Rozdział 3: Konfrontacja w gabinecie dyrektora
Harry'emu wydawało się, że słyszał, jak Snape zamknął za nim drzwi do gabinetu. Jednak tak naprawdę to go nie obchodziło. Jego uwaga była skupiona na Dumbledorze, na sposobie w jaki patrzył na Dasha, a potem jak spojrzał na niego.
Był spokojny i poważny. Harry widział go już kiedyś takiego, ale pomyślał, że Dumbledore był teraz najbardziej poważny w stosunku do niego niż kiedykolwiek wcześniej.
— Przypuszczam, że wiesz, co masz ze sobą, Harry? — powiedział delikatnie.
Delikatność pogorszyła sprawę. Serce Harry'ego załomotało i podskoczyło, gdy Dash ponownie wystawił język i przesunął nim powoli po uchu Harry'ego i boku jego szyi. Nie musisz uciekać. Jestem tutaj.
Harry uspokoił się myśląc o tym, gdy położył dłoń z tyłu głowy Dasha, odpowiadając:
— Wiem, że to bazyliszek, proszę pana. Sam mi to powiedział. — Harry dotknął pyska Dasha, który po zirytowanym pstryknięciu językiem, pozwolił mu na to. — Jednak zakrywa oczy, żeby nie mógł kogoś zabić spojrzeniem. Zasugerowałem to. Zrobił to. Nie jest zagrożeniem.
— Może dla ciebie nie jest zagrożeniem — powiedział Dumbledore z powolnym i surowym naciskiem. — Ale czy nie jest zagrożeniem dla innych uczniów w szkole? Dla ludzi przechodzących obok niego na ulicy? — Potrząsnął głową. — Obawiam się, że będziesz musiał go oddać.
Harry nic nie powiedział, ale w zamian objął Dasha, chwytając część jego ciała w swoje ramiona. Dash oparł się mocniej o Harry'ego i syknął cicho. Harry nie był pewien, czy rozumiał wszystkie 4 angielskie słowa, które wypowiedział ktoś inny, ale zdecydowanie rozumiał myśli, które przelatywały przez głowę Harry'ego.
Jeśli spróbuje oddzielić cię ode mnie, ugryzę go. Zasługuje na bolesną śmierć.
To był kolejny raz, kiedy Harry był rozpaczliwie zadowolony, że nikt nie miał szans podsłuchać tego, co powiedział mu Dash.
— Nie jestem… nie mogę go kontrolować, dlatego że jestem dziedzicem Slytherina lub kimś takim, proszę pana — powiedział Dumbledore'owi. — Albo dlatego, że jestem wężoustym. — Dumbledore chciał coś powiedzieć, ale teraz czekał i przyglądał się w zamyśleniu Harry'emu. — Jest ze mną związany.
— Co? — Dumbledore wyciągnął jedną rękę, jakby chciał chwycić Dasha, ale Harry uznał, że to szok. Wpatrywał się w Harry'ego, a potem spojrzał na Snape'a, jakby ten mógł znaleźć na to jakąś odpowiedź.
Harry spojrzał na Snape'a, ale jego wyraz twarzy był beznamiętny i pusty. No dobrze. Harry i tak musiał być tym, który opowie następną część.
— Wykluł się z jaja w Komnacie Tajemnic. Usłyszałem jego głos wołający mnie i wyszedł z jaja, kiedy je rozciąłem, aby mu pomóc. — Przerwał, boleśnie przekonany, że Snape rzuci się na niego i nakrzyczy za złamanie godziny nocnej, ale nic się nie wydarzyło. Panowała cisza, więc Harry kontynuował: — A potem spojrzał na bok oczami z zakrytymi powiekami i zaczął przemawiać w mojej głowie. Powiedział mi, jak się nazywa i znał moje imię. On nie chcę odejść, proszę pana.
— Slytherin — mruknął Snape.
Harry chciał go zapytać, co miał na myśli, ale Dumbledore rzucił Snape'owi dość ostre spojrzenie, a mężczyzna umilkł.
— Przykro mi, Harry, ale wciąż pozostaje kwestia bezpieczeństwa — kontynuował Dumbledore, odwracając się do Harry'ego. — Co by się stało, gdyby twój bazyliszek zamordował kogoś przypadkowo? Po fakcie możesz później bardzo tego żałować.
Wydawało się, że tym razem Dash poświęcił chwilę na przetłumaczenie zmartwień Harry'ego z jego myśli, ale wydał z siebie kolejny wzburzony syk. Powiedz mu, że to się nie stanie, dopóki mi nie każesz. Chcę zabijać małe, ciepłe rzeczy. Ludzie nie są zabawni do zabijania, chyba że cię skrzywdzą. Musiałbym rozciągnąć szczękę zbyt szeroko, żeby ich połknąć.
— Mówi, że będzie ostrożny, proszę pana — oznajmił Harry, a jego ręka drżała na łuskach Dasha. Na początku był zdenerwowany i przestraszony, kiedy dowiedział się, że był związany z bazyliszkiem, ale teraz wszystko, o czym mógł pomyśleć, to sposób, w jaki Dudley dostawał wszystkie prezenty, gdy był dzieckiem, a Harry żadnego. Nie chciał, żeby ktoś zabrał mu Dasha.
Ugryzę ich, jeśli spróbują.
— Nie możesz go zatrzymać — powiedział Dumbledore. — Być może gdybyś był poza szkołą i nie wracał do mugolskiego świata każdego lata… ale nawet wtedy byłoby to niebezpieczne. Będziecie musieli zostać rozdzieleni.
— Dyrektorze? — mruknął Snape. — Może powinniśmy przyjrzeć się i ocenić siłę tej więzi?
Przyjrzeć się? Jak mogą to zrobić?
Przypuszczam, że zajrzą do twojego umysłu i w ten sposób zobaczą naszą więź. Dash już się uspokoił. Wydawał się zainteresowany, a nie zły. I możesz przestać myśleć, że pozwolę im nas rozdzielić. Nie zrobię tego. Wiem, że się tym martwisz, ale po prostu na to nie pozwolę. Szybkim ruchem podwinął ogon i stuknął Harry'ego w bok głowy naprzeciwko miejsca, w którym unosiła się szyja Dasha. Musisz się zrelaksować i zaufać mi.
Harry nie czuł się o wiele bardziej komfortowo z myślą, że ktoś może przejrzeć jego umysł. Zwłaszcza jeśli zrobiliby to Snape i Dumbledore. Nerwowo wodził wzrokiem między dwoma mężczyznami i zobaczył, że Dumbledore podniósł rękę, jakby chciał przycisnąć coś ciężkiego do biurka.
— Dobra sugestia, Severusie — powiedział, po czym zwrócił się do Harry'ego. — Czy pozwolisz mi zajrzeć do swojego umysłu, Harry, i przyjrzeć się twojej więzi z Dashem? Może być słaba. W takim razie nie będę mógł pozwolić ci zatrzymać bazyliszka. Możesz stracić nad nim kontrolę, a on w każdej chwili może wpaść w szał.
Chciałbym, żeby ludzie dowiedzieli się, że bazyliszki mają ważniejsze rzeczy do zrobienia niż wpadać w szał w szkole — narzekał Dash. Już widzę, że opieka nad tobą i karanie wszystkich ludzi, którzy cię skrzywdzili, będzie pracą na pełny etat.
Harry jedynie przełknął i zamrugał. Nie był pewien, co się działo, wiedział tylko, że było złe i minęła długa chwila, zanim zdał sobie sprawę, że Dumbledore czekał na jego pozwolenie. Cóż, prawdopodobnie i tak to się zdarzy i lepiej żeby to był Dumbledore niż Snape.
— Tak, proszę pana. Może pan spojrzeć. — Jakiś instynkt, aby być ostrożnym, a może był do ogon Dasha ponownie uderzający go w bok głowy, sprawił, że Harry dodał: — O ile tylko popatrzy pan na więź i na nic więcej.
Dumbledore zamarł w trakcie wyciągania różdżki i spojrzał na Harry'ego z głębokim smutkiem.
— Oczywiście, mój chłopcze. Nigdy nie naruszyłbym twojej prywatności psychicznej, patrząc na cokolwiek innego.
Harry'emu wydawało się, że słyszał, jak Snape prychnął na to, ale nie był pewien i był już wystarczająco zdenerwowany. Zastanawiał się, czy czytanie w myślach bolało. Pewnie nie, jeśli robili to przez cały czas, a on tego nie zauważył, ale w jego życiu były rzeczy, które przez cały czas sprawiały nieoczekiwany ból.
— Co muszę zrobić? — zapytał.
Dumbledore obdarzył go życzliwym uśmiechem i Harry rozluźnił się. Chciał zaufać Dumbedore'owi. Nie chciał być jakimś paranoidalnym idiotą ani sprawiać wrażenia, że zrobił coś mrocznego i złego, ponieważ tak nie było.
— Jedynie nie ruszaj się i patrz mi w oczy. Rzucę zaklęcie na głos, abyś mógł je usłyszeć i wiedzieć, kiedy się zacznie. W porządku?
Harry skinął głowa, nieco bardziej uspokojony. Dumbledore wyszeptał coś, co brzmiało jak "Legilimes" i Harry poczuł dziwne wrażenie, jakby jego umysł był kałużą, w której ktoś się zanurzył. Harry poruszył się niespokojnie. To było niewygodne, ale nie bolesne, a tym samym lepsze niż wiele innych rzeczy, których doświadczył.
OoO
Severus ukrywając swoje myśli i emocje obserwował, jak Dumbledore plądrował umysł Pottera. Albo przechodził przez niego delikatnie i rozglądał się w nadziei, że oczywista prawda nie była rzeczywistością, niezależnie od preferowanej interpretacji.
Znał dyrektora, może nawet lepiej wtedy, kiedy ten znajdował się w ekstremalnych okolicznościach. I wiedział, co oznaczały przenikliwe spojrzenia i ciche westchnienia Albusa oraz sposób, w jaki trzymał różdżkę. Miał rozpaczliwą nadzieję, że coś nie było prawdą, a jednak wiedział, że całkowicie nią było.
W tym przypadku była to więź chłopca z jego wężem.
Severus bez wysiłku powstrzymał swój szyderczy uśmiech. I tak częściej uśmiechał się w ten sposób wewnętrznie niż zewnętrznie.
— Nie, to była więź, która nie miała nic wspólnego z wężomową — Albus napomknął kiedyś Severusowi, że wiedział, iż wężomowa chłopca pochodzi od Czarnego Pana, a nie od jakiegoś przodka Pottera, który potrafił się nią posługiwać —lub z tym, że wąż opętał Pottera. To była prawdziwa więź i chociaż nie wszystkie historie o Slytherinie opowiadały o tym w tych kategoriach, Severus słyszał również takie, które o tym wspominały. Slytherin był związany z wężami, a nie tylko im rozkazywał.
Co prawda, nie było żadnych opowieści, które mówiły o jego możliwej więzi z bazyliszkiem, chociaż Severus zaczął się zastanawiać, czy powinien zapytać niektóre gadatliwe portrety o możliwe historie. A może tak było, aby nikt nie dowiedział się, że potwór Slytherina był bazyliszkiem. Gdyby zachowało się więcej informacji, mogłoby to nie być zaskoczeniem.
Taka paskudna niespodzianka, stwierdził Severus, opierając się na reakcji dyrektora. I to taka, której nie można było odrzucić, jeśli więź była prawdziwa. Wąż nie opuści Pottera, a biorąc pod uwagę sposób, w jaki chłopak trzymał bazyliszka ochronnie blisko siebie, on również będzie walczyć, aby go chronić.
Severus był wiele winien Albusowi. To on objął Severusa ochroną po wojnie i uratował go przed Azkabanem. To on dał Severusowi szansę na odkupienie. To on słuchał i wierzył, kiedy Severus powiedział mu, że chce odrzucić swoją przeszłość śmierciożercy i nie kwestionował zbyt mocno jego motywów.
Z drugiej strony, Severus nie zapomniał o faworyzowaniu przez Albusa Hunctwotów, gdy był uczniem. Nie wybaczył Albusowi, że zatrudnił Remusa Lupina, ze wszystkich wilkołaków, na stanowisko, które powinno należeć do Severusa. I były też inne podejrzenia, nie pewniki, głęboko pogrzebane, o których Severus nie pozwalał sobie myśleć na co dzień, ale które istniały.
Te rzeczy sprawiły, że Severus na kilku poziomach z przyjemnością widział świat Albusa wytrącony z równowagi w sposób, który nie miał nic wspólnego z własnymi działaniami Severusa.
A gdyby mógł podjąć jakieś drobne, niezauważalne działanie, które pogłębiłoby to drżenie i falowanie, podjąłby je bez wahania.
OoO
Dyrektor w końcu wycofał się, potrząsając głową. Harry oparł się policzkiem o pysk Dasha i westchnął. Miło było znów być samemu w swoim umyśle.
Nie jesteś sam w swoim umyśle. Jestem tam.
Wiem, ale jesteś inny — pomyślał Harry i uznał, że Dash był zachwycony tym stwierdzeniem, w ciągu tych kilku sekund, w których musiał o tym pomyśleć, zanim Dumbledore delikatnie odchrząknął.
— Masz prawdziwą więź ze swoim wężem, Harry. — Dumbledore ponownie pokręcił głową i cofnął się za biurko. Stał na nim mały, srebrny i wirujący instrument, który po jednym dotknięciu palca zaczął przyśpieszać. Harry obserwował go ostrożnie, ale ponieważ nie wyglądało na to, by miało to wpływ na Dasha, spojrzał z powrotem na Dumbledore'a. — Bardzo trudno będzie się go pozbyć lub rozdzielić z tobą.
— To właśnie mówiłem, proszę pana — powiedział Harry. Snape prawdopodobnie przewracał teraz oczami na brak szacunku Harry'ego dla dyrektora. Cóż, tym lepszy powód, by nie patrzeć na mistrza eliksirów. — Nie chcę się z nim rozstawać.
— Nie rozumiesz moich obaw, Harry? — Dumbledore powiedział to tak, jakby to było najważniejsze pytanie, jakie kiedykolwiek zadał.
Harry spojrzał na niego uważnie.
— Rozumiem, proszę pana — powiedział. — Ale nie wiem, czy pan rozumie, że mogę poprosić Dasha, aby nie gryzł ludzi ani nie zabijał, a on tego nie zrobi. To wybór, proszę pana — dodał, ponieważ wiedział, że Dumbledore w to wierzył. — I to nasze wybory czynią nas tym, kim naprawdę jesteśmy. Czy się mylę?
Dumbledore odchylił się powoli w swoim fotelu.
— Ale zastanawiałem się, czy przypominasz sobie inny wybór i dokonujesz go na nowo, tym razem w inny sposób — stwierdził.
Harry nie rozumiał, co miał na myśli, dopóki Dumbledore nie pochwycił jego wzroku i skierował go na Tiarę przydziału, leżącą wysoko na półce. Harry natychmiast potrząsnął głową.
— Nie, proszę pana. To, że mam bazyliszka, nie oznacza, że chcę być w Slytherinie.
Rozległ się cichy syk, niczym czajnik. Harry już miał zbesztać Dasha, za straszenie Dumbledore'a swoim syczeniem, ale sekundę później zdał sobie sprawę z tego, że to nie Dash syczał. To Snape wydał ten dźwięk za nim. Harry odwrócił się, wpatrując się w niego.
— Co przez to rozumiesz? — Oczy Snape'a były nieco wyłupiaste. Był blady i wyglądał, jakby miał się pochorować. Harry'emu było trochę przykro, że nawet nie wiedział, co zrobił, że mężczyzna tak wyglądał. Jeśli już miał zdenerwować Snape'a, to powinno być celowe działanie.
— Pierwszym wyborem Tiary dla Harry'ego był twój Dom, Severusie — powiedział Dumbledore brzmiąc radośniej. Harry po cichu zastanawiał się, czy dyrektor również lubił denerwować Snape'a.
Lubię wszystkich denerwować — dodał Dash, niezbyt pomocnie. Harry potarł jego głowę, aby go uciszyć i raz jeszcze spojrzał na Snape'a i Dumbledore'a, rozbawiony wbrew sobie.
— Ale Harry wybrał Gryffindor i masz rację, Harry, to nasze wybory… — powiedział Dumbledore, milknąc, gdy ujrzał w jaki sposób Harry głaskał Dasha. Westchnął, brzmiąc dla nastolatka smutno i staro. — Być może, jeśli spędzisz trochę czasu ze swoim wężem, zdasz sobie sprawę, że musisz to przemyśleć? Przynajmniej przed powrotem do swoich krewnych?
Harry był absolutnie pewien, że nigdy nie rozważyłby stawienia czoła Dursleyom bez Dasha, kiedy mógł mieć jego ochronę, ale wiedział, że czasami trzeba okłamać dorosłych dla ich własnego dobra.
— Rozważę to, proszę pana.
— Świetnie! — stwierdził Dumbledore i zatarł ręce. — W takim razie jedyne, co nam pozostaje, to wprowadzić kilka podstawowych zabezpieczeń dla bezpieczeństwa twoich kolegów ze szkoły.
Machnął różdżką i powiedział coś cicho, a kilka srebrnych instrumentów wyleciało z półek i okrążyło głowę Harry'ego.
Nie lubię ich — powiedział Dash, poruszając głową w przód i w tył, ponownie dając Harry'emu możliwość zobaczenia przytłumionego żółtego światła jego oczu ukrytego pod powiekami. Niech odejdą.
Harry trzymał różdżkę w dłoni, gotów zareagować, jeśli będzie musiał, ale najpierw zapytał:
— Proszę pana? Co one mają zrobić?
— Cieszę się, że o to zapytałeś, mój chłopcze — powiedział Dumbledore radośnie, jakby faktycznie tak się czuł. — Będą działać jak lustra, jeśli twój Dash otworzy oczy. Sprawi to, że jego spojrzenie odbije się nie wyrządzając nikomu szkód. Są obdarzone wystarczającą inteligencją, aby wiedzieć, kiedy są potrzebne i ustawią się między twoim przyjacielem a innymi uczniami. — Sięgnął do szafki i wyciągnął duża, czerwoną fiolkę, której Harry wcześniej nie widział. — A to rozrzedzi jego truciznę na tyle, że będzie bolesna, ale nieszkodliwa dla każdego, kogo ugryzie. Jest to jedno z zastosowań smoczej krwi, niestety nie zadziałałoby z większym bazyliszkiem.
Harry spojrzał na Dasha, który zwinął się bliżej niego i jęknął, nie akceptując takiego rozwiązania. Co się stanie, jeśli na zawsze rozcieńczy moją truciznę? A jeśli nie będę mógł zabić królików, które muszę zjeść? Ponownie dotknął językiem szyi Harry'ego. A jeśli nie będę mógł ugryźć kogoś chcąc cię obronić?
— Martwi się, że nie będzie w stanie mnie bronić, jeśli to przyjmie, proszę pana — powiedział Harry, ponownie zwracając się do Dumbledore'a, czując przez moment niedowierzanie, że tłumaczył dyrektorowi słowa bazyliszka.
Takie jest życie — powiedział Dash, a jego ogon poruszał się powoli wokół talii Harry'ego, przesuwając się, jakby chciał poznać jego kształt. Jest pełne niespodzianek i jedzenia.
— Obawiam się, że będę musieć nalegać na te środki — oznajmił Dumbledore.
Harry rozważył to jeszcze raz, a potem chwycił fiolkę. Uniósł ją do pyska Dasha.
— Możesz to dla mnie wziąć? — zapytał głośno w wężomowie. Pomyślał, że Snape raczej na to podskoczył, chociaż Dumbledore po prostu nadal obserwował go spokojnie. — Proszę?
Dash w końcu otworzył z oporem szczęki i syknął na Dumbledore'a. Harry ostrożnie wlał mu eliksir do gardła. Dash przez chwilę poruszał szczękę w tę i z powrotem, sprawiając, że jego kły błysnęły, a potem powiedział: Nie smakuje tak źle, jak się tego spodziewałem. Bardziej jak krew.
Harry stanął twarzą w twarz z Dumbledore'em.
— Czy mogę już iść, proszę pana?
Chciał się trochę przespać, a najlepiej wrócić zanim wszyscy się obudzą i będzie musiał im wyjaśnić pochodzenie Dasha.
— Chwileczkę, Harry. — Dumbledore pochylił się do przodu, kładąc ręce na biurku i ponownie przyjrzał mu się z powagą. — Czy myślisz, że to może się powtórzyć?
— Więź z bazyliszkiem, proszę pana? — Harry energicznie potrząsnął głową. — Naprawdę mam nadzieję, że nie.
Nie powtórzy się — powiedział stanowczo Dash w jego głowie. Jesteś mój i nie pozwalam, żeby inny bazyliszek był blisko ciebie.
Harry uśmiechnął się i sięgnął, by dotknąć karku Dasha. Zauważył, że Dumbledore przyglądał mu się z powagą i najeżył się lekko.
— Poczynił pan wszystkie przygotowania, których pan potrzebuje, aby inni ludzie byli bezpieczni, proszę pana. Zaufa mi pan teraz czy nie?
— Nie o to mi chodziło, Harry — powiedział Dumbledore, a potem rzekł: — Miałem na myśli, czy podejmiesz kolejną decyzję, która jest tak lekkomyślna jak ta i tak uporczywie będziesz lekceważyć bezpieczeństwo innych ludzi?
Harry umilkł. Czeka na coś - pomyślał, ale nie był pewien na co.
Potem, kiedy o tym pomyślał, znalazł odpowiedź. Czekał, aż jego żołądek zaciśnie się z powodu poczucia winy i rozczarowania Dumbledore'a. Dyrektor był pierwszym dorosłym, któremu naprawdę chciał zaimponować. Straszne było myśleć, że zrobił coś, co go zdenerwowało.
Ale nie miał tego uczucia. Spojrzał z ukosa podejrzliwie na Dasha, który natychmiast podwinął ogon i klepnął nim bok jego szyi. Mogę do ciebie przemawiać i wyłapać twoje myśli. Nie mogę tłumić twoich emocji.
— Nie wiem, proszę pana — powiedział Harry i odwrócił się do Dumbledore'a. — Nie chcę narażać ludzi na niebezpieczeństwo, ale nie mogłem zostawić kogoś, kto wołał mnie, bym mu pomógł. Nie rozumie pan tego? — dodał, bo sądził, że jeśli ktoś wiedziałby, dlaczego musiał wstać z łóżka w środku nocy, żeby kogoś uratować, byłby to właśnie Dumbledore. — Jeśli mogę coś zrobić, aby kogoś uratować, to zrobię to.
Dumbledore skinął głową, a w jego oczach ponownie pojawił się błysk.
— Rozumiem, chłopcze. Dobranoc.
Harry spojrzał instynktownie na Snape'a, ale ten wpatrywał się w Dumbledore'a i nie wydawał się skłonny eksportować Harry'ego z powrotem do Wieży Gryffindoru "aby upewnić się, że poszedł spać", tak jak Harry był pewien, że zrobi. Wzruszył ramionami i odpowiedział:
— Dobranoc, proszę pana.
Wyszedł, poprawiając Dasha wokół swojej talii.
Zaczynam być śpiący od całego jedzenia, które zjadłem — powiedział Dash, a jego szyja owinęła się wokół Harry'ego, a potem oparł brodę na karku Harry'ego. Jego satysfakcja ciężko osiadła w umyśle Harry'ego niczym mruczący kot. Czy możemy poczekać do jutra na spotkanie z twoimi współlokatorami?
Myślę, że możemy — stwierdził Harry i pogładził jego łuski i mały pióropusz, który stał na czubku głowy węża i udał się do Wieży Gryffindoru.
Każdy krok był cięższy niż kiedykolwiek, ponieważ wcześniej nie niósł gigantycznego węża. Ale każdy krok był też bardziej radosny. Wiedział, że będzie miał kłopoty, a krążące wokół niego lustra także to pokazywały, ale wiedział, że było w tym coś jeszcze.
Już nigdy nie będzie sam.
OoO
— Wiem, co powiesz, Severusie i możesz sobie darować. Wiedziałem, gdzie Tiara Przydziału chciała umieścić Harry'ego. Już z nim o tym rozmawiałem.
Severus potrząsnął głową. W jego umyśle była mieszanina myśli i emocji, która bardzo utrudniała mu wybór tego, co miał powiedzieć. Ale przynajmniej ten temat, o którym mówił Albus nie był w pierwszej piątce najbardziej go bulwersujących.
— Nie o to chodzi — zdecydował się w końcu powiedzieć. — Chciałbym wiedzieć, dlaczego tak bardzo chciałeś pozbawić chłopca węża, a potem ustąpiłeś i pozwoliłeś mu go zatrzymać.
— Pozbawić go? — Albus zaśmiał się. — Możesz zostać uznany za fana Harry'ego Pottera, Severusie, jeśli nadal będziesz tak mówił.
Severus zmusił się do zignorowania tych słów, które sprawiły, że miał ochotę wybuchnąć. Miał nad sobą większą kontrolę, a to było ważne.
— Co sprawiło, że zmieniłeś zdanie?
— Ponieważ spojrzałem i zobaczyłem prawdziwą więź, jak słusznie założyłeś, że będzie istniała. — Albus nadal wyglądał na zbyt rozbawionego. — A ponieważ widziałem, że Harry chciał chronić Dasha i siebie i że… pewne rzeczy nie są takie, jak sądziłem. — Tym razem uśmiech Albusa zniknął. — Harry stoi na rozdrożu i mógłby się zatracić, Severusie. Muszę przyznać, że się o niego martwię.
Severus skinął głową i wypowiedział kilka pustych frazesów, zmieszanych z drwinami, których Albus się po nim spodziewał. Przynajmniej, kiedy dyrektor machnął mu na pożegnanie tej nocy, Severus myślał, że ten niczego nie podejrzewał.
Ale umysł Severusa pędził i do doszedł do kilku wniosków, które jak sądził, Albus uznałby za co najmniej okropne. A może uznałby za nieodpowiednie, że Severus nad nimi rozmyśla.
W rzeczywistości Slytherin był wężoustym. Przynajmniej w legendach był związany z kilkoma wężami. I chociaż Severus nigdy nie byłby tak pochopny, by uwierzyć w reinkarnację założyciela jego domu w postaci raczej głupiego Gryfona, musiał się zastanowić nad twierdzeniem Albusa, że Potter miał umiejętność wężomowy jedynie od Czarnego Pana.
Czy przejął również ślizgońską naturę i więź z bazyliszkiem od Czarnego Pana? A może było w tym coś więcej, jak zaczynał podejrzewać Severus, i Czarny Pan nie miał z tym nic wspólnego?
Bo jeśli tak, to wskazywało to na jego błędną interpretację kilku rzeczy, które Potter zrobił i wymiaru których inni nie znali.
Chciał o tym pomyśleć, ale nie zamierzał w najbliższym czasie zdradzić Albusowi swojej ciekawości ani wyciągniętych wniosków.
Opierając się na reakcji Albusa na samą myśl o Harrym Potterze zachowującym się jak Slytherin, dyrektor uznawał, że to najgorszy los, jaki mógłby spotkać chłopca. Severus tak nie sądził.
