Rozdział 180: Pierwsze urodziny
— Sto lat! Sto lat! Sto lat, a dla kogo? Dla Ollieeeeeego! Sto lat dla ciebie!
Wszyscy śpiewali. Cóż, wszyscy oprócz Sherlocka. Jednak nikt tak naprawdę nie spodziewał się, że będzie śpiewał. Oliver siedział na swoim krzesełku, a przed nim był mały torcik z zapaloną, ogromną świecą w kształcie 1, na którą patrzył z fascynacją. Ciasto wyszło spod rąk pani Hudson, więc wszyscy wiedzieli, że będzie pyszne. Przybyli, aby świętować urodziny chłopca. Na przyjęciu był John i Sherlock, pani Hudson, Elizabeth i Abby, Sally i Anthea (której obecnie nie było w pokoju, ponieważ musiała odebrać telefon).
Greg stał za wysokim krzesłem Olivera. Jego ręce spoczywały na oparciu mebla, podczas gdy Mycroft stał z przodu. Uśmiechając się, starszy mężczyzna pochylił się i pocałował czubek głowy syna.
— Musimy teraz zdmuchnąć świeczkę — powiedział, gdy Oliver odwrócił się i zamrugał. — Chcesz mi pomóc?
Greg ponownie wskazał do przodu i pochylił się bardziej, aby jego twarz znalazła się na wysokości oczu syna. Wziął słyszalny oddech i dmuchnął delikatnie, podczas gdy Oliver patrzył i próbował go naśladować. Greg musiał zdmuchnąć świeczkę, ale mimo to akcja była niesamowita. Pani Hudson zrobiła zdjęcie.
— Dobra robota, Ollie — rozpromienił się Greg, gdy wszystkie kobiety w pokoju wiwatowały i klaskały.
Oliver również klasnął, chichocząc radośnie i kwiląc w swoim własnym języku, wskazując na tort.
— Zgadza się. Pozwólmy, że pani Hudson ukroi ci kawałek.
Greg roześmiał się, kiwając głową w podziękowaniu, gdy kobieta, o której była mowa, podniosła ciasto i poszła z nim do kuchni, aby pokroić go. Greg odwrócił się i uśmiechnął się do Mycrofta.
— Nasz syn ma sporo prezentów — zauważył młodszy mężczyzna, patrząc na niemal komiczny stos opakowanych prezentów leżących na pobliskim stole.
Greg zaśmiał się.
— Tak, cóż, jest nie do odparcia — mrugnął. — Poza tym to jego pierwsze urodziny! To normalne, że ludzie trochę przesadzają.
— Trochę przesadziłeś, prawda, mój mężu? — zapytał Mycroft z porozumiewawczym błyskiem w oku.
Greg wzruszył ramionami.
— Być może.
— Oto twój tort, urodzinowy chłopcze! — oznajmiła pani Hudson, wnosząc do pokoju papierowy talerzyk z małym plasterkiem ciasta.
Położyła go przed Oliverem razem z plastikowym widelcem, a potem wróciła, aby zacząć kroić tort dla wszystkich innych.
Mycroft przykucnął, podniósł widelec i delikatnie pomógł Oliverowi prawidłowo go trzymać. Chłopiec obserwował przez chwilę swój chwyt, zanim całkowicie stracił zainteresowanie i zrezygnował. Potem, w prawdziwy dziecięcy sposób, wyciągnął drobną rączkę i złapał garść ciasta. Geg również przykucnął, w samą porę, aby Oliver przycisnął trzymaną garść ciasta do twarzy obu ojców.
Aż do tego momentu wszyscy w pokoju toczyli cichą rozmowę, chociaż większość ich uwagi była skupiona na Oliverze, kiedy jednak to się stało, wszyscy zszokowani ucichli. Takie rzeczy nie były oczywiście niczym niezwykłym dla dziecka, ale… fakt, że Mycroft Holmes był właśnie tym, komu wepchnięto ciasto w twarz było czymś. Mycroft zamarł i mrugał, kiedy wysmarowano mu twarz wypiekiem.
Wkrótce dało się usłyszeć głębokie, dudniące salwy śmiechu, po tym jak Sherlock wybuchnął najbardziej rozbawionym chichotem, jakiego nigdy wcześniej nikt nie słyszał oprócz Johna. Mycroft zaczął piorunować wzrokiem swojego młodszego brata. Ten wzrok po chwili był skierowany w stronę jego męża, gdy Greg również wybuchnął śmiechem. Oliver również się śmiał, bo jego tata się śmiał, więc musiało to być zabawne.
— Gregory — mruknął Mycroft.
— Och, to było urocze. Po prostu bądź wdzięczny, że nie zrobiłem tego w dniu naszego ślubu, okej?
Greg uśmiechnął się, wycierając lukier z własnego policzka i zlizując go z palca. Potem pochylił się i zlizał go również z twarzy Mycrofta. Młodszy mężczyzna wyciągnął chusteczkę, aby zetrzeć jego nadmiar, a Oliver ponownie skupił się na robieniu bałaganu z tego, co zostało z jego kawałka toru (wpychając go sobie teraz do ust i wokół nich).
Pół godziny później wszyscy zjedli swoje ciasto. Nawet obaj bracia Holmes mieli jeden kawałek. Następnie nadszedł czas na prezenty. Papier do pakowania był porozrzucany po całym salonie, zanim wszystkie zostały otwarte. Potem, po odrobinie więcej spotkań towarzyskich i robieniu zdjęć, goście zaczęli się żegnać i wracać do domu. Wreszcie dom Lestrade-Holmes znów należał do nich.
Oliver siedział na podłodze, bawiąc się klockami przedstawiającymi układ okresowy pierwiastków chemicznych, które kupił mu Sherlock.
— Jakim cudem dziecko uzyskało ciasto we włosach? — zapytał Mycroft, rozparty na kanapie.
Greg leżał obok niego, obserwując syna z miękkim uśmiechem. Abby i Elizabeth skuliły się razem na fotelu obok telewizora, ucinając sobie drzemkę.
— To ich magiczna moc — wymamrotał Greg, obejmując ramieniem Mycrofta.
Odwrócił się, by pocałować jego skroń. Mycroft zanucił na ten gest.
— Nasz syn ma już rok — skomentował z radosnym uśmiechem.
— Tak — zaśmiał się Greg. — Sądzę, że miał bardzo udane przyjęcie urodzinowe.
Mycroft skinął głową, obserwując, jak Oliver wjeżdżał jedną ze swoich dużych ciężarówek w zbudowaną przez siebie konstrukcję z klocków. Słuchał trajkotu i chichotów. Następnie Oliver przeczołgał się po podłodze, żeby sięgnąć po pluszaki i kilka innych zabawek, do których mógł się dostać. Mycroft odwrócił się, by spojrzeć w brązowe oczy Grega z bijącym sercem. Obaj uśmiechnęli się.
— Tak — wyszeptał Greg, chociaż Mycroft nic nie powiedział. — Ja również jestem dumny.
