A/N: Opowiadanie jest przeznaczone wyłącznie dla pełnoletnich czytelników z uwagi na wulgarny język oraz opisowe sceny erotyczne, posiadające elementy przymusu za zgodą (BDSM).

Ten fanfik będzie długi. Docelowo około 200 tysięcy słów lub więcej. Na ten moment nie posiadam bety, więc mogą się pojawić błędy, których nie byłam w stanie wyłapać podczas korekty.

Będę wdzięczna za każdą formę krytyki.

Życzę przyjemnego czytania!

MissKnow_It_All


Świat Harry'ego Pottera oraz postacie stworzone przez J.K. Rowling nie należą do mnie.

Jednocześnie zabraniam kopiowania i udostępniania opowiadania bez mojej wyraźniej zgody.

Jestem autorką tego fanfiction.


ROZDZIAŁ PIERWSZY

NOKTURN


Smród przypalonego pergaminu gryzł w nozdrza. Roziskrzony płomieniami plakat zbiegłych po bitwie śmierciożerców opadł na kostkę brukową z obdrapanego filaru budynku.

Obserwował grubego szczura, usiłującego uciec przed dymiącymi twarzami poruszającymi się na zdjęciu. Zwierzę próbowało przecisnąć się przez wąską szczelinę w drzwiach nieczynnego już baru, ale jego tłuste cielsko nie pozwoliło na ten śmiały wyczyn. Severus przewrócił litościwie oczyma i ugasił żar, aby nie drażnić spanikowanego ssaka. Znęcanie się nad zwierzętami nie widniało na jego liście rzeczy do zrobienia.

Kwietniowy wieczór był stosunkowo chłodny, więc owinął się szczelniej płaszczem podróżnym i oparł plecy o ceglaną ścianę budynku przy ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Oczekiwał na przybycie mężczyzny, który śmiał zawracać mu głowę swoimi dyrdymałami.

Spóźnia się — stwierdził w myślach, przydeptując dymiące się resztki plakatu, który spalił z wszechogarniającej nudy. Severus nie czuł wyrozumiałości dla spóźnialskich. Mógłby policzyć na palcach jednej ręki sytuacje w których spóźnił się na umówione wcześniej spotkanie, a żadna z nich nie była jego winą.

W końcu nie mogłem poruszać się wystarczająco szybko ze złamanymi żebrami oraz drgawkami po klątwie Cruciatus, prawda?

Czarnego Pana nie interesowały moje osobiste plany na dalszą część dnia.

Uśmiechnął się szyderczo na wspomnienie swojego dawnego, teraz martwego mistrza. Nie tęsknił za starymi czasami, a na samą myśl o roli podwójnego szpiega przechodził go dreszcz niepokoju. Żył spokojnie od zakończenia wojny i nie miał zamiaru zmieniać przyjętej przez siebie rutyny. Stanowisko mistrza eliksirów pozostawało bezpieczną opcją, a Minerwa dawała mu wolną rękę w większości jego obowiązków.

Zgodził się na spotkanie z Lucjuszem po wielogodzinnych namowach, szantażach i niezliczonych argumentach ze strony starszego mężczyzny. Gbur zasugerował, że Severusowi brakuje rozrywki i celu, a fakt, że wegetuje w Hogwarcie, mimo stosunkowo młodego wieku- woła o pomstę do nieba. Severus uważał, że przekroczył dozwolony limit adrenaliny w swoim życiu. Nie potrzebował kolejnych zapalników lub spontaniczności, która prowadziła do niewiadomych konsekwencji. Prychnął na wspomnienie błagalnej miny przyjaciela, zapewniającego Severusa, że nie pożałuje decyzji o wieczornym wypadzie w nieznane. Nie przyznał się przed samym sobą, że ostatecznym bodźcem do wyrażenia zgody na wycieczkę, było nazwanie go tchórzliwym nudziarzem.

Lucjusz ma tupet.

Odbił się od ściany, aby poruszać sztywnymi kończynami. Krążył po alejce ze zmarszczonym czołem i uświadomił sobie, że nie pamiętał, aby kiedykolwiek spędził tyle czasu na Nokturnie. Starał się unikać tego miejsca od czterech lat, ponieważ pałętające się tu towarzystwo pozostawiało wiele do życzenia, mimo surowych obostrzeń Ministerstwa w sprawie handlu czarnomagicznymi przedmiotami.

Usłyszał charakterystyczny dźwięk aportacji za swoimi plecami. Odwrócił się gwałtownie z zaskoczeniem, a niezdarny ruch spowodował drobne zatoczenie się na najbliższą ścianę.

— Zaczynasz beze mnie? Nie wiedziałem, że jesteś fanem małego before party, Severusie.

Czarodziej, którego Severus oczekiwał z niecierpliwością pojawił się w pełnej chwale. Ciemne uliczki Nokturnu były idealnym kontrastem dla jego jasnej postaci. Raz po raz zastanawiał się jakim cudem Lucjusz Malfoy osiągał efekt świetlistej aury, która nadawała mu anielskiego wyglądu, skoro wewnątrz bliżej było mu do diabła.

— Bądź poważny, nie piłem — wycedził, zaciskając pięści, żeby powstrzymać się od rozszarpania narcystycznego drania. — Po prostu nie spodziewałem się, że aportujesz się na moich plecach. Myślałem, że dzięki swoim dobrym manierom, pojawisz się o umówionej godzinie, nie powodując uszczerbku na moim zdrowiu.

Starszy czarodziej uśmiechnął się złośliwie i próbował objąć młodszego ramionami.

— Musisz robić scenę czułości? Wiesz, że tego nienawidzę! — Severus syknął przez zaciśnięte zęby, odpychając ramiona Lucjusza i oddalając się na bezpieczną odległość. — Czy w twoim szlachetnym, czystokrwistym domu nie uczono szanowania cudzej przestrzeni?

— Powinieneś czuć się zaszczycony — powiedział spokojnie Lucjusz, unosząc bladą brew. — Niejedna dama, a nawet niektórzy dżentelmeni chętnie zamieniliby się z tobą miejscami.

— A ja oddałbym przywilej twoich uścisków bez wahania — burknął. — Poza tym, nie zaimponujesz kobiecie, uważając się za pępek świata. — Parsknął szyderczym śmiechem, wkładając ręce do kieszeni płaszcza, aby je ogrzać.

— W takim razie, musisz cierpieć na niedosyt damskiego towarzystwa, Severusie. — Zachichotał i podskoczył żwawo, zmierzając w stronę wyjścia z ciemnych alejek Nokturnu.

Severus zmrużył niebezpiecznie oczy, patrząc na jego oddalające się plecy. Nie wahając się dłużej, ruszył w jego ślady, żeby wyciągnąć potrzebną ilość informacji od zadowolonego z siebie dupka.

— Czekaj — zawołał za Lucjuszem. — Co zajęło ci tak długo? Czekam tu od godziny. — Prawie potknął się o pijanego, najwyraźniej bezdomnego czarodzieja, który spał w jednej z wnęk i wykrzywił usta w kwaśnym grymasie.

Lucjusz zwolnił tempo, umożliwiając Severusowi zrównanie kroku i uniósł brodę w pokazie wyższości.

— Nie przesadzaj — powiedział neutralnie. — Znalezienie odpowiedniej szaty zajęło mi wieki. Wiesz, że nie mam już skrzatów domowych. Tęsknie za tymi małymi, pożytecznymi stworzeniami.

— Od kiedy uważasz skrzaty za coś innego, niż niewdzięczne robaki? — ściągnął brwi w zmieszaniu.

— Cóż... — Severus dostrzegł mały uśmiech unoszący kąciku ust przystojnego czarodzieja. — ... to rozmowa na inny czas.

Szli wąską alejką w napiętej ciszy, rozglądając się na boki w poszukiwaniu ewentualnego elementu zaskoczenia. Zwlekanie z poruszaniem nurtującego go tematu nie miało sensu. Severus przygryzł górną wargę w skupieniu i wyprostował plecy w gotowości do konfrontacji.

— Skoro zostałem przez ciebie wyciągnięty z mojego laboratorium — zaczął niezobowiązująco Severus, zerkając kątem oka na oświetlony w blasku księżyca profil drugiego mężczyzny. — Chcę wiedzieć dokąd idziemy— powiedział chłodno.

— Nie bądź niecierpliwy. Powiedziałem ci wszystko co musisz wiedzieć, aby podjąć decyzję — uciął krótko Lucjusz i otrzepał niewidzialny pyłek ze swojej granatowej szaty.

— Wspomniałeś o miejscu, które pozwoli mi uwolnić się od obsesji na punkcie moich dawnych wykroczeń. Ponoć przebywanie wśród ludzi z tej śmiesznej organizacji złagodzi poczucie winy oraz stres, który obecnie odczuwam — powiedział z wyraźną ironią. — Właściwie, brzmi jak psychiatryk.

Lucjusz zatrzymał się w pół kroku, obrócił gwałtownie i spojrzał na niego ostro. Severus rzadko otrzymywał od przyjaciela karcące spojrzenie, więc przez chwilę poczuł się jak uczeń przyłapany przez prefekta naczelnego.

Tylko przez krótką chwilę.

— Nie, Severusie — zaprotestował. — Powiedziałem, że tak było w moim przypadku. — Prychnął, kręcąc głową z politowaniem. — Zaproponowałem ci weekendowy wypad, ponieważ moim zdaniem marnujesz się towarzysko. Jesteś zbyt młody, aby przesiadywać miesiącami w starym zamku i nabawić się zaniku mięśni.

— Z moją kondycją wszystko w porządku — burknął ponuro.

— Na razie. — Lucjusz uniósł porozumiewawczo brew. — Jeszcze trochę i wyhodujesz brzuszek godny Slughorna. — Widząc morderczy wraz twarzy Severusa, Lucjusz dodał stanowczo — Nie będę zmuszać cię do niczego — powiedział, zaciskając pełne wargi w wąską linię. — Jednak, jeśli będziesz chciał uczestniczyć w weekendowych wydarzeniach... okażesz pełny szacunek ludziom, których ci przedstawię. Nie będę tolerować twojej zgryźliwości w ich towarzystwie.

Cóż, życzę powodzenia — szepnął w myślach Severus, będąc w pełni świadom swojego ŻYCZLIWEGO usposobienia.

Severus skrzyżował ramiona na piersi, aby nabrać dystansu do wytycznych drugiego czarodzieja i spojrzał badawczo na Lucjusza. Znał mężczyznę od wieków i nigdy nie widział, aby otwarcie bronił jakiejś organizacji w tak zaciekły sposób. Nawet w swoich czystokrwistych przekonaniach nabierał większej subtelności.

— Nie dałeś mi żadnych przydatnych informacji. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie miejsca w którym wolę być bardziej, niż w domu. Zabierasz mnie do obcych ludzi — stwierdził. — Nie lubię ludzi. Dziwisz się, że mam z tym problem? — zapytał.

Lucjusz chwycił go za ramię i aportował ich na pustą, nieznaną Severusowi ulicę z taką gracją, że ledwo poczuł różnicę. Po wylądowaniu stopami na gruncie, blondyn obrócił się do niego z sardonicznym uśmiechem na ustach.

— Uważasz, że nigdy w życiu nie pragnąłem odciąć się od osób trzecich? — zapytał groźnie. — Był taki czas, gdy zmuszano mnie do nieprzyjemnych libacji i zapewniam, że nie chcę tego samego dla ciebie.

Nie dał znać o swoim zmieszaniu, ale poczuł się odrobinę niesprawiedliwy. Wiedział, że Lucjusz przeszedł przez piekło w młodym wieku. Jego ojciec stosował przemoc fizyczną w domu od kiedy zaczął chodzić. Matka Lucjusza milczała w cichym przyzwoleniu na katorgę syna, ponieważ czystokrwiste kobiety nie były decyzyjnymi jednostkami w gronie rodzinnym. Z resztą, nad żoną również się znęcał, co w skutku doprowadziło do jej śmieci. Lucjusz został oddany Voldemortowi na służbę z racji bliskiej przyjaźni jego ojca z czarnoksiężnikiem. Oczywiście Lucjusz, jak każdy inny śmierciożerca miał dużo za uszami. Bywał brutalny dla magicznej służby, arogancki, uprzedzony do mugoli i mugolaków, ale nigdy bezpośrednio nie torturował i nie zabił drugiego człowieka. Pod wieloma względami ich życie nie różniło się od siebie, a jedynym udogodnieniem dla Lucjusza było dorastanie w przepychu, zaś Severus tarzał się w obskurnej patologii.

— Odbiegamy od tematu — powiedział niezobowiązująco. — Przed wejściem do tego miejsca, chcę otrzymać więcej informacji.

Lucjusz westchnął i oparł się nonszalancko o ścianę. Wyglądał jak właściciel świata w swoich ciemnoniebieskich szatach i lśniących, prawie białych włosach do połowy pleców.

— Severusie... nie jestem pewien czego ode mnie oczekujesz. — Spojrzał na niebo, jakby oczekiwał, że coś nadleci z góry, ratując jego arystokratyczny tyłek od niekomfortowej dyskusji. — To miejsce, jest utrzymywane w ścisłej tajemnicy i choćbym chciał nie będę w stanie zdradzić ci szczegółów. — Uśmiechnął się porozumiewawczo. — Będę potrzebował sporo argumentów, aby cię tam zatrzymać, ale do tego czasu, błagam, zamknij się. — Odwrócił się plecami i kontynuował spacer.

— Oh, w porządku ty uparty, stary pawiu — burknął pod nosem.

Lucjusz zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na niego z największą urazą.

— Nie jestem stary, do cholery! — warknął ochryple. — Mam tylko czterdzieści osiem lat!

— Nie jesteś stary, ale pawiem już tak? — uniósł jedną brew z rozbawieniem.

— Czy ja wiem? — Stukał palcem wskazującym w brodę, nadymając usta. — Mogę się z Tobą zgodzić. Pawie są piękne, symbolika również mi odpowiada!

— Miałem na myśli, że puszysz się jak paw — parsknął.

— Mam powód. Jestem atrakcyjny. — Uśmiechnął się radośnie na stwierdzenie oczywistej oczywistości i ruszył w dalszą wędrówkę przez puste ulice.

— I bardzo skromny — Severus wymamrotał pod nosem, wykrzywiając wargi w kwaśnym uśmiechu.

Lubił, gdy Lucjusz promieniował pewnością siebie, ale czasami był nieznośny i nieco pompatyczny. Wielokrotnie głośno spekulował, że deficyt potencjalnych partnerek życiowych wynika z jego narcyzmu. Lucjusz, zaś upierał się, że nie znalazł jeszcze odpowiedniej kandydatki, powodującej przyspieszenie pracy jego serca. Żona Lucjusza, Narcyza, zmarła na smoczą ospę rok po zakończeniu wojny, a jej mąż w tym czasie czekał na swoją rozprawę w azkabańskim areszcie. Dopiero po procesie, trzy miesiące później udzielono mu więcej informacji na temat śmierci żony. Jego małżeństwo było zaaranżowane, ale wspólna miłość do Draco spowodowała silną więź między małżonkami, a Severus musiał przyznać sam przed sobą, że nigdy nie spotkał równie zgodnego małżeństwa. Jego przyjaciel nie związał się z nikim od śmierci żony i Severus podejrzewał, że żadna z kobiet nie będzie dla niego wystarczająco dobra w porównaniu do pięknej, kochającej Narcyzy.

Lucjusz zatrzymał się tak nagle, że Severus automatycznie sięgnął po różdżkę. Nawyki, które nabył przez lata wojen często pojawiały się w najzwyklejszych, codziennych czynnościach. Voldemort odszedł, lojalni śmierciożercy zostali zabici lub skazani na dożywocie w Azkabanie i doskonale zdawał sobie sprawę, że zbiegli poplecznicy Czarnego Pana nie odważą się wrócić do Londynu. Zagrożenie nie pojawiło się od czterech lat. Mimo wszystko ostrożność i refleks płynęły w jego krwi od kiedy był dzieckiem. Doświadczenie przemocy ze strony ojca, szkolnych kolegów lub wrogów w przypadku Huncwotów, nie pozwoliło mu na poczucie bezpieczeństwa w obcych miejscach.

— Spokojnie przyjacielu, jesteśmy tu bezpieczni. Możesz schować różdżkę — wyszeptał Lucjusz, patrząc ze zrozumieniem na młodszego mężczyznę.

Severus z małym wahaniem zastosował się do jego polecenia i rozejrzał po okolicy. Znajdowali się w jednej z mugolskich dzielnic Londynu. Ulice były dość spokojne, a światło księżyca podkreślało jasny kolor budynków dookoła małego placu w centrum skrzyżowanych ulic.

— Jesteś pewien, że znajdujemy się w odpowiednim miejscu? — zapytał Severus.

— Zaufaj mi. Doskonale wiem gdzie znajduje się cel naszej podróży. Wielokrotnie byłem uczestnikiem wieczornych zabaw zorganizowanych przez właścicieli — wypiął dumnie pierś.

— Wyglądasz na zadowolonego z siebie. Czy to miejsce jest tak luksusowe, że sam Lucjusz Malfoy czuje się zaszczycony będąc zaproszonym na wydarzenie?

Paw uśmiechnął się porozumiewawczo i parsknął krótkim śmiechem.

— Sprytne, ale zastanawia mnie jakim cudem byłeś szpiegiem dwóch, manipulujących mistrzów, Severusie. Myśle, że byli zbyt skupieni na sobie, by zwracać na ciebie uwagę. Masz subtelność słonia. Nie wyciągniesz ode mnie więcej informacji, dopóki nie dotrzemy na miejsce.

— Świetnie, że dostałem jakiekolwiek informacje — sarknął ponuro.

Lucjusz podszedł do małej sadzawki z nowoczesnym pomnikiem na środku placu i wyciągnął różdżkę, patrząc na Severusa z determinacją

— A teraz drogi przyjacielu, bądź łaskaw chwycić mnie za rękę i nie wychodzić przed szereg, dopóki Ci nie pozwolę. — Severus spojrzał na niego buntowniczo, więc Lucjusz westchnął głęboko, zdmuchując mały kosmyk platynowych włosów, który opadł mu na twarz. — Oh, na miłość Hekate, Severusie! Przestań się dąsać i choć raz idź na kompromis! — warknął i zaoferował mu odzianą w jedwabne szaty kończynę.

— W porządku — powiedział po dłuższej chwili namysłu. — Dziś zrobię wyjątek, ale nie licz, że w przyszłości będę się podporządkowywać twoim zachciankom — szydził, chwytając Lucjusza za przedramię.

Lucjusz przewrócił oczami, rozglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu zbłąkanych mugoli. Po upewnieniu się, że żaden przechodzeń ich nie obserwuje, dotknął kamiennego wykończenia sadzawki i wymamrotał coś pod nosem, zakreślając różdżką wzory w powietrzu. Nie usłyszał inkantacji, ale był przekonany, że nie znał podobnego zaklęcia. Nagle poczuł, że jego ciało staje się nieważkie, a nogi zostają wciągnięte w kostkę brukową. Próbował oderwać rękę od Lucjusza, ale tajemniczy wir targnął jego ciałem, a natychmiastowa ciemność, która nastała przed jego oczyma, uniemożliwiła mu zlokalizowanie zagrożenia. Poruszanie jakimkolwiek mięśniem było całkowicie niemożliwe i ogarnął go zimny dreszcz paniki na uczucie spadania.

Powstrzymał impuls walki o przetrwanie, wiedząc, że jego wysiłki pójdą na marne.

Był uwięziony.