Mimo że klątwa rzucona przez Toma Marvola Riddle'a na stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią została zdjęcia, Severus Snape z końcem roku szkolnego musiał wysłać do prasy wiadomość, że szuka nowego nauczyciela tego przedmiotu. Pan Graves, którego Severus osobiście zatrudnił na początku swojej kariery dyrektora Hogwartu, która rozpoczęła się dwa lata temu – rok po upadku Voldemorta – złożył rezygnację, ponieważ – jak twierdził – praca nauczyciela go przerastała.
Snape próbował rzecz jasna przekonać go, że takie kryzysy się zdarzają, ale mężczyzna był nieugięty i uznał, że w jego przypadku to nie kryzys, a wypalenie zawodowe, bowiem kiedyś już nauczał w szkole i, jak widać, spędzone tam piętnaście lat było dla niego wystarczające.
W pierwszy dzień wakacji w Proroku Codziennym oraz w innych czarodziejskich gazetach pojawiła się więc informacja o wolnej posadzie w szkole magii i czarodziejstwa.
– To niesamowite, że niedługo będzie można powiedzieć, że przez gabinet nauczyciela tego przeklętego przedmiotu przewinęło się więcej ludzi, niż przez Wielką Salę – zakpiła Minerwa, kiedy z Severusem wracali ze śniadania.
Poza nimi w zamku na czas wakacji zostało tylko dwóch innych nauczycieli, Filch oraz, rzecz jasna, skrzaty, duchy i Irytek, którego mieli szczęście nie spotkać podczas drogi do okrągłego gabinetu dyrektora.
– Już nie jest przeklęty – odparł markotnie Severus, przypominając sobie, jak bardzo sam walczył niegdyś o to, by móc nauczać obrony przed czarną magią.
– Ależ jest. Tylko że nie klątwą, a zwyczajnie sam w sobie. Co będzie, jeśli nie znajdziesz nauczyciela na nadchodzący rok szkolny? Sam podejmiesz się nauczania?
– A będę miał inny wybór? Wolałbym jednak, aby nie doszło do takiej sytuacji. Byłaś dyrektorką Hogwartu przez rok po upadku Czarnego Pana. Wiesz dobrze, że pogodzenie tej posady z nauczaniem jest właściwie niemożliwe.
– Wiem, Severusie, dlatego odczuwam niepokój… Ewentualnie można byłoby wprowadzić nauczanie obrony od… nie wiem… trzeciego roku, wtedy automatycznie liczba godzin by się zmniejszyła i wtedy może byś dał radę.
– Nie chciałbym być do tego zmuszony. W takim przypadku trzeba by było usunąć z programu nauczania kilka punktów, a obrona przed czarną magią jest zbyt ważna, by móc to uczynić. Sama doskonale o tym wiesz.
Gdy dotarli do gabinetu Snape'a, natychmiast zrozumieli, że czas odłożyć na bok zamartwianie się na zapas i pochylić nad sprawami, które w tym momencie były niepokojące.
– Już od kilku tygodni czułem, że w Ministerstwie Magii dzieją się dziwne rzeczy, ale to? – Podał Minerwie najświeższe wydanie Proroka Codziennego, którego ta nie miała jeszcze okazji przeczytać, bo wcześnie rano musiała zająć się uspokajaniem Grubej Damy, wyjątkowo zdenerwowanej i rozjuszonej przez Irytka, który ostatnio lubił kręcić się wokół jej portretu.
McGonagall już po przeczytaniu nagłówka pierwszej strony westchnęła głośno. Czarodzieje czystej krwi nienawidzą najczyściej nie brzmiało dobrze. Artykuł wspominał zbrodnie Voldemorta dokonywane przeciwko mugolakom – rzekomo jako przestrogę, ale trudno było nie zauważyć, że dość bezpodstawnie stawiał czarodziejów czystej krwi w świetle złoczyńców, którzy mają czystą krew, ale brudne serca.
– Takich artykułów od trzech miesięcy pojawia się bardzo dużo – zauważył Severus, podchodząc do okna. – To zrozumiałe, że społeczność czarodziejska nigdy nie zapomni o okropnościach, które były na porządku dziennym, kiedy Czarny Pan był w pełni sił. Ba, nawet nigdy nie powinna o tym zapomnieć, ale… tyle artykułów na ten temat nie pojawiało się nawet w pierwszych miesiącach po jego upadku. A teraz, od kiedy Ministrem Magii jest Peter Martin, czarodziej mugolskiego pochodzenia, takie teksty można czytać prawie że w każdym wydaniu. I to jakie teksty… Nie tylko przypominające o przeszłości, ale również stawiające w wątpliwość wartość i prestiż czarodziejów czystej krwi, bez względu na to, kim są.
– Też zaczynam dostrzegać, że rządzą tymi artykułami żywe uprzedzenia – rzekła Minerwa, odkładając Proroka na biurko. – Rzeczywiście jest to niepokojące. Kilka dni temu odważnie stwierdzili, że zdecydowana większość czarodziejów czystej krwi służyła Voldemortowi. Sądzisz, iż naprawdę byli w stanie to zweryfikować?
– Wątpię. Przecież wielu czarodziejów oficjalnie nie opowiedziało się po żadnej stronie podczas wojny. Niektórzy tylko po cichu wspierali albo Czarnego Pana, albo Dumbledore'a. Nie można stworzyć dokładnych statystyk, jak to tak naprawdę wyglądało. A jeśli chodzi o oficjalne stanowiska, to nie powiedziałbym, iż „zdecydowana większość" czystokrwistych była po stronie śmierciożerców. Nie. Może połowa.
– Miejmy nadzieję, że Martin poza swoją żenującą propagandą nie ma w planach podejmowania żadnych praktycznych działań, które mogłyby postawić ład w naszym świecie po raz kolejny pod znakiem zapytania.
– Nawet jeśli nie ma, to jeżeli takie artykuły będą pojawiać się dalej, nie zdziwię się, jak czystokrwiści się zdenerwują i zażądają obalenia go. Martin, który jak widać nie pała do nich sympatią, odbierze to jako atak. Wyobrażasz sobie te nagłówki? Czysta krew po raz kolejny pragnie pozbyć się czarodziejów mugolskiego pochodzenia! i tym podobne. Atmosfera może się naprawdę zagęścić, jak dalej będzie to tak wyglądało. Nie wspominając już o tym, co by było, gdyby Martin rzeczywiście zapragnął uderzyć w czystą krew poza artykułami w czasopismach. Wiesz, jakieś weryfikacje i tak dalej, jak to było w przypadku mugolaków za czasów Czarnego Pana.
– Pamiętam. Więc… przypatrujemy się temu wszystkiemu dalej czy masz w planach działać?
– Myślałem o tym, aby wybrać się do Ministerstwa, aczkolwiek boję się, że Martin uzna wówczas, iż nawet czarodzieje półkrwi są przeciwko mugolskiej krwi – zakpił.
– Jeśli rzeczywiście tak by to odebrał, to świadczyłoby to tylko i wyłącznie o tym, że należy porozmawiać z innymi ważnymi ludźmi w Ministerstwie i zdjąć go ze stanowiska.
– Oczywiście, o ile nie okazał się na tyle sprytny, by poustawiać wokół siebie tylko i wyłącznie tych, którzy go we wszystkim wesprą.
– Jest Ministrem ledwo trzy miesiące. Nie zdążyłby podporządkować sobie całego Ministerstwa, poza tym i tak wątpię, aby było to możliwe. No chyba, że mamy rzeczywiście powtórkę z rozrywki i okaże się, iż użył na niektórych Imperiusa. Ale nie rozpędzajmy się aż tak w snuciu mało sympatycznych wizji. Może dasz radę mu przemówić do rozsądku i na tym się cała sprawa skończy.
– Zobaczymy. Myślę, że najrozsądniej będzie poczekać jeszcze kilka tygodni i po prostu obserwować, co się będzie działo, a potem ewentualnie działać.
o-o-o
Severus Snape jak nikt inny wiedział, że każdy zasługuje na drugą szansę. Jak mogłoby tak nie być, skoro on sam ją otrzymał? Ukąszony przez Nagini na rozkaz Voldemorta i pozostawiony samemu sobie, miał skonać w męczarniach, a jednak przeżył. Oddał Potterowi łzę, ponieważ wiedział, że chłopak musi w końcu poznać prawdę, powiedział coś o oczach Lily i zacisnął powieki, gotowy na nadejście śmierci. Nim jednak wyzionął ducha, Granger – choć nie mógł tego zobaczyć – wyciągnęła z torebki fiolkę ze łzami feniksa i podała mu je, dzięki czemu stał teraz przed zamkiem i obserwował gnane przez wiatr chmury.
Został uratowany, mimo że przecież miał umrzeć. Voldemort chciał jego śmierci. Dumbledore, zanim sam zginął – z jego zresztą różdżki – również zapewne wiedział, że Severus nie dożyje starości i w zasadzie było mu to zupełnie obojętne. A jednak żył i to właśnie on – nie Czarny Pan, nie Dumbledore – mógł teraz mrużyć oczy, wpatrując się w oślepiające słońce.
Oczywistym było, że jego życie – mimo tego, że zostało zachowane – mogło potoczyć się zupełnie inaczej i nawet, ze świadomością tego, był na początku niezwykle wściekły na Granger – i na całą resztę świata – że nie zginął. Był bowiem pewien, iż czeka go spędzenie reszty swych lat w Azkabanie, a przecież od tego zdecydowanie lepsza była śmierć.
Proces zakończył się jednak pomyślnie dla niego. Został uniewinniony. Gdy na jaw wyszła prawda o tym, jak niebezpiecznego zadania się podjął, by ocalić świat przed złem – czyli szpiegowania Voldemorta i kłamania mu prosto w twarz, ryzykując tym każdego dnia życie – ludzie zaczęli nawet postrzegać go jako bohatera. Rok po upadku Czarnego Pana został dyrektorem Hogwartu – McGonagall piastowała to stanowisko tylko tymczasowo i nie chciała się zgodzić, by zostać na nim na stałe – i tak oto jego życie, czego nigdy by się nie spodziewał, nareszcie stało się normalne i spokojne.
Tak więc, po tym wszystkim, co go spotkało, sądził, że rzeczywiście każdy może dostać drugą szansę i poprowadzić swoje życie tak, jak tylko mu się zamarzy, a więc zrobić dokładnie to, co zrobił on.
Gdy pewnego dnia przyszło mu jednak zmierzyć się ze swą filozofią w praktyce, okazało się, że jest to trudniejsze, niż mogło mu się wydawać.
Lipiec zmierzał ku końcowi, gdy otrzymał sowę z listem od osoby chętnej do zajęcia stanowiska nauczyciela obrony przed czarną magią. A właściwie nauczycielki, ponieważ autorką wiadomości była kobieta. Kobieta, którą znał z jej czasów szkolnych. Kobieta, która była jego uczennicą i wychowanką – należała bowiem do Slytherinu. Kobieta, z którą siedział przy stole śmierciożerców, słuchając szaleńczych planów Czarnego Pana, bo i ona – tak samo jak on – należała do drużyny zła.
I właśnie ta kobieta chciała zostać nauczycielką obrony przed czarną magią w jego szkole i prosiła go o spotkanie…
Czuł, że akurat w tym przypadku nie powinien był podejmować decyzji samodzielnie, dlatego wysłał notkę do Minerwy. Starsza kobieta zjawiła się u niego po dziesięciu minutach.
– Właśnie otrzymałem list od osoby, która chce podjąć się nauczania obrony przed czarną magią – rzekł, wpatrując się tajemniczo w pergaminy leżące przed nim na biurku. – Dołączyła też dokumenty, które, rzecz jasna, dowodzą, że ma ku temu odpowiednie kwalifikacje, więc w zasadzie mógłbym ją przyjąć.
– Wspaniale – ucieszyła się McGonagall, jednak nie dało się nie zauważyć, że Severus, z jakichś powodów, wcale nie był zadowolony. – Kim jest ta osoba?
Snape wskazał jej krzesło przed biurkiem, za którym sam siedział. Minerwa domyśliła się więc, że czekała ich jakaś dyskusja.
– Pamiętasz, kto poza mną, z drużyny śmierciożerców, został po wojnie uniewinniony i nie spotkała go żadna kara? – zapytał.
– Oczywiście. Rodzeństwo Malfoyów. Draco, co zostało udowodnione, został zmuszony przed ojca do przyjęcia Mrocznego Znaku, a w czasie trwania w szeregach Voldemorta nie popełnił żadnej poważnej zbrodni. Jego siostra, Aurora, również przyjęła Mroczny Znak z uwagi na swoją rodzinę. Miała jednak parę nieprzyjemnych posunięć na koncie, w tym używanie Zaklęć Niewybaczalnych, ale okazało się, że była tajną informatorką Dumbledore'a, co sprawiło, że nie poniosła żadnej odpowiedzialności za swoje czyny. Swoją drogą, Severusie, bo nigdy o to nie pytałam… Wiedziałeś o tym?
Snape wbił spojrzenie gdzieś ponad jej głowę, mrużąc oczy.
– Czy wiedziałem, że nie byłem jedyną osobą z Mrocznym Znakiem na przedramieniu, która, ryzykując swoje życie, przekazywała informacje Dumbledore'owi? Nie. I, przyznam szczerze, do dzisiaj nie mogę się z tym pogodzić. Nigdy nie wziąłem pod uwagę faktu, że był ktoś jeszcze, choć czasem nie mogłem się przecież nadziwić, że Dumbledore wiedział o czymś, o czym ja mu nie powiedziałem, bo nie mogłem. Czarny Pan bowiem w niektórych przypadkach kazał składać mi różne przysięgi, które uniemożliwiały mi mówienie o pewnych sprawach Dumbledore'owi. Albus jednak o niektórych rzeczach i tak się dowiadywał. Odkąd to wyszło na procesie, wiem, że to Aurora Malfoy za tym stała. A wtedy jak jakiś głupiec wierzyłem, że Dumbledore ma po prostu jakieś… nie wiem… trzecie oko. Zresztą on sam chciał, abym w to wierzył. Zależało mu widocznie, aby ludzie postrzegali go jako nieomylnego, chociaż wcale taki nie był. – Odruchowo spojrzał na portret byłego dyrektora Hogwartu, który w tym momencie drzemał.
Minerwa również na niego zerknęła.
– Przestań katować się takimi rzeczami, Severusie. Dobrze wiesz, że wszyscy graliśmy jakąś rolę w planie Albusa. A to, że nie domyśliłeś się, iż Aurora przekazywała mu informacje, nie świadczy o twoim braku rozwagi. Daj spokój.
Na chwilę zapadła cisza.
– Więc? Kto jest autorem listu? Draco? Aurora?
– Oczywiście Aurora. Co o tym sądzisz, Minerwo?
McGonagall wpatrzyła się w niego wielkimi oczami, jakby po głowie chodziło jej coś, co obawiała się wypowiedzieć na głos.
– Tak. Była śmierciożerczynią. Zupełnie jak ja – rzekł Severus, odgadując, co starsza kobieta miała na myśli.
– Owszem. To mnie trochę… konsternuje. Ciebie znam, Severusie, ale… nie wiemy tak naprawdę, kim jest ta kobieta. Pomagała Dumbledore'owi, to fakt, ale… weźmy pod uwagę to, że gdyby nie jej współpraca z Dumbledore'em, siedziałaby teraz w Azkabanie. Używała Zaklęć Niewybaczalnych, brała udział w atakach i…
– A myślisz, że ja tego wszystkiego nie robiłem? – Snape pochylił się lekko nad biurkiem, patrząc jednak w oczy Minerwy. – Że ja nie siedziałbym w Azkabanie albo nie zostałbym uraczony pocałunkiem dementora gdyby nie współpraca z Dumbledore'em?
– Ale ty… działałeś w słusznym celu. Nie miałeś wyboru. Musiałeś.
– Przestań mnie bronić – wysyczał. – Gdybym kiedyś nie zapragnął zdobyć potęgi za pomocą czarnej magii nie musiałbym wcale działać w słusznym celu. Być może bym tego nigdy nie zrobił, nie stanął za Dumbledore'em. Nie wiesz, kim tak naprawdę jestem, tak samo jak ja nie wiem, kim jest kobieta, która chce zostać nauczycielką w naszej szkole, a prawdopodobnie nikt poza nią się już nie zgłosi.
McGonagall zacisnęła usta i uniosła brwi, wpatrując się w swego młodszego przyjaciela z niepewnością i zdenerwowaniem jednocześnie.
– Skoro nie wiem, kim jesteś, to po co prosisz mnie o radę? – zapytała.
– Bo ja wiem, kim ty jesteś i dzięki temu mam pewność, że proszę o radę właściwą osobę.
Wpatrywali się w siebie w milczeniu. W końcu Minerwa trochę złagodniała.
– Uważam, że możesz się z nią spotkać i porozmawiać. Wtedy będzie ci łatwiej ocenić, czy jesteś w stanie zaufać jej na tyle, by powierzyć jej stanowisko nauczycielki w Hogwarcie. Więcej nie jestem w stanie ci doradzić na ten moment. Poza tym… nie jest ci zupełnie obcą osobą, prawda? Uczyłeś ją przez siedem lat. Była twoją wychowanką. Musisz znać ją chociaż trochę.
– Może i mógłbym tak powiedzieć, gdyby nie świadomość, że grała, zupełnie tak jak ja, na dwa fronty, a ja niczego nie zauważyłem.
– Jeśli grała, to przy Voldemordzie. Tutaj, w zamku, a zwłaszcza jako młoda dziewczyna, nie miała ku temu żadnych powodów. Ja ją pamiętam jako inteligentną, rozważną osobę, dosyć zdystansowaną. Jestem nawet przekonana, że gdyby nie jej korzenie i może niektóre wartości, które rodzice wkładali jej do głowy, skończyłaby w Ravenclawie. Jako nauczycielka nie miałam do niej żadnych zastrzeżeń.
Severus kiwnął głową w podziękowaniu za radę i opinię, po czym złapał za pióro, jednak nie zabrał się za pisanie.
– A ty co o tym sądzisz? – zapytała.
– Mam bardzo mieszane odczucia. W zasadzie nie jestem nawet w stanie tego sprecyzować – odparł. – Masz rację, że w jakimś stopniu ją znam, w końcu należała do Slytherinu… Też pamiętam ją jako dosyć zamkniętą, opanowaną dziewczynę, przygotowaną na praktycznie każde zajęcia, ale jednak nie wyrywającą się do udzielenia odpowiedzi, jak na przykład Granger. – W tym miejscu Snape pozwolił sobie na ironiczny uśmiech w stronę głowy Gryffindoru. – Nie miałem z nią żadnych problemów. Była jedną z tych osób, które nigdy nie przyszły do mnie po jakąkolwiek radę. Widać było po niej, że woli radzić sobie sama. Na przerwach czasami trzymała się z młodszym od niej o rok Draconem, czasem z jakimiś koleżankami. Chyba nie miała żadnej bliższej przyjaciółki. Była bardzo… tajemnicza i to właśnie głównie to, jak sądzę, stoi za moimi mieszanymi odczuciami co do potencjalnego zatrudnienia jej w zamku.
– Spróbuj z nią porozmawiać, co masz do stracenia? Nie musisz jej przecież przyjmować, jeśli uznasz, że nie jesteś w stanie jej zaufać. Severusie, nie mamy żadnego innego kandydata na to stanowisko, a rok szkolny rozpoczyna się za miesiąc… Może warto dać jej szansę choćby i ze względu na ten fakt.
– Wiem, Minerwo. To nie chodzi o to, że ja nie chcę dać jej szansy. Zapewne zasługuje na nią bardziej, niż ja. W zasadzie każdy zasługuje na drugą szansę bardziej, niż ja. – Minerwa już chciała mu przerwać, ale nie dopuścił jej do głosu. – Chyba po prostu mam pewną urazę do faktu, że jej nie przejrzałem, ale oczywiście spotkam się z nią i postaram się ocenić, czy nadaje się na nauczycielkę obrony. Dziękuję więc, Minerwo, możesz odejść.
Starsza kobieta kiwnęła głową i podniosła się z krzesła, a Severus zamoczył pióro w atramencie, po czym zaczął odpisywać.
