Rozdział 202: Obserwacja gwiazd

Greg spędził dużo swojego życia patrząc na nocne niebo. Nigdy celowo nie patrzył w gwiazdy ani nie studiował konstelacji i planet poza podstawami wymaganymi w szkole. Nie potrafił rozpoznać konstelacji i je nazwać ani wskazać ich na chybił trafił. Znał fazy księżyca, ale w niektórych momentach nie mógł ich tak łatwo odróżnić. Jednak i tak spoglądał w górę.

W nocnym niebie znajdował spokój. Okrywał go jak duży, czarny koc. Sprawiał, że przestawał myśleć o szaleństwie, które działo się w jego życiu. Czasami nawet przez kilka chwil nie było nic poza gwiazdami. Nie obchodził go świat i czuł się dobrze.

Teraz obserwowanie gwiazd miało dla niego zupełnie inne znaczenie. Większość rzeczy w jego życiu miała teraz inny sens. To była dobra rzecz. To było… po prostu genialne. Ale teraz nie był sam, gdy patrzył w niebo. Nie był jedynym, który leżał na chłodnej trawie (ku jego początkowemu zdziwieniu) i obserwował. Czasami między nimi panowała całkowita cisza. Czasami Greg nie mówił ani słowa, podczas gdy Mycroft mówił o astronomii. To wszystko było takie wspaniałe.

— Opowiesz mi o konstelacjach? — wyszeptał pewnej nocy, pół godzinny po tym, jak Mycroft dołączył do niego na trawie.

Miał niesamowicie okropny dzień i zamiast skończyć ze schwytanym przestępstwem, zakończyło się kolejnym martwym ciałem. Polityk był w stanie natychmiast powiedzieć, jakim nastroju był Greg, kiedy ten wrócił do domu, przebrał się i udał się na drugą stronę ulicy do małego parku w pobliżu ich domu bez słowa.

— Jeśli chcesz — padła łagodna odpowiedź Mycrofta.

— Chcę. — Greg skinął głową.

Potrzebował odwrócenia uwagi i musiał usłyszeć ten cudowny głos.

— Bardzo dobrze. — Przesuwając się bliżej, Mycroft uniósł rękę i zaczął wskazywać na niebo. — Czy widzisz ten zestaw gwiazd tam?

Greg przetoczył się lekko na bok i przytulił się do swojego partnera, opierając głowę na jego ramieniu, żeby lepiej widzieć, na co wskazywał Mycroft. Spojrzał dokładnie i wreszcie zaczął dostrzegać, co pokazywał mu młodszy mężczyzna.

— Dziwny kwadrat i zawijasy? — zapytał. Mycroft roześmiał się cicho.

— W rzeczy samej. To jest Pegaz. Dziwny kwadrat, jak to określiłeś, to ciało, a ten trójkąt to głowa — wyjaśnił, śledząc linie podczas mówienia.

Greg podążył za jego wyciągniętym palcem, widząc, o co mu chodziło.

— A zawijasy to nogi? — zapytał, odwracając głowę, by spojrzeć na Mycrofta.

— Zgadza się. Chociaż o tej porze roku są bardziej stłoczeni razem niż w innym czasie, więc może być trudniej zauważyć, jeśli się na tym nie znasz.

— Co jest tuż obok? — zapytał, podnosząc rękę, by wskazać punkt obok tego, na który Mycroft zwrócił mu uwagę. Ich dłonie otarły się krótko, co sprawiło, że jego żołądek zatrzepotał. Oblizał usta, zanim kontynuował. — Tak naprawdę nie wygląda jak gwiazda. Zbyt… duża i niewyraźna.

— Masz rację, Gregory. Nie jest to gwiazda — potwierdził Mycroft. Obracając lekko nadgarstek, na krótko złączył ich palce. — To jest Andromeda. To najbliższa nam duża galaktyka. Mimo tego zajmuje dwa miliony lat, zanim światło które widzimy dotarło do naszej linii widzenia.

Greg sapnął. To było szalone. To była jedna z rzeczy, które kochał w nocnym niebie. Wydawało się mu takie ponadczasowe, ale w rzeczywistości było w tym tak wiele czasu. To było dla niego po prostu niesamowite.

— Co jest nad Małą Niedźwiedzicą? — zapytał, ponownie wskazując w górę.

Była to jedna z niewielu konstelacji, które zapamiętał, choć czułby się głupio, gdyby tego nie zrobił. W końcu to był Mały Wóz. Oczywiście już tego tak nie nazywał, ponieważ czuł się zakłopotany, gdy po raz pierwszy użył tej nazwy w pobliżu Mycrofta, ale jednak.

— To Draco.

— Jak smok, nie mylę się?

— Zgadza się, Gregory.

Ręka, która wskazywała gwiazdy, przesunęła się, owijając się wokół ciała Grega, by Mycroft mógł zacząć gładzić jego włosy. Greg poczuł, że staje się znacznie mniej spięty i westchnął cicho przez nos. To było takie dobre. To było dokładnie to, czego potrzebował po dniu, który miał. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Mycroft zawsze wydawał się dokładnie wiedzieć, co robić i była to najcudowniejsza, najwspanialsza rzecz na świecie.

— Obok Draco znajduje się konstelacja Cefeusza — kontynuował po chwili Mycroft. Już nie wskazywał na gwiazdy, co było w porządku, ponieważ Greg tak naprawdę nie patrzył w niebo. Po prostu skupił się na każdym słowie wychodzącym z ust jego partnera i smukłych palcach biegnących po jego głowie. — Cefeusz był królem Etiopii. Był ojcem Andromedy, na którą wcześniej patrzyliśmy, a także był żonaty z Kasjopeją, która jest poniżej i nieco po prawej.

— Czyli zawsze będą razem — wyszeptał Greg, wtulając się nieco w ciało Mycrofta, głęboko oddychając. Mycroft zanucił.

— Tak, z pewnością, najdroższy.

Po oświadczeniu nastąpił jedynie lekki pocałunek we włosy Grega i wszystko było absolutnie idealne.