzy z rozdziawionymi ustami wyglądali dość zabawnie. Dziewczyna uświadomiła sobie, że pewnie wyglądała tak samo, kiedy pół godziny temu weszła do gabinetu dyrektora.
Tylko niektórzy pierwszoroczniacy nie wiedzieli, co się dzieje. I nic dziwnego. Możliwe, że nowi uczniowie, z mugolskich rodzin nawet nie wiedzieli, kim są osoby wchodzące do Wielkiej Sali.
Gdy dyrektor wraz ze Snapem przemierzali pomieszczenie, z tłumu uczniów zaczęły dochodzić pierwsze nieśmiałe brawa, a pierwszoroczniacy wypytywali starszych, co się dzieje.
Dumbledore stanął na miejscu, z którego zwykł przemawiać i wszyscy umilkli.
- Moi drodzy uczniowie. Wybaczcie, że nie przywitałem Was wcześniej, ale miałem do załatwienia kilka spraw po powrocie. Większość z Was pewnie zadziwia fakt, że ja i profesor Snape stoimy przed Wami cali i zdrowi. Niestety nie mogę Wam dokładnie wyjawić, co sprawiło, że żyjemy. Powiem tylko tyle, że gdyby nie profesor Snape na pewno byśmy się dziś nie widzieli.
Wszystkie oczy powędrowały ku Mistrzowi Eliksirów, on jednak siedział niewzruszony, na swoim zwykłym miejscu przy stole nauczycieli. Za to Ślizgoni zaczęli bić brawa dla opiekuna swojego domu – jeszcze nie byli świadomi, że byłego opiekuna.
- Mam dla Was jeszcze kilka informacji. Pierwsza jest taka, że posadę nauczyciela Obrony przed Czarną Magią obejmie w tym roku profesor Severus Snape.
Hermiona spojrzała na Snape, który sam wydawał się zdumiony tym faktem.
- A posadę nauczyciela Eliksirów oraz opiekuna Slytherinu tak jak w zeszłym roku będzie zajmował profesor Horacy Slughorn. W tym roku na miejscu Prefekta Naczelnego została obsadzona panna Hermiona Granger z Gryffindoru.
Przy stole Gryfonów rozległy się krzyki radości i gromki aplauz. Policzki Gryfonki oblały się rumieńcem. Wiele osób zaczęło jej gratulować. Jednak burzę radości przerwał głos dyrektora.
- Z mojej strony to tyle. Pannie Granger gratuluję, a Wam drodzy uczniowie życzę miłego wieczoru. Odpoczywajcie, bo już jutro zaczynacie zajęcia.
Gdy Dumbledore usiadł, wszyscy uczniowie zabrali się za kolację i zajęli się swoimi sprawami, choć i tak głównym tematem przy kolacji byli dwaj profesorowie, którzy niespodziewanie powrócili z zaświatów.