Kiedy wróciła do domu z zakupów, Gellert koniecznie chciał zobaczyć Hermionę w bieliźnie. To wtedy w niezręczny sposób zaczęła dyskusję o tym, o czym mówiła Narcyza, a wcześniej Lavender. Hermiona była bardzo zdenerwowana, ale wedle Narcyzy powinna opanować nieśmiałość. Gryfonka bała się olśniewającej czarownicy i odczuwała zazdrość, ale nie wątpiła w jej wiedzę. Chciała tego spróbować od jakiegoś czasu, bo ponoć mężczyźni to lubią a ona bardzo chce sprawić mu przyjemność.

- Zrób to, tylko jeśli naprawdę tego chcesz – powiedział Gellert zachęcająco.

- Chcę.

Uklękła przed nim w samej bieliźnie czując się dziwnie w całej sytuacji. Zebrała w sobie całą Gryfońską odwagę i rozpięła jego spodnie i zaczęła delikatnie całować i dotykać najbardziej wrażliwe miejsca. Działała niezwykle ostrożnie i powoli nie do końca wiedząc co dalej. On wyraźnie to wyczuwał i zachęcał słowami „tak dalej" i „nie przestawaj" kiedy z nieznośną dla niego powolnością dawała mu spełnienie pocałunkami i delikatnym dotykiem. Mogła nie mieć pewności czy czyni dobrze, ale zaciskał palce na jej ramionach niczym obcęgi. Widziała jego przymknięte oczy i wyraz absolutnego zadowolenia.

- Byłaś cudowna i taka niedoświadczona, nauczysz się -dodał pomagając jej wstać – byłaś dla mnie dobra teraz ja będę dla ciebie dobry.

Po tych słowach poprowadził ją do sypialni i kazał położyć się na łóżku. Odgadła do czego zmierza, kiedy zaczął całować jej brzuch i z powoli schodził z pocałunkami coraz niżej. Delikatnie masował jej brzuch i zaczął pieścić najbardziej wrażliwe miejsca. Było jej cudownie i jeśli tak będzie jej dziękować za pieszczoty częściej tak go zadowoli. Zmotywował ją idealnie, jakby kto ją pytał.

Resztę przerwy spędzili we dwoje po prostu będąc parą. Nie mieli już większych spięć, ponieważ Hermiona postanowiła zaufać Gellertowi w kwestii oceny Narcyzy. Nie lubi matki Draco, ale Gellert przekonywał, że chociaż Narcyza ma się za lepszą od innych, to nie chce nikogo mordować i że zrobi wszystko by ratować Draco. Hermiona wciąż miała dość silny szacunek do autorytetów i Gellert przekonał ją, że wie całkiem sporo z racji doświadczenia. No i przypomniał jaj, że Narcyza może i bywa niemiła, może i patrzyła na nich spode łba ale przecież w czasie nieszczęsnego meczu nie zrobiła nic poza siedzeniem obrażoną na cały świat. I nawet w czasie ostatniej wojny to Lucjusz a nie Narcyza stanął przed sądem. Długo rozmawiali i Hermiona musiała przyznać, że o ile Lucjusz jawnie popierał Voldemorta i jego reżim, chociaż udawał co innego, to Narcyza stała w cieniu. Może i wspierała męża ale nie mają żadnych dowodów na to, że tak czyniła.

Gellert nie przepadał za blondynką, ale zapewniał, że chociaż to snobka bo nie ma sercu prawdziwego zła. A Gryfonka musiała przyznać, że były Czarny Pan na pewno umie takie sprawy rozpoznać. No i Narcyza ma syna a przecież matka… dlatego Hermiona już sama nie wiedziała, co myśleć o starszej od siebie blondynce. Inna sprawa, że Voldemort to szaleniec obdarzony wielką mocą, Harry tak go opisał i nie tylko on. Jeśli Narcyza ma odrobinę rozsądku nie chce kogoś takiego w domu. Dumbledore mawiał jak to Voldemort swoim zwolennikom okazuje niewiele więcej zmiłowania niż wrogom, a przecież tak w Anglii jak i Europie ma opinię obłąkanego mordercy-sadysty.

Hermiona podejrzewała, że zaprosił ją tutaj by mogli poznać jak by mógł wyglądać ich związek, czy są w stanie nawzajem się do siebie dopasować. W pewnym sensie powiedział jej to, a ona miała nad czym myśleć. Pochodzili z różnych epok, ale mogli znaleźć porozumienie. On uważał, że czarownica powinna czekać w domu na powrót czarodzieja, ale w żadnym razie nie być kurą domową. Jeśli już to panią domu co wszystkim zarządza, projektuje ogród i chadza na spotkania kimś podobnym do Narcyzy Malfoy. Pragnął oczytanej damy, dał jej to jasno do rozumienia. Czy to taka zła wizja?

Prócz pięknych sukienek kupił jej coś jeszcze. Dzień po spacerze z Narcyzą oraz jej próbie zaspokojenia go w nowy sposób, poszli do mniej reprezentacyjnej części Paryża podobnej do ulicy Nokturnu. Gellert kazał trzymać się jej blisko siebie, coś co rozumiała bez powtarzania.

- Kochanie, teraz kiedy poznałaś podstawy czarnej magii powinnaś zacząć rzucać bardziej zaawansowane zaklęcia – tłumaczył – nie chcę byś używała do tego oficjalnej różdżki, kupię ci taką bez Namiaru.

I tak właśnie zrobił. Poszli do sklepu, gdzie na zapleczu sprzedawano kradzione różdżki, a jak wyjaśnił Gellert każdy adept czarnej magii taką ma. Znalazł taką także dla niej, ponieważ powinna móc umieć się bronić już na poważnie. Miała mieć zapasową różdżkę zawsze przy sobie.

W Paryżu nie mogli trenować czarnej magii, ale mogli oklumencję. Hermiona nie miała pewności czy chodzi o ochronę jej sekretów czy jego. Ale rozumiała znaczenie, nawet jeśli miała szesnaście lat. Albus i Gellert byli potężnymi czarodziejami i chcieli uderzyć na Voldemorta uderzyć znienacka. Voldemort nie może wiedzieć co go uderzy, zanim nie uderzy. Ocenił jej postępy jako powolne i wyraźnie uważał, że może osiągnąć więcej. Ale ona naprawdę starała się. Odrabiała starannie prace domowe i wykonywała ćwiczenia, o których mówił, ale jego ciężko zadowolić to już zauważyła.

Hermiona wspominała pobyt w Paryżu bardzo dobrze. Chociaż zaliczyła z Gellertem poważną sprzeczkę, to i tak było jej naprawdę wspaniale. Mogli się poznać i zobaczyć jakie to każde z nich ma spojrzenie na związek, zobaczyła magiczne części Paryża i to był wielce pouczający wyjazd. Na wakacje zaprasza ją do Nurmengardu, gdzie pozna portret jego zmarłej żony, będą trenować czarną magię a ona dostanie całą bibliotekę dla siebie. Nieomal z żalem wracała do Hogwartu, który w tym roku nie był sobą. Umbridge wciąż panoszy się i zapewne zacznie panoszyć nawet bardziej. I niebawem miała się o tym przekonać.

Na razie jednak teleportowała się z nim na peron 9 i ¾ by złapać pociąg. Gellert dałby radę teleportować się do szkolnych bram, ale ich nieobecność w pociągu budziła by podejrzenie. To jedno, a po drugie Gellert lubił słodycze z wózka ze słodyczami a dla powiedziała Narcyza „w każdym czarodzieju tkwi chłopiec". A na podróż z Ronem i Harrym mogła się cieszyć.


Zanim jednak weszła do pociągu, podeszły do nich dwie osoby co najmniej nieoczekiwane. Draco Malfoy i Pansy Parkinson dając znać by przeszli nieco na bok. Normalnie nigdy by z nimi nie poszła, ale obok niej stał Gellert i on na pewno nie pozwoli by coś złego ją spotkało. Przy nim czuła się dość bezpiecznie by coś takiego zrobić.

- Granger matka mówiła mi o spotkaniu w Paryżu, a była ogromnie poruszona a to u niej rzadkie. Nie chcę kłopotów z twojej strony. I dlatego proponuję pakt o nieagresji – powiedział Draco – ani ja, ani Pansy nie zaatakujemy cię pierwsi, nie będziemy przezywać i zachowamy pełen uprzejmości dystans.

- Ja nie szukam zwady Malfoy – zapewniała – nie zaatakuje, jeśli mnie nie sprowokujesz.

- Nie sprowokuję – wyjaśnił Draco – zatem, chyba powinniśmy się przywitać jak na kulturalnych czarodziei przystało. Dzień dobry, jestem Draco Malfoy a to moja przyjaciółka Pansy Parkinson miło cię poznać – powiedział poddając jej dłoń.

- Dzień dobry, jestem Hermiona Granger – powiedziała ściskając jego dłoń i jak zauważyła nawet nie wzdrygnął się a jedynie uśmiechnął – A to mój przyjaciel...

- Gellert von Hammersmark, witaj paniczu Malfoy – powiedział Gellert.

- Cała przyjemność po mojej stronie – zapewniał Draco – Umbridge jest dość … gwałtowna i uważajcie na nią. Wielu z Brygadzie chce… wykazać się by zdobyć dobre oceny i punkty, a jak zgadujecie czarująca nauczycielka nie przepada za wami.

- Dzięki Malfoy – powiedział Gellert – będziemy pamiętać. Chodźmy Hermiono i poszukajmy dla siebie przedziału.

Draco i Pansy tymczasem dołączyli do swoich kolegów. Ani Narcyza ani Melinda nie powiedziały dokładnie kogo spotkały, ale że to ktoś bardzo potężny. Nie rozmyślali jednak o tym za dużo, zrobili jak im nakazały matki i postanowili dyskretnie obserwować Granger. Nie mieli bladego pojęcia z kim mogła zawrzeć przyjaźń Granger, ale wiedzieli jej kosztowne, tradycyjne szaty, których raczej sama sobie nie kupiła. A kto jej kupił to oraz kolczyki z białego złota w kształcie pająków to już w ogóle zagadka. Pansy widziała takie i widziała, ile kosztowały i na pewno tyle, że tylko bogaty czarodziej może kupić podobne.

Na razie jednak wrócili do Theo i reszty. Z kolei Gellert i Hermiona zajęli pusty przedział, w którym zasiedli sobie wygodnie. Hermiona siedziała przy oknie, składając głowę na ramieniu ukochanego. Na nowo wyglądał na nastolatka i nie był z tego zadowolony, ponieważ wolał występować jako Gellert Wetterhorn a nie Gellert von Hammersmark. Niedługo przez przyjazdem dołączyli do nich Harry i Ron, którzy chociaż spędzili ten czas na Grimmauld Place mieli nieustanne problemy zdążyć na czas.

- Cześć Ron, jak tata? – spytała Hermiona.

- Dobrze, jak mu zdjęli te szwy to rany się zagoiły i wyszedł następnego dnia – wyjaśnił Ron – nie rozumiał tylko dlaczego to nie działało.

- To działa na mugolskie rany, natomiast twojego ojca zaatakowała magiczna bestia - wyjaśnił Gellert – poza tym po co stosować szwy skoro są zaklęcia?

- Nie mnie o to pytaj – powiedział Ron.

- To dobrze, że jest zdrowy Syriusz pewnie się cieszył, że miał was wszystkich, a ty Harry spędziłeś z nim dużo czasu? – pytała dalej.

- Syriusz był przeszczęśliwy – zapewniał Harry – a mama Rona gotowała więc spodnie są na mnie ciasne.

- A Stworek? – spytał Gellert – skrzaty zwykle gotują.

- Syriusz go wyrzucił po tym jak okropnie komentował co ma miejsce...

Gellert słuchał Pottera i postanowił wypytać skrzata co porabia. Miał ochotę stłuc Blacka za jego głupotę. Wyrzucił z kwatery głównej skrzata, który wie naprawdę dużo a on wątpi czy przydupasy Albusa wpadły na to, by wymusić na skrzacie przysięgę milczenia. Albus powinien o tym pamiętać, ale na Peruna pilnuje szkoły pełnej rozwydrzonych bachorów, ministerialnej szpiclówy i jeszcze użera z tym kretynem Knotem. Jeśli zapomniał to są głęboko w czarnej dupie gdzie palcem nie idzie sięgnąć. Powinien zabić tego kundla, czy ten pchlarz ma cokolwiek użytecznego pod czaszką?

Widział drzewo genealogiczne Blakców, coś co ten kundel ignorował bo coś tam i coś tam, i wiedział, że jego kuzynki to Narcyza Malfoy oraz Bellatrix Lestrange. Zamierzał napisać jako Wetterhorn, do Narcyzy czy nie ma tam skrzata i przywołać skrzata i jego wypytać. Ostatnie czego im trzeba by siostry Black wzięły Stworka na spytki a tamten na pewno wyśpiewa co wie, choćby ze złości na kundla. On by tak zrobił.

- Czeka nas ciężki semestr – zauważył Harry.

- Tak, zdajemy SUMy i dobrze, że masz tego świadomość! Przygotuję dla was obu plany powtórek.

- Nie o to chodzi – pokręcił głową Harry - mam mieć lekcje oklumencji ze Snapem! Czym ja sobie na to zasłużyłem?!

- Oklumencji to mało znana dziedzina magii, w Anglii każdym razie, ale przydatna – powiedziała Hermiona.

- A wujek chwalił zdolności profesora – dodał Gellert – widzieliśmy co zaszło, musisz znać metody obrony.

- Ale to Snape!

Gellert zamierzał nagadać Albusowi za wariacki pomysł by Severus uczył Pottera. To się nie ma prawa udać, bo ci dwaj reagują na siebie gorzej niż pies na kota. Gellert miał kilka razy okazję rozmawiać z Severusem i oceniał go jako intelektualnie interesującego. Ocenił też jego osłony oklumencyjne jako imponujące. Urządzili sobie swoisty pojedynek, w którym każdy próbował ominąć osłony drugiego. Severus nie dał rady, ale Gellert wyjaśnił, że tylko Quennie potrafiąca wnikać do umysłów ludzi bez używania zaklęcia potrafiła go zaskoczyć. No proszę niezły talent się marnuje na tym przeklętym zadupiu. Teraz zaś słuchał nastoletniej dramy.

Ale to coś więcej niż drama. Gellert ocenił Severusa jako głęboko zranionego człowieka, któremu zabrakło przewodnika by nie zrobił nic głupiego. Teraz Albus pełnił tę rolę, ale Albus nie doceniał jak pewne rany bolą po latach i że ani Severus ani Huncwoci nie zaprzestali swej wzajemnej niechęci, a na pewno Syriusz. Naprawdę ma ochotę czasem wypatroszyć kundla za jego głupotę. Harry zaś to syn jego wroga. Gellert przewidywał katastrofę. Rozmawiał parę razy z Severusem, ale wiele tutaj nie wskóra, bo Potter jest obrażonym nastolatkiem.

Mniej więcej w połowie drogi zapukał do nich Neville szukając ropuchy. Gellert tylko westchnął a inni zapewniali, że nie widzieli jego zwierzątka. Brakowało mu cierpliwości do oferm i ofiar losu wszelkiej maści. Dlatego nigdy by nie mógł być nauczycielem. Przytulił mocniej Hermionę i milczał.

- Hermiono, będziemy ćwiczyć Patronusa – powiedział Harry.

- Super! – powiedziała Hermiona – to bardzo, bardzo zaawansowane zaklęcie!

Gellert skinął głową. To niezwykle potężne zaklęcie ochronne, a do tego można ich użyć by przekazywać wiadomości. On oczywiście umiał rzucać to zaklęcie, ale niewielu widziało jego formę. Niejednokrotnie Patronus oraz forma animagiczna są takie same i tak było w jego wypadku. A owa forma mogła budzić panikę, gdyż jako animag był chimerą. Albus jako feniks budził mniejsze przerażenie, ale chimera no cóż. Opanowanie instynktów zwierzęcej formy to wyzwanie dla animaga, szczególnie jeśli ktoś ma formę magicznego zwierzęcia. I Gellert spędził nieco czasu na opanowaniu chimery, która chciała rozszarpywać wszystko na swej drodze i długo pluł kłakami z sierści zwierząt nim opanował swoją wewnętrzną chimerę by nie przegryzła gardła wszystkiemu. Dzika Puma z Kanady zawdzięcza swój przydomek posiadaniu animagicznej formy wampusa. A chociaż wampusy są daleko mniej krwiożercze niż chimery panowanie nad nimi nie jest łatwe z racji ich szybkości oraz mocom hipnozy i legilemencji. Chimera była szybka, ale żadne zwierzę nie dogoni wampusa, a nawet gepardy to przy nich maruderzy.

Nie pokazał się jeszcze w tej postaci Hermionie, ponieważ chimery uchodziły za potwory, co biorąc ich siłę, krwiożerczość oraz to, że prawie nie można ich zabić miało to sens. Quennie zobaczyła go po pewnym czasie i z pewnym oporem podeszła i podrapała za uszami. Miała się czego bać, bowiem kły chimery są wielkości ludzkiej dłoni. Pokazał się tak kiedyś Albusowi, a on go ubawił swoją wypowiedzią.

- Witaj Gellercie, wiem, że to ty, bo nie wyobrażam sobie by chimera siedziała tak nieruchomo na zadzie i machała ogonem na widok czarodzieja.

- Nie macham ogonem – powiedział urażony, kiedy wrócił do ludzkiej postaci – wiesz, że uderzenie ogonem chimery jest bardzo bolesne?

- Zgaduję, chociaż ofiary pewnie raczej trafią pod kły – zaśmiał się Albus.

To było zabawne, zaś Hermionie pokaże się w wakacje. Biegał czasem po Zakazanym Lesie jako chimera i poznając to miejsce. Parę razy prawie wpadł na Hagrida, który znalazł jego ślady i chciał sprawdzić co je zostawiło. A z tego co wiedział o półolbrzym chciał by poznać chimerę, bo wyraźnie lubił to miejsce. Gellert zaś trenował instynkty łowieckie chimery na młodych akromantulach, na które też polowały centaury. I miał niebawem odkryć cel wycieczek Hagrida.


Hermiona była bardzo podniecona możliwością nauki zaklęcia Patronusa. Któregoś razu, kiedy trenowali w Pokoju Życzeń ubłagała go by pokazał jej swojego. Gellert ostrzegł ją, że forma jest nietypowa, ale to tylko zachęciło nastolatkę. Trenowała nowe zaklęcia, a on powiedział, że pokaże jej pojedynki. Była mu głęboko wdzięczna i miała parę pomysłów jak to okazać, ale na razie poprosiła go by powiedział dwa słowa:

- Expecto Patronum – powiedział po czym z jego różdżki wystrzeliła świecąca chimera.

Ten widok uświadomił Hermionie czemu tak niechętnie pokazał jej tą formę, wyraźnie nie ufając jej reakcje. Miała wrażenie, że ma do niej pretensje do tego jak zareagowała po pierwszej nocy, ale mógł ją uprzedzić. Teraz zaś spojrzała jak utkana z czystego światła chimera zaczęła biegać po pokoju, po czym podbiegła do niej łasząc się jak pies. Chimera to istota stworzona ze sprzeczności i chyba dobrze pasuje do Gellerta.

- Ale słodkie – powiedziała Hermiona i lekko pogłaskała istotę – jest śliczna.

- Niewiele osób nazwie jak chimerę. Ale chodźmy późno już. Nie będę cię uczył tego zaklęcia Potter naprawdę musi mieć ukryte talenty, skoro opanował je tak szybko, pochodzisz sobie na spotkania kolegów. Nie potrzebujesz tego, ale nie chcę cię od nich odciągać – mówił.

- Jesteś cudowny Gellercie – powiedziała czule.

Gellert miał okazję sporo przemyśleć kwestie swego najnowszego związku. Nie powinien tak odciągać Hermiony od jej przyjaciół. On ma swoje sprawy z Albusem i do pewnego stopnia Severusem, a ona swoimi znajomymi. Mieli okazję wiele przemyśleć w Paryżu, a jeszcze więcej przemyślą latem, ponieważ spędzą je razem w Nurmengardzie. Odwiedzą jej rodziców, ale Gellert już zaczął przekonywać Hermionę, że powinna przekonać ich do wyjazdu dla ich bezpieczeństwa. Przekonywał, że jest znana jako towarzyszka Harry'ego Pottera i niezwykle zdolna czarownica mugolskiego pochodzenia. Kłuje tym w oczy śmieriożerców oraz ich zwolenników z tych drugich jest pełno. Zaatakują tylko by zadać jej ból dla zasady. I tego chce jej oszczędzić.

Gryfonka kiwała głową. Gellert miał rację jak zawsze. Potem jednak zaplanują. Ona na razie ma głowę zajętą szkołą i pilnowaniem by Harry uczył się oklumencji. I dlatego powinna bardziej zaangażował się w GD, ponieważ musi być bliżej niego. No i chciała uczyć się bronić przed dementorami. I dlatego poszła na sesję, w której Harry opowiadał jakie to złożone zaklęcie.

Kiedy ona słuchała o Patronusie, Gellert udał się do Zakazanego Lasu. Nie miał ku temu jakiegoś konkretnego powodu innego niż po prostu chęć pobiegania a animagicznej postaci. Czynił tak regularnie w Nurmengardzie i na przyległych terenach, a tutaj mu zostawał las. Przez czysty przypadek przybiegł w czasie, kiedy Hagrid szedł gdzieś z dużą ilością mięsa. Zaciekawiło to Gellerta, który postanowił sprawdzić, bo to półolbrzym nosi tyle jedzenia do Lasu. Zapewne karmił jakieś zwierzę, ale jakie? Skradał się za nim cichutku, a chimera pomimo swoich rozmiarów potrafiła stąpać naprawdę cicho. Pies wyczul duże zwierzę idące za nimi, ale nie szczekał. Za bardzo się bał.

Gellert skradał się tymczasem za Hagridem aż dotarł do dość dużej polanki. Polana wyglądała jakby walnął w nią huragan, gdyż drzewa leżały poprzewracane. Czarnoksiężnik nie zdążył nawet zacząć zgadywać jakim cudem nie zauważył huraganu wcześniej, ponieważ coś, co wziął za stertę kamieni zaczęło się poruszać. To była związana, humanoidalna istota wzrostu paru metrów. Aż prychnął, kiedy pojął, że to olbrzym.

- Jak się masz Graupku? - spytał czule Hagrid na co wewnętrzna chimera Gellerta zapragnęła wbić w niego kły.

- Hagger?! – powiedział olbrzym – Hagger przyjść do Graupa!

- Tak, zawsze do ciebie przyjdę, bo jesteś moim bratem.

Gellert zrozumiał, że Hagrid jakoś sprowadził tutaj swego przyrodniego brata, olbrzyma. Wielkiego, dzikiego i nieokrzesanego olbrzyma pod mury szkoły, dlaczego on się jeszcze cokolwiek dziwi w Anglii. Gdzie indziej ktoś by był tak szalony by ściągać takiego potwora w okolice szkoły? No chyba nigdzie, a przynajmniej nie w miejscach o których umiał pomyśleć. Olbrzymy są wielkie, dzikie, mają wysoką odporność na magię za to niezbyt bystre. To czyni ich dobrymi żołnierzami na pierwszej linii, ale nie nadają się do mieszkania przy ludzkich siedzibach.

Im bardziej poznaje przydupasów Albusa, tym bardziej współczuje tamtemu. Ma Hagrida co myli potwory z domowymi zwierzątkami czy kundla co wyrzuca z domu skrzata, co zna tajemnice ich klubiku. Chyba tylko indolencja ministerstwa i wsobnych Mordy sprawia, że ta wojna jeszcze trwa. Jego psy mają więcej rozumy od Anglików. Prychnął ponownie i ruszył przed siebie naprawdę szybko. Bieganie w animagicznej postaci bo bardzo wyciszyło i już całkiem spokojnie szedł przez szkolne błonia do zamku. A kiedy dotarł do zamku poszedł prosto do swoją różdżkę i potem do Albusa.

- Jesteś pewien? – pytał Albus.

- Tak, przeleć się nad Lasem dla pewności jak chcesz- zaproponował Gellert – ale twój drogi Hagrid ściągnął tutaj olbrzyma, olbrzyma! Odkryłem to przypadkiem, ale jesteś dla jego pomysłów nazbyt tolerancyjny: kolonia akromantul?

- Może masz rację, może – zaczął Albus – ale teraz to nie olbrzym jest naszym największym problemem, wedle Severusa Tom zamierza uwolnić swoich ludzi z Azkabanu.

- Interesujące, a wiesz, że skrzat domowy, którego przegnał twój kundel udał się do Malfoy Manor? To kwatera główna śmierciożerców – powiedział Gellert – Stworek wiele wie o Zakonie.

- Nie może zdradzać naszych tajemnic – zapewniał Albus.

- Ale mówił wiele o relacjach Blacka i Pottera a to mnie niepokoi. Oni coś knują Albusie – dodał Gellert.

- Nie wątpię – odparł dyrektor – jesteś bardzo ostry dla Syriusza Gellercie.

- A ty za łagodny wobec jego głupoty, jest niedojrzałym gówniarzem i dziwkarzem – wyliczał Gellert – popytam mojego … źródła.

- Zawarłeś nową znajomość – zaczął Albus.

- O tak, zadziwiające jak wiele mogę osiągnąć jako Wetterhorn. Plany Toma drażnią nawet czystokrwistych – mówił Gellert – zatem chce uwolnić Lestrange i spółkę a minister raczej nie zmieni zdania i Umbitch zacznie cisnąć mocniej. Czas na ideologiczną ofensywę.

- Co masz na myśli?

- Rozpuszczę plotkę, a ty Albusie przemyśl sprawę kolonii akromantul. Należało by ją spalić szatańską pożogą.

- Hagrid będzie niepocieszony.

- Ale dzieci bezpieczne.

- Ale dzieci bezpieczne, ale ja rzucam zaklęcie! – powiedział Albus.

- Twoja szkoła, twoje zasady.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę i ustalili, że za jakiś czas wybiorą się do domu Aragoga i podpalą kolonię akromantul. Albus już wcześniej coś takiego rozważał, ale żal mu było Hagrida. Ale Gellert i to mu wyperswadował. No i Albus chciał mieć wsparcie odpowiednio silnego czarodzieja.


A/N: Zawsze mi się wydawało, że Draco jest mocno związany z matką.