Upadek po schodach do piwnicy nie należał do najprzyjemniejszych, ale Sasetka nie miała wyboru. Nie mogła puścić Nicponia samego do Księgi, ponieważ była pewna, że zamiast powstrzymać mróz, który sam sprowadził, zażyczy sobie jedynie nowej różdżki.
- O nie! - Z zadumy wyrwał ją zrozpaczony wrzask chłopaka. Smerfka wstała z brudnej podłogi i otrzepała tył spodni, spoglądając na stojącego tyłem do niej Nicponia.
Rudy młodzieniec złapał się za głowę, stękając żałośnie. Niestety, jego sylwetka zasłaniała Sasetce powód jego nagłej rozpaczy. Dziewczyna podeszła niepewnie do chłopaka, a obraz, który wywołał u niego takie emocje powoli odsłaniał się przed nią.
Wielka Księga Zaklęć była skuta lodem.
- Och, Księgo! - jęknął Nicpoń i złapał się za głowę. Podszedł szybko do skutej lodem księgi i i wyciągnął do niej ręce. - Może jeszcze nie jest za późno!
Jednak, gdy tylko wszedł w kontakt fizyczny z magicznym przedmiotem, został porażony prądem i odskoczył, a włosy stanęły mu dęba. Księga, natomiast, pozostała w swoim nieszczęsnym położeniu, nie mogąc już nawet ruszyć kartką. Nie odzywała się, nie dawała żadnych wskazówek, zupełnie jakby stała się zwykłą książką.
- Nie ma szans - pisnęła cicho Sasetka. - Skoro lód skuł całą okolicę i wszystko, co żyje, nie mógł oszczędzić i Księgi.
Dalsze rozpaczanie dwojga rudowłosych przerwały pozostałe dwa Smerfy, które również doświadczyły zjechania po zamarzniętych i twardych schodach aż do piwnicy. Farmer i Pracuś wylądowali na zimnej podłodze z obitymi pośladkami i ogonami.
- I co z księgą? - spytał pospiesznie Pracuś.
- Nie ma z nią żadnego kontaktu!
- To niedobrze - mruknął Farmer. - Gorące źródła również na nic się zdały, wszystko zaczyna tam zamarzać. Powinniśmy uciekać.
- Bez Księgi nie dostanę nowej różdżki!
- Coś takiego! To wszystko twoja wina, Nicponiu, a jedyne, o czym teraz myślisz, to zdobycie nowej różdżki?! - warknął Pracuś. - Lepiej poproś Księgę o powrót lata!
- Och, nie, dłużej nie będziecie mi rozkazywać, wy niebieskie ważniaki! - To mówiąc, chłopak jednym zgrabnym ruchem pochwycił całą trójkę w swoje ręce. - A teraz do Księgi - burknął i ponownie zbliżył się do zamarzniętego magicznego przedmiotu. - Wielka Księgo Zaklęć, Daj mi różdżkę, za to, Gdy już ją dostanę, Przywrócę znów lato!
- Nie! - krzyknęli jednogłośnie Farmer, Pracuś i Sasetka.
Ku ich zaskoczeniu, Wielka Księga Zaklęć zaczęła świecić białym blaskiem, jednak nie biło od niej miłe ciepło. Wręcz przeciwnie, jeżeli na świecie zapanowała zima, piwnica Gargamela zamieniła się w epokę lodowcową. Drżący z zimna Nicpoń zacisnął mocniej dłonie na schwytanych skrzatach, wzmagając ich dyskomfort.
Gruba warstwa lodu okryła księgę, zbiła się wokół niej najciaśniej, jak tylko mogła, po czym cała bryła wraz ze znajdującą się w niej księgą rozpadły się na tysiące drobnych elementów. Magiczna siła odepchnęła Nicponia z mocą tak ogromną, że tym razem przeleciał przez całą piwnicę i uderzył plecami o ścianę. Na nieszczęście dla Smerfów, uparty i zdeterminowany chłopak ani śmiał puścić choćby jedno z nich. Uderzenie wywołało u całej trójki chwilowy szok i dezorientację. Ich smerfowe czapki zostały zdmuchnięte z ich głów i wpadły za jakieś stare skrzynie.
- O nie! - krzyknął ponownie Nicpoń, kiedy blask zgasł i jego oczom ukazało się to, co z Wielkiej Księgi Zaklęć pozostało. Rudzielec zerwał się na równe nogi, jednak szybko zrezygnował z dalszych działań. - Księga została zniszczona!
Sasetka jęknęła z bólu, przypominając mu o obecności Smerfów.
- Dzięki smerfności - szepnął Pracuś. - Wszystko w porządku, Sasetko?
- Chyba tak...
- Przynajmniej teraz nie wyczaruje sobie nowej różdżki - dodał cicho Farmer.
- Ach, wy samolubne! - Nicpoń zacisnął ponownie swoje dłonie i potrząsnął nimi, natychmiast pogarszając samopoczucie tria. - Księga jest zniszczona, ale przynajmniej mam trzy Smerfy i Gargamel zapłaci mi za was złotem! - To powiedziawszy dotarło do niego, co stało się z Gargamelem i Klakierem. - O nie!
Przerażony uczeń czarownika wybiegł z piwnicy i pośliznął się na zlodowaciałej podłodze, omal nie uderzając o stół. Przy stoliku w rogu pomieszczenia wisiała nowa klatka, w sam raz na kilka Smerfów. Nicpoń niezgrabnie przejechał się po lodzie i cudem zatrzymał tuż przed stolikiem z fiolkami i księgami.
- Ten dzień jeszcze się nie skończył! - warknął, wrzucając Smerfy do środka. - Ale na waszym miejscu zacząłbym się żegnać, bo będzie to wasz ostatni dzień!
Kiedy troje Smerfów zostało zamkniętych w klatce, chłopak szarpnął za stary, podarty koc, spoczywający na jednym z krzeseł w chacie i czym prędzej wybiegł na zewnątrz, trzaskając drzwiami. Mroźny podmuch powietrza przebiegł przez pomieszczenie, bez problemu docierając do uwięzionych Smerfów.
- Na Zziębnięte Zięby, i co teraz? - wymamrotała drżącym głosem Sasetka, pocierając ramiona.
- Trzeba się stąd wydostać i wrócić do wioski - mruknął Farmer, rozglądając się po chacie.
- Miejmy nadzieję, że pozostałe Smerfy znalazły schronienie przed mrozem - dodał Pracuś.
Trio rozglądało się nerwowo, starając się wpaść na pomysł. Jeżeli całą okolicę spowiła zima, niedługo miało zajść słońce, a bez światła nie zdołają uciec przed powrotem Nicponia. O tym, jak potężny mróz zagościł nawet wewnątrz zamku Gargamela świadczyło widoczne wydychane przez Smerfy powietrze.
- Na Świecące Świetliki, widzę klucz! - pisnęła nagle Sasetka. - Jest tam, prawie pod nami, na podłodze! - Ruda wskazała palcem na metalowy przedmiot.
- Świetnie, ale jak się do niego dostaniemy?
Przez dłuższy moment obserwowali klucz, zaciskając dłonie na prętach klatki, jakby chcieli siłą woli przywołać klucz do siebie. Nic z tego, Smerfy nie posiadały żadnych psychicznych zdolności ani niczego takiego, pozostało im więc myśleć.
W pewnym momencie Pracuś powrócił do uważnego rozglądania się i przeniósł wzrok wysoko nad głowę.
- Już wiem! - krzyknął triumfalnie. - Wiem, jak się stąd wydostać, ale potrzebuję twojej pomocy. - Blondyn szarpnął lekko Farmera za rękaw koszuli. Chłopcy stanęli pośrodku klatki. - Klatka zawieszona jest na haku, a ten na sznurze. Daj mi swój nożyk i podsadź mnie, a przetnę ten sznur.
- Bolesny plan. - Szatyn zmarszczył brwi.
- Nie mamy innego, a czasu jest coraz mniej.
- A co ja mam robić? - spytała niepewnie Sasetka.
- Kiedy Farmer mnie podsadzi, oboje złapiecie się dowolnych prętów w klatce. Najprawdopodobniej klatka uderzy o podłogę stroną, na której się znajdziecie, więc przygotujcie się, że po prostu spadniemy jakbyśmy zwyczajnie wyskoczyli z tej klatki.
- Albo się uda i będziemy wolni, albo połamiemy sobie kości, a może nawet zginiemy. - Farmer wyjął z kieszeni swój nożyk i podał Pracusiowi. - Oby stało się to pierwsze.
Chłopak klęknął i spojrzał na Sasetkę. Dziewczyna była niespokojna, na pewno bała się o swoje życie. Szatyn był przekonany, że wszyscy byli tak samo przerażeni, ale on i Pracuś po prostu tego nie pokazywali, chcąc dodać otuchy młodszej Smerfce. Posłał jej mały półuśmiech, na który nie odpowiedziała w żaden sposób. Rudowłosa zacisnęła jedynie dłonie na pręcie, do którego przywarła plecami i czekała.
Pracuś zacisnął zęby na rękojeści nożyka, aby nie przeszkadzał mu podczas łapania równowagi. Klatka była wysoka, więc nie wystarczyło, aby tylko usiadł Farmerowi na barkach, musiał na nim stanąć. Powoli oparł lewą stopę na ramieniu szatyna, a pomiędzy swoją stopą a jego szyją położył rękę. Prawą rękę oparł po drugiej stronie szyi Farmera.
- Gotowy? - mruknął ledwo zrozumiale.
- Tak, tylko ostrożnie.
Po kilku sztywnych ruchach w przód i w tył, Pracuś oderwał nogę od posadzki, przenosząc ciężar ciała na ręce, a prawą stopę oparł w podobny sposób, co lewą. Przez chwilę obaj nie zmieniali pozycji, Farmer dał czas przyjacielowi na odnalezienie balansu. Kiedy blondyn poklepał go lekko po ramieniu, wyższy Smerf powoli zaczął podnosić się z klęczek, zastygając w bezruchu za każdym razem, gdy poczuł, że mniejszy chłopak traci równowagę.
Przyglądająca się im Sasetka czuła, jak spinają się wszystkie mięśnie w jej ciele ze strachu i stresu. W duchu błagała, żeby wszystko się udało i nikomu nie stała się krzywda.
Kiedy ciało Farmera wreszcie stanęło wyprostowane i sztywne jak struna od gitary, Pracuś powoli podniósł dłonie i oparł je o czubek głowy szatyna. Większy Smerf stał niewzruszony niczym skała, oddychając głośno, ale bardzo wolno. Blondyn najpierw wyprostował ramiona, podnosząc przód swojego ciała, po czym zatrzymał się, aby wyczuć nową pozycję. Następnie z pozycji przypominającej żabę usiłował przejść do podporu na wyprostowanych wszystkich kończynach.
Trzy smerfowe serduszka zamarły na sekundę, kiedy Pracuś przechylił się do przodu i prawie spadł. Gdyby nie refleks Farmera, chłopak uderzyłby głową o posadzkę i złamał kręgosłup. Nie mogli podejść do prętów i wspiąć się po nich, ponieważ były zbyt śliskie i na nic by się przydały.
- W porządku? - wysapał Farmer, zaciskając ręce na łydkach Pracusia.
- Taa... - westchnął drżącym głosem drugi Smerf, gryząc mocniej nożyk.
Po upewnieniu się, że obaj złapali ponownie równowagę, Pracuś oderwał dłonie od głowy Farmera i zaczął się prostować. Farmer zaczął się niecierpliwić, jego ciało drżało delikatnie, oddalając się od sztywnej skały, którą miał zamiar być. Im bardziej Pracuś się prostował, tym cięższy się wydawał.
Wydawało się, że minęły wieki, nim niższy chłopak stanął prosto i odważył się podnieść wzrok. Na szczęście górne pręty były w zasięgu jego rąk, nie marnując więc czasu chwycił za zimne rurki i dźwignął się do góry, usuwając swój ciężar całkowicie z barków Farmera.
Szatyn odetchnął z ulgą, masując obolałe ramiona. Nogi miał jak z waty i cały smerfny kolor opuścił jego twarz. Przez chwilę Sasetka miała wątpliwości, czy chłopak zdoła dojść o własnych siłach do prętów.
Tymczasem Pracuś zdążył przełożyć już nogi między górnymi prętami i podeprzeć się w miarę bezpiecznie. Wyjął nożyk z ust i wyciągnął ramię między pręty, starając się dosięgnąć linę, na której uwieszony był hak trzymający klatkę. Nie było to takie proste, ponieważ hak był długi, a dosięgnięcie sznura sprawiało Smerfowi niemały kłopot. Chłopak wciskał cały bark między pręty, trzęsąc się ze stresu i determinacji.
Z głową odwróconą w stronę pozostałej dwójki, w bardzo niewygodnej i trudnej do utrzymania pozycji, bo zwisającej na śliskich prętach, Pracuś walczył z czasem i cierpliwością.
- Może spróbuj ogonem - zaproponował Farmer.
Ich ogony były długie i silne jak u niektórych małpiatek, a więc pomysł szatyna miał dużo sensu. Zwinny Smerf przełożył nożyk z ręki do ogona i wysunął giętką "piątą kończynę" w kierunku sznura. Kiedy ostrze weszło w kontakt z liną, blondyn miał ochotę krzyknąć z radości. Szybkimi i mocnymi ruchami uderzał nożem w linę, która stopniowo dawała za wygraną.
Klatka zaczęła się trząść od coraz większego nacinania sznura. Sasetka złapała stojącego obok Farmera za rękę.
- Upadek będzie bardzo bolesny, prawda? - pisnęła.
- Nie można tego uniknąć - stwierdził poważnym głosem Farmer. - Zostań po tej stronie klatki - nakazał dziewczynie, po czym puścił się prętów i oddalił na przeciwną stronę klatki.
- Nie zostawiaj mnie tu samej!
- Cicho bądź! Jak już będziemy spadać, klatka powinna przechylić się na moją stronę i uderzyć tą częścią o podłogę. W ten sposób zwiększymy prawdopodobieństwo, że nic ci się nie stanie.
Smerfka wybałuszyła oczy. Oczywiście to bardzo miło ze strony szatyna, że chciał ją ochronić, ale kto ochroni jego? Czy on zdawał sobie sprawę, że ranna Sasetka byłaby mniejszym obciążeniem niż ranny Farmer?
Na dalsze protesty czy przemyślenia dziewczyna nie miała już czasu, ponieważ sznur przegrał walkę z nożem i klatka spadła. Obliczenia Farmera okazały się słuszne, podczas spadania klatka przechyliła się jego stroną do podłogi. Szatyn w ostatniej chwili puścił trzymane pręty, aby nie przygniotły jego dłoni, ale nie zmniejszyło to bólu po upadku na lodowatą podłogę.
Szarpnięcie po zderzeniu z podłogą omal nie wyrwało Sasetce ramion z barków, ale ruda Smerfka z krótkim okrzykiem bólu i przerażenia utrzymała się przy swoim pręcie. Spojrzała szybko na leżącego Farmera, który zaciskał oczy i zęby, sycząc cicho.
- Na Płaczące Pantery, żyjesz, Farmerze?
Pracuś, który niefortunnie zwisał do góry nogami, a milimetry dzieliły jego czaszkę od podłogi, był w lekkim szoku po upadku głową w dół. Mimo dreszczy i przerażenia, pytanie Sasetki obudziło w nim większy niepokój i z wolna odwrócił głowę tak, jak tylko potrafił, aby ocenić wzrokiem stan swoich towarzyszy. Niczym pająk ostrożnie zszedł z prętów na podłogę, cudem unikając ześlizgnięcia się z oblodzonego metalu. Kucnął przy Farmerze i położył mu dłoń na klatce piersiowej.
- Myślisz, że masz jakieś złamanie? - zapytał cicho, kątem oka obserwując wciąż wiszącą Sasetkę.
- Mmm... - jęknął szatyn, kręcąc ledwo zauważalnie głową. - Złamanie nie. Pomóż mi wstać.
Blondyn złapał go za bicepsy i dźwignął do pozycji siedzącej. Nie obyło się bez odgłosów świadczących o ogromnym bólu. Farmer położył dłoń z tyłu swojej głowy, masując delikatnie i rozmyślając o tym, jak ogromny guz powstanie w tamtym miejscu później.
W tym czasie Pracuś pomógł mu zgiąć nieco nogi w kolanach, po czym podszedł bliżej Sasetki. Biedaczce trzęsły się ramiona od wysiłku, słabo przemyślała sposób złapania się za pręt, przez co paliło ją w stawie barkowym.
- Pomogę ci zejść, ale musisz puścić się nogami, bo inaczej nie mam jak cię dosięgnąć. - Chłopak stanął pod nią i wyciągnął ręce w górę.
- Spróbuję - chlipnęła rudowłosa. Wiedziała, że jeżeli puści pręt nogami, narazi swoje ramiona na jeszcze większy ból, ale nie miała wyjścia.
Po odplątaniu nóg od pręta, Smerfka wyprostowała je sztywno, a następnie napięła mięśnie brzucha i niezwykle powoli zaczęła opuszczać stopy. Jej stawy barkowe krzyczały bezgłośnie w proteście, ale dziewczyna dzielnie ignorowała te sygnały. Z łzami spływającymi po jej policzkach, nie spuszczała wzroku z Pracusia, skoncentrowana na zadaniu.
- Okay, mogę złapać cię za stopy - zakomunikował blondyn i dotknął jej butów. - Możesz jeszcze trochę niżej.
- I co będzie dalej? - zapytała.
- Złapię cię za nogi i wtedy puścisz pręt.
Smerfy nie mogły marnować więcej czasu. Chłopak objął kolana Sasetki ramionami, a dziewczyna odważnie puściła metalową rurkę. Z krótkim okrzykiem przechyliła się i spadła na niego. Pracuś ugiął kolana, aby zamortyzować jej upadek. Rudowłosa szczęśliwie zwisała na jego ramieniu, cała i zdrowa.
Trio odetchnęło z ulgą. Kiedy stopy Sasetki wreszcie dotknęły podłogi, Smerfka natychmiast podeszłą do podnoszącego się z podłogi Farmera, aby pomóc mu stanąć. Tymczasem Pracuś ponownie przywarł do prętów klatki, tym razem po to, aby sięgnąć po klucz.
- Dasz radę go dosięgnąć? - spytał Farmer, stając wraz z Sasetką obok blondyna.
- Muszę, bo inaczej już po nas - mruknął niższy chłopak.
Było w tym dużo prawdy. Ogon Pracusia był najdłuższy i najzwinniejszy ze wszystkich smerfowych ogonów w wiosce. A klatka spadła całkiem niedaleko klucza. Wystarczyło tylko dobrze pokierować ogonem.
- Mam!
- Na Żywe Żmije, zabierajmy się stąd! Mam bardzo złe przeczucia. - Sasetka złapała się za warkocze, obserwując klucz.
Metalowy przedmiot przesunął się swobodnie wzdłuż ogona Pracusia i wylądował w jego dłoniach. Kłódka znajdowała się na wysokości jego oczu, przynajmniej z tym nie mieli problemów.
Po otworzeniu drzwiczek jakaś dziwna moc przejęła kontrolę nad ich umysłami. Zapomnieli o logicznym myśleniu, a załączył im się instynkt przetrwania. Smerfy rzuciły się w stronę drzwi, po drodze prawie opadając na cztery kończyny. Podłoga była śliska i pełna przeszkód w postaci starych szmat, zbitego szkła i książek. Niebieskie skrzaty ślizgały się, potykały, obijały o przedmioty, ale nic nie zatrzymywało ich przed brnięciem w stronę wyjścia z zamku.
Na szczęście w drewnianych drzwiach, na dole między belkami, lata temu szczury wygryzły dziurę na tyle dużą, że bez problemu przeszłyby przez nią trzy dorosłe Smerfy na raz. Podczas biegu adrenalina nakazała Farmerowi odzyskać siły i zapomnieć o bólu, a jego buty najlepiej znosiły śliską powierzchnię, toteż szybko wyszedł na prowadzenie i pociągnął za sobą pozostałą dwójkę.
Wydawało się to niemożliwe, ale przez te pół godziny spędzone w zamku Gargamela Smerfy zdążyły zapomnieć o tym, że na zewnątrz może być jeszcze mroźniej, niż w chacie. Kiedy wybiegli gęsiego na mniej śliski, ale mokry i zimny śnieg, ich ogony instynktownie przywarły do ich ciał, chcąc jednocześnie chronić siebie jak i właścicieli przed zamarznięciem.
- Na D-D-D-Drżące Drozd-d-dy, wracajmy już do-do-do-do-do wioski - wyjąkała Sasetka, marząc o zwinięciu się w kłębek.
- Jestem za.
- Czekajcie! - Farmer zagrodził im przejście rękami.
- Co?
- Słyszysz to?
Oba dorosłe Smerfy zaczęły poruszać nerwowo uszami i rozglądać się. Sasetka schowała się za nimi, zaniepokojona ich zachowaniem. Po chwili sama wyłapała niewielki szelest, ale nie potrafiła go zidentyfikować.
- To wraca Nicpoń! - szepnął Pracuś.
- Jazda w zaspę, no już! - warknął cicho szatyn, pchając niższe Smerfy w puszyste kłęby śniegu. - Pracusiu, prowadź, masz kompas w głowie. Sasetko, trzymaj się blisko. Ja pilnuję tyłów. Musimy się oddalić jak najszybciej i jak najciszej.
Trudno było nazwać tempo, w jakim poruszali się pod śniegiem. Spieszyło im się smerfnie, ale nie mogli po prostu odbiec, gdyż wtedy na pewno zostaliby łatwo zlokalizowani i ponownie pojmani.
W pewnym momencie musieli wyminąć Nicponia, ponieważ nie dało się nie słyszeć jego ciężkich westchnień i stęknięć. Dopiero po oddaleniu się na granicę lasu Farmer zaryzykował wychylenie się spod grubych warstw śniegu. Jego oczom ukazał się obrazek Nicponia pchającego zamarzniętych na kość Gargamela i Klakiera. Czarownik i jego kot wyglądali niemalże jak rzeźba z lodu, ale pokrywała ich niewielka warstwa skrystalizowanej wody.
Stojąca obok szatyna Sasetka westchnęła głośno na ten widok.
- Na Ociężałe Oposy, myślicie, że Papcio Gargamel i Klakier wyjdą z tego? - spytała, marszcząc czoło.
Farmer wzruszył jedynie ramionami i skierował wzrok na Pracusia. Blondyn przyglądał się rudzielcowi z uwagą, a po chwili wykonał niepewny ruch głową, który ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył niczemu.
- Wydaje mi się, że uda się ich odmrozić i przeżyją - powiedział smętnie. - Nie jestem pewien, ale w miejscach, w których przeszedł lodowiec, najwięcej i najmocniej ucierpiało życie. Większość roślin wygląda zdrowo na pierwszy rzut oka, ale martwię się o mniejsze zwierzęta, które napotkały lodowiec bezpośrednio. No i nie zapominajmy, że lodowiec praktycznie przeszedł przez dom Matki Natury.
- Biedny Papcio, to znaczy Papa Smerf - jęknęła Smerfka, pociągając nosem.
- Lepiej się stąd zabierajmy, bo jeszcze temu głupkowi przyjdzie do głowy szukanie nas. - Farmer wziął Sasetkę za rękę i szarpnął lekko w stronę lasu.
Inspiracją był odcinek: "Nicpoń i Wielka Księga Zaklęć"
Jeżeli kogoś ciekawi koncepcja fabuły, polecam przeczytać najpierw one-shot "Zasady Przetrwania". Ukazuje on sceny, które pojawią się gdzieś w tym fanficu.
Uwagi:
W opowiadaniu Smerfy wyglądają inaczej, niż oryginalnie. Nadal są to małe istoty, ale mają bardziej ludzką budowę ciała, a także długie uszy podobne do elfich, ale nie do końca elfie, spłaszczone nosy podobne do Na'vi z Avatara, włosy (Farmer = brązowe włosy, Pracuś = jasne blond włosy), pełne ubrania i długie ogony, podobne do ogonów kotowatych bądź małpiatek.
