ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY
MĘŻCZYZNA, NIE CHŁOPIEC
Hermiona zacisnęła pięści na szacie Severusa i odetchnęła głęboko charakterystycznym, dymnym zapachem z nutą drzewa sandałowego. Zamach na Harry'ego i Ginny wstrząsnął nią dogłębnie, ale najbardziej przeraziła ją świadomość, że truciciel musiał być kimś z mieszkańców klubu, więc żaden czarodziej znajdujący się obecnie w Onca nie mógł czuć się bezpiecznie.
Bezpieczeństwo.
Główny cel tego miejsca...
Opuściła ramiona wzdłuż boków ciała, aby nie prowokować Severusa nadmiernym okazywaniem uczuć. Zakłopotany czarodziej mógł stać się impulsywny, a Hermiona wolała uniknąć dalszych sprzeczek. Wystarczy, że źle odebrał jej wcześniejszą troskę o Harry'ego i Ginny.
Odetchnął, gdy oddaliła się od niego i rzuciła mu ostatnie, wdzięczne spojrzenie, zanim odwróciła się ku poszkodowanym czarodziejom, którzy nadal leżeli w tym samym miejscu. Harry gładził spuchnięty brzuch Ginny z uśmiechem na ustach, mrucząc coś o dzielnym wojowniku, który oparł się działaniu śmiercionośnej trucizny. Severus przewracał oczami z poczuciem zażenowania na widok działań Harry'ego i szepnął pod nosem, że dzieciak zapewne poczeka w łonie kilka lat, aż jego ojciec dorośnie i zmądrzeje.
Hermiona zacisnęła usta, patrząc z determinacją na dwójkę przyjaciół.
— Obiecuję, że nie spocznę, póki nie złapię winnego waszej krzywdy. Sprawię, że surowo zapłaci — warknęła, zaciskając pieści, aż na dłoniowej części obu rąk pojawiły się półksiężycowe odciski paznokci.
— Ważne, że Jamesowi nic się nie stało, Hermiono — powiedziała z uśmiechem Ginny, piorunując Harry'ego wzrokiem, aby nie odważył się zaprzeczyć jej słowom.
Harry skinął głową i odwzajemnił uśmiech Ginny.
— To prawda. — Usiłował podnieść się na nogi, ale osłabiony organizm odmówił posłuszeństwa i zatoczył się na najbliższą ścianę.
— Jeśli będziesz porywczy, twoje dziecko urodzi się po twoim pogrzebie — mruknął Severus, obserwując z satysfakcją, jak Harry z wysiłkiem wraca do poprzedniej pozycji. — Niwelowanie trucizny, to nie alkoholowy kac, Potter — wycedził. — Proces naprawczy organów zajmuje od kilku do kilkunastu dni. — Zerknął na Ginewrę. — Pamiętasz, jak twój zidiociały brat skończył jako warzywo po wypiciu śmiercionośnego wywaru? — Pokręcił głową z politowaniem. — Dziś zostaniecie w łóżku, a przez kolejne dni powinniście się oszczędzać. Melwin sprowadzi uzdrowiciela z Mungo, aby upewnił się, że wracacie do zdrowia.
Przyszli małżonkowie skinęli potulnie głowami, obejmując się pocieszająco.
— Chciałem podziękować — powiedział Harry, nie patrząc Severusowi w oczy.
— Na przyszłość nie chciej, po prostu podziękuj — odparł sucho Severus. — A tak na marginesie, twoje przeprosiny są zbędne — dodał chłodniej. — Musiałem uratować ci życie, bo masz obowiązek w brzuchu swojej narzeczonej. Gdyby nie to, nie ruszyłbym palcem, aby uratować twój tyłek, Potter.
Severus zobaczył gwiazdy przed oczyma, gdy Hermiona nadepnęła (niedyskretnie) na jego stopę grubym obcasem buta. Potter uśmiechnął się z rozbawieniem.
— Dziękuję za uratowanie Ginny i przypilnowanie, abym spełnił swoje obowiązki za życia, Snape — powiedział cicho. — Mam u ciebie dług. — Zmarszczył brwi, opierając plecy o wezgłowie. — Nie pierwszy i zapewne nie ostatni. Usiłowałem się z tobą wielokrotnie skontaktować po wojnie... — przygryzł wargę, zaciskając palce na pościeli. — Sprytnie unikałeś mojej osoby przez cztery lata. Odwiedziłem Hogwart, aby się z tobą spotkać...
— Ups — powiedział oschle Severus. — Najwyraźniej przybyłeś, gdy niespodziewanie wybyłem do Londynu. — Wzruszył ramionami. — Cóż za nieoczekiwany zbieg okoliczności.
Harry parsknął śmiechem i pokręcił głową.
— Znajdziesz dla mnie czas po południu? — Zapytał, brzmiąc na podenerwowanego. — Zależy mi na tej rozmowie.
Severus zacisnął usta. Hermiona mogła dostrzec wahanie i podejrzliwość, które towarzyszyły mu za każdym razem, gdy miał styczność z Harrym Potterem.
Spojrzał na Hermionę, która posłała mu błagalne, szczenięce oczy. Uniósł oczy ku sufitowi i skinął wybrańcowi głową. Odwrócił się plecami do leżącej pary, zerkając przez ramię na Hermionę.
— Przyjdź do mojego apartamentu, gdy skończysz wzdychać nad żywymi przyjaciółmi. — Chwycił za klamkę i dodał pod nosem — Nie zniosę więcej lukru.
Hermiona uśmiechnęła się z rozbawieniem i przysiadła na skraju łóżka przyszłych małżonków.
— Jest nieco drażliwy — szepnęła, rumieniąc się lekko, gdy Harry i Ginny wymienili znaczące spojrzenia.
— Co ty nie powiesz — burknął Harry, spoglądając na swoje palce poruszające się nad nienarodzonym Jamesem. Ginny zmrużyła oczy na przyszłego męża, więc dodał po chwili napiętym tonem. — To twoje życie, Hermiono. Rozumiem, że Snape w jakiś sposób ci zaimponował, jednak... — urwał, podnosząc wzrok. Zielone oczy zmiękły, stały się pełne troski. — Mam nadzieję, że wiesz co robisz. Nie będę prawił kazań, jesteś dorosła. — Westchnął ciężko i uśmiechnął się do przyszłej żony. — Liczę, że znajdziesz w nim osobę, która będzie cię wspierać w każdej, nawet trywialnej decyzji...
— Severus mnie wspiera — przerwała, nie mogąc się powstrzymać. — Jest troskliwy na swój własny sposób.
— Mogę sobie wyobrazić — wycedził Harry, przygryzając wargę. Nagle, jego wzrok stał się spanikowany, a kości jarzmowe nabrały intensywniejszego koloru. — Oh, cholera — mruknął, ukrywając twarz w dłoniach. — Podczas inicjacji... ja... Merlinie! — Jęknął żałośnie. — Potraktowałem go, jak starego kumpla i poklepałem po plecach, aby dodać mu wiary w siebie. Serpens wyglądał na przestraszonego... — Harry zerknął na Hermionę, która ledwo powstrzymywała wybuch śmiechu. — Skąd mogłem wiedzieć, że to Snape? — Warknął, krzyżując ramiona na piersi w obrażonej pozie. — Jesteś mi winna zadośćuczynienie, Hermiono! To trauma na całe życie...
Harry wstał powoli z łóżka, prychając pod nosem i dodając wściekle, że musiał postradać rozum, skoro chętnie dotknął pleców Snape'a- w przebraniu, czy nie, nie ma znaczenia...
Hermiona i Ginny wymieniły uśmiechy.
— Przywyknie do tej nowości, Hermiono. Nie ma się czym martwić — powiedziała Ginewra, trącając ramię Hermiony, która spoglądała na drzwi łazienki za którymi zniknął jej wieloletni przyjaciel.
— Wiem — westchnęła, zajmując miejsce zwolnione przez Harry'ego. — Obawiam się, że inni nie zaakceptują naszego związku tak łatwo...
— Od kiedy obchodzi cię zdanie innych? — Przerwała Ginny z niedowierzającym rozszerzeniem oczu. — Nie spodziewałam się po tobie dbania o opinię publiczną. Nawet, gdy znalazłaś się na pierwszych stronach gazet, jako nieletnia ladacznica uwodząca Kruma i Pottera, chodziłaś po szkole z podniesioną brodą. — W tym momencie, Ginny tak bardzo przypominała swoją matkę, że Hermiona momentalnie poczuła się malutka i pokorna. — W czym problem, hm?
— Tu nie chodzi o mnie — broniła się Hermiona. — Boję się, że Severus odbierze niektóre komentarze zbyt osobiście i znów zamknie się w szczelnym kokonie.
— I dlatego masz zamiar ukryć go przed światem, jakbyście popełniali przestępstwo? — zapytała Ginny, unosząc wysoko brwi. — Wstydzisz się go?
— Nie! — pisnęła Hermiona, rozchylając usta w szoku na niedorzeczne pytanie przyjaciółki. — Absolutnie się go nie wstydzę! W przeciwnym wypadku nie przyprowadziłabym go na uroczystość w Hogwarcie.
— Wszyscy byliśmy zaskoczeni, ot co! — Ginny zaśmiała się, upijając łyk wody, którą uprzednio sprawdziła zaklęciami wykrywającymi. — Myślałam, że przegrał zakład. — Zachłysnęła się wodą i zakaszlała, po czym uśmiechnęła się złośliwie. — Ah! To dlatego Serpens wyglądał, jakby połknął łyżkę mąki za każdym razem, gdy Josu był w pobliżu. — Zachichotała dziewczęco. — Mhm... — Zamyśliła się. — Wygląda na zaborczego... —- Rozchyliła usta, a zewnętrzne kąciki jej oczu zmarszczyły się. — Mroczny, surowy, brutalny... Oh, Hermiono! Coś w tym jest! — Krzyknęła i przyłożyła poduszkę do twarzy, chichocząc głośniej. — Czy miałaś już szlaban po zajęciach w dusznej, parnej klasie eliksirów?
Hermiona zamlaskała z obrzydzeniem.
— Hormony rzuciły ci się na mózg, Ginny. — Wyrwała poduszkę z rąk przyjaciółki i położyła ją na piersi, krzyżując na niej ramiona. — Nie będę zdradzać szczegółów scen z Severusem, to zbyt intymne. Poza tym, powinnaś skupić się na Harrym, a nie byłym nauczycielu.
Ginny wyszczerzyła zęby.
— Uparta! — Obróciła się na bok w stronę Hermiony i podparła się na łokciu. — Zapewniam, że za czasów szkolnych nie fantazjowałam o wymagającym nauczycielu eliksirów, ale kto wie... — szepnęła. — Pomijając szyderstwo, wątpliwą higienę osobistą i... Cóż, przypuszczam, że niezłe z niego ciacho!
— Przysięgam — wycedziła Hermiona. — Nadejdzie dzień w którym wypomnę ci te słowa i...
— Jakie słowa? — Zapytał Harry, wyłaniając się zza drzwi łazienki.
— Nic, nic — odpowiedziały zgodnie kobiety, wymieniając porozumiewawcze uśmiechy.
— Ah, tak — westchnął Harry, przysiadając się na skraju materaca. — Babskie sprawy. — Ziewnął, zakrywając usta pięścią. — Rozmyśliłem się, nie chcę wiedzieć.
— Dobrze — szepnęła Ginny, przygryzając wargę i zerkając z ukosa na zmrużone oczy Hermiony. — Lepiej dla ciebie, Harry.
— Musimy znaleźć winnego — powiedziała Hermiona, zmieniając temat. — Nie wyobrażam sobie narażać kolejnych mieszkańców na atak.
— Myślę, że twój chłopak planuje rozebranie klubu na części pierwsze — odpowiedział Harry, przywołując pergamin i pióro. — Idź i przypilnuj, żeby nie wystraszył skrzatów.
— Módl się, żeby nie dowiedział się, że nazwałeś go moim chłopakiem. — Hermiona wstała z łóżka. — Pójdę ustalić plan działania, a wy odpocznijcie, aby odzyskać siły. Niedługo wasz ślub. — Uśmiechnęła się czule, tarmosząc niesforne włosy Harry'ego. — Sprawdzę kolejne posiłki osobiście, nie musicie się martwić.
Złożyła pocałunek na czole Harry'ego i pogładziła zaokrąglony brzuch Ginny.
— Nie, Granger — prychnął Severus, odrzucając kolejny pomysł czarownicy, która uparła się, że powinni grzecznie porozmawiać ze wszystkimi członkami klubu. — To strata czasu. Skup się na podwojeniu ochrony. — Dolał pokaźną ilość whisky do kryształowej szklanki i upił hojny łyk, oblizując wąskie wargi. — Wątpię, aby powód naszego niepokoju przebywał w Onca po czynie, którego dokonał. Najrozsądniej zrobisz, jeśli przeanalizujesz przypuszczalny motyw zamachu, a ja zajmę się na specyfikacją trucizny. Mam próbkę — powiedział, unosząc serwetkę z resztami śniadania. — Pójdę do laboratorium.
— Traktuję mieszkańców jak rodzinę... nie mogę poddawać ich śledztwu! — Oburzyła się.
— Więc dalej przymykaj oczy na zatrucia, a niedługo sama padniesz ofiarą napaści lub zostaniesz tu zupełnie sama z mordercą — warknął. — Ufasz im bezgranicznie. Nie dziw się, gdy prędzej czy później ktoś wykorzysta twoją naiwność.
— Naiwność? — syknęła. — To zwykła życzliwość i zaufanie do ludzi których kocham, Severusie. — Widząc, że jej słowa nie wpłynęły w żaden sposób na Severusa, dodała — Podejrzewasz kogoś konkretnego? — Zapytała, starając się nie dopuścić do przepychanki słownej.
— Tak — powiedział spokojnie.
— Tak? — Rozszerzyła oczy ze zdziwienia. — Kto to?!
— Każdy z wyjątkiem ciebie, mnie i skrzatów. — Wypił więcej ognistego płynu, odchrząkując, gdy podrażnił mu gardło. — Pottera i Weasley nie biorę pod uwagę.
— Pomocne przypuszczenia — mruknęła pod nosem, popijając czarną kawę. — Jak możesz pić alkohol przed południem?
— Mimo pozorów, słodka wiedźmo... — Uśmiechnął się chłodno. — Ratowanie ludzkiego życia wypływa na moje samopoczucie i poziom stresu.
— Dobrze wiedzieć, że nie jesteś z kamienia — palnęła bezmyślnie i zacisnęła palce na ustach.
Zabolało.
Cóż, nie powinien się spodziewać, że Hermiona odbierze jego osobę, jako troskliwą i życzliwą. Chłodne podejście do drugiego człowieka towarzyszyło mu od najmłodszych lat, jednak nie przypuszczał, że Hermiona porówna go do czegoś nieożywionego... bezuczuciowego...
Martwego.
— Dobrze wiedzieć, że miałaś mnie za kawałek głazu — naśladował jej ton.
— Merlinie, Severusie — pokręciła głową z paniką w oczach. — Nie miałam tego na myśli!
— Więc zacznij cedzić słowa, Granger — prychnął szyderczo, kładąc szklankę na stoliku kawowym z trzaskiem. — Czasami słowa ranią bardziej niż czyny.
Hermiona zarumieniła się i wstała z fotela na trzęsących się nogach, podchodząc do Severusa, który znieruchomiał na kanapie, wpatrując się w podwodny widok za szklaną ścianą apartamentu.
— Wybacz mi. — Wsunęła się na kolana Severusa i objęła jego szyję ramionami. Pozwolił jej na ruch, pozostając biernym. — Masz rację. — Skinęła głową i pocałowała nieogoloną szczękę czarodzieja. — Potwornie mi przykro i musisz wiedzieć, że doceniam twoją pomoc i troskę. Ja... — Pogładziła jego szorstki policzek, a jej oczy zwilgotniały. — Przepraszam — szepnęła trzęsącym się z emocji głosem.
— Przeprosiny przyjęte — powiedział neutralnie, patrząc jej w oczy i uśmiechnął się złośliwie. — Choć ostatnio stałem się zwolennikiem innej formy przeprosin.
Hermiona trąciła go palcem w nos.
— W takim momencie? — Parsknęła, zacieśniając uścisk na jego karku. — Jesteś bezwstydny.
— Każdy moment jest dobry — wyszeptał, przyciągając wiedźmę do pocałunku.
Usłyszał ciche, niepewne pukanie do drzwi laboratorium. Sporządzał szczegółowe notatki, dotyczące trucizny, którą udało mu się wyselekcjonować z resztek jedzenia i poddać wstępnym badaniom. Oczekiwał Pottera, który zobowiązał się odwiedzić go w laboratorium Hermiony, gdy będzie w stanie wstać z łóżka.
— Wejdź i zamknij za sobą drzwi! — Krzyknął w stronę wejścia i wrócił do zapisu niedokończonego zdania.
Pobladły czarodziej zastosował się do wytycznych i wszedł do pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drewniane drzwi.
Severus uniósł rękę, gdy Potter otworzył usta, aby coś powiedzieć. Zapisał ostatnie słowa i zamknął notatnik obity czarną skórą.
— Masz piętnaście minut — wycedził Snape, zasiadając wygodniej na wysokim krześle i wskazując drugiemu mężczyźnie równie wysoki stołek po drugiej stronie blatu roboczego.
— Czyli muszę się streszczać. — Wargi wybrańca wygięły się w bladym uśmiechu. — Podziękowałbym ci wylewniej, ale wiem, że nie przyjąłbyś tego dobrze. Powiem więc, że jestem twoim dłużnikiem i możesz zwrócić się do mnie z każdą usługą, która nie narusza mojego kodeksu moralnego.
— Cóż, w takim razie moja lista próśb uległa znacznemu okrojeniu. — Severus uniósł brew, patrząc w zielone oczy Harry'ego bez mrugnięcia. — Myślałem, że w ramach rekompensaty pozbędziesz się swojego rudego kumpla.
Harry zmarszczył brwi, jednocześnie unosząc kącik ust z rozbawieniem, jakby nie wiedział czy Severus żartuje czy nie.
— Ron? — Zapytał. — Co ma do tego Ron?
Severus machnął lekceważąco ręką, niezaskoczony, że Potter nie zrozumiał dowcipu.
Gryffindor.
— Streszczaj się — powiedział zniecierpliwiony. — Zostało ci trzynaście minut.
Potter skinął głową, po czym przekręcił ją w bok, patrząc na Severusa z ciekawością.
— W pierwszej kolejności chciałem porozmawiać o Hermionie, ale... eh, to nie moja sprawa. — Wzruszył ramionami. — Zaznaczę tylko, że jeśli ją skrzywdzisz, to...
— A ja tylko przypomnę, że jeśli będę chciał ją skrzywdzić, to zrobię to i nic na to nie poradzisz. Mało tego, nie będziesz w stanie mnie później znaleźć i ukarać — powiedział stanowczo Severus.
— Fakt — Harry wypuścił powietrze. — Mógłbyś, jednak obiecać... dla mojego spokoju...
— Nie skrzywdzę jej — powiedział z pewnością, która zaskoczyła nawet jego. — Nigdy jej nie skrzywdzę. Obiecuję.
Harry rozszerzył oczy w szoku, po czym wyszczerzył zęby w zadowolonym uśmieszku.
— Ale cię wzięło, Snape — parsknął. — Wiem, że jest wyjątkowa, ale nie przypuszczałem, że dokona niemożliwego.
— To znaczy? — warknął, powodując, że uśmiech na ustach wybrańca nieco zmalał.
— Przepraszam — powiedział Harry. — To nie moja sprawa. — Severus burknął pod nosem, gdzie Potter może sobie wsadzić przeprosiny i skrzyżował ręce na piersi. — Dobra, do brzegu! — Ogłosił wzniośle Harry. — Chcę porozmawiać o mojej mamie.
Severus wciągnął powietrze przez rozszerzone nozdrza i wypuścił je z sykiem przez zaciśnięte zęby.
— Skąd pomysł, że będę chętny do dyskusji na temat twojej matki?
— Dałeś mi wspomnienia, widziałem je...
— Domyśliłem się — prychnął Snape. — W końcu nadal żyjesz.
— Kochałeś ją — powiedział tonem pełnym emocji. — To nieoczekiwane, ale wyjątkowo romantyczne. Byłaby wdzięczna, gdyby wiedziała co dla mnie zrobiłeś.
Potter patrzył na Severusa z czymś w rodzaju podziwu. Źrenice otoczone zielonymi tęczówkami rozszerzyły się, a usta rozchyliły w nerwowych wdechach. Severus przyjrzał się chłopcu badawczo, orientując się, że pomylił się w swoich wcześniejszych obserwacjach.
Oczy chłopca, mimo identycznego koloru, różniły się od oczu Lily.
Tam, gdzie w spojrzeniu starej przyjaciółki mógł dostrzec wyższość i złośliwy błysk, u jej syna dominowała życzliwość, współczucie i zmęczenie.
Jego życzliwa, otwarta twarz była odzwierciedleniem Jamesa Pottera. Od niesfornych włosów, aż po podbródek. Jednak już nie przypominał Severusowi jego nastoletniego nemezis.
Severus poczuł się tak wstrząśnięty tym olśnieniem, że zaniemówił na krótką chwilę. Chłopiec, nie, mężczyzna, zerkał na niego niecierpliwie, kręcąc młynka kciukami splecionych dłoni.
— Harry — powiedział cicho Severus, a Potter wciągnął powietrze do płuc ze świstem. — Nie kochałem twojej matki — szepnął, nie patrząc mu w oczy. — Nie tak, jak przedstawiłem to we wspomnieniach. — Nie patrzył rozmówcy w oczy i ze zdziwieniem stwierdził, że boi się, co mógłby w nich zobaczyć.
Pogarda?
Zawód?
— O-oh — wyjąkał Harry. — Em, rozumiem — pokiwał głową w nieco szalonym tiku. — Dumbledore kazał ci mnie przekonać za wszelką cenę. — Severus podniósł zaskoczony wzrok, widząc, że Potter uśmiecha się smutno. — Nie jesteś jedynym człowiekiem, który padł ofiarą jego manipulacji — parsknął cicho i pokręcił głową. — Kto, jak kto... ale ja rozumiem cię bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. — Oczy koloru soczystej trawy stały się zamglone, odległe. — Moment w którym odkrywasz oszustwo, w którym domyślasz się, że mentor, człowiek którego szanowałeś... — Spojrzał na Severusa trzeźwym, zdeterminowanym wzrokiem. — Tak, rozumiem.
— Twoja matka była mi bliska, gdy byliśmy dziećmi — przyznał spokojnie. — Poróżniliśmy się, ale nigdy nie chciałem jej skrzywdzić. — Teraz, albo nigdy. Zaciśnij zęby i wysil się! — Ja...
— Nie rób tego — warknął Potter, kręcąc przecząco głową i unosząc ręce na wysokość klatki piersiowej, jakby chciał odepchnąć słowa, które miały wydobyć się z ust Snape'a. — Nie chcę przeprosin.
— Zabiłem ich — powiedział Severus, przełykając gule w gardle.
— Voldemort ich zabił. — Harry stwierdził oczywistość. Severus nie widział dlaczego miał ochotę się w jakiś sposób usprawiedliwić, wyjaśnić motyw... ale nie miało to najmniejszego znaczenia, bo Potter zdawał się rozumieć i uśmiechnął się lekko. — Skoro tego potrzebujesz, wybaczam ci. Moja matka również i myślę, że ojciec też zrozumiałby konsekwencje błędów młodości — szepnął cicho, rzucając Severusowi znaczące spojrzenie.
— Nie jesteś do nich podobny — stwierdził ze zdziwieniem, zaciskając pięści pod stołem.
— Nie jestem. — Potter wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zmarszczył brwi i skinął głową sam do siebie. — Pomogę wam znaleźć truciciela. Powiadomię Ministerstwo, aby mieli się na baczności. — Wstał i ruszył w stronę drzwi chwiejnym krokiem. Spojrzał przez ramię na Severusa, uśmiechając się uprzejmie. — Dziękuję za rozmowę, panie Snape. — Skinął głową formalnie i otworzył drzwi.
— Severusie — powiedział cicho.
— Co? — Zapytał Potter, odwracając się po raz kolejny z niedowierzaniem w oczach.
— Nie powtórzę drugi raz — wycedził zniecierpliwiony Severus. — I tak podjąłeś decyzję, aby się ze mną spoufalić.
— No proszę — wyszeptał Potter. — Jak chcesz, to potrafisz pozytywnie zaskoczyć.
— Nie przyzwyczajaj się. — Uniósł ironicznie brew ze złośliwym uśmieszkiem.
Harry parsknął śmiechem i pomachał mu ręką na pożegnanie, zamykając za sobą drzwi.
Severus stwierdził, że mógłby odwzajemnić komplement.
Potter jak chce, to potrafi pozytywnie zaskoczyć.
Woń leśnej wilgoci unosiła się w powietrzu. Cierniste rośliny porastały ledwo widoczną dróżkę, prowadzącą do stromego zbocza stosunkowo niskiej skarpy. Dźwięk gałęzi łamiących się pod ciężarem dzikich zwierząt oraz śpiew rajskich ptaków, został stłumiony przez głośny szum spadającej wody, a wcześniej cyjanowe niebo, zaszło burzowymi chmurami. Na skraju lasu powietrze oczyściło się od parnej mgły, pochłaniającej dżunglę. Zielona trawa pokryła się diamentami skroplonej wody, a zbita ziemia spulchniła się z ulgą, gdy ciecz wpełzła do jej wnętrza, pojąc rośliny na przerzedzonym odcinku puszczy.
Niewielki element odbiegał od krajobrazu o dzikim, tropikalnym charakterze. Na wspomnianej wcześniej skarpie siedziały dwie milczące postacie. Jedna wyższa, szczuplejsza o grobowym wyrazie twarzy. Mężczyzna odziany w ciemne szaty, które nie pasowały do soczystych barw puszczy. Druga postać była niższa, krąglejsza. Kobieta, której oczy iskrzyły się z zachwytu na widok otaczających ją darów natury. Jej zwiewna sukienka w kolorze jaskrawego karmazynu powiewała na ledwo wyczuwalnym wietrze. Oczy ponurego mężczyzny, co jakiś czas zatrzymywały się ukradkiem na kobiecie zagubionej we własnych myślach. Dopiero wtedy nabierały czułego wyrazu, jakby piękno otaczającego go krajobrazu nie mogło się równać z jej urodą.
— Będzie burza — szepnęła do siebie Hermiona, obejmując kolana ramionami.
— Na to wygląda — odpowiedział Severus, mrugając kilka razy, aby odgonić zadumę.
Jak na zawołanie kilka kropel wody opadło na trawiaste zbocze wzgórza, by po chwili lunąć obfitym deszczem. Czarodzieje nie zrazili się do zmian atmosferycznych, ponieważ gęste powietrze przerzedziło się, umożliwiając tym samym łatwiejsze oddychanie.
— Musisz wacać do Hogwartu? — zapytała z nadzieją, że mężczyzna zaprzeczy jej przypuszczeniom.
— Tak — powiedział spokojnie, licząc, że kobieta zrozumie jego zwyczajowe poczucie obowiązku, mimo chęci pozostania przy jej boku tak długo, jak tylko się da. — Minerwa źle się czuje. Poppy wysłała mi patronusa.
— Co jej jest?
— Dowiem się wszystkiego w Hogwarcie. Nie raczyła udzielić mi szczegółowych informacji.
— Twoja rozmowa z Harrym... nie będę dopytywać o szczegóły, jednak muszę wiedzieć, czy między wami w porządku...
— W porządku, to pojęcie względne, Hermiono. — Kącik ust czarodzieja uniósł się w chłodnym uśmiechu. — Masz na myśli w porządku, bo nie wyciągnęliśmy różdżek, czy w porządku, bo staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi i planujemy męskie wieczory przy kremowym piwie?
— Kirke! — Rozszerzyła oczy w udawanym zdumieniu. — Męskie wieczorki wchodziły w grę? — parsknęła, machając lekceważąco ręką. — Liczyłam na pierwszą opcję.
— Doliczyłaś się. Jak widać żyję i mam się dobrze. Mogę zagwarantować, że Potter również nie poniósł żadnych uszczerbków na zdrowiu.
— Nie mogłabym marzyć o lepszym przebiegu waszej dyskusji — zaśmiała się. — A biorąc pod uwagę, że z natury jestem raczej samolubna, to cieszę się z braku spotkań towarzyskich w waszym wydaniu! — Zachichotała głośniej, wtulając się w sztywne ramię czarodzieja. — I tak mamy dla siebie niewiele czasu. Musiałabym się tobą podzielić, co oczywiście nie jest mi na rękę.
— Mam coś do powiedzenia w tym temacie? — parsknął, decydując się niepewnie objąć czarownicę ramieniem.
— Nazwałeś mnie swoją, więc liczę, że potrafisz się odwzajemnić.
— Tylko wtedy, gdy opanujesz napady czułości przy gapiach.
Hermiona zachichotała cicho, przymykając oczy na krótką chwilę, aby zebrać myśli. Po tragicznym poranku, popołudniu spędzonym na spekulacjach oraz kilku godzinach analizy motywu sprawcy otrucia, Hermiona postanowiła zrobić przerwę w śledztwie i zaprosić Severusa na wspólny spacer po puszczy. Jeśli ktoś sądził, że ucieczka przed trzema głowami Puszka jest wyzwaniem, to powinien spróbować wyciągnąć mistrza eliksirów z laboratorium w trakcie przeprowadzania szczegółowych badań.
Mimo usilnych prób znalezienia jakichkolwiek wskazówek dotyczących truciciela, musiała z porażką przyznać, że jak na razie pozostaje nieuchwytny. Hermiona podjęła wyzwanie przesłuchania kilku mieszkańców, ale oni również wydawali się zaskoczeni lub zaniepokojeni atakiem na Harry'ego i Ginny.
Severus pogładził jej ramię w uspokajającym geście, gdy zacisnęła pięści w odczuciu porażki.
— Presja oddali cię od osiągnięcia sukcesu — powiedział neutralnie. — Twoja twarz odzwierciedla rezygnację, co znacznie wpłynie na efekty poszukiwania niedoszłego mordercy. Prześpij się z wiedzą, którą zdobyłaś i wróć do pracy, gdy odzyskasz siłę. Pośpiech nikomu nie pomoże.
— Nie wiem skąd wziął się ten filozoficzny bełkot, Severusie, ale niechętnie przyznam ci rację — szepnęła. — Powinnam odpocząć od złowieszczych myśli, które przebiegają przez moją głowę.
Severus odgarnął jej włosy, mimowolnie dotykając jej szyi. Zadrżała z przyjemności, zbliżając się odrobinę, aby nie utracić kontaktu fizycznego.
— Przyszły weekend chciałabym spędzić wyłącznie w twoim towarzystwie. Zawiesiłam imprezy do odwołania, aby nie prowokować napastnika do dalszych ataków. Zarezerwowałam zmienny pokój do naszej dyspozycji. Zaletą tego pomieszczenia jest elastyczność pod względem wystroju. Właściwie, nie odbiega charakterem od Pokoju Życzeń z małymi różnicami.
— Brzmi zachęcająco — szepnął Hermionie do ucha, powodując jej nagły dreszcz. — Z przykrością stwierdzam, że mam za mało czasu, aby się tobą wystarczająco nacieszyć. Poppy brzmiała dość poważnie, więc powinienem wracać do zamku.
— Czy nasza kolacja w tygodniu jest aktualna? — Zapytała, podnosząc głowę, aby spojrzeć na Severusa. Widząc jego zmarszczenie brwi dodała szybko — Jeśli nie masz czasu, zrozumiem. Możemy przełożyć spotkanie na inny termin, skoro...
— Hermiono.
— Nie, nie! Naprawdę! Jeśli masz inne plany lub nadmiar spraw niecierpiących zwłoki, to rozumiem! Mam zaległości w Ministerstwie i powinnam się nimi zająć, więc rzucę się w wir pracy, nie myśląc o przyjemnym spędzaniu czasu...
— Granger — warknął niecierpliwie, przykładając palec do jej ust. — Merlinie, wiedźmo! Czy kiedykolwiek próbowałaś milczeć dłużej niż kilka sekund? Pamiętam o naszej kolacji. Zobowiązałem się do randki i z przyjemnością poświęcę czas, aby cię na nią zabrać. — Złożył pocałunek na czole Hermiony i podniósł się na nogi. — A tymczasem wyruszam do Hogwartu. Wracasz do apartamentu?
— Nie — pokręciła głową. — Zaniedbałam formę. Muszę pobiegać, aby oczyścić umysł i wymęczyć ciało.
Oczy Severusa nabrały zawiedzionego wyrazu, ale skinął głową i otrzepał szatę z ziemi.
— Oczekuj mojej sowy — powiedział i odszedł w głąb lasu.
Hermiona obserwowała, jak ciemna postać wysokiego mężczyzny znika za ciernistymi krzewami. Sofia odprowadziła Severusa, trzepocząc skrzydłami nad koronami gęstych drzew, więc Hermiona mogła zlokalizować jego obecne położenie. Papuga wróciła po kilku minutach, trącając dziobem przemienioną w jaguara czarownicę i towarzysząc jej w podobny sposób, co Severusowi, gdy biegła między bujną roślinnością puszczy.
Magiczne osłony przywitały Severusa, jak zaginionego członka rodziny, który zbłądził w życiu i nie wracał do domu przez długie lata. Jego magiczny rdzeń zawibrował, gdy ciało pokonało półprzezroczystą barierę, widzialną tylko dla wtajemniczonych i ponadprzeciętnie uzdolnionych członków personelu.
Incydent z trucicielem pozbawił go sił na dalsze ekscesy i z wielką chęcią przyjął możliwość powrotu do starego zamku. Czuł się wyjątkowo dobrze w Onca, jednak musiał zbadać pozostałości zatrutego jedzenia, a nigdzie nie pracowało mu się tak dobrze, jak we własnym laboratorium. Pracownia Hermiony była wysoce profesjonalna, jednak miał wrażenie, że jest tam intruzem, a rozmieszczenie wyposażenia, choć logiczne i praktyczne, nie dorównywało samodzielnej aranżacji wnętrza, którego dokonał w hogwardzkim laboratorium eliksirów.
Cień padł na żwirową szosę, gdy zmierzał do Hogwartu przez błonia. Uniósł głowę ku niebu, dostrzegając pokaźne cielsko czarnego konia o skórzastych, nietoperzych skrzydłach.
Testral.
Gdy po raz pierwszy przybył do Hogwartu, prawie narobił w gacie na widok upiornego stworzenia. Siedział spokojnie pod jednym z drzew przy czarnym jeziorze, gdy z Zakazanego Lasu wyłoniło się stado testrali, skuszone zapachem jego kanapki z kawałkami szarpanej wołowiny. Na szczęście w pobliżu pojawił się Hagrid, który wytłumaczył młodemu Severusowi, że testrale mają z natury łagodne usposobienie i atakują tylko w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia. Gajowy zapytał Severusa o osobę, której śmierci był świadkiem, więc niechętnie wyjaśnił, że podczas letnich wakacji obserwował akcję ratunkową mugolskiej służby zdrowia, gdy pijany kierowca uderzył w drzewo przy drodze w Spinner's End. Mężczyzny nie udało się uratować i zmarł na miejscu.
Młody Severus podzielił się drugim śniadaniem ze stadem testrali, ciesząc się, że stworzenia zaakceptowały jego towarzystwo i od tego czasu chętnie przebywały w jego pobliżu, gdy miał ochotę poczytać w samotności na skraju lasu.
Mimo tragicznej przyczyny dzięki której był w stanie je zobaczyć, poczuł się w jakiś sposób wyjątkowy i potraktował ten dar jako jego prywatną tajemnicę świata magii.
Testral krążący nad jego głową wydał wysoki, przeciągły dźwięk, który wyrwał go z wiru przyjemnych wspomnień.
Uśmiechnął się nostalgicznie i przyspieszył kroku.
Skrzydło szpitalne pozostawało zamknięte dla wścibskich uczniów, a ewentualne wypadki należało zgłaszać do Poppy, poprzez prefektów lub opiekunów domów. Severus uważał, że wystarczyłoby zamknąć Minerwę w jej prywatnych komnatach i otoczyć opieką skrzatów, ale Poppy najwyraźniej uparła się, że musi mieć dyrektorkę pod czujnym okiem.
Stara kocica. Pewnie złapała katar i dramatyzuje.
Otworzył drzwi do sali szpitalnej, mając nadzieję, że zastanie Minerwę w samotności. Ich szkolna pielęgniarka potrafiła zagotować krew, nawet jeśli w danej chwili nie korzystało się z jej profesjonalnych usług medycznych.
Zatrzymał się w pół kroku, widząc wychudłą sylwetkę czarownicy z pobladłą twarz. Leżała w szpitalnym łóżku, okryta białym prześcieradłem, którego kolor był tylko odrobinę jaśniejszy od jej upiornej cery.
— Cycki Kirke — wysapał zaskoczony. — Minerwo. — Podszedł bliżej, obserwując jak kobieta otwiera ociężałe powieki. — Popijałaś sherry z Grubą Damą? Wyglądasz jak po dobrej imprezie.
— Niestety, mój chłopcze — wychrypiała, łapiąc haust powietrza do płuc. — Obawiam się, że to coś zdecydowanie gorszego.
— W ramach wyjątkowo dobrego humoru mogę zasugerować ci moje warzelnicze zdolności — powiedział spokojnie, badając jej słabą kondycję. — Czego potrzebujesz? — dodał poważniej, odkładając żarty na bok.
Minerwa uśmiechnęła się blado.
— Spokoju — szepnęła głosem, który nie przypominał w najmniejszym stopniu temperamentnej Gryfonki, którą dobrze znał. — Proszę, abyś zastąpił mnie w moich obowiązkach do odwołania.
— Rzecz jasna, że zastąpię — zmarszczył brwi, czując się coraz bardziej zaniepokojony. — Dopóki nie poczujesz się lepiej.
Minerwa pokręciła głową.
— Wy młodzi macie małe pojęcie o upływie czasu, Severusie. Lata mijają, kości się starzeją. Nie marnuj czasu na wahanie, gdy serce i umysł pragną przygody.
— Bełkoczesz — stwierdził ze skinieniem głowy, wyciągając fiolkę z kieszeni płaszcza podróżnego. — Masz — Odkorkował buteleczkę i podsunął ją Minerwie pod nos. — Eliksir bezsennego snu. Do dna...
— Nie! — krzyknęła Poppy, wybiegając z gabinetu i wytrącając Severusowi szkoło z ręki. — Nie w jej stanie!
— W jej stanie, czyli w jakim? — warknął Severus. — Jest osłabiona, być może zatruła się czymś nieświeżym.
Poppy zacisnęła usta w wąską linię, unikając wzroku Severusa.
— Chciał pomóc, moja droga — szepnęła Minerwa słabym głosem. — Nie ma potrzeby popadać w histerię.
— Poppy — wycedził Severus, łącząc powoli kropki. Czarownica nie podniosła wzroku ze swoich rąk, które trzęsącymi się ruchami poprawiały prześcieradła na łóżku Minerwy. — Spójrz na mnie mediwiedźmo, bo przysięgam, że cię zmuszę!
Pomfrey uniosła zwilgotniałe, spanikowane oczy ku Severusowi i pokręciła bezsilnie głową.
— P-próbowałam ją namówić, S-severusie — wyjąkała. — Mówiłam, żeby udała się pod opiekę Mungo lub poinformowała resztę personelu Hogwartu o swojej chorobie...
— Jakiej chorobie? — powiedział bez emocji Snape, lustrując już nieprzytomną postać Minerwy.
— Podczas bitwy... ostatecznej bitwy — wyszeptała Poppy, a łzy wyciekły z jej otoczonych zmarszczkami oczu. — Dołohow uderzył ją nieznanym zaklęciem. Minerwa myślała, że nie zadziałało lub chybiło celu, ponieważ nie poczuła większej różnicy. Kilka dni po wygranej bitwie zaczęły się bóle głowy, przyspieszenie pracy serca i kilkukrotne omdlenia. — Głos Poppy złamał się szlochem. — Próbowałam wszystkiego. Momentami bywało lepiej i miałyśmy nadzieję, że problem ustąpił. Oprócz sporadycznego obniżenia samopoczucia, Minerwa funkcjonowała świetnie przez lata. Pojedyncze ataki pojawiły się rok temu, a teraz... — wydusiła. — ... sam widzisz...
Severus opadł na twardy stołek stojący w pobliżu szpitalnego łóżka, zaciskając pięści na kolanach.
— Widzę — powiedział oschle, wpatrując się w nieprzytomną dyrektorkę. — Nie powiedziała mi — stwierdził chłodno, podnosząc wzrok ku Poppy, która nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. — Dlaczego mi nie powiedziała?
— N-nie chciała nikogo martwić. Miała nadzieję, że to nic groźnego, że jej stan jest bezpośrednio związany z podeszłym wiekiem, ale...
— Gratuluję — odpowiedział, ledwo powstrzymując wybuch wściekłości. — A ty chętnie przystąpiłaś do planu zatajenia skutków klątwy i oczekiwałaś na cud? Jesteś poważna? — Wstał, górując nad trzęsącą się w rozpaczy czarownicą. — Mogłaś mi powiedzieć! Mogłem pomóc! Mam zamiar pomóc! Niezwłocznie!
— Obiecałam — szepnęła z rezygnacją. — Kazała mi przysiąc. — Zsunęła się na przeciwległe krzesło i chwyciła Minerwę za bezwładną rękę. — Ona... Oh, Severusie... jest źle, jest koszmarnie źle...
— Ani słowa więcej — warknął. — Sporządzisz mi szczegółowe zestawienie objawów i przebiegu choroby. Zostawisz je w moim gabinecie do końca dnia, na moim biurku. A teraz wybacz, ale nie chcę słuchać twoich bezużytecznych szlochów. Mam życie do uratowania.
Odwrócił się, wybiegając ze skrzydła szpitalnego.
