Rozdział 4: Przełomowe zmiany

— Kolego, nie ruszaj się.

Głos Rona był miękki i ochrypły. Harry zamrugał, otwierając oczy, po czym ponownie zamrugał, gdy zobaczył różdżkę Rona wycelowaną prosto w niego. Zajęło mu dłuższą chwilę, by zorientować się, dlaczego ta sytuacja ma miejsce.

Potem przewrócił oczami i celowo poruszył ręką, tak że pogładził dłonią lśniące łuski Dasha.

— Ron, wszystko jest okej.

Drugi chłopak drgnął i powiedział głosem tak cichym, że Harry był zaskoczony, że głaskanie Dasha go nie stłumiło.

— Kolego, masz na sobie cholernie wielkiego węża. Myślę, że to cię zabije i zje. Chyba, że najpierw zdołam go przekląć. — Oblizał wargi. — Nigdy wcześniej nie rzucałem klątwy rozdrabniającej, ale ją rzucę, okej? Po prostu się nie ruszaj.

Nie użyjesz na mnie klątwy rozdrabniającej — powiedział Harry i chwycił głowę Dasha w samą porę, gdy zaczął otwierać pysk, by zasyczeć na niego. — I nie przeklniesz Dasha. Jest moim przyjacielem.

Ron wpatrywał się w niego.

Zwariowałeś?

Być może, bo masz takich przyjaciół. Dash poruszył się tak, że więcej jego ciała wyłoniło się spod kołdry, sprawiając, że Ron sapnął. Harry wątpił, by jego przyjaciel do tej pory zdawał sobie sprawę z tego, jak duży był Dash. Pozwól mi go ugryźć.

Wiesz, że ten eliksir, który dał co Dumbledore rozrzedził twój jad — zauważył Harry i pociągnął lekko za pióropusz na czubku głowy Dasha.

Sądząc po wzburzonym syku Dasha, naprawdę mu się to nie spodobało. Zanim Harry zdążył go powstrzymać, powiedział: "Dlatego powinienem go ugryźć." i prędko rzucił się przez łóżko na Rona.

Harry chwycił go za ogon w samą porę, by powstrzymać jego atak. Ron odskoczył i zaczął krzyczeć tak głośno, że Harry usłyszał, jak inni poruszają się, mamrocząc i budząc się.

Właśnie tak chciałem, żeby poznali Dasha — pomyślał z niesmakiem Harry i spojrzał na Rona, kręcąc głową.

— To bazyliszek, z którym jestem związany — powiedział. — Możesz uważać, że przeklinanie go to dobry pomysł, ale w uwierz mi, że tak nie jest.

Do tej pory ich współlokatorzy wstali i skupili się na jednym słowie.

Bazyliszek — powiedział Neville i wrócił do łóżka, zaciągając za sobą zasłony.

Harry'emu wydawało się, że usłyszał wyszeptane w przerażeniu zaklęcie, które prawdopodobnie miało zapobiec rozsunięciu ich.

— Związani?

Dean rozglądał się dookoła, jakby to była jedna z tych dziwnych rzeczy zdarzających się w czarodziejskim świecie i chciał wiedzieć, gdzie była Hermiona, kiedy właśnie jej potrzebował.

— Nie, to naprawdę dobry pomysł — powiedział Seamus i zaczął unosić różdżkę tak, by znalazła się na poziomie różdżki Rona lub znalazłaby się, gdyby ten mógł przestać się trząść, uznał Harry.

— Przestańcie! — powiedział Harry.

Włożył dużo siły w to słowo, ale nie krzyczał. Pomyślał, że bardziej przyciągnie ich uwagę, jeśli nie będzie krzyczał. I to sprawiło, że Dash odwrócił się do niego i zaczął się zastanawiać, po czym runął z powrotem na łóżko i owinął się wokół jego talii, przenosząc większość swojego ciężaru na ramię Harry'ego.

Właśnie w ten sposób — powiedział i oparł brodę na czubku głowy Harry'ego. Wiedziałem, że masz to w sobie.

Harry nie miał szansy zapytać, co miał na myśli, ponieważ Ron domagał się odpowiedzi.

— Skąd, na Merlina, to wziąłeś, kolego?

Nie jestem rzeczą — powiedział wyniośle Dash. Ten drewniany kij w jego dłoni to rzecz. Jak by mu się spodobało, gdybym złamał ten drewniany kij?

Harry miał wrażenie, że jeszcze nie raz będzie dziękował swoim szczęśliwym gwiazdom, że nikt inny nie mógł podsłuchać tego, co Dash powiedział do niego za pomocą ich więzi.

— Słyszałem, jak wołał mnie w nocy — powiedział i przesunął Dasha tak, by wygodniej spoczywał wokół niego. — Był w Komnacie Tajemnic.

Dean potrząsnął głową z bolesnym wyrazem twarzy.

— Nie mogę uwierzyć, że tam poszedłeś, Harry. To nie jest miejsce dla Gryfona.

— Dlaczego tam był? — Seamus na razie postanowił nie atakować, ale nerwowo spoglądał w tę i z powrotem między Dashem i Harrym. Przynajmniej wydawało się, że zdał sobie sprawę, że Dash zrobił coś, by zneutralizować swój wzrok, ponieważ nie krzyczał, że padnie martwy. — Myślałem, że zabiłeś bazyliszka w Komnacie!

— Były tam jaja — powiedział trochę niechętnie Harry, ponieważ sądził, że może przewidzieć, co po tym powiedzą.

W sumie miał rację.

— Rozbijmy je! — krzyknął Seamus. — A może uda nam się włożyć go z powrotem do jaja i również go zniszczyć. Czy Hagrid ma z powrotem koguty? Możemy sprowadzić tutaj jednego i sprawić, że zapieje i bam, mamy jednego martwego bazyliszka i jesteś wolny, Harry!

Harry czuł się tak samo, jak wtedy, gdy Dudley złapał go w szkole i kazał Piersowi trzymać zapaloną zapałkę przy jego stopach. Wyskoczył z łóżka tak szybko, jakby miał skrzydła i rzucił się na Seamusa. Chłopak ledwo zdążył krzyknąć, zdumiony, po czym zatoczył się do tyłu, z jedną ręką na policzku, wpatrując się w Harry'ego, jakby był kimś obcym.

Harry nawet nie wiedział, dlaczego użył rąk zamiast różdżki. Powinien tak zrobić, ale był tak zły.

Jesteś tak zły, że nie mogłeś wymyślić zaklęcie, które by go wystarczająco skrzywdziło — powiedział Dash. Brzmiał na spokojnego, mimo że został rozciągnięty na łóżku Harry'ego przez siłę jego skoku. Podczołgał się teraz do niego i owinął się wokół nóg Harry'ego, unosząc głowę tak, że trącała zwisającą rękę nastolatka. Nie znasz jeszcze wystarczającej liczby zaklęć. Wkrótce to naprawimy.

Harry zamknął oczy, odwracając się, przemówił jednak niskim, bezwzględnym tonem, który miał nadzieję, że wszyscy zrozumieją. Może popełnił błąd, że mimo wszystko wcześniej nie krzyczał.

— Nigdy więcej nie chcę słyszeć, jak tak mówisz. Dash jest mój.

A ty jesteś mój — powiedział Dash. Na wypadek, gdyby ktoś wpadł na pomysł, że może cię mieć.

Harry był zadowolony, że nie musiał tego tłumaczyć. Brzmiałoby to niewłaściwie po angielsku, w kontekście jakiego nie miało mentalnie, a nawet w wężomiewie. Teraz, gdy o tym pomyślał, z perspektywą Dasha pulsującą z tyłu głowy, wiedział że zaborczość w wężomowie może dotyczyć gniazda i zawierać dużo defensywy.

— Harry — powiedział Seamus. — Wiesz, co te rzeczy mogą zrobić. Walczyłeś z jednym z nich w zeszłym roku.

— Tamten należał do Slytherina - powiedział Harry, wciąż na niego nie patrząc. Uciekł od Dudleya i Piersa, kiedy próbowali użyć zapałki. Biegł, biegł i biegł, czując się tak, jakby miał siłę i energię, by pobiec na koniec świata, aby od nich uciec. Mógł spędzić o wiele więcej czasu bijąc Seamusa i raniąc go. Cieszył się tylko, że nie musiał. — Tamten krążył wokół petryfikując ludzi. Nie było mowy, żebym mógł z nim porozmawiać i sprawić, by przestał ranić innych, ponieważ należał do Slytherina. Ale Dash jest mój. Nikogo nie skrzywdzi.

Musisz zacząć dodawać "i ja jestem jego" na końcu swoich wypowiedzi — powiedział Dash z urazą. I pamiętaj, że teraz nie krzywdzę ludzi. Będzie inaczej, kiedy mi to rozkażesz.

Harry lekko zgarbił ramiona. Wiedział, co sugerował Dash, ale nie chciał, żeby ten ugryzł Seamusa. Nie chciał też, żeby Seamus skrzywdził Dasha. Po prostu… chciał, żeby świat był taki, jak wcześniej, ale lepszy, ponieważ był z nim Dash.

Oczywiście, że będzie. Sprawię, że wszystko będzie lepsze.

— Co to jest, Harry?

Neville znów wyjrzał zza zasłony, może dlatego, że teraz wiedział, że nikt nie padnie trupem od spojrzenia Dasha lub jego trucizny. Harry tępo podążył wzrokiem za palcem wskazującym Neville'a i zamrugał. Srebrne przedmioty, które zaczarował Dumbledore, śmigały wokół jego łóżka, tańcząc w powietrzu, gdy krążyły wokół Dasha. Bazyliszek obserwował je tolerancyjnie.

— Dumbledore umieścił je tam jako lustra na wypadek, gdyby Dash próbował na kogoś spojrzeć — wymamrotał Harry. — Dał mu również eliksir, który rozcieńczył jego jad.

Neville odetchnął tak głęboko, że jego twarz zaczerwieniła się z wysiłku.

— W takim razie… czy to oznacza, że nie może krzywdzić ludzi?

Harry wzruszył ramionami.

— Nadal może, jeśli by cię ugryzł. — Sięgnął w dół i podniósł Dasha, owijając go wokół ramion i talii, nie zwracając uwagi na to, jak ciężki był bazyliszek. — Ale to by cię nie zabiło.

— Myślę więc, że powinniśmy zaakceptować Dasha — powiedział Neville i rozejrzał się, jakby chciał spojrzeć innym w oczy, chociaż znów odwrócił wzrok, kiedy Dean i Ron spojrzeli na niego. — Wiem, że Harry nie jest zły. Po prostu ma ba… bazyliszka.

— Ale ludzie znów powiedzą, że jesteś dziedzicem Slytherinu, kolego — spróbował Ron z desperacją w głosie.

— Nie obchodzi mnie to — powiedział uparcie Harry. — Dash jest ważniejszy.

Jesteś ważniejszy. To także coś, o czym powinieneś zacząć myśleć.

Harry przewrócił lekko oczami i odpowiedziałby Dashowi, gdyby Ron się nie odezwał.

— A jeśli inni spróbują go skrzywdzić?

— Wtedy będzie mógł się bronić — powiedział Harry i spojrzał beznamiętnie na Rona. — Chyba że sądzisz, że nie może, ponieważ Dumbledore próbował go lekko powstrzymać.

— Nie — powiedział Ron i przyjrzał się Dashowi z ukosa. — Ale musisz przyznać, że to cholernie dziwne, kolego. Nie wiem, co powie Hermiona, kiedy się o tym dowie.

Dean i Seamus poszli do łazienki, cały czas rzucając Harrry'emu i Dashowi nieufne spojrzenia. Neville przebiegł obok Harry'ego ręcznikiem w garści i nieśmiałym uśmiechem, ale zatrzymał się, gdy nastolatek również się do niego uśmiechnął i powiedział:

— Dzięki. Jestem ci winny.

— Wiem, że nie jesteś zły — odpowiedział Neville i skinął mu głową. — I nie pozwoliłbyś mu mnie ugryźć.

Harry musiał przyznać, że to była prawda. Nawet gdyby Dash musiał się bronić, nie pozwoliłby mu zranić Neville'a.

— W każdym razie dzięki — powiedział.

Uznał, że akceptacja Neville'a była jednym z powodów, dla których Seamus i Dean odeszli nic nie mówiąc, zamiast próbować naciskać w tej sprawie.

Neville skinął głową i uciekł. Ron potrząsał głową, długo i powoli.

— Powinieneś zacząć przygotowywać się do śniadania, kolego. Wydostanie się z pokoju wspólnego prawdopodobnie zajmie ci wieki, kiedy Hermiona to zobaczy.

— Czy możesz przestać mówić o nim, jakby był rzeczą? — warknął Harry i położył dłoń na szyi Dasha, gdy ten próbował podnieść głowę. — Nie lubi tego i ja również. Trudno jest słuchać wszystkich komentarzy, które może do mnie skierować za każdym razem, kiedy tak mówisz.

Ron gapił się na niego przez chwilę.

— Nie słyszałem jego syczenia. Jak on z tobą rozmawia?

— W moim umyśle — odpowiedział Harry. — Mówiłem ci, że jesteśmy związani. To właśnie to oznacza. Potrafi ze mną rozmawiać i nikt inny nie słyszy tego, ale rozumie też to, co ja słyszę. Dlatego wie, kiedy ktoś mówi o nim coś niepochlebnego po angielsku.

Spodziewał się, że Ron albo zakwestionuje jego zdrowie psychiczne albo zerwie się na nogi i ucieknie, ale zamiast tego twarz Rona rozpromieniła się niczym wschód słońca po długiej nocy.

Niesamowite. Myślisz, że mógłby podpowiadać ci podczas egzaminu z eliksirów? I czy możesz mnie wciągnąć w więź, żebym mógł go usłyszeć?

Umrę z nudów, jeśli będę musiał słuchać jego myśli — oznajmił Dash, zwijając się z godnością na ramieniu Harry'ego, spoczywając wokół jego szyi.

W każdym razie to niemożliwe — zapewnił go Harry. A przynajmniej nie wiedział, jak dołączyć Rona do więzi i nie sądził, że chciałby tego, nawet gdyby wiedział, niezależnie od tego, czy Ron był jego najlepszym przyjacielem czy nie. Dash był tylko jego. Nie chciał żeby ktoś dołączył i musiałby się z nim dzielić.

Masz teraz kogoś, z kim możesz dzielić się wszystkim — powiedział Dash. Harry przyjął ciepło, które poczuł w środku, uśmiechając się i mówiąc Ronowi, że Dash nie dbał o egzaminy z eliksirów i prawdopodobnie cały czas poświęciłby na rozważanie, które składniki eliksirów mógłby zjeść, a których nie mógłby.

OoO

— Harry!

Hermiona przeszła przez pokój, żeby go przytulić. Mówiła coś o Lupinie, ale zatrzymała się, gdy zobaczyła Dasha. Harry pogłaskał gładkie łuski bazyliszka z tyłu jego głowy i posłał przyjaciółce zakłopotany uśmiech.

— Skąd wziąłeś bazyliszka? — zapytała Hermiona, a potem zaczęła się lekko trząść. Harry przypomniał sobie nagle, że była jedną z osób, które zostały spetryfikowane i umieszczone w skrzydle medycznym. — To bazyliszek. Skąd to masz? Co się stało?

Jeden z twoich znajomych dba o egzaminy, a drugi się powtarza — powiedział Dash. Wiedziałem to, ale wydają się niezłym miksem.

Harry zmienił parsknięcie w kaszel i przedstawił Hermionie krótkie streszczenie wydarzeń od wołania o pomoc, które usłyszał i o Komnacie Tajemnic. Zanim skończył, Hermina odzyskała trochę spokoju i poprosiła o coś, na co nikt inny do tej pory się nie odważył.

— Czy mogę go pogłaskać?

Dlaczego nie? Dash powoli poruszał głową w przód i w tył. Przypuszczam, że powinienem dowiedzieć się wszystkiego o tym świecie, w którym żyję, a twoje ręce, ubrania, prześcieradła i zwierzęta, które jem, to za mało tekstury.

Harry wywrócił oczami i skinął głową. Hermiona zbliżyła się do niego, ignorując sposób, w jaki Ron mamrotał i niepewnie pogładziła ciepłe łuski na ciele Dasha, który owinął się wokół talii Harry'ego.

— Jest taki miękki — szepnęła.

Powiedz jej, żeby mnie pogłaskała, kiedy będę pełen ciał zwierząt — stwierdził Dash, po czym wysunął język w stronę schodów prowadzących do pokoi dziewcząt. Co tam jest? Pachnie dobrze.

Nie zjesz kuguchara Hermiony — powiedział mu surowo Harry i znów się uśmiechnął do przyjaciółki.

— W pewnym sensie jest. Mówi, że jesteś miła.

Nie powiedziałem tego.

Cóż, co zamierzasz z tym zrobić? Zabić mnie wzrokiem?

Harry myślał, że Dash by na to zareagował, ale zawsze chciał być w pełni skupiony, kiedy do niego przemawiał, a Hermiona mówiąc rozpraszała Harry'ego.

— Wiesz, że wszyscy będą się na ciebie gapić i gadać, Harry? — zapytała poważnie, jakby to był los gorszy od śmierci.

Harry powstrzymał się od ostrej odpowiedzi. Nigdy nie wyjawił swoim przyjaciołom wielu szczegółów na temat Dudleya i innych ludzi zastraszających go w szkole podstawowej i wiedział, że Hermiona sama była zastraszana, stając się kozłem ofiarnym. Dlatego prawdopodobnie nie mogła wymyślić wielu gorszych losów, które nie wiązałyby się ze śmiercią.

— Wiem. Ale teraz mam Dasha. Mogę to zignorować.

I mogę ci o nich powiedzieć wiele nieprzyjemnych rzeczy. Nawet jeśli masz zamiar skłamać i powiedzieć, że ich komplementuję.

Harry uśmiechnął się. To był kolejny efekt uboczny więzi, który mu nie przeszkadzał.

— Jest związany? Mówi do ciebie w twojej głowie? Czy czujesz, jakby ktoś rozmawiał z tobą przez odbiornik, czy czujesz to w swojej głowie? Myślisz, że mogłabym związać się z bazyliszkiem? I jak to zrobić?

Ta sama, dobra Hermiona - pomyślał Harry, kręcąc głową, ale to było miłe wypytywanie i starał się odpowiedzieć na pytania Hermiony, gdy szli na śniadanie.

OoO

Draco podniósł wzrok dopiero wtedy, gdy ludzie zaczęli krzyczeć. Starał się nie zwracać zbytniej uwagi na Pottera, dopóki nie wymyśli nowych drwin na temat Syriusza Blacka. Poza tym znów ramię bolało go w miejscu, gdzie ta okropna bestia go poturbowała i próbował przekonać Blaise'a, który mu w to nie wierzył, aby podał marmoladę Vince'owi, który siedział między Draco i Blaise'em, aby mógł nałożyć ją na tost. Tost Draco, jeśli Blaise poda marmoladę.

Ale krzyki były czymś nowym.

Podobnie jak cholernie ogromny wąż wokół talii Pottera. I lśniące, srebrne przedmioty, które krążyły wokół niego.

Ledwo oddychając, Draco patrzył, jak niektórzy Ślizgoni zerwali się na równe nogi i krzyczeli, a profesorowie zmarszczyli brwi znad głównego stołu. Nie wyglądali na bardzo zaskoczonych, uznał Draco. Ktoś musiał im już o tym powiedzieć.

Myśl o narzekaniu na ojca, który być może wiedział o tym i nic mu nie powiedział, przemknęła przez głowę Draco, ale potem odpłynęła, gdy skoncentrował się na Potterze, starając się zidentyfikować, jakiego rodzaju węża miał. Draco wiedział, że większość węży nie dorastała do takich rozmiarów, co ograniczało liczbę możliwości. Oznaczało to również, że Potter prawdopodobnie hodował go przez jakiś czas w tajemnicy, zanim zabrał go do szkoły i Draco zastanawiał się, będąc lekko pod wrażeniem, skąd miał czas i siłę, aby to zrobić.

I dlaczego on nie mógł mieć węża, jeśli Potter go miał?

Potem Potter dotknął głowy węża i pochylił się, jakby do niego mówił, po czym wąż uniósł się. Draco wychylił się na bok. Teraz zobaczyłby rozszerzający się kaptur, gdyby była to kobra.

Ale nie było żadnego.

Zamiast tego wąż miał pióropusz, a coś w rodzaju strachu i zdumienia ścisnęło serce Draco, sprawiając, że poczuł się tak, jak wtedy gdy był w środku meczu quidditcha, kiedy Potter nie zauważył jeszcze znicza, a Draco sądził, że wciąż miał szansę.

Ma bazyliszka.

Przez dłuższą chwilę nie było miejsca na jakiekolwiek inne myśli. Darco po prostu siedział i przeżywał to, a Potter przemieszczał się i usiadł pośrodku stołu Gryffindoru, jakby wszystko było w porządku, jakby nosił bazyliszka na ramieniu - i szyi - oraz wokół pasa… na śniadanie każdego dnia.

Miejsca obok niego szybko się opróżniły z wyjątkiem oczywiście Granger i Weasleya oraz, ku zaskoczeniu Draco, Longbottoma. Cóż, Longbottom był prawdopodobnie zbyt tępy, by zdać sobie sprawcę z tego, co mogło się stać, Weasley inwestował w sławę i fortunę, którą miał nadzieję zdobyć dzięki kontaktom z Potterem, a Granger była zbyt zainteresowana studiowaniem bazyliszka, by odejść. Draco zauważył, że zadawała Potterowi nieustanne pytania, kiedy siedział.

— Dyrektorze!

To był Zachariasz Smith, którego Draco nigdy nie lubił. Jego rodzina dryfowała pomiędzy byciem zdrajcami krwi, a byciem miłymi i szanowanymi czarodziejami, a Draco uważał, że to wszystko było zależne od tego, w którą stronę wiał wiatr, jeśli chodziło o politykę. Jego ojciec powiedział mu, że nie mieli przekonania.

— Dlaczego uczeń mógł sprowadzić niebezpieczną bestię do tej szkoły? — Smith wstał i wskazał palcem na Pottera, jakby wyobrażał sobie, że był uosobieniem zemsty, czy coś takiego. — Wiemy, że jest wężousty, ale nie sądziliśmy, że jest zły!

— Serio? — To był głos Pottera, a Draco nigdy nie słyszał, żeby brzmiał tak płasko i obojętnie. Cóż, Smith nie ma mojego talentu do wkurzania go, pogratulował sobie Draco. — W zeszłym roku myślałeś, że jestem zły.

Smith wpatrywał się w niego przez chwilę, a potem zwrócił się ponownie do dyrektora.

— Co pan na to, dyrektorze?

Rozległ się głośny pomruk zgody i jeszcze więcej krzyków. Dumbledore wstał i przyglądał się wszystkim tym łagodnym spojrzeniem, aż znowu zamilkli. Draco lekko skinął głową. Jego ojciec miał rację. Dumbledore znał kilka sztuczek, które warto było naśladować, mimo że był głupi i najgorszy ze wszystkich zdrajców krwi.

— Zbadałem więź jaką pan Potter ma ze swoim wężem — zaczął Dumbledore. — Sam zajrzałem do jego umysłu, używając legilimencji za zgodą pana Pottera.

Draco był w szoku. Próbował zrozumieć, co było najbardziej niezwykłe w oświadczeniu Dumbledore'a. Przyznanie się do bycia legilimentą, co podejrzewał jego ojciec, a czego Dumbledore nigdy nie potwierdził publicznie, czy pomysł, że Potter był związany z bazyliszkiem.

Oczywiście wężousty mógł rozkazywać wężom. Mówiły o tym wszystkie podania, jakie Draco kiedykolwiek o nich słyszał i przyjmował to bez zastanowienia. To był jeden z powodów, dla których zawsze im zazdrościł i przez sześć miesięcy syczał na wszystko, co przypominało węża, zanim musiał zaakceptować, że nie jest wężoustym.

Ale więź? Draco słyszał o tym jedynie w bajkach, opowieściach o ludziach jeżdżących na oswojonych smokach i wężach morskich, które wyhodowali z jaja. Związane zwierzęta potrafiły przemawiać do ludzi w ich umysłach i zawsze były wobec nich lojalne.

Draco musiał na chwilę zamknąć oczy. Potter nie tylko był wężoustym, z darem za który Draco oddałby mu wszystko, ale miał również potężną i niebezpieczną istotę, która podążała za nim i atakowała każdego, gdy mu to rozkazał.

To nie było fair.

Zagubiony w groźnym spojrzeniu na Pottera, Draco ledwo słuchał wypowiedzi Dumbledore'a na temat luster, które krążyły wokół Pottera będąc w stanie odbić wzrok węża i o eliksirze, którym go napoił, aby rozcieńczyć jego jad. Prychnął tylko z rozbawioną pogardą, kiedy Dumbledore ogłosił również, że wąż nazywał się Dash. Oczywiście Potter nazwałby najbardziej niebezpiecznego węża na świecie tak pospolitą nazwą.

Potter wydawał się również ignorować Dumbledore'a, a już na pewno ignorował Draco oraz sposób w jaki członkowie innych domów na niego patrzyli, a nawet zapewnienie, które powoli rozprzestrzeniało się po sali w następstwie oświadczenia Dumbledore'a. Pogłaskał węża po głowie, słuchał jego syknięć z przekrzywioną głową i syknął kilka razy w odpowiedzi, podając mu bekon. Bazyliszek odmówił wszystkiego, co próbował mu dać.

Bazyliszki wolą żywą zdobycz - pomyślał Draco. Mógł to powiedzieć Potterowi.

Potter w końcu uniósł wzrok i pochwycił spojrzenie Draco. Nie zmiażdżył go spojrzeniem, jak przypuszczał Draco, ale posłał mu paskudny uśmiech.

Przez chwilę Draco sądził, że Potter w jakiś sposób zdecydował, że Draco również chciałby mieć bazyliszka i teraz szydził z niego. Ale wtedy Draco przypomniał sobie, że nigdy nikomu nie powiedział, że pragnął być posiadaczem bazyliszka. Bał się, że wyda się to zbyt dziecinne.

Dlaczego tak się uśmiecha?

Odpowiedź była oczywista, gdy tylko Draco się nad tym zastanowił, zwłaszcza gdy zobaczył, jak Potter zerkał na jego zabandażowane ramię.

Wie, że bazyliszek mógłby mnie zaatakować, gdybym naprawdę próbował go skrzywdzić.

I to zaintrygowało Draco. Nie na tyle, żeby zapomniał o urazie i zazdrości, ale cóż, przez lata musiał ignorować inne emocje. Na przykład przełknąć swoją nudę i być miłym dla Pansy, w krótkim czasie, kiedy Parkinsonowie mieli wpływy polityczne. Odkąd dorósł, jego ojciec tłumaczył mu, dlaczego coraz częściej prosi go o robienie takich rzeczy.

Wiedział, co teraz powiedziałby jego ojciec.

Zbliż się do Pottera. Musisz. Będzie potężny. Już jest, jeśli zdołał zmusić Dumbledore'a do takich kompromisów.

Ponieważ Draco zauważył coś jeszcze. Dumbledore naprawdę wydawał się uśmiechać tylko dla dobra innych uczniów. Kiedy usiadł na swoim miejscu i przyjrzał się Potterowi, jego spojrzenie było ostre niczym diamenty.

Cóż. Zatem, miał ważne zadanie. Takie, o którym mógł napisać do ojca i zameldować mu, że przemyślał to sobie i już miał to pod kontrolą.

A może, tylko może…

Może Potter mógłby mi również załatwić bazyliszka.