Rozdział 203: Szlachetny romans

Alternatywa: Arystokraci

Urodzenie w arystokratycznej rodzinie nakładało na człowieka wiele oczekiwań i wszystkie były dość wyczerpujące. To prawda, że członkowie takich rodzin cieszyli się luksusami, którymi inni nie mogli, i mogło to być łatwiejsze życie niż zwykłych czy biednych ludzi, ale pod pewnymi względami mogło być nawet gorsze.

Mycroft Holmes dochodził do wieku, w których kładziono na niego wiele oczekiwań jako najstarszego spadkobiercę majątku. Zdrowie jego ojca podupadło, więc w tym monecie wynik był nieunikniony i niestety eskalował szybciej, niż preferowałby najstarszy z rodzeństwa Holmes. Jego matka nakłaniała go, by się ożenił, a to było takie nużące. Wszystkie kobiety, które wybierała mu mamusia, były bardzo nudne i nigdy nie mógł znieść przebywania w ich pobliżu dłużej niż pół godziny, zanim chciałby wyrzucić z siebie niepotrzebną ilość uwag, które gwarantowały mu z pewnością mocny policzek.

To, co czyniło to wszystko jeszcze bardziej frustrującym i trudnym było to, że już miał ukochanego. Był to jednak związek, który był utrzymywany w tajemnicy i ciemności nocy oraz nigdy nie mógł przekształcić się w coś bardziej poważnego. Nie było to niczym niezwykłym w rodzinach szlacheckich i było to coś, co Mycroft mógł dostrzec u każdego, gdy byli ze swoimi zalotnikami na wszelkiego rodzaju spotkaniach towarzyskich. Rzadko się zdarzało, aby małżeństwo w tych kręgach zostało zawiązane z miłości, choć nieco częściej, to uczucie rodziło się z czasem. Jednak nie zawsze było to gwarantowane. Jednak zawsze istniały różne romanse i miłostki, które mogłyby wywołać skandal i szargać dobre imię rodziny, gdyby zostały ujawnione.

Niestety miał właśnie jeden z takich romansów.

— Co się dzieje w twojej genialnej głowie? — zapytał cicho, szorstki głos, a usta przycisnęły się do czoła Mycrofta.

Zamknął oczy, westchnąwszy przez nos i owinął ramiona wokół nagiego ciała leżącego nad nim mężczyzny, przyciągając go do siebie.

— Nic, o co musiałbyś się martwić, Gregory — odpowiedział, przesuwając dłonią po plecach mężczyzny, przechylając głowę, by na chwilę spojrzeć w brązowe oczy, w których widoczna była delikatność.

Obserwował zmianę w jego rysach, gdy obok nich migotał blask świec.

Gregory Lestrade był lokajem zatrudnionym lata temu przez ojca Mycrofta. Obaj byli znacznie młodsi, kiedy zostali ze sobą zapoznani, ale było jasne, że Lestrade zapowiadał się obiecująco i bardzo ciężko pracował. Częściowo wynikało to z tego, że dzieliło ich niewiele lat, ale po kilku latach został awansowany na osobistego lokaja Mycrofta. To wtedy między nimi zaistniała nie tylko współpraca, ale także przyjaźń, która się rozwinęła. Mycroft nie liczył jednak na to, że się zakochają.

— Za bardzo się martwisz — szepnął Gregory, obejmując dłonią jego policzek.

Mycroft zamrugał, wpatrując się w niego i westchnął przez nos.

— Mamusia jest coraz bardziej nieznośna, szukając dla mnie kogoś, kto mógłby mnie zadowolić — wymamrotał, przeczesując palcami ciemne, lekko kręcone włosy Gregory'ego.

Jego najdroższy lokaj pochylił się pod dotykiem i odwrócił głowę, by złożyć pocałunek na jego dłoni.

— Wiem — westchnął. — Uwierz mi, wiem.

— Tak jak wiesz, nie mogę nic zrobić, aby…

— Wiem, Mycroft, jest w porządku — powiedział Gregory, marszcząc brwi, zanim Mycroft zdążył dokończyć swoją wypowiedź.

Był to bolesny punkt dla nich obu. Gdyby Mycroft nie miał szlacheckiej krwi, ta sytuacja nie byłaby taka trudna. Oczywiście w większości społeczności nieukrywany związek osób tej samej płci był nie mile widziany i niezwykle rzadki, ale istniał. Nie mieli jednak tej wolności. Oczekiwano, że Mycroft spłodzi potomstwo, aby kontynuować linię Holmesa, w czym Gregory nie mógł pomóc. Gdyby ujawnili się jako para, najprawdopodobniej zostałby odrzucony i wyrzucony, pozostawiony samemu sobie bez żadnych środków i funduszy. Byłby czarną owcą.

— Chciałbym znaleźć sposób… — przyznał Mycroft, czując się niepewnie, gdy wypowiadał te słowa.

Gregory spojrzał na niego zdziwiony, ponieważ po raz pierwszy usłyszał tego rodzaju wyznanie i zaczął się uśmiechać. Ten uśmiech był drogi sercu Mycrofta.

— Posłuchaj, jest naprawdę w porządku — powiedział Gregory. — Nic nie zmieni tego, jak bardzo jestem w tobie zakochany. Nigdy też nie zrezygnuję ze swojej pracy. Nigdy nie wiadomo, może nawet znajdziemy ci żonę, która będzie w porządku z naszym związkiem. To się zdarza.

— Musielibyśmy mieć niesamowite szczęście — zaczął protestować Mycroft, nie odważając się rozbudzać sobie nadziei.

Palec został przyciśnięty do jego ust, zanim mógł kontynuować.

— Już je mamy — powiedział Gregory, po czym pochylił się, by delikatnie pocałować Mycrofta.

Elegancki mężczyzna chętnie odwzajemnił ten gest, a pocałunek pogłębił się. Przytulali się do siebie, jakby od tego zależało ich życie.

Czy mógłby znaleźć żonę, która byłaby w porządku z tego rodzaju układem? Czy mógłby znaleźć kogoś wystarczająco wyrozumiałego, który mógłby stworzyć coś wzajemnie korzystnego dla nich obu, a mimo to mógł mieć Gregory'ego nie tylko w swoim sercu, ale także w swoim łóżku?

Miałby cholerne szczęście, gdyby to się stało. Ale może warto było o tym pamiętać. Chociaż Gregory był tylko lokajem, to dał Mycroftowi siłę i optymizm, jakiego nigdy wcześniej nie znał, a otoczony jego niesamowitą miłością czuł się niezwyciężony.