Rozpoczęcie roku szkolnego w Hogwarcie odbyło się, jak zawsze, we wzniosłej i uroczystej atmosferze. Mimo że Dumbledore nie był już dyrektorem, za to jego miejsce zajmował najbardziej znienawidzony niegdyś profesor w całej szkole, klimat wciąż był taki sam, a Severus Snape robił wszystko, co tylko mógł, by społeczność szkolna Hogwartu czuła się w murach tego zamku jak najlepiej.

Najpierw, jak zwykle, odbyła się ceremonia przydziału. Tego roku najwięcej dzieciaków trafiło do Gryffindoru. Później, również zgodnie z harmonogramem, dyrektor wygłosił powitalną przemowę, a następnie przedstawił nową nauczycielkę obrony przed czarną magią. Reszta ciała pedagogicznego się nie zmieniła.

Gdy Aurora Malfoy, siedząca obok Horacego Slughorna i Sybilli Trelawney – która, swoją drogą, przez całą kolację próbowała uzmysłowić młodszej kobiecie, że widzi zbliżające się do niej niebezpieczeństwo i potworne wydarzenia, na co Aurora odpowiadała beztroskim tonem, że dla niej to nic nowego – powstała, by skinąć głową w kierunku uczniów, przez salę przeszedł szmer. Snape udał, że nie słyszy szeptów i zduszonych okrzyków, zwłaszcza wśród starszych uczniów siedzących przy stole Gryfonów, które towarzyszyły ogłoszeniu, że niejaka pani Malfoy została nauczycielką. Obwieścił natomiast, że czas na biesiadę. Kilka sekund po tym na wszystkich stołach w sali pojawiły się błyszczące miski, tace, talerze i półmisy wypełnione jedzeniem, a także dzbanki z napojami.

Aurora nie miała zbyt wielkiego apetytu. Poruszenie wśród uczniów – a także wśród nauczycieli, którzy zareagowali podobnie, kiedy na radzie pedagogicznej, mającej miejsce trzy dni temu, Snape ogłosił, że przyjął ją na stanowisko nauczycielki obrony – przybiło ją nieco mocniej, niż się tego spodziewała. Zwłaszcza, że zapewne nie wybuchło ono z powodu podziwu do jej osoby. Nie wszyscy, jak podejrzewała, brali pod uwagę to, iż zwolniono ją z kary, ponieważ pomagała Dumbledore'owi oraz została włączona w szeregi śmierciożerców nie ze względu na własne chęci i przekonania, tylko z powodu swojej rodziny. Niektórzy wciąż widzieli w niej niebezpieczną zwolenniczkę Voldemorta, która cudem uniknęła więzienia, a wiedziała o tym dlatego, że gdy przed radą pedagogiczną, idąc korytarzem, spotkała na swojej drodze profesor Hooch, o mało nie została przez nią potraktowana zaklęciem. Nauczycielka latania, nie wiedząc jeszcze wtedy o przyjęciu Aurory, była bowiem przekonana, że Malfoy zjawiła się w zamku, by po latach zamordować Snape'a, który to okazał się być szpiegiem w obozie Voldemorta. Dopiero McGonagall i Severus we własnej osobie wyjaśnili profesor Hooch, jak bardzo się pomyliła.

Minerwa po tym zdarzeniu zaprosiła Aurorę na rozmowę do swojego gabinetu, by upewnić się, że ma się dobrze po tym niemiłym incydencie. Snape natomiast nie dał jej odczuć, że jakkolwiek przejęła go ta sytuacja. Oczywiście Malfoy wiedziała, że to nie był ktoś, po kim mogła się spodziewać słów pocieszenia, jednak nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, iż Severus Snape z jakichś przyczyn jej po prostu nie lubił.

Prawdę mówiąc, jakkolwiek narcystycznie to zabrzmi, spodziewała się, że zostanie przez niego przyjęta z otwartymi ramionami. Owszem, nigdy nie byli blisko w przeszłości, nawet nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele razy, ale obydwoje należeli do śmierciożerców, działając jednocześnie za plecami Czarnego Pana na rzecz Dumbledore'a. Ona, z tego właśnie powodu, czuła z nim pewnego rodzaju więź – przecież tylko Snape byłby w stanie realnie zrozumieć strach, który czuła, kiedy zdradzała Voldemorta przekazując informacje głowie Zakonu Feniksa – jednak on prawdopodobnie nie powiedziałby o odczuciach do niej tego samego.

Wychyliła się lekko do przodu, by spojrzeć na Severusa. Siedział on po prawej stronie Horacego, czyli tylko jedno miejsce dalej. Nawet jeśli wyczuł jej wzrok, w żaden sposób na to nie zareagował, dalej przeżuwając wolno kawałek kurczaka, słuchając Minerwy, która coś mu opowiadała i wpatrując się przed siebie.

o-o-o

W ciągu wakacji Severus nie zdecydował się na podróż do Ministerstwa Magii, by wyrazić swoje zaniepokojenie tym, co wypisywano od kilku miesięcy na temat czarodziejów czystej krwi w Proroku Codziennym. Po pierwsze artykułów uderzających w tę konkretną grupę społeczeństwa czarodziejskiego pojawiło się nieco mniej oraz były w delikatniejszym tonie, niż wcześniej, więc można było uznać, że Peter Martin się uspokoił, a po drugie – od dawna w czarodziejskim świecie obowiązywała niepisana umowa, że Ministerstwo nie miesza się w politykę Hogwartu, a Hogwart nie miesza się w politykę Ministerstwa.

Snape zdawał sobie więc sprawę z tego, że wparowanie do biura Ministra Magii z pretensjami – i nieważne już, że słusznymi i uzasadnionymi – mogłoby się skończyć doprawdy nieciekawie dla niezależności szkoły. Wiedział o tym, bo przecież Dumbledore nigdy nie trzymał się od Ministerstwa dość daleko i właśnie dlatego ciągle był na celowniku władz. Snape nie chciał zaczynać kolejnej wojny między Hogwartem a Ministerstwem, w końcu dopiero co nastał w czarodziejskim świecie pokój. Był więc świadom, że musiał wstrzymywać się z interwencją tak długo, jak tylko było to możliwe. Oczywiście gdyby Peter Martin zainicjował jakieś naprawdę niepokojące działania, to wtedy dyrektor Hogwartu ruszyłby do boju, ale na ten moment, bądź co bądź, chodziło tylko o artykuły w gazecie, która – jak każdy wiedział – nie była bezstronna, dlatego nie stanowiła, od bardzo zresztą dawna, rzetelnego źródła wiedzy.

Jak się jednak okazało, Minister Magii wcale nie dbał o to, by nie zaczynać wojny z Hogwartem. Już drugiego września w porannym wydaniu Proroka Codziennego pojawił się artykuł o tytule: Hogwart przejęty przez śmierciożerców po raz drugi. Można było w nim przeczytać:

Niepokojące wieści napłynęły do nas ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

Jak się dowiedzieliśmy, wczoraj oficjalnie grono pedagogiczne powiększyła Aurora Malfoy, która została przyjęta na stanowisko nauczycielki obrony przed czarną magią. Za decyzją o jej zatrudnieniu stał nie kto inny, jak oczywiście dyrektor Hogwartu, czyli Severus Snape. Nie sposób nie skojarzyć tych dwóch nazwisk z Lordem Voldemortem, który trzy lata temu został wreszcie pokonany, bowiem i Severus Snape, i nowa nauczycielka obrony przed czarną magią w przeszłości należeli do szeregów zła, noszących wówczas niechlubną nazwę śmierciożerców.

Nie trzeba być fanatykiem historii, by wiedzieć i doskonale pamiętać, jak przed bitwą o Hogwart, kończącą zresztą Drugą Wojnę, szkoła magii została przejęta właśnie przez śmierciożerców. Każdy, kto działał po właściwej stronie, czyli wspierał Zakon Feniksa oraz był obecny w tamtych czasach w Hogwarcie, pamięta okropności, które były tam wtedy na porządku dziennym. Samozwańczym dyrektorem został wtedy Severus Snape. Oczywiście podczas jego procesu wyszło na jaw, że działania te podyktował mu Dumbledore, który w tamtym momencie już nie żył, jednak nie zmienia to faktu, że Snape bez wzruszenia przyglądał się, jak śmierciożercy torturują dzieci i młodzież. Wczoraj natomiast oficjalnie powitał w Hogwarcie kobietę, której ojciec został skazany na pocałunek dementora – co w naszym świecie równa się z karą śmierci – ponieważ był jednym z najwierniejszych zwolenników Voldemorta. Sama Aurora uniknęła odpowiedzialności za posiadanie Mrocznego Znaku oraz popełnione przestępstwa, ponieważ – jak się okazało podczas procesu śmierciożerców – przekazała kilka istotnych informacji Dumbledore'owi. O ile więc niezesłania jej do Azkabanu przez Wizengamot jesteśmy w stanie zrozumieć, o tyle świadomość, że od dzisiaj zaczyna ona nauczać nasze dzieci jest po prostu porażająca.

Czy historia się powtórzy? Czy, jak przed trzema laty, śmierciożerczyni będzie dręczyć najmłodszych czarodziejów, a dyrektor, Severus Snape, będzie przyglądał się temu z brakiem wzruszenia?

Sytuacja jest bardzo niepokojąca. W dodatku pani Aurora Malfoy pochodzi z rodziny, która czystą krew od zawsze uważała za najważniejszą. Czy to rozsądne, powierzać komuś takiemu nauczanie i wychowywanie dzieci, pośród których są również te, które pochodzą z mugolskich rodzin?" – zastanawia się słusznie Peter Martin, Minister Magii i dodaje: „Apeluję do dyrektora Hogwartu, Severusa Snape'a, aby nie ryzykował, że dopiero co zamknięty rozdział z Voldemortem w roli głównej się powtórzy, zwłaszcza że nie tylko zatrudniona przez niego kobieta, ale i on sam, wciąż budzi u wielu osób kontrowersje".

To miał być dobry dzień. Aurora od tak dawna na niego czekała.

Ostatnie dwa lata spędziła w Irlandii, do której wyjechała zaraz po tym, jak zakończył się jej proces. Nigdy nie była kimś, kto uciekał albo chował głowę w piasek, jednak wtedy nie czuła po prostu gotowości na konfrontację z angielską społecznością czarodziejów. Chciała odpocząć, chciała ułożyć sobie wszystko na spokojnie w głowie i uniknąć zbędnych pytań. Wiedziała jednak, że kiedyś wróci, w końcu Anglia była jej domem, a swoją przyszłość wiązała właśnie z nauczaniem w Hogwarcie.

I udało jej się – po zdobyciu pożądanego wykształcenia wyższego na irlandzkiej uczelni magicznej wróciła i została przyjęta na stanowisko nauczycielki. Miała zacząć w końcu żyć tym życiem, którym chciała. Miała wyjść na środek pracowni i stać się prawdziwą nauczycielką, a jednocześnie pokazać, że jest osobą, której warto zaufać, której warto dać szansę.

Szansa została jednak jej odebrana, nim w ogóle ktokolwiek zdążył nią ją obdarzyć.

Drugiego września, mniej więcej około siódmej trzydzieści, stado sów pojawiło się w Wielkiej Sali z egzemplarzami porannego wydania Proroka Codziennego. Większość nauczycieli oraz uczniów siedziała przy stołach spożywając śniadanie.

Horacy Slughorn, który zwykle zajmował miejsce po lewej stronie Severusa, nie zjawił się tego dnia na śniadaniu, ponieważ zaczynał lekcje później. Dla nikogo nie było jasne, co stanowiło dla niego większą wartość – jedzenie czy sen. W każdym razie tamtego poranka najwyraźniej postawił na sen, dlatego Aurora pozwoliła sobie usiąść obok Snape'a, jednak ten i tak nie odezwał się do niej ani słowem. Skinął jedynie głową na jej „dzień dobry", ale to nie zepsuło humoru Malfoy. Przecież to miał być jej wielki dzień…

Kobieta szybko zrozumiała jednak, że to będzie raczej jeden z najgorszych dni w jej życiu, kiedy uczniowie, którzy już pochwycili w swoje dłonie gazety, zaczęli ciskać w jej stronę spojrzenia. Ona sama nie prenumerowała Proroka Codziennego, dlatego nie dostała egzemplarza czasopisma.

– Co piszą? – zapytała lekko drżącym głosem, obserwując, jak Severus odbiera od czarnej sowy gazetę, a następnie ją rozkłada. McGonagall robiła to samo.

– Moment – odparł cicho Snape. Oczywiście w żaden sposób tego nie ukazał, ale również odczuł w tamtej chwili niepokój.

Gdy zaczął czytać artykuł Hogwart przejęty przez śmierciożerców po raz drugi, Aurora przechyliła się lekko w jego kierunku i również zajęła się lekturą. Z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem czuła, jak coś rośnie w jej klatce piersiowej, coraz bardziej uniemożliwiając jej normalne oddychanie.

Gdy skończyła czytać, wyprostowała się na swoim krześle i uniosła wzrok na cztery stoły uczniowskie. Wszyscy szeptali między sobą, wpatrując się w nią i w Snape'a.

Spuściwszy spojrzenie na swoją miskę z owsianką zdała sobie sprawę, że zaczyna widzieć podwójnie. W sekundę zrobiło jej się również bardzo duszno, a głowa rozbolała ją tak mocno, jakby miała za chwilę wybuchnąć. Najgorszy jednak był ten ucisk w piersiach, przez który zaczęła oddychać na tyle płytko i nierówno, że miała wrażenie, iż się zaraz udusi.

– Severusie, spójrz na nią – usłyszała głos McGonagall.

– Pani Malfoy, wszystko w porządku? – Snape zwrócił się do niej.

Pokiwała energicznie głową, jednak uznała, że jeśli dalej będzie się wpatrywać w dół, to jej nie uwierzą, więc zmusiła się do spojrzenia na Severusa, jednak jego nie dało się przecież oszukać. Od razu dostrzegł olbrzymi lęk, który wymalowany był na jej twarzy.

– Wyjdźmy stąd – powiedział na tyle cicho, że usłyszeć go mogła tylko Aurora oraz przechylająca się w ich stronę Minerwa.

– Nie – odparła Malfoy nienaturalnie wysokim głosem. – Nie, bo wszyscy zobaczą, że… że mnie to poruszyło.

– Ma pani atak paniki, proszę się więc nie wygłupiać – odrzekł twardo Snape.

– Nie wyjdę. Minerwo, możesz mi nalać wody…?

McGonagall natychmiast sięgnęła po szklaną butelkę z wodą oraz czysty puchar, który chwilę później podała młodszej kobiecie.

– O której zaczyna pani zajęcia? – zapytał Snape Aurorę.

– Za godzinę.

– Zatem proszę po śniadaniu stawić się w moim gabinecie.

Wstał, po czym – zdając się w ogóle nie przejmować spojrzeniami, które wbite były również i w niego – wyszedł z Wielkiej Sali, a jego czarna peleryna jak zwykle powiewała za nim w mroczny, a jednocześnie majestatyczny sposób.