*** Notka od autorki ***
Hejo! Odcinek drugi naszego porno doprawionego szczyptą fabuły. Bardzo dziękuję za komentarze. Mam nadzieję, że dziś też miło spędzicie z Severusem i Hermioną czas. Oni na pewno świetnie się bawili. To nie było ich ostatnie spotkanie - mam nadzieję, że wena najdzie mnie na tyle, by opisać także kolejne.
Przypominam, że to wszystko jest moją fantazją niemającą nic wspólnego z kanonem, pisaną ku uciesze własnej oraz mnie podobnych. Peace & love kochani.
Świtało. Na pustą o tej porze ulicą Pokątną unosiła się ciężka mgła, pachnąca wilgocią i lekką stęchlizną. Już za kilka godzin mgła się rozwieje, a przestrzeń wypełnią dźwięki stukania butami o nierówny bruk, ożywionych rozmów, głośnych śmiechów, pohukiwania sów i wrzasków dzieci. Teraz cała ulica wydawała się niemal martwa.
Severus Snape stał przed witryną swojego sklepu o piątej rano i próbował sobie wmówić, że to sen. To sen, on z całą pewnością jeszcze śpi. To po prostu idiotyczny koszmar, nikt nie ozdobił jego szyby ogromnym, czerwonym napisem „ŚMIERCIOŻERCA". Potarł skroń zrezygnowany. Poczuł wzbierający się w nim gniew, który starał się zepchnąć na granice swojej świadomości. Nie lubił siebie, gdy rządziła nim złość.
Kiedy zaraz po wojnie otwierał prywatną praktykę spodziewał się, że mogą być problemy. Obawiał się, że jego reputacja będzie mu przeszkadzała. Oczywiście, miał w środowisku warzycieli pewne poważanie, dlatego ten plan nie był zupełnie chybiony… Z początku realizował tylko zamówienia od zaufanych klientów. To było intelektualnie stymulujące, bo eliksiry robione na zamówienie były zwykle trudne do uwarzenia. Było to też bezpieczne, bo ludzie którzy dobrze go znali nie traktowali go jak pariasa. Ale i było niemożliwe do utrzymania, bo takich specjalnych zamówień nie było wiele. Ludzie rzadko potrzebowali bardzo skomplikowanych mikstur. Dlatego rozważając wszystkie za i przeciw wynajął również miejsce na Pokątnej, by sprzedawać bardziej codziennie eliksiry. Myślał o Nokturnie, ale zarzucił ten pomysł niemal od razu. Tam był zdrajcą. Mimo że oficjalnie Czarny Pan był pokonany, nie sprawiło to przecież, że ludzie popierający jego idee zapadli się pod ziemię. Nie zapadli - zaszyli się w niechlubnych zakamarkach takich jak Śmiertelny Nokturn, gotowi jak jątrząca się rana psuć z wolna społeczność czarodziejów. Tam nie znalazłby sobie klientów - a nawet jeśli, to był całkowicie pewien, że wcale nie chciałby sprzedać mikstur takim ludziom.
Na Pokątnej nie było kolorowo, ale zwykle do przyjęcia. Miał konkurencję, ale niewielką - lokalna apteka sprzedawała składniki oraz czysto medyczne mikstury, wypełnił więc lukę w rynku oferując wszystko - od eliksiru dodającego wigoru po przywracający, miał na stanie antidota na trucizny, eliksiry czyszczące, rozśmieszające, niewidzialności… Miał też droższe, które cieszyły się małym, ale niezmiennym zainteresowaniem: wielosokowy, felix felicis, wywar żywej śmierci…
Jego dawne życie dotykało go rzadko. Zaraz po wojnie jego status był… niepewny. Dostał wprawdzie łatkę bohatera wojennego, ujawniono jego tożsamość jako szpiega, dodali go nawet na te cholerne karty w czekoladowych żabach. Ale wtedy czarodzieje często przechodzili na jego widok na drugą stronę ulicy. Nikt mu nie ufał. Towarzyszyły mu niepewne szepty i jawnie wrogie spojrzenia. Potem wydawało się, że to wszystko powoli, ale ucichło. Jasne, czasem ktoś rzucił obelgę, ale wydawało mu się, że akty wandalizmu należą już do przeszłości. Że czarodzieje się do niego przyzwyczaili.
Najwyraźniej nie.
Zazgrzytał zębami i spróbował kilku prostych zaklęć czyszczących. Żadne z nich nie podziałało. Podszedł bliżej i przejechał dłonią po napisie. Ku jego zdziwieniu farba rozmazała się i została mu na dłoni. Ktoś musiał zrobić to niedawno i nie pomyśleć o zabezpieczeniu swojego dzieła przeciwko mugolskim metodom sprzątania. A może po prostu ukrył się gdzieś niedaleko, bo chciał zobaczyć, jak wielki Severus Snape ręcznie szoruje swoje szyby.
Na zapleczu, w pracowni miał zwykłe wiadro, gąbkę i środki czystości. Norma dla Mistrza Eliksirów. Niektórych kociołków czy narzędzi nie wolno było czyścić niczym, co miało w sobie choć odrobinę magii. Jeśli ktoś chciał specjalnie upokorzyć go sprzątaniem, to nie przemyślał sprawy. Severus pozbył się napisu szybko, niemal machinalnie, ale ślad został. Nie ślad na szybie, ale pozostałości napisu w jego głowie skutecznie psuły mu dobry humor. Podsycały tlący się ogień złości i smutku. Nawet teraz, po tylu latach nadal płacić za błędy przeszłości. Wiedział, że nie powinien na to narzekać. To były duże błędy i duże krzywdy, które - wyglądało na to - będzie spłacał do końca życia. Lepsze to, niż trwanie w błędzie. Co nie znaczy, że łatwiejsze.
Wrócił do domu późno. Rano, przed otwarciem kończył eliksiry w pracowni na zapleczu. Potem ruch był niemal cały dzień, co nie było złe - pozwalało oderwać myśli od czerwonego napisu w jego głowie. Zamknął wreszcie sklep o dwudziestej, kiedy ledwo widział na oczy z głodu i zmęczenia. Wrócił do domu używając sieci Fiuu i podziękował sobie z poprzedniego dnia - przygotował sobie obiad do odgrzania. Po pospiesznym i łapczywym posiłku usiadł w salonie przed kominkiem, na jednym z miękkich, dużych foteli.
Uwielbiał swój dom. Taki dom to był coś o czym marzył zawsze. W dzieciństwie jego domem była nora na Spinners End, pełna przykrych wspomnień, nadużyć, alkoholu i biedy. W Hogwarcie było lepiej, ale zimne lochy Slytherinu i konieczność dzielenia przestrzeni z innymi chłopcami denerwowała. Teraz miał cały dom dla siebie.
Nie był to ogromny dom, nic na kształt nowoczesnych willi z ogromnymi pustymi przestrzeniami. Nie, domek był malutki, pełen miękkich kanap i foteli z rzuconymi nań ciepłymi kocami, prostych drewnianych mebli wypełnionych książkami i drobiazgami. W kominku jesienią i zimą nieustannie trzaskał ogień. Zaklęcia przeciwpożarowe były jednymi z nielicznych, ale niezbędnych magicznych interwencji Severusa.
Dziś wieczór jednak nie był w stanie się odprężyć. Gdy tylko zamykał oczy, tłumiona złość wydostawała się na powierzchnię. Wiedział, jak bardzo to dziecinne, ale nie miał ochoty sobie teraz z nią radzić. Mając nadzieję na zajęcie czymś umysłu sięgnął po powieść, którą akurat czytał. Ale ta, nawet w duecie z herbatą nie była ani wystarczająco zajmująca, ani wystarczająco relaksującą. Czerwona herbata. A uwielbiał czerwoną. Hermiona miała taką u siebie, wtedy, bardzo mu smakowała. Musiał zapytać, gdzie ją kupiła.
Hermiona… odłożył książkę. Przymknął oczy przypominając sobie ich ostatnie spotkanie.
To było ze wszech miar niespodziewane, ale tak dobre, tak… właściwe, będąc zarazem kompletnie niewłaściwym. Zaskoczyło go, jak zgrali się w przekomarzaniach, jak elektrycznie smakowało powietrze między nimi przed ich pocałunkiem. Czarownice takie nie były. Społeczeństwo czarodziejów było pruderyjne, tradycyjne, do bólu wręcz nudne w wielu aspektach życia.
Poczuł jak podniecenie wraca do niego echem, przypominając, podsuwając obrazy, zapachy, smaki, kusząc obietnicą spełnienia, rozładowania napięcia, rozwiewając czerwoną mgiełkę rozdrażnienia. Poczuł palącą potrzebę wyrzucenia z siebie dzisiejszej złości, rozczarowania, żalu które jakoś nie chciały zniknąć same z siebie.
Właściwie… czemu nie? Czemu by do niej nie napisać? Sięgnął po telefon. Jak zacząć… rzadko spotykał się z tą samą osoba więcej niż raz. W końcu wysłał zdjęcie ognia palącego się w kominku.
Jean: Szczęściarz. W mieszkaniu nijak nie zainstaluję kominka.
Sevyn: Przywileje domu jednorodzinnego…
Jean: Zazdroszczę. Ma jeszcze jakieś zalety?
Sevyn: Wiele. Masz ochotę wpaść i się przekonać?
Nie odpisała od razu. Zawahał się. Był zbyt szybki, zbyt konkretny?
Jean: Zaskoczyłeś mnie. Już drugi raz.
Sevyn: Czy drugie zaskoczenie było tak miłe jak pierwsze?
Jean: Wydaje mi się, że to się dopiero okaże, prawda? Można się do ciebie aportować?
Zgodził się, podał jej adres.
Nie minęła minuta i stała tutaj, pośrodku jego salonu ubrana w coś, co chyba było piżamą - szare satynowe spodnie i koszula zapinana na guziki. Choć koszula była w tej chwili bardziej rozpinana niż zapinana. Dekolt, jaki prezentowała był daleko głębszy od czegokolwiek, co mogło zostać uznane za odpowiednie. Była boso i miała rozczochrane włosy.
Gdyby go ktoś zapytał, co sądzi o kobietach w piżamach raczej nie powiedziałby, że są atrakcyjne. Ale było coś figlarnie niewłaściwego w tym, że pojawiła się u niego w takim stanie. Jakby intymność czegoś tak prostego, a jednocześnie czegoś tak prywatnego jak piżama nie powinno być przeznaczone dla jego oczu. Uśmiechała się szeroko.
- Dobrze wyglądasz w szatach.
Dopiero teraz zorientował się, że nawet nie przebrał się po pracy. Nie przemyślał tego.
- Właściwie powinienem je zdjąć. I wziąć prysznic.
- Długi dzień?
- Coś w tym rodzaju.
- Zgadzam się, powinieneś je zdjąć… mogę do ciebie dołączyć pod prysznicem?
- Poczekaj cierpliwie - uniósł brew. - Chyba potrafisz czekać cierpliwie… panno Granger?
- Niczego nie obiecuję, panie profesorze - złośliwy uśmiech na jej ustach sprawił, że zaczął się niepokoić o stan domu gdy go nie będzie.
Wziął szybki prysznic, ubrał się w proste lniane spodnie i koszulę, którą zostawił rozpiętą. Jakkolwiek sprawy między nimi były oczywiste chciał się jej podobać - a wiedział, że tak wygląda dobrze. Gdy wrócił nie zastał jej w salonie. Przez chwilę przeszło mu przez głowę, że się rozmyśliła. Potem zauważył, że drzwi od jego sypialni były uchylone.
Podszedł do nich bezszelestnie i spojrzał przez szparę w drzwiach. Hermiona bezwstydnie grzebała w jego szafie. Wiedział, że robi to jedynie po to by go sprowokować - i na Merlina, działało, nie potrzebował dziś wiele. Miał ochotę tam wtargnąć, rzucić ją na łóżko i sprawić, że oduczy się zaglądania do jego rzeczy bez pozwolenia. Odetchnął głęboko. Nie. Miał ochotę na dłuższą zabawę.
Potrafił podejść do kogoś nie wydając żadnego dźwięku. Lata praktyki. Podkradł się do niej i wyszeptał do ucha:
- Czego pani szuka, panno Granger?
Podskoczyła i obróciła się gwałtownie. Delektował się jej reakcją. Uwielbiał wzbudzać strach. Widział jej przyspieszony oddech i mógł niemal słyszeć bicie jej serca.
- Zastanawiałam się, co ciekawego pan tu trzyma.
- Jesteś ciekawa, co trzymam w szafkach w swojej sypialni? Wydaje mi się, że to bardzo… niekulturalne, grzebać w prywatnych rzeczach gospodarza.
- Może - wzruszyła ramionami z uśmiechem.
Uniósł dłoń i przesunął palcami po jej policzku, szyi, obojczyku, dekolcie.
- Obawiam się - powiedział cicho, gdy jego palce wędrowały w dół. - Że trzeba pani nieustannie przypominać, gdzie jest pani miejsce.
Przysunęła się do niego bliżej.
- A gdzie niby jest moje miejsce? - przekręciła głowę zaczepnie.
Severus podparł łokieć ręką i przesunął kciukiem po wargach w udawanym zamyśleniu.
- W tej chwili tam - kiwnął głową w stronę łóżka.
- A jeśli nie pójdę z własnej woli? - w jej oczach zatańczyły te same iskierki, które zapamiętał z poprzedniego spotkania.
- Wtedy, panno Granger… wtedy złapię panią za włosy, rzucę na łóżko, przywiąże do niego i będę panią pieprzył, aż będzie pani krzyczeć moje imię - wyszeptał głosem, w którym słychać było już tylko pragnienie. - Czy tego właśnie pani chce?
- Tak - mruknęła i przybliżyła się do niego oblizując usta.
Nachylił się i pocałował ją delikatnie, powoli. Delektował się smakiem jej ust, jej chętnym językiem który czuł na swoim, dźwiękiem jej przyspieszonego oddechu, dotykiem jej dłoni na swoich plecach. Mruknął z zadowolenia i nie przerywając pocałunku chwycił ją za biodra i przycisnął do ściany za jej plecami. Odetchnął, zetknął swoje czoło z jej czołem i patrząc w te wypełnione iskierkami oczy zaczął rozpinać guziki jej koszuli. Sięgnęła rękami do guzika jego spodni. Warknął, złapał ją za nadgarstki i przytrzymał je wysoko, nad jej głową.
- Nie tak szybko. To ty masz być naga, bezbronna…
Drugą ręką rozpiął jej koszulę do końca. Wbił paznokcie w jej dekolt i przejechał nimi aż do brzucha, drapiąc. Jęknęła, na skórze zaczęły pojawiać się czerwone pręgi. Niecierpliwie zsunął jej spodnie żeby ozdobić czerwienią jej biodro, udo, pośladek… Oddychała ciężko wprost do jego ucha. Oderwał się od niej i zrobił krok do tyłu, podziwiając swoje dzieło. Opierała się o ścianę, z rozczochranymi włosami, rozpiętą koszulą zsuniętą z ramion, odsłaniającą piersi i brzuch i spodniami zsuniętymi do połowy ud. Cała była pokryta czerwonymi śladami jego paznokci.
- Podobam ci się taka? - zapytała cicho, mrużąc oczy.
- Teraz wyglądasz odpowiednio - jego głos był chropawy. - Na łóżko. Już.
Zsunęła spodnie do końca i idąc w kierunku łóżka zrzuciła też z ramion koszulę. Zupełnie naga, bez wstydu usiadła na kołdrze. Mimo że wykonała jego polecenie bez dyskusji, jej poza była tak pewna, tak lekceważąca, tak prowokująca… Patrzył na nią z góry, podziwiając widok.
- Siedź. I nie waż się poruszyć.
Z komody stojącej za łóżkiem wyjął zwój jutowej liny. Rozwinął go i usiadł obok niej na łóżku. Sprawnie skrępował jej nadgarstki.
- Teraz lepiej, panno Granger - mruknął i szarpnął za końcówkę sznura.
Straciła równowagę i przewróciła się na brzuch, a nie będąc w stanie podeprzeć się rękami wylądowała twarzą w pościeli. Próbowała się podnieść, ale kolejne szarpnięcie sprawiło, że znów upadła. To było tak upokarzające, tak podniecające… przywiązał jej nadgarstki do ramy łóżka. Ciasno. Miał teraz wspaniały widok na jej plecy. Paznokcie obu dłoni docisnął mocno do jej łopatek i przejechał nimi aż do pośladków, mocniej niż robił to wcześniej. Krzyknęła, ale nie zaprotestowała. Jej krzyk stłumiła zresztą poduszka. Severus chwycił ją za biodra i podniósł je do góry, zmuszając do uklęknięcia w niewygodnej pozycji, z pośladkami w górze. Odruchowo próbowała podnieść barki, ale zatrzymały ją nadgarstki przywiązane do łóżka oraz ręka Snape'a stanowczo dociskająca jej klatkę piersiową w dół.
- Tak, coś mi się wydaje, że tak chcesz, żebym cię traktował, mam rację?
Nie odpowiedziała. Uderzył ją lekko w pośladek.
- Zadałem pytanie, panno Granger. Grzeczne dziewczynki odpowiadają. Niegrzeczne dostają lanie.
- Kiepska motywacja do bycia grzeczną - w jej stłumionym głosie było słychać lekkie rozbawienie.
Pisnęła, gdy jego ręka opadła na drugi pośladek, mocniej. Uderzał raz po raz, z coraz większym podnieceniem słuchając jej krzyków i obserwując, jak jej pośladki robią się czerwone. Nagle przestał, zamiast tego pogłaskał ją delikatnie opuszkami palców po uwrażliwionej skórze. Zadrżała lekko i westchnęła.
- Tak łatwo się zapomnieć, panno Granger. Teraz będziesz się zachowywać?
Pokiwała głową lekko.
- Całym zdaniem.
- Będę się zachowywać.
- Będę się zachowywać… co?
- Będę się zachowywać, panie profesorze - mruknęła.
- Tak lepiej. Rozszerz nogi.
Posłuchała, a Severus chwycił za jej pośladki i podziwiał jej zaczerwienioną z podniecenia, wilgotną cipkę.
- Chcesz tego, prawda? - jego palce musnęły ją lekko.
- Chcę.
- Czego? Powiedz mi, czego chcesz.
- Chcę cię w sobie poczuć - jęknęła, ruszając się i próbując trafić na jego palce.
Zaśmiał się i zabrał rękę.
- Jak pięknie wyglądasz, taka bezradna, wijąca się z podniecenia. Masz pojęcie, co z tobą zrobię?
Sięgnął do jej nadgarstków i odwiązał je od łóżka. Delikatnym ruchem odwrócił ją na plecy. Zobaczył jej twarz, zarumienioną, tak pragnącą, taką chętną… Pocałował ją znowu, ona chętnie mu na to pozwoliła, napierając na niego. Chciała uwolnić dłonie, szarpała, ale nie zdołała nawet poruszyć liny owiniętej wokół jej nadgarstków. Chwycił ją za nogi i owinął linę wokół jej ud tak, że była unieruchomiona w pozycji, która przypominała trzymanie się dłońmi pod kolanami.
- Teraz mogę zrobić to, co chciałem - zaczął rozpinać spodnie. - Bo widzisz, jesteś strasznie bezczelna. Myślisz, że możesz mieć wszystko, czego chcesz.
Zdjął spodnie, nałożył prezerwatywę. Ukląkł między jej nogami. Patrząc jej w oczy wszedł w nią szybko, gwałtownie. Syknęła i chciała się lekko wycofać, ale przytrzymał jej biodra.
- O nie - sapnął. - Chciałaś mnie czuć.
Odchyliła głowę i jęknęła cicho, oddychając głęboko. A on zaczął ruszać się szybko i rytmicznie, wywołując jej kolejne jęki. Jedną ręką trzymał za linę ciasno oplatającą nadgarstki i uda, drugą odnalazł jej łechtaczkę. Potem nagle przestał, wyszedł z niej i patrzył, jak wierci się z niezadowolonym grymasem na twarzy, szukając go biodrami. Znów wszedł w nią mocno, znów dotykał ją i pieprzył szybko po to tylko, by za chwilę przestać i obserwować jej sfrustrowane reakcje. Bawiło go to, taka z pozoru niewinna tortura, która - wiedział to - potrafi doprowadzić do szaleństwa. Sam ledwo się kontrolował, umyślnie trzymał siebie i ją na granicy orgazmu kontynuując ten rytm.
- Błagam, nie, dość - jęknęła, gdy kolejny raz się zatrzymał. - Dokończ, proszę!
- Tak ładnie prosisz - wsunął w nią dwa palce. Łapczywie poruszyła biodrami, nabijając się na nie. - Jesteś taka chętna…
To mu dało pewien pomysł. Odwiązał jej uda, zostawiając tylko skrępowane nadgarstki. Z westchnieniem ulgi rozprostowała nogi i uniosła się lekko. On położył się na plecach i założył ręce za głowę.
- Twoja nagroda - powiedział patrząc jej w oczy.
Szybko, podpierając się nadgarstkami dosiadła go z kolejnym westchnieniem ulgi. Teraz ona zaczęła się poruszać, z przymkniętymi oczami, biorąc przyjemność dla siebie.
- Szybciej - rzucił nieznoszącym sprzeciwu głosem patrząc jej prosto w oczy.
Przyspieszyła z jękiem i odwróciła wzrok, na jej twarzy pojawił się rumieniec. To był wstyd, to było upokorzenie. Dać się związać, pieprzyć, poniżać - to jedno. Ale na skinienie palca zaspokajać pragnienia, chętnie wykonywać rozkazy gdy nie jest się fizycznie, a psychicznie zmuszaną - to zupełnie inny rodzaj poddania. Upajał się tym, jak potrafi na nią wpłynąć.
Patrzył na jej odchylona szyję, piersi i brzuch wciąż poznaczone czerwonymi pręgami, czuł jak zaciska się na nim w szybkim, równym rytmie.
Pozwolił jej dojść dalej niż kiedykolwiek tego wieczoru, po czym szarpnął za linę nadal przytwierdzoną do jej nadgarstków i pociągnął ją do przodu. Przycisnął ją mocno do siebie i wyszedł naprzeciw jej ruchom. Do tej pory pozostawał bierny, teraz przyspieszał w szalonym tempie, nie kontrolując się już zbytnio, wiedząc, widząc po jej twarzy, że to dla niej za mocno, za szybko, że sprawia jej ból… że podoba jej się to. Trzymał się dzisiaj na granicy tak długo, że gdy tylko Hermiona krzyknęła głośno i poczuł jej dreszcze nie wytrzymał i doszedł z cichym jękiem razem z nią, choć planował przedłużać tę zabawę jeszcze trochę. Poruszał się w niej jeszcze chwilę, leniwie. Wcześniejsze napięcie, towarzyszące mu cały dzień, było już jedynie wspomnieniem. Hermiona po chwili przekręciła się na plecy z cichym sapnięciem. Zobaczył w jej oczach błyszczące łzy, których nie było chwilę wcześniej.
Nie mówiąc nic sięgnął delikatnie po jej dłonie i rozwiązał węzeł na nadgarstkach. Syknęła, gdy odwijał sploty, które zostawiły na jej rękach czerwone, odbite wzory liny. Po zdjęciu prezerwatywy położył się obok Hermiony, gestem zapraszając ją do siebie. Przyjęła zaproszenie, wtulając się w jego pierś i zarzucając na niego udo. Znów oddychali w ciszy, której żadne z nich nie chciało przerywać. Severus jednak czuł, że musi, jakkolwiek błoga by nie była. Wyciągnął rękę i starł palcami łzę z jej policzka.
- To dobre czy złe łzy? - spytał cicho.
- Dobre - zachichotała, jej twarz rozjaśnił uśmiech. - Czasem tak mam przy orgazmie. Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć. Powinnam była cię uprzedzić.
- Obawiałem się, że coś było nie tak - przyznał.
Pokręciła głową.
- Wszystko było tak.
Znów oddychali w błogiej ciszy. Wszystko się uspokajało. Hermiona wyciągnęła dłoń i położyła na jego klatce piersiowej. Zaczęła rysować na niej palcami wzory, zamyślona.
- Mogę ci zadać pytanie? - przerwała ciszę z wahaniem.
- Pytaj - przekręcił lekko głowę, by ją lepiej widzieć.
- Dlaczego nie zdjąłeś koszuli? Teraz, i poprzednim razem. Jeśli to nie mój interes, powiedz, po prostu jestem ciekawa.
Milczał chwilę. Nigdy nikomu o tym nie mówił, ale zasadniczo to nie była jakaś wielka tajemnica. Nie czuł się dziwnie z myślą, by jej o tym powiedzieć.
- Ach, to… - powiedział wreszcie. - Nadal mam mroczny znak na przedramieniu. To fizycznie nieprzyjemne, jeśli ktoś go dotknie. Prawie bolesne. Nie sypiam z czarownicami, więc nie dało się tego wytłumaczyć… zacząłem po prostu zostawiać koszulę. Mniej pytań, na które nie mógłbym odpowiedzieć.
- Hm, to ma sens. Przy mnie możesz ją zdjąć, jeśli chcesz - dodała po chwili wahania. - Będę pamiętać, żeby go nie dotykać.
Myśli Severusa znów zaczęły krążyć wokół tematów, o których zazwyczaj starał się nie myśleć. O swoim mrocznym znaku, który nadal - po tylu latach - ciągnął i bolał jak świeże oparzenie. O tym, co znaczył ten znak dla niego… nawet gdyby mógł, nie usunąłby go. Przypominał mu o zbyt ważnych rzeczach, żeby go tak po prostu wyciąć ze skóry. Ale wiedział tez, co ten znak oznacza dla innych. Jak ludzie odbierają go gdy go tylko zobaczą. Nawet jeśli ktoś rozmawiał z nim normalnie, normalność znikała jak za dotknięciem różdżki gdy widzieli tatuaż. Wtedy zmieniał się w ich oczach w zbrodniarza. Jak nadal ktoś potrafi napisać „śmierciożerca" na witrynie jego sklepu. Jak po zobaczeniu tego znaku czarownice uciekały z jego łóżka. Skrzywił się w duchu. To nie były miłe wspomnienia.
Nie wiedział jaką miał minę, ale musiała być nietęga, bo Hermiona zaraz dodała:
- Wygłupiłam się. Zapomnij, że coś mówiłam.
- Nie - zaprotestował. - Nic się nie stało. Nie wygłupiłaś się. Dziękuję… za propozycję. Może kiedyś zdejmę koszulę.
Stwierdzenie zawisło między nimi, nie pasując do klimatu, który oboje chcieli stworzyć. Było zbyt intymne, za bliskie tym częściom umysłu, które były prywatne. Do których nie wpuszcza się każdego. Do których, być może, nikogo nigdy nie chce się wpuścić. Oboje jednocześnie zapragnęli pozbyć się tej niewygody, tak jak zdejmuje się uwierającą część odzieży, jak szybko zzuwa się z siebie drapiący sweter.
- Powinnam… - zaczęła Hermiona.
- Pewnie chcesz… - zaczął w tym samym momencie Severus.
Popatrzyli na siebie, parsknęli śmiechem. Sweter przestał drapać.
- To było niezręczne - prychnęła Hermiona, wtulając nos w jego klatkę piersiową.
Wzruszył ramionami. Nie było widać, czy udaje nonszalancję czy nie.
- Herbaty? - zapytał po prostu.
- Chętnie.
Już po kilku minutach, na powrót ubrani, siedzieli w dużych fotelach przed kominkiem. Hermiona ściskała w rękach swój kubek z błogim wyrazem twarzy. Severus nie patrzył na nią, zatopiony w swoich myślach. Za oknami było zupełnie ciemno, siąpił lekki deszcz. Hermionę otulał zapach herbaty, wszechobecnych na półkach książek, drewna trzaskającego w kominku. Bijące od niego ciepło i miękkość fotela wprawiła ją w senny nastrój. Przymknęła oczy odruchowo, zaraz jednak je otworzyła. Ciekawość była silniejsza niż błogość. Zaczęła rozglądać się po salonie, któremu wcześniej nie poświęciła zbyt wiele uwagi. Wydawał się zupełnie nie pasować do Snape'a jakiego sobie wyobrażała. Intuicyjnie nie powiedziałaby, że kolorowe meble, uginające się półki, miękkie dywany i ogólne wrażenie nieładu pasują do mistrza eliksirów. Wyobraziła sobie raczej starannie, niemal od linijki ułożone rzeczy. Tak zapamiętała jego pracownię w szkole.
- Czego tak wypatrujesz?
Czyli jednak patrzył. Speszyła się lekko, ale tylko na chwilę.
- Myślałam tylko, że nie tak wyobrażałam sobie twój dom.
- Często wyobrażałaś sobie mój dom? - uniósł brew z krzywym uśmiechem.
- W twoich snach - roześmiała się. - Chodziło mi o to, że nie pasuje do tego, co pamiętam z Hogwartu.
- Nie przypominam sobie, żebym cię w szkole zapraszał do moich komnat.
- Nie to, twoja pracownia. Zawsze była tak poukładana, uporządkowana…
- Moja pracownia nadal tak wygląda. Rozbaw mnie proszę, i powiedz, jak wyobrażałaś sobie mój dom.
- W życiu - żachnęła się.
- Brakuje pajęczyn? Mchu na ścianach? Spodziewałaś się za drzwiami schodów w dół? A może myślałaś, że śpię w trumnie? - Snape najwyraźniej doskonale się bawił.
Hermiona wywróciła oczami.
- Wyobrażałam sobie pedanta, nie wampira.
- Nigdy nic nie wiadomo. W końcu gustuję w krwi.
Spojrzała na niego zaskoczona. Zaintrygowana. Odłożyła kubek.
- Mówisz poważnie?
- Że jestem wampirem? Nie, to akurat było w żartach - prychnął.
Był na siebie zły, że nie zdołał w porę ugryźć się w język. Nie chciał ujawniać wszystkich swoich fantazji od razu. Miał świadomość, że niektóre mogą zaskoczyć i zniechęcić nawet bardzo odważne osoby. Nie chciał obrzydzać Hermiony. Doskonale się z nią bawił, zarówno dziś, jak i ostatnim razem. Z radością przyjąłby kolejne spotkanie, jeśli tylko ona by takiego chciała.
- Gustujesz w krwi? - zapytała, ignorując go.
- Wyrwało mi się - westchnął. - Nie chciałem cię przestraszyć.
- Nie przestraszyłeś.
- Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem.
- Co w tym przerażającego? - spytała wyzywająco.
- Zwykle dla ludzi istotne jest zachowanie ciągłości skóry - prychnął.
- Nigdy nie interesowało mnie specjalnie, czego chcą inni ludzie.
Spojrzał na nią z uwagą. Jego umysł podsuwał mu usłużnie obrazy… co by było, gdyby dziś drapał ją mocniej. Gdyby dotknął jej skóry czymś bardziej ostrym niż jego paznokcie. Poczuł dreszcz u podstawy kręgosłupa. Trzymał tę część siebie na jeszcze krótszej smyczy niż resztę. To było coś naprawdę mrocznego, czego próbował jedynie kilka razy i sam nie zawsze czuł się do końca komfortowo z tym, jak bardzo go to podniecało. Ale ona się nie bała, nie, wcale nie wyglądała na przestraszoną. Tylko na zaintrygowaną. Próbował zdusić w sobie te mniej cywilizowane fantazje.
- Stąpasz po kruchym lodzie - powiedział cicho stalowym głosem.
Przeszedł ją dreszcz, gdy usłyszała jego ton i zobaczyła ciemne oczy błyszczące z pożądania. Snape pokazywał swoją nieznosząca sprzeciwu, podniecającą władczość nawet, gdy nie miał takiej intencji. Emanował tą energią, która tak silnie działała na Hermionę. Która sprawiała, że miała ochotę go zaczepiać, prowokować, sprzeciwiać się mu tylko po to, by udowodnił swoją siłę. Odłożyła kubek na stół i wstała. Nie spuszczając z niego wzroku, usiadła mu okrakiem na kolanach. Nie zareagował na to w żaden sposób, choć z zadowoleniem odnotowała, że przyspieszył mu oddech.
- Opowiedz mi - poprosiła.
- O czym? - jego głos zmienił lekko barwę. Teraz słychać w nim było lekką chrypkę.
- Co chciałbyś ze mną zrobić - przekrzywiła głowę zalotnie. - A może wcale nie chcesz? Może tylko chciałeś mnie nastraszyć?
Nachyliła się do niego, dotykając dłonią jego szorstkiego policzka.
- Musisz się bardziej postarać, żebym zaczęła się bać - szepnęła, uśmiechając się łobuzersko.
- Nie masz pojęcia, o co mnie prosisz - warknął.
Wstała nagle i cofnęła się o krok. Poczuł dojmujący brak jej ciężaru na swoich udach. Patrzyła na niego z góry, a kącik jej ust wygiął się lekko w łobuzerskim uśmiechu.
- Dziś jest już późno - oznajmiła. - Ale następnym razem…
- Następnym razem - zgodził się poważnym głosem, ale jego oczy się śmiały.
