CIĘŻKI PRZYPADEK LUCJUSZA MALFOY'A
Miała skurcz mięśnia prostego brzucha od nadmiaru śmiechu. Widok szczęścia na twarzy Severusa, był jej sukcesem wieczoru. Nie był w pełni dominujący, wiedziała to od samego początku, gdy odwrócił wzrok pierwszego dnia, w sali powitalnej. Po jego wyrazie twarzy mogła stwierdzić, że czuł się niekomfortowo z przejmowaniem dowodzenia. Powodów mogło być wiele, ale wątpiła, żeby miał na to wpływ brak wcześniejszych doświadczeń.
Spojrzała na zwykle ponurego czarodzieja.
Siedział rozłożony na szezlongu. Kostki skrzyżowane, ręce złożone na brzuchu. Aha! Jego mięśnie, również nie były przyzwyczajone do napadu śmiechu. Był zarumieniony zarumieniony od szyi, aż po szczyty kości jarzmowych. Trochę z radości, a trochę od wcześniejszego podniecenia.
Wyłapała momenty w których był najbardziej podniecony. Lubił dotykać i pieścić jej ciało. Podejrzewała, że był typem smakosza i mogłaby rozłożyć się na kuchennym stole, a on czciłby ją ustami przez resztę nocy.
Chwyciła jego lewe przedramię, odwróciła i spojrzała na wyblakłą bliznę po mrocznym znaku. Spiął się, ale nie wykonał żadnego ruchu, aby zatrzymać jej eksplorację.
Patrzyła mu w oczy chcąc ocenić reakcje na jej dotyk. Przejechała opuszkami palców po ciemniejszej skórze słysząc gwałtowny wdech nad swoim uchem. Poddając się impulsowi, nachyliła twarz nad ramieniem czarodzieja i patrząc mu w niedowierzające oczy, które gwałtownie rozszerzyły się w szoku złożyła delikatny pocałunek na obraźliwym znaku.
Jęknął i przymknął powieki.
— Severusie, spójrz na mnie — poprosiła grzecznie.
Otworzył oczy pełne żalu, bólu i bezbronności. Poruszanie tematu blizny najwyraźniej nie było najlepszym pomysłem, biorąc pod uwagę jego brak oklumencyjnej ochrony, którą postanowił odpuścić na dzisiejszy wieczór. Nie uwierzyłaby, gdyby ktokolwiek powiedział jej, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji z mrocznym profesorem Eliksirów, szpiegiem Zakonu Feniksa, kiedyś ochoczym Śmierciożercą. Nic w nim nie przypominało dawnego Severusa Snape'a... z wyjątkiem haczykowatego nosa i ogólnej aparycji.
— Jesteś wyjątkowy — szepnęła cicho. — Wszystko w Tobie. — Widząc jego sceptyczny wyraz twarzy, uśmiechnęła się delikatnie i pogładziła jego wytatuowane przedramię. — Nie możesz pozwolić sobie myśleć inaczej, a jeśli ktokolwiek będzie próbował Cię odwieść od tego faktu- nie jest Twoim przyjacielem. — Zaciekłość w jej głosie, sprawiła, że zmarszczył brwi. — Czy obchodzi Cię zdanie Twoich nieprzyjaciół?
Zagubił się we własnych myślach na krótką chwilę, po czym spojrzał na nią ciemnymi, jak noc oczyma.
— Nie. Nie obchodzi mnie zdanie nieprzyjaciół — wycedził dziwnym tonem, jakby sam był zaskoczony tą myślą.
— Masz teraz rodzinę, Serpens. Będziemy Cię wspierać w każdej decyzji, ale musisz nam zaufać — ścisnęła mocniej jego przedramię. — Nikt Cię tu nie skrzywdzi, wierzysz mi?
— Bardzo chcę wierzyć. Po prostu zbyt wiele...
— Nie pora na użalanie się nad sobą — parsknęła rozluźniając atmosferę. — Przyjdzie na to czas. Nie ufaj w pełni, jeśli jeszcze nie potrafisz, po prostu daj się poprowadzić w odpowiednim kierunku.
Skinął głową na zgodę i podwinął kąciki ust w złośliwym uśmieszku.
— Czy masz zamiar ukarać dzisiaj Lucjusza?
— Oj tak, ostatnio już mu się upiekło — zachichotała.
— Mogę to zobaczyć? — wyszeptał z udawaną nadzieją.
— Nie bądź absurdalny, Serpens. Możesz jedynie liczyć na lanie za takie propozycje.
Parsknął głośno, wyprostował się i wstał niezręcznie, strzelając zastygłymi stawami.
Starość, nie radość!
— Powinienem już iść do siebie — wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu. — Jaki jest plan na jutrzejszy dzień?
— Zrobisz co będziesz chciał. Polecam zwiedzić pokoje zabaw i zapoznać się z niektórymi, fajniejszym przedmiotami.
— Tak zrobię. — Odwrócił się do wyjścia bez pożegnania.
— Severusie? — szepnęła cicho do jego oddalających się pleców.
— Tak? — spojrzał przez ramię unosząc brwi.
— Pieprz wszystkich którzy, powiedzą Ci, że nie jesteś wyjątkowy.
— Pieprzyć ich — zachichotał mrocznie. — Dobranoc, Hermiono.
— Dobranoc.
Melwin otworzył drzwi Severusowi, który zniknął po chwili z odrobiną wahania.
Zamknęła oczy i pomyślała o plusach wieczoru.
Nie uciekł, prawda? Może coś z tego będzie.
Polubiła wrażliwość Severusa. Sama świadomość, że jej ponury, złośliwy profesor, jest tylko maską dla niepewnego siebie, niezręcznego czarodzieja, wywołała u niej uśmiech. Tak... mogła się cieszyć, że tylko ona zna jego tajemnice. A jeśli, jest coś co Hermiona Granger kochała najbardziej, to zagadki.
Nie zastanawiając się dłużej nad tym co wydarzyło się dzisiejszego wieczoru, wstała na obolałe nogi i jednym ruchem nadgarstka sprowadziła się do porządku. Nie chciałaby pojawić się spocona i z przemoczonymi majtkami na sesji z Lucjuszem. Jego zazdrość była absurdalna, ale nie ma co dolewać oliwy do ognia.
Hermiona postanowiła przespacerować się do czerwonego pokoju, wolnym tempem. Zwykle korzystała z magii skrzatów ze względu na wygodę oraz deficyt wolnego czasu...
Dziś jednak, miała ochotę na spacer.
Kto mi zabroni? To w końcu mój klub.
Mijała drzwi do pokoi zabaw. Członkowie zawsze wychwalali ich wymyślny wystrój, który była w stanie modyfikować w zależności od konkretnej prośby. Lubiła zabawy w niektórych pokojach, ale najprzyjemniejszy czas spędzała w leśnej puszczy, gdzie mogła biegać między gęstą florą wilgotnego lasu i wyładować emocje, które kumulowały się w jej umyśle i mięśniach przez cały tydzień pracy w Ministerstwie. Jej patronus zmienił się po wojnie. Tak, jak jej uczucia do Rona, które od miłości stopniowo zmieniały się w obojętność, a później niechęć. Oczywiście kochała go za ich najlepszych czasów, ale teraz już wiedziała, że miłość i pożądanie to dwie różne rzeczy, a to co czuła do Rona, było stricte przyjacielskie. Harry dokończył edukację i przystąpił do szkolenia aurorskiego. Ron zrezygnował z ubiegania się o tytuł aurora i bezpośrednio po wojnie podpisał kontrakt z Armatami z Chudley, nie kończąc tym samym ostatniego roku w Hogwarcie i nie zdając owutemów.
Czy ktoś jest zdziwiony?
Ron zawsze był leniwy i szedł na łatwiznę, a ona przez większość znajomosci musiała robić za niego wszystko, bo ceną była jego atencja.
Ty głupia dziewczyno! Co sobie myślałaś?
Ona sama, ukończyła Hogwart z rekordowym wynikiem, najlepszym od ponad trzystu lat. Wyprzedziła Toma Riddla i Albusa Dumbledora. Minerwa płakała nad jej utraconą karierą, gdy dowiedziała się o podjęciu przez nią stażu w Departamencie Tajemnic. Nikt nie miał pojęcia, jak ważną rolę pełniła w czarodziejskim świecie. Nie tylko w Wielkiej Brytanii. Gdyby chciała, mogłaby cofnąć się w czasie i zmienić przebieg wojen.
Mogłaby uratować swoich bliskich.
Wzięła głęboki oddech.
Świadomość konsekwencji uniemożliwiła jej jakąkolwiek interakcję, jednak możliwość naprawienia swoich i cudzych błędów kusiła ją przez pierwsze miesiące pracy w Ministerstwie. Miała możliwość, a nie mogła z niej skorzystać ze względu na swój zdrowy rozsądek, więc po podróży do Ameryki Południowej, postanowiła zrobić coś, co uspokoi jej sumienie.
Onca.
Nie potrzebowała nagrody za zasługi, Orderów Merlina czy innych dyrdymałów. Chciała przyczynić się, do naprawienia skutków wojny i uchronić zagubione społeczeństwo przed nimi samymi, co rzeczywiście przyniosło ogromną poprawę. Miała w klubie piętnastoosobową grupę specjalistów, którzy z wewnątrz i na zewnątrz pomagali jej przyjaciołom w przetrwaniu skutków wojny.
Kontrola nad klubem była męcząca, ale gdyby miała możliwość, zrobiłaby znacznie więcej, aby pomóc nowej rodzinie.
Ron nie mógł zrozumieć jej braku wolnego czasu, bo przecież on sam był popularny i kochany i nie potrzebował niczego więcej do szczęścia. Jedyny ze „Złotego Trio", który udzielał wywiadów i chętnie chodził na wszelakie wydarzenia.
Pozer!
Zdradził ją wielokrotnie. Widziała to w jego oczach, za każdym razem gdy wracał z drużynowych delegacji.
Czy była smutna? Trochę zabolało.
Czy była zawiedziona? Nie do końca. Nie można się zawieść na kimś, skoro podejrzewasz, że w końcu to się wydarzy, prawda?
Nie będę myśleć o Ronie.
Przechodziła obok prywatnych sypialni członków klubu. Piękne obrazy, które zdobyła podczas wycieczki do Ameryki Południowej zdobiły ściany.
Miała wątpliwości, czy ma ochotę na jeszcze jedną scenę. Granie uległej, zawsze było najbardziej męczące, ale cóż... Lucjusz byłby zawiedziony, gdyby się nie pojawiła.
Była tuż przy drzwiach do czerwonego pokoju, gdy Melwin pojawił się u jej boku, z obłąkanym wyrazem twarzy.
Oh, co tym razem, do cholery?!
— Panienka Hermiona niech się nie gniewa. Melwin próbował sobie poradzić sam. Bajka też nie dała rady pomóc Melwinowi! Panienka Hermiona niech nie będzie zła! Melwin się starał! — Ledwo mogła zrozumieć jego słowa, przez ten piskliwy głosik.
— Melwin! Uspokój się natychmiast! — Czasami, rygorystyczne metody, działają najlepiej na skrzaty.
Jak przypuszczała, Melwin spojrzał na nią w milczeniu z trzeźwiejszym wyrazem twarzy.
— Powiedz mi co się stało. Nic nie zrozumiałam.
— To panicz Lucjusz! Panicz Lucjusz bardzo się upił i demoluje bar. Melwin, może naprawić wszystko magią, ale panicz zrobi sobie krzywdę, a Melwinowi nie wolno zniewolić nieświadomego czarodzieja!
Lodowaty strumień strachu spłynął wzdłuż jej kręgosłupa.
Do jasnej cholery! Ten idiota!
— Zabierz mnie tam.
Melwin skinął głową i aportował ich do sali głównej.
Krzesła były połamane, szkło potłuczone na podłodze. Lucjusz leżał pod sceną i nucił do siebie, wyjątkowo sprośną piosenkę. Usiadła cicho na ziemi naprzeciwko niego, starając się uniknąć zranienia szkłem.
Czekała na reakcję czarodzieja, ale wyglądało na to, że znajduje się obecnie w swoim własnym, alkoholowym świecie. Zarejestrował jej obecność po pięciu minutach.
— A któż to wrócił? Moja pani! — krzyknął sarkastycznym głosem.
Podczołgał się pod jej nogi i pocałował jej prawą szpilkę.
— Co się stało? — jej głos był zdawkowy.
— Moja pani zostawiła mnie dziś samego, więc byłem niegrzecznym chłopcem — parsknął.
— Doprawdy, to żałosne Lucjuszu — powiedziała chłodno nie mogąc ukryć zawodu w głosie. — Wstań — warknęła stanowczo.
— Nie mogę, mam w sobie Twój roczny zapas ognistej.
Przewróciła oczami i podniosła go machnięciem ręki w taki sposób, że wisiał w powietrzu.
— Wow, panno Granger! Magia bezróżdżkowa? — uśmiechnął się z szalonym wyrazem twarzy. — Idealna Hermiona Granger, złota dziewczyna Gryffindoru, najmądrzejsza wiedźma w swoim wieku i cudzym wieku, każdym wieku — bełkotał.
— Co Ty pleciesz Lucjuszu? — Była zła i wiedziała, że Lucjusz pożałuje tego bardziej, niż czegokolwiek w jego życiu. Nie mogła jednak, ukryć rozbawienia w głosie i przygryzła mocno wargę, żeby powstrzymać się od parsknięcia głośnym śmiechem.
— Nie możesz mi życia układać, kobieto — warknął szamotając się nad podłogą, a ona ze złośliwym chichotem upuściła go na podłogę.
— Mogę i będę, jesteś moim uległym.
— Obiecanki cacanki — teraz leżał twarzą na podłodze i szeptał coś o bezdusznym porzuceniu jego osoby.
Przewróciła oczami i poprosiła skrzata o przetransportowanie Lucjusza do jego kwatery. Sama poszła pieszo, żeby odreagować złość na idiotę, który od zawsze zapijał smutki, zamiast podjąć rozmowę i ustalić jakieś ultimatum.
Gdy dotarła do jego sypialni, spał już głęboko. Został przebrany i wyczyszczony magią skrzatów. Usiadła na łóżku i wpatrzyła się w jego oświetlony, przez amazońską wodę profil. Wyglądał tak spokojnie, anielsko.
Miał duży problem z dzieleniem się jej osobą od momentu, kiedy zgodziła się na układ między nimi. Każdy nowy uczestnik, potrzebował jej atencji przez kilka pierwszych tygodni, a jego gburowate zachowanie w tych sytuacjach, zawsze było jawne.
Bardziej zaniepokoiło ją to, iż nigdy nie skończył w aż tak złym stanie. Najwidoczniej jej relacja z Severusem miała na niego bardzo zły wpływ i czuła, że w końcu powinna postawić sprawę jasno.
— Zajmę się Tobą jutro, mój zazdrosny pawiu — szepnęła cicho, gładząc jego jedwabiste włosy i obserwując z czułym uśmiechem, jak jego nos poszukuje jej dłoni, by się w nią wtulić.
Dość wrażeń na dziś.
Coś mokrego uderzyło go w twarz. Usiadł gwałtownie na łóżku, przecierając oczy i rozglądając się za napastnikiem.
— Ciesz się, że to zwykłe Aquamenti, ojcze — powiedział znajomy, męski głos. — Zawsze mogłem użyć lodowatej wody.
— Draco! — sapnął zdezorientowany. — Co robisz w mojej sypialni?
Jego dziedzic rzucał mu oceniające spojrzenie, opierając się jednym łokciem o komodę.
— Zasadniczo, ratuję Twój arystokratyczny tyłek — burknął. — Hermiona wysłała mi Sofię o szóstej nad ranem. To cholerne ptaszysko zapaskudziło mi łóżko!
— Zawsze miałeś słabość do kolorowych ptaków — wspominał z cierpkim uśmiechem.
— Bo hodowałeś pawie — prychnął. — Dodam, że były albinosami, co za tym idzie nie miały koloru — spojrzał na niego z rozbawieniem. — Zawsze chciałem czegoś, czego nie mogłem mieć, na przykład siostry!
— Czy to Twoje życzenie gwiazdkowe, Draco? Jestem w kwiecie wieku — parsknął.
Jego syn spojrzał na niego z politowaniem.
— Tak, tak. Może masz zdrowie, ale przypominam, że do zapewnienia mi siostry, potrzebujesz czarownicy. Masz jakąś w szafie? Myślę, że mogłaby dostać kompleksów- posiadasz więcej ubrań, niż wszystkie czarownice w tym klubie razem wzięte.
— Dlaczego tak ostro, synu? Astoria nie spełnia Twoich oczekiwań i wyżywasz się na ojcu?
— Tylko się spotykamy — spochmurniał, otrzepując niewidzialny pyłek ze swojej nieskazitelnie wyprostowanej szaty. — Na razie, poważne zobowiązania nie wchodzą w grę.
Jego syn wyrósł na bardzo przystojnego mężczyznę, musiał szczerze przyznać. Nie ma się co dziwić- miał dobre geny.
Uśmiechnął się złośliwie.
— Będę wdzięczny, jeśli wyjawisz mi sekret swojej obecności.
Młody Malfoy spojrzał na niego ze współczuciem, a to nigdy nie wróżyło dobrze
— Co pamiętasz z wczorajszego wieczoru? — uniósł platynową brew.
Lucjusz zmarszczył równie jasne brwi w skupieniu.
— Inicjacja nowego członka Onca, rozmowy z kolegami i morze alkoholu.
— Zostań przy alkoholu i wyciągnij wnioski — powiedział z naganą w głosie.
Mały smarkacz! Nie będzie mnie pouczał!
— Chwileczkę, Draco! — warknął groźnie. — Jeśli przyszedłeś mnie zbesztać, to naprawdę możesz zabrać stąd swój kościsty tyłek, razem ze swoimi bzdurami!
— Mój tyłek jest w porządku! Ciężko pracuję nad mięśniami pośladkowymi! — sapnął z oburzeniem.
— Czego chcesz, chłopcze? Dobrze się wczoraj bawiłem i jak widać trafiłem do swojego pokoju.
— Tak! — krzyknął. — Zanim jednak poszedłeś grzecznie spać, zdemolowałeś całą sale główną! Hermiona zbierała Cię z ziemi, a Melwin umył Twoje jaja, bo nie byłeś w stanie ustać na nogach! — Wyraźnie rozeźlony Draco uderzył pięścią w komodę dla podkreślenia swoich słów, a Lucjusza przeszedł dreszcz strachu.
Kirke! Jeśli Draco nie ma wyjątkowo nędznego poczucia humoru, to nie chcę spojrzeć Hermionie w oczy.
Rzucił na Draco spojrzenie spod byka z nadzieją, że może jednak zachciało mu się robić nieśmieszne żarty staremu ojcu. Oczy jego syna złagodniały i usiadł na krawędzi materaca.
— Jest zła, tato — westchnął. - Jest wręcz wkurwiona, ale posłała po mnie. Myślę, że się o Ciebie martwi.
Brawo, Lucjuszu, czy nauczysz się czegokolwiek na swoich błędach?
Podczas wojny nadużywał alkoholu. Nie był tyranem, ale potrafił być nieprzyjemny, gdy tracił panowanie nad sobą. Nigdy nie skrzywdził Draco, ani Narcyzy, jednak był pewien, że trudno było im oglądać go w takim stanie.
— Co się stało, ojcze? Hermiona nie powiedziała mi wiele.
— Odbyła scenę z nowym członkiem.
Draco spojrzał na niego z niedowierzaniem
— Żartujesz? Przecież za każdym razem wprowadza świeżaków! Nie ma w tym nic nowego! Jedynym wyjątkiem od jej udziału, jest wcześniejsze sparowanie lub małżeństwo!
— To nie to samo! — bronił się.
Oczy jego syna rozszerzyły się.
— Kto jest nowym członkiem? — szepnął ze zrozumieniem.
— Nie znam jego tożsamości, jak żaden z nas —skłamał.
— Porozmawiaj z nią — chwycił go za ramię i ścisnął delikatnie w pocieszycielkim geście. — Wybaczy Ci.
— Nie jestem pewien, Draco. Nie jestem pewien...
Młody czarodziej wstał i wyprostował granatową szatę. Wyglądał bardzo szykownie. Lucjusz poczuł się jeszcze gorzej, że jego własny syn widzi go w takim stanie.
— Pójdę, ojcze. Posprzątaj swój bałagan, nie zrobię tego za Ciebie.
— Dziękuję za wizytę, Draco.
Usłyszał zamknięcie pokoju aportacyjnego i zamknął oczy.
Jestem głupcem.
Wizyta Draco była dobrym pomysłem ze strony Hermiony. Gdyby usłyszał historię bezpośrednio od niej, nie mógłby kontrolować swoich reakcji.
Cieszył się, że Draco dogaduje się z Hermioną.
Podczas ostatniego roku w Hogwarcie, jego syn był prześladowany.
Nie bez powodu, ale wojna się skończyła, prawda?
Rozumiał pokrzywdzone przez Śmierciożerców rodziny. Draco jednak, nie przyłożył palca do zdziesiątkowania czarodziejskiej Brytanii. Płacił za błędy ojca. Za jego błędy. Za błędy swojego dziadka.
Hermiona odnalazła pokiereszowanego Draco, pewnego popołudnia w bibliotece i zaproponowała mu pomoc z jego prześladowcami, ale Draco nie chciał litości.
Czy ktokolwiek spławił Hermionę Granger i liczył, że się podda? Życzę powodzenia!
Dziewczyna była cieniem małego smoka. Chroniła go przed Gryfonami i nielicznymi uczniami z innych domów. Zaprzyjaźnili się dość łatwo po tym, gdy znalazła go w Pokoju Życzeń. Ponoć Draco, zażyczył sobie znaleźć się w bezpiecznym miejscu, a skoro Pokój postanowił wpuścić Hermionę Granger do środka...
Jego syn stwierdził, że skoro Pokój uważa, że Hermiona nie zrobi mu krzywdy, da jej szansę. Byli nierozłączni do końca roku.
Oparł się o wezgłowie i spojrzał na tańczące wodorosty za szklaną ścianą. Porozmawia dzisiaj z Hermioną i przyjmię karę na klatę.
No dobrze... może najpierw śniadanie? Czy Bajka będzie zła? Ta skrzatka, jest przerażająca!
— Bajka! — Nic się nie stało.
— Bajka!!! — Dalej cisza.
— Bajka, proszę nie gniewaj się — powiedział cicho.
Mała skrzatka pojawiła się przy łóżku i spojrzała na Lucjusza z zawodem.
— Panicz Lucjusz wzywał Bajkę?
— Przepraszam. Nie chciałem sprawić Ci kłopotu.
— Bajka opiekowała się paniczem, gdy był dzieckiem. Bajka zna panicza lepiej niż ktokolwiek inny! - powiedziała wstrząśnięta. — Panicz Lucjusz wczoraj skrzywdził panienkę Hermionę! Panienka była bardzo smutna! — wykrzyczała piskliwym głosem. —Kto krzywdzi panienkę Hermionę musi liczyć się ze złością Bajki!
— Przeproszę ją, obiecuję! Możesz mi wybaczyć?
— Bajka wybaczy, gdy panicz Lucjusz zachowa się jak mężczyzna swojego pokroju! Bajka dołożyła wiele wysiłku w wychowanie panicza!
— Dobrze, już dobrze. Nie mów więcej o zmianie moich pieluch, bo mogę zwrócić kolację z zeszłego tygodnia.
Skrzatka uśmiechnęła się ciepło, a później mrugnęła porozumiewawczo
- Bajka nie zdradziła jeszcze panience Hermionie najbardziej pikantnych szczegółów z dzieciństwa panicza Lucjusza. Być może, Bajka powinna rozważyć taką opcję - powiedziała i zniknęła.
Dobrzy Bogowie... ona tak na serio?
