Oto rozdział w którym Narcyza idzie do Gellerta a on... on jej nie lubi.
Narcyza Malfoy starannie przygotowała się do spotkania z Lordem Grindelwaldem. Oficjalnie szła na zakupy, by sprawdzić poświąteczne oferty w sklepach, bo jak wiadomo wiele ciekawych rzeczy można znaleźć w tym okresie, a ona zawsze regularnie spacerowała po sklepach. I odwiedzała salony piękności dla czarownic. I zawsze wychodziła z domu nienaganna. Potwierdzał to każdy, kto ją znał. A Voldemort machał ręką na takie sprawy, ale rozumiał, że Narcyza jako osoba publiczna musi się zachowywać w taki sposób jak zawsze, skoro mu zależy na nie informowaniu świata magii o swoim powrocie. Voldemort zdawał sobie sprawę, że w obecnej chwili nie ma sił do walki z Unią Magiczną i to nawet jeśli ta nie ma pomocy Rzeczpospolitej Magicznej. Król Polski wydał przepisy rozwalające zabijać i atakować na ulicy śmierciożerców na ulicy każdego, nawet uczniom Lwowskiego Instytutu Magii. Musiał dbać o pozory, dlatego też bez problemu wyszła z domu i przespacerowała po Pokątnej, nim teleportowała ze wskazane miejsce w Hogsmeade. Tak już czekał na nią Draco. I tam czekali na skrzaty domowe mające ich przenieść do Grindelwald Manor w Yorkshire.
W posiadłości czekały już na nią cztery osoby. Gellert kazał przybyć Johannowi i Violette dzień wcześniej, uśmiechając się przy tym diabolicznie jaki m to wyjaśniał. Oczywiście znał poglądy Narcyzy na temat czarodziei z rodzin mugoli i dlatego właśnie ich ściągnął. Było to szczeniackie zachowanie co mu powiedziała wprost Ariana, Violette uznała apartament w egipskim hotelu za „pretensjonalny" i tylko Johann okazał zrozumienie. Akolici mieli czekać na Naryczę w pokoju, do której ją zaprosił, pokoju ze ścianami wyłożonymi tapetę i z wielkim lustrem w ciężkiej ramie. Siedzieli z tyłu za gospodarzami, ponieważ tak stawione były fotele. Johann miał na sobie eleganckie szaty i rozmawiał intensywnie z Violette na temat jej wycieczki do Egiptu. Czarownica miała na sobie ciemnozieloną, wąską szatę oraz szal, ponieważ nie mogła wyglądać gorzej niż Narcyza w swej szacie, a szal był od zimna, bo marzła. Skrzat upiął jej włosy w kok, a w uszach miała srebrne kolczyki ze szmaragdami, które sobie niedawno sobie kupiła. Johann był zaintrygowany klątwami i oboje intensywnie rozmawiali nad wadami i zaletami klątwy mumifikującej w walce.
- To bezużyteczna klątwa w walce, za długo trzeba czekać na efekty, dobra za to na przesłuchanie – wtrącił się do ich rozmowy.
- Używałeś kiedyś tej klątwy? – spytała zaciekawiona Violette.
- Raz czy dwa, jest efektowna, ale nie efektywna i stanowczo przereklamowana – wyjaśnił Gellert.
- A klątwa skarabeuszy? – pytał Johann.
- To już lepiej – powiedział im czarnoksiężnik.
- Do czego właściwie jesteśmy potrzebni? – spytała ostrożnie Violette.
- Zapewne by obrażać Narcyzę Malfoy samą naszą obecnością – zaśmiał się Johann.
- Dokładnie tak – powiedział z uśmiechem Gellert – a ona pewnie będzie bardzo obrażona.
Violette już zamierzała coś powiedzieć, ale zamilkła mocniej zaciskając szal i krzyżując ręce na piersi. Milczała, ale wyraźnie nie podobał się jej pomysł czego nie powiedziała na głos. Nie chciała tutaj być i nie w takim charakterze. Ale zachowała swoje zdanie dla siebie i po prostu spytała co właściwie mają robić. Mieli po prostu słuchać i włączyć w razie czego do rozmowy. Są jego bardzo zaufanymi Akolitami i tak się mają zachować.
Parę minut potem skrzaty przyprowadziły Narcyzę oraz Draco. Matka i syn trzymali się mocno za ręce, jakby w ten sposób dodając sobie otuchy. Nastolatek wyglądał właśnie tak, jakby szedł na szkolną wycieczkę, z kolei Narcyza miała jeden ze swoich najlepszych kostiumów podkreślający wszelkie zalety sylwetki. Wyglądała pięknie ze swoimi platynowoblond włosami swobodnie opadającymi na plecy jako kaskada loków. Ariana, sama nienaganna w swej eleganckiej, szarej szacie ze zdobnym pasem spojrzała spode łba na Narcyzę, zaś Johann i Violette wymieniali złośliwe spojrzenia. Może jednak będzie zabawnie.
- Twoja matka wyprosiła dla ciebie te spotkanie Narcyzo Malfoy, czego od nas oczekujesz? Po co tutaj przyszłaś? – spytał chłodno Gellert nawet nie usiłując być uprzejmym.
- Przyszłam błagać o pomoc Lordzie Grindelwald – powiedziała Narcyza – mój syn jest zagrożony, boimy się. Błagam o pomoc dla niego i dla mnie.
- Nie przekonałaś mnie Narcyzo Malfoy – powiedział uśmiechając się złośliwie – a ciebie moja pani? – spojrzał na Arianę.
- Nie – powiedziała Ariana– nikogo w tym pokoju chyba nie przekonałaś Narcyzo Malfoy, widać jednak czysta krew jest wiele dla ciebie znaczy.
- Będą błagać na kolanach, jeśli trzeba – powiedziała Narcyza padając na kolanach i dając znak Draco by zrobił to samo – błagam, zrobię co mi każecie, ale pomóżcie, zrobię wszystko.
- Uważaj, bo każę ci złożyć Przysięgę Wieczystą, że będziesz przyzwoitą osobą – powiedział okrutnie Gellert – a taka dama czystej krwi wie co znaczy złamanie Wieczystej, czyż nie pani Malfoy?
- Zrobię wszystko Lordzie Grindelwald – zapewniała Narcyza nieco kokieteryjnie zaczesując kosmyk włosów za ucho. Co jednak wyszło smętnie.
- Ta fryzura, piękna twarz na pewno rozumiesz jak taka piękna i elegancka czarownica działa na mężczyzn – powiedział podchodząc do niej i stając tuż przed nią wyraźnie bawiąc się doskonale – te wiśniowe usta znające słodkie komplementy, te błękitne oczy, ta szczupła talia i idealnie kształty są kuszące – mówił schylając głowę i patrząc na nią w sposób daleki od niewinnego, stając tuż przed nią co było dwuznaczne biorąc pod uwagę, że kazał jej klęczeć – co za bandyta krzywdziłby tak eteryczną, porcelanową piękność? – mówił łagodnie, wręcz uwodzicielsko – naprawdę sądziłaś, że nikt tego nie próbował już na mnie i że złapię się na to?! – wycedził tak lodowato, że ton głosu mroził powietrze- a ja jestem bandytą, nie zdradziłem i nie zdradzę mojej żony z lepszymi od ciebie, a ciebie nie mam ochoty dotykać nawet metrowym kijem - dodał – co zatem masz mi do zaoferowania Narcyzo Malfoy, poza zewnętrzną urodą skrywającą ohydne wnętrze?!
- Jestem gospodynią Czarnego Pana widzę wiele – zaczęła Narcyza wzburzona tym wybuchem.
- No i proszę jakiś konkret – kpił krążący między matką a synem jak wilk między owcami. Łopotał swoimi ciemnymi szatami jak nietoperz i panowała taka cisza, że tylko ten dźwięk był słyszalny – a on nie jest Czarnym Panem, nazywa się Tom Riddle. Możesz zrobić wiele jako jego gospodyni, a ja umiem okazać hojność. Moi przyjaciele to potwierdzą. Wstańcie i powitajcie ich jak należy – kontynuował – tak jak należy, zrobisz to Narcyzo Malfoy?
- Dla zapewnienia bezpieczeństwa Draco zrobię wszystko – zapewniła Narcyza – powitanie wskazanego czarodzieja lub czarownicy, to nic, tak samo jak pójście z nimi na zakupy Lordzie Grindelwald.
-Zgrabnie operujesz słowami – zaśmiał się okrutnie siadając na z powrotem fotelu – pokaż więc ile są warte i przywitaj moich przyjaciół, o tutaj na środku żebym miał dobry widok – wyraźnie chcąc upokorzyć Narcyzę.
Dwójka Akolitów podeszła bliżej wyraźnie będąc zmieszanymi całą sytuacją. Johann schował ręce w kieszenie spodni, zaś Violette owinęła się ciasno szalem wyraźnie zaszokowana zachowaniem swego przywódcy. Oboje bardzo nie chcieli tutaj być, przy tej okropnie dziwnej rozmowie. Stali jednak grzecznie, gdzie ich miejsce, aż tak głupi nie byli aby debatować. Nie lubili Narcyzy, ale to..
- Bardzo ładna szata panno Schwartz, z Paryża zapewne? – zaczęła uprzejmie Narcyza podając dłoń Violette – krój idealnie pasuje do pani figury, a kolor także szykowny całkiem jak kolor mojego domu. Cieszy mnie spotkanie pani.
- Dziękuję pani Malfoy, jest pani dzisiaj nienaganna – odparła Violette nieco sztywno– i uwielbiam włosy ułożone tak, by opadały kaskadą loków w dół.
- Powinna się tak pani czesać panno Schwartz, to by do pani pasowało – kontynuowała Narcyza – oczywiście to zajmuje nieco czasu, ale okazję naprawdę warto.
- Będę pamiętać pani Malfoy – zapewniła.
- Panie von Hammerskark – kontynuowała Narcyza podając mu dłoń – pan pochodzi z Niemiec, z której części?
- Centralnej pani Malfoy – powiedział Johann całując uprzejmie dłoń na powitanie – pani zna mój kraj?
- Tylko trochę, nie tak bardzo jak powinnam, ale Berlin jest na liście moich miejsc do zobaczenia, zapewniam – mówiła.
- I koniecznie Schwarzwald – radził – o ile lubi pani odpoczynek na łonie natury, jest tak przepięknie pani Malfoy.
- Chętnie zobaczę co jest za miastami panie von Hammerskark – zapewniała.
- Brawo – przerwał rozmowę Gellert – masz determinację Narcyzo Malfoy, przekonałaś mnie tak ładnie klęczałaś. Okaż się przydatna a pomogę tobie i twojemu synowi. Czego się dokładnie obawiasz?
Dał jaj znak by podeszła bliżej, a swoim ludziom kazał usiąść. Zajęli miejsce na fotelach możliwie blisko kominka i możliwe daleko do niego. Wymieniali tylko zaszokowane spojrzenia, bo cóż to było nieoczekiwane, zwłaszcza Violette była w szoku. Owszem zastraszali czasem, ale nie w taki sposób. Pewnie dlatego usiedli daleko od niego.
- Bella chce by zostać oznaczony – powiedziała – to jeszcze dziecko!
- Tom do tego stopnia obniża wymagania, że bierze dzieci w swoje szeregi, dzieci co jeszcze nie są dorosłymi, wyszkolonymi czarodziejami! – syknął wściekły Gellert – potrafię bezboleśnie usunąć ten pretensjonalny tatuaż – zapewniał – ale teraz muszę wiedzieć, jak sobie radzisz z oklumencją pani Malfoy.
- Tom niczego nie podejrzewa Lordzie Grindelwald – powiedziała Narcyza.
- Zaiste, moja żona jest biegłym legilementą oceni to – wyjaśnił Gellert – a ty młody czarodzieju jak dobrze znasz czarną magię? – powiedział do milczącego Draco.
- Ojciec mnie uczył Lordzie Grindelwald.
- Aha, to już wiele wiem. Zaraz to sprawdzimy. Umiesz rzucać zaklęcie tarczy? To podstawa przeżycia, skoro w twoim domu mieszkają terroryści. Co wy się tak czaicie po kątach? – zwrócił się do swoich Akolitów – siadajcie bliżej i obserwujcie. Draco Malfoyu, rzuć w moim kierunku podstawowe klątwy w sposób jaki je zawsze rzucasz.
- W pana Lordzie Grindelwald? – spytał przerażony chłopiec.
- Tak we mnie, chcę ocenić twoją technikę a zakładam, że nie znasz Niewybaczalnych. No już udajmy, że to pojedynek.
Draco był zielony na twarzy, ale zrobił co mu kazano. Zaczął rzucać zaklęcia w kierunku czarnoksiężnika klątwy, ale ten odbijał je z łatwością. Draco, pomny nauk ojca, dość głośno wypowiadał inkantacje i miał dość pompatyczne ruchy różdżką co oceniali Akolici obserwujący scenę. Na sam koniec Gellert rozbroił Draco, ale zamortyzował jego upadek a na koniec podał mu rękę pomagając wstać.
- Gdybym był śmierciożercą byłbyś martwy – powiedział nauczycielskim tonem – masz magiczną siłę i potencjał, ale fatalną technikę. To jest do nadrobienia, ale musisz zacząć pracę teraz.
- Co powinienem zmienić Lordzie Grindelwald? – spytał Draco.
- Co macie do powiedzenia? – spojrzał na akolitów.
- Nigdy nie zaczynaj pojedynku bez użycia zaklęcia tarczy paniczu Malfoy. To uniemożliwi wrogowi rozbrojenie cię i wchłonie chociaż cześć energii klątw – powiedziała Violette.
- Jeśli nie umiesz rzucić zaklęcia niewerbalnie to wypowiedz formułę szeptem, twój przeciwnik nie będzie wiedział co go trafi i ciężej będzie znaleźć przeciwurok – powiedział Johann.
- Nie trać cennych sekund na pompatyczne ruchy różdżką – dodała kobieta.
- Używaj serii prostych zaklęć do zmęczenia przeciwnika, używaj ich jako serii przed poważniejszą klątwą. I ćwicz walkę – zakończył Johann – to tyle z mojej strony.
- Z mojej też.
- Moi przyjaciele wymieli najważniejsze sprawy, musisz się nauczyć rzucać zaklęcie tarczy i to niewerbalnie młody Malfoyu, nie pochłonie klątwy, ale da ci szansę na ucieczkę. Tak ucieczkę, jesteś nastolatkiem, masz przed sobą naukę nie możesz stanąć naprzeciw terrorystów i walczyć z nimi. Tylko głupiec atakuje, kiedy nie ma szans na wygraną. Poćwiczysz z moimi przyjaciółmi, to dorośli i wyszkoleni czarodzieje możesz się od nich wiele nauczyć. A my sobie porozmawiamy z twoją matką – dodał Gellert – ty- wskazał na Violette – poćwiczysz z nimi zaklęcie tarczy a ty – wskazał na Johanna – pojedynki, pokażesz, jak powinien rzucać zaklęcia. A co do ciebie Narcyzo Malfoy to porozmawiamy o oklumencji.
Akolici wstali, by zejść z Draco do piwnicy. Violette zrzuciła swój szal i podeszła bliżej do blondyna wyraźnie przerażonego wizją trenowania z dwójką dorosłych czarodziei. Violette powiedziała jednak coś z stylu, że „wola Lorda Grindelwalda jest prawem i nikt z takową nie dyskutuje" i cała trójka w milczeniu ruszyła do piwnicy. Francuzka nie miała cienia ochoty tam schodzić, ale nie miała wyboru. Jeśli w słonecznym Egipcie opanowała swój kryzys wiary to właśnie on wracał. Zawsze tłumaczyła, że okrucieństwo jej przywódcy służy „wyższemu dobru" ale teraz zaczynała wątpić.
Narcyza Malfoy była dumna ze swego zmysłu obserwacji. Mało mówiła, ale słuchała i patrzyła. Dlatego przeżyła tyle miesięcy w swoim domu zmienionym na kwaterę główną śmierciożerców. Ukrywała głęboko niesmak wobec jatek w salonie i wobec „Czarnego Pana", którego uważała za niebezpiecznego szaleńca. Sztuka flirtu pomagała jej od lat i tak wyciągała cenne informacje w niewinnej rozmowie, nie tracąc swego wizerunku eterycznej blondynki lubiącej zakupy i przyjęcia. Zamaskowała się mocno i wiedziała, że na „głupią blondynkę" wiele wyciągnie. Nieczęsto widziała taką reakcję na próbę niewinnego flirtu, z pewnym zainteresowaniem obserwowała jak Grindelwald zareagował jakby go wrzątkiem oblała. „Nie zdradzę mojej żony z lepszymi od ciebie" – zgadywała kogo miał na myśli. Obserwowała jak podeszła do niej Francuzka szczelnie owinięta szalem, a ułożenie rąk i cala mowa ciała krzyczały „nie podchodź" a mina sugerowała, że tamta chciała być daleko stąd. Narcyza od razu zgadła, że Francuzka jest na szczycie listy „lepszych od ciebie" i chyba nawet o tym nie wie. Słowa „wola Lorda Grindelwalda jest prawem" wypowiedziała tak oficjalnie, z szacunkiem ma się rozumieć, ale tak oficjalnie, że równie dobrze mogłaby trzasnąć w twarz gospodarza. Drugi z przyjaciół, jak ich Grindelwald nazywał, zachowywał się podobnie sztywno. Uznała to za tak dziwaczne, że pojmowała, dlaczego pół Europy plotkuje o relacjach tej czwórki. Akolici zachowywali się jak słudzy w domy swego pana zaciągnięci tu, nie przyjaciele.
- Sprawdźmy twoje osłony oklumencyjne – powiedziała Ariana.
Narcyza wiedziała, że Ariana jest jedną z najlepszych w Europie w swej dziedzinie. Ona jednak znała sztukę oklumencji i chwilę nim starsza czarownica przedarła się przez osłony. Ariana była starsza i bardziej doświadczona, ale nawet jej zajęło chwilę nim przedarła przez osłony umysłu Narcyzy. Wywarło to wrażenie na starszej czarownicy i to naprawdę niemałe.
- Dobra jest – powiedziała Ariana, kiedy skończyli – pod manierą głupiej blondynki skrywa zmysł obserwacji i bardzo mocne osłony oklumencyjne.
- Doskonale, zatem przekonasz mnie Narcyzo Malfoy o swym oddaniu eliminując paru ze sług Toma – powiedział Gellert tym razem uprzejmie.
- Mam ich zabić Lordzie Grindelwald? Nie jestem wojowniczką – powiedziała Narcyza.
- A czy ja komuś każę ciskać im Avadą między oczy? – spytał pieszczotliwie przesuwając Czarną Różdżkę między palcami tak, by czasem celować końcówką w Narcyzę i stresować ją – mówię o czymś bardziej kobiecym. Otrujesz ich – powiedział z uśmiechem rekina – nikt nie będzie podejrzewać, że taka biała, wypielęgnowana rączka nalewa trucizny – wyraźnie bawił się jej zakłopotaniem.
- Kogo mam otruć? – spytała rzeczono Narcyza – i jaką trucizną?
- A tą – powiedział Gellert podając fiolkę – eksperymentalne dzieło mego syna Wilhelma, paskudna z tego co wiem. Wybierz nowego rekruta i go otruj, a potem opisz dokładnie objawy.
- By dowieść, że to naprawdę zrobiłam – powiedziała z uśmiechem Narcyza – zrobię to Lordzie Grindelwald.
- Doskonale, a jednak masz pewne cechy babki a nie tylko swego bezrozumnego dziadka – parsknął – to niewykrywalna trucizna i pozwoli nam pozbyć się ludzi wroga i zwiększyć paranoją Tomusia.
- Pan nie zamierza walczyć fair – powiedziała Narcyza.
- To rzecz Albusa, ja chcę minimalizować straty wśród moich ludzi, bo ja w przeciwieństwie do niego o nich dbam. Chyba czas zejść zobaczyć ja sobie radzi twój syn.
Draco tymczasem ćwiczył w pokoju treningowym razem z dwójką Akolitów. Wpierw Johann pokazał mu jak powinien rzucać podstawowe klątwy, korygując ruchy jego dłoni tak by pozbył się maniery Lucjusza. Jak tłumaczył chłopcu, owe ruchy ręką są efektowne, ale nie efektywne a czasem sekundy decydują o wygranej. Draco pojmował jak ci ludzie nad nim górują. I że nie ma z nimi szans. Potem Violette trenowała z nim zaklęcie tarczy, każąc mu się bronić kiedy próbowała go rozbroić. Ojciec nigdy nie uczył go Protego uznając owo zaklęcia za zbyt trywialne, ale Draco uczył się od Pansy. Dlatego szło mu średnio, a ku dalszej udręce blondyna czarownica niszczyła jego tarczę niewerbalnym zaklęciem rozbrajającym.
- Protego i Expeliarmus to podstawowe zaklęcia – mówiła Violette, kiedy trójka starszych szła po schodach do piwnicy i mogli ją słyszeć – to proste zaklęcia ale mogą uratować życie, bo dadzą czas na ucieczkę. Masz potencjał paniczu Malfoy, ale trzeba ci tylko poznać podstawy i usystematyzować wiedzę.
- Ojciec mówił, że Protego i Expeliarmus są dla sz.. słabych, dlatego nie znam tych zaklęć – wyjaśnił – ale pani potrafi je naprawdę dobrze rzucać.
- Każdy czarodziej powinien – powiedziała – nigdy nie należy ignorować siły prostego zaklęcie, nigdy. Zdziwisz się młody Malfoyu ilu pracowników waszego ministerstwa ma problem z prostym Protego.
- Będę ćwiczył jak mi pani kazała, a także klątwy jak pan pokazał – powiedział Draco – czy możecie mi polecić książkę do czarnej magii?
- Jeśli znasz francuski lub chociaż zaklęcie tłumaczące paniczu Malfoy, to podręcznik dla pierwszego roku specjalizacji z Beauxbatons – powiedziała Violette – w mojej szkole czarna magia to jedna z trzech specjalizacji w ramach zaklęć, uczniowie muszą wybrać jedną lub dwie spośród czarnej magii, leczenia oraz magii magii żywiołów. Prześlę ci podręcznik, tam są podstawowe klątwy i teoria.
- Znam francuski, często bywałem w Paryżu i dziękuję pani za pomoc – powiedział – a co to było za zaklęcie jakiego pani użyła obok Hagrida?
- To była runa – odparła – jak zapewne wiesz runy są bardzo potężne i trwałe, ale wymagają czasu by je rzucić. Ale na razie paniczu Malfoy ćwicz podstawy, i to tak by móc rzucić na siebie tarczę bez pomocy różdżki. Da ci to czas na podniesienie różdżki w razie rozbrojenia.
- No i zaklęcie przywołujące – dodał Johann – jakby różdżka leżała daleko.
- Da się rzucić Accio bez różdżki? – spytał Draco.
- Każde praktycznie zaklęcie się da, ale im silniejsze zaklęcie tym większa moc jest wymagana – powiedziała Violette – nasz przywódca prawie wszystko rzuca niewerbalnie a do większości zaklęć nie potrzebuje różdżki. Ale jest wyjątkowo potężnym czarodziejem i tylko Albus Dumbledore mu dorównuje – wyjaśniła.
- A Czarny Pan.. znaczy Sami-Wiecie-Kto?
- Riddle jest potężny, ale szalony.
- Dlaczego pani nazywa go Rilddle?
- Bo ma tak na nazwisko – powiedział kpiąco Gellert wchodząc do pokoju – Tom Marvolo Riddle, bękart charłaczki i mugola a wam wmawia czystą krew – parsknął – Lord uciekam-od-śmierci to anagram. Niewielu ludzi mnie zaskakuje a tobie się udało młody Malfoyu – powiedział – zwracasz się uprzejmie i prosisz o pomoc tych, co wedle twego ojca nie mają prawa oddychać w obecności Malfoya, szlamy co są brudem na waszych butach.
- Pańską przybrana córka jest przede mną w każdym przedmiocie, a pańscy przyjaciele tyle razy mnie dzisiaj rozbroili i tyle razy lądowałem na podłodze, że gdyby nie materac plecy by mnie bolały. Widziałem, jak rzucali zaklęcia i wiem, że wytarli by podłogę rekrutami Riddle'a Lordzie Grindelwald – powiedział Draco nerwowo.
- Byle nie brudzili nimi mojej podłogi – odparł z uśmiechem – będziesz ćwiczyć ze swoją dziewczyną klątwy, a podczas kolejnego wyjścia do Hogsmeade pokażesz czego się nauczyłeś.
Draco i Narcyza wrócili niebawem do siebie, a w posiadłości na wrzosowiskach Yorkshire została czwórka czarodziei. Każde z nich rozumiało jak bardzo Narcyza może być przydatna. Dlatego Gellert nalał wszystkim po kieliszku wina, bo to ważny dzień i ważny sojusznik. Johann i Violette wypili wino ze smakiem, ponieważ wiedzieli, że rozlał wino wszystkim z jednej butelki i nie musieli się obwiać veritaserum w winie.
- Jeśli Narcyza Malfoy naprawdę chce pomóc to doskonale – powiedział Gellert.
- Chce – powiedziała Ariana – uważa wężogębego za zagrożenie dla swego syna a dla syna zrobi wszystko. Matka zrobi wszystko dla dziecka, żadne z was tego nie rozumie.
- Tym lepiej dla nas, oczywiście wy dwoje nic nie wiecie o tej rozmowie – zwrócił się do Akolitów.
- Nawet nas tu nie było – zapewnił Johann.
- Ani przez chwilę – dodała Violette – ja sobie czytałam kompendium klątw.
- A ja byłem w pubie.
Oboje bardzo chwili wracać, ale oczywiście nie mogli tego okazać. Johann musiał odwołać randkę z pewnym przystojniakiem, a Violette naprawdę planowała czytanie książek i wolała bardzo wiele rzeczy od Anglii. Musieli jednak wytrzymać tak długo jak on tego oczekiwał. Na szczęście jednak wyraźnie niczego od nich nie chciał w ten weekend i po zabraniu rzeczy mogli wracać do swoich zajęć. I tak, z dala od Anglii rozważać, czy czynią słusznie.
- Bardzo ci się śpieszy do domu – Francuzka aż podskoczyła słysząc za sobą jego głos i aż upuściła świstoklik.
- Potrzebujesz czegoś z mojej strony? – spytała ostrożnie.
- Byś się przestała dąsać jak dziecko – powiedział sucho.
- Nie jestem nadąsana zapewniam, a jedynie trochę zmęczona – szepnęła – dzisiaj zdarzyła się ważna rzecz, Narcyza Malfoy może pomóc – dodała.
- Nie zmieni biegu wojny, ale może pewne sprawy uprościć – powiedział – ale nie zmieniaj tematu, od kiedy jestem dla ciebie „Lordem Grindelwaldem"?
- Mówiłam do Malfoya, dla niego jesteś Lordem Grindelwaldem – wyjaśniła – przepraszam, jeśli cię tym uraziłam, nie miałam tego na myśli.
- Przyjaciele nie lubią być w taki sposób traktowani – syknął ostrzegawczo – z takim chłodem, powiedziałem, że mi przykro za tamto, podarowałem wycieczkę do Egiptu, to chyba dość.
- Nie chowam urazy – zapewniała – po prostu mam ochotę na leniwe, sobotnie popołudnie.
- To się przynajmniej pożegnajmy, jak należy – powiedział wyciągając ku niej ręce w zapraszającym geście.
Skinęła głową, po czym podeszła do niego z delikatnym uśmiechem. Objęła go w niewinny, przyjacielski sposób. Lubiła, kiedy przytulał ją po ojcowsku, coś czego nie zaznała w dzieciństwie i za czym tęskniła. Wolała to niż przereklamowane romanse, niż głupie pocałunki i całą resztę. Miała kryzys wiary, wątpliwości, ale ta chwila cóż, przywracała wiarę. Niewielu to rozumiało, ale ona naprawdę potrzebowała mentora, opiekuna a nie kochanka. Sama myśl by widzieć w nim kochanka była jak bluźnierstwo.
- Trzymam kciuki by Narcyza Malfoy naprawdę poszła na współpracę – powiedziała – oby ocena twojej żony była prawdziwa. Nie chcę podważać jej zdania, nie ufam jej mądrości, ale...
-Ale masz wątpliwości, mów – zachęcał ją.
- Ja… - zaczęła – upokorzyłeś ją, kazałeś klęczeć w obecności Johanna i mojej – tłumaczyła – nie wiem, jak zareaguje.
- Zastanawiasz się czy zraniona duma tej wiedźmy będzie silniejsza niż troska o syna? – zakończył miękko – jeśli jej przekonanie do rebelii jest tak słabe, że duma jest ważniejsza na nic nam po niej. To miał być test dla niej, dokładnie z takich powodów o jakich wspominasz. Jest wisienką na torcie, a nie tortem – wyjaśnił – i nie ma do kogo pójść.
A/N Gellert zachowuje sie jak burak, ale on naprawdę nie lubi Malfoyów.
