Oczywiście są też dobre dni, ale wydają się one dalekim wspomnieniem, kiedy jego głowa niemiłosiernie łupie i jest mu ciągle zimno. Wytrzymuje to, po potrafi. Bo powinien.

Dorian nie komentuje drżenia rąk Cullena, gdy ten przesuwa pionki na szachownicy, ale marszczy brwi na dźwięk uderzenia czegoś o stół. Cullen nie ma dzisiaj głowy do gry, nic dziwnego, a Dorian wygrał już z nim trzy razy z rzędu. (Bez oszukiwania. W ten sposób wie, że jest w tarapatach.)

Wstaje z krzesła i zatacza się, ale Dorian już jest u jego boku, podtrzymuje go. Czuje, że powinien mieć więcej samokontroli, ale jest to odległa myśl, zagrzebana pod uczuciem ciepła i bezpieczeństwa. Ręce Doriana dotykają jego skroni i Cullen może poczuć iskry magii, łagodzące jego migrenę i przepędzające zimno z jego kości. Dorian całuje go w czoło, delikatnie, a on zamyka oczy. To nie jest dobry dzień, ale jest teraz zdecydowanie lepszym niż był przed chwilą i jest za to wdzięczny.