Niewystarczające słowa

Zawsze gdy mówiłem Ginewrze, że ją kocham, odnosiłem wrażenie, że używam niewłaściwych słów, nie oddających w pełni siły i głębi tego uczucia. Za każdym razem, kiedy spełzały z języka, byłem nimi rozczarowany. Bez względu na to, jak bardzo się starałem, dźwięczały głucho, komicznie nieadekwatne. Tak mogą mówić do swych wybranek szlachetni rycerze z tych wszystkich śpiewanych przez bardów ballad, ale dla mojej Gwen powinno istnieć coś innego, wyjątkowego. Coś, co dawałoby mi gwarancję, że naprawdę rozumie. Słowo jasne jak rozkaz, nasycone nadanym mu przeze mnie znaczeniem.

Dokładnie ten sam problem miałem z Merlinem. Nazywałem go przyjacielem, lecz i tu niedoskonałość ludzkiego języka uwydatniała się z całą wyrazistością. W jego dziwacznych obelgach, kierowanych pod moim adresem zawierało się niekiedy dużo więcej, niż w tym jednym słowie: przyjaciel. Poeci piszą wiersze, próbują ujarzmić rzeczy przekraczające granice ludzkiego pojmowania, wepchnąć potęgę w szeregi znaków i dźwięków. Cóż… Nie jestem poetą, więc muszę sobie radzić inaczej. Kiedy jednak w obliczu śmierci czas kurczy się dramatycznie, a wątłe siły nie pozwalają na uspokojenie drżenia otaczających cię ramion, lepiej wyrazić za mało, niż nic.

- Kocham cię. Dziękuję - powiedziałem do Merlina, walcząc z obezwładniającą słabością. Czy usłyszał? Czy zrozumiał? Może choć odczytał te niewystarczające słowa z ruchu warg?