ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY

TALIZMAN


Monotonny, kobiecy głos oznajmił ostatni przystanek windy:

Departament Tajemnic.

Niebieskobiałe światło pochodni odbijało się od połyskujących, czarnych kafelków umieszczonych na ścianach i podłodze.

Hermiona zerknęła kątem oka na masywne drzwi znajdujące się na samym końcu korytarza dziewiątego piętra i zeszła wąskimi schodami na dziesiąte, ostatnie.

Stukot pośpiesznych kroków niósł się echem, gdy dobiegła do współdzielonego gabinetu.

— Przepraszam — wymamrotała wchodząc do pomieszczenia.

Josu podniósł wzrok z pergaminu na kobietę, która nie dość, że była kompletnie spóźniona do pracy, to jeszcze niedokładnie odziana.

Ołówkowa spódnica podciągnęła się wysoko na talii Hermiony i przekręciła się tyłem na przód, ponieważ jej wąski krój uniemożliwiał długie kroki podczas biegu. Biała koszula została niepoprawnie zapięta, której najniższy guzik pozostawał uwolniony od plisy. Zarumienioną twarz Hermiony przysłoniły potargane kosmyki loków, a brązowe oczy łypały nietrzeźwo spod byka.

— Dzień dobry. — Josu przygryzł wargę, najwyraźniej powstrzymując się od śmiechu i wstał ze swojego miejsca, aby zagotować wodę na kawę.

Hermiona poprawiła swój niechlujny wygląd machnięciem różdżki, związała włosy w wysoki kok na czubku głowy i usadowiła się na fotelu z cichym westchnieniem.

— Dla kogo dobry, dla tego dobry. Przepraszam za spóźnienie. — Ziewnęła, zasłaniając usta pięścią. — Zarwałam nockę w poszukiwaniu poszlak, dotyczących truciciela. Usnęłam nad ranem w trakcie czytania. — Uśmiechnęła się z wdzięcznością, gdy przyjaciel podsunął czarną kawę pod jej nos i usiadł naprzeciwko niej przy podwójnym biurku. — Masz szczęście, że nie zostałeś na noc w Onca.

— Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym wiedzieć co dokładnie się stało — powiedział spokojnie, wracając do notowania na pergaminie. — Twój list wystarczająco mnie zaniepokoił, a niewiele w nim ujęłaś.

Hermiona zawahała się.

Nie powinna zdradzać Josu szczegółów, przynamniej taką poradę otrzymała od Severusa.

Josu był nieobecny feralnego ranka, czyż nie?

Co wyklucza go z grona podejrzanych czarodziejów.

— Harry i Ginny zostali otruci wolno działającą trucizną — powiedziała, pozbywając się dręczących wątpliwości. Mogę mu zaufać. — Rozważam dwie możliwości. Mieszanka trucizn miała ich zabić, ale napastnik nie miał wystarczającego doświadczenia i odpowiedniej wiedzy z dziedziny mikstur, albo atak miał na celu nastraszyć resztę mieszkańców. Coś w rodzaju ostrzeżenia? Oh, nie wiem, Josu... nie siedzę w głowie mordercy.

— Udało ci się ich uratować, to najważniejsze.

— Severus ich uratował — zaprzeczyła, kręcąc głową. — Spanikowałam i wprowadziłam zamieszanie.

— Nie obwiniaj się — powiedział. — Nawet najsilniejszym zdarzają się chwile słabości. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi zagrożenie życia najbliższych. — Milczał przez dłuższą chwilę, po czym poprawił pozycję na fotelu i zapytał neutralnym tonem — Masz podejrzanego?

Hermiona sposępniała.

— Nie. Według Severusa sprawcą mógł być każdy z wyjątkiem naszej dwójki, skrzatów, Harry'ego i Ginny oraz nieobecnych mieszkańców. To zawęża nasze poszukiwania do około trzydziestoosobowej grupy kobiet i mężczyzn. — Wzruszyła bezsilnie ramionami. — Szukanie igły w stogu siana.

— Przesadzasz — parsknął Josu, zakładając kosmyk blond włosów za ucho. — Trzydziestu podejrzanych łatwo przesłuchać. Twój mistrz eliksirów na pewno ma w zanadrzu Veritaserum.

— Faszerowanie czarodziejów eliksirem prawdy jest nielegalne...

Josu posłał Hermionie znaczące spojrzenie i przewrócił oczami.

— Zapomniałem, że złota dziewczyna Gryffindoru zawsze działa zgodnie z prawem.

— Skąd ta uszczypliwość? — warknęła niepoprawnie interpretując jego humorystyczne zaczepki, a jej utracony przez nieprzespaną noc temperament powrócił z pełną siłą. — Wystarczy, Josu. Przepychanki w niczym mi nie pomogą.

Rozbawione spojrzenie Josu złagodniało.

— Rozumiem. — Uśmiechnął się uspokajająco i pogładził wierzch jej ręki palcami. — Nie musisz nic więcej mówić.

Gest zaskoczył Hermionę. Nie dlatego, że był nietypowy. Josu od lat pozwalał sobie na niewinny dotyk lub pieszczotę. Hermionę zaskoczyło olśnienie, że poczuła pewnego rodzaju niechęć do rąk innych, niż te Severusa.

Uprzejmie odsunęła rękę, zakładając kosmyk włosów za ucho i odwracając wzrok od rozmówcy.

— Coś nie tak? — zapytał cicho, a Hermiona momentalnie poczuła wyrzuty sumienia.

— Nie. — Pokręciła głową. — Przepraszam za szczerość, ale nie jestem w stanie ukrywać przed tobą... — przerwała, spoglądając na Josu. Czarodziej skinął głową i ściągnął brwi, przyglądając się Hermionie badawczo w oczekiwaniu na ciąg dalszy. — Ja i Severus... cóż, powiedzmy, że w pewien sposób jesteśmy w związku...

— W związku — wycedził, zaciskając wargi w wąską linię. — Planujecie w przyszłości gromadkę bladych dzieci z czarnymi, prostymi włosami i dużymi nosami?

Hermiona uniosła brwi, patrząc na Josu z niedowierzaniem.

— Dla twojej informacji, kręcone włosy oraz ilość melaniny w skórze są cechą genetycznie dominującą, więc istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że dziecko będzie posiadać proste włosy oraz bladą cerę po Severusie. Co do koloru włosów zgodzę się... może być czarny... no i duży nos...

— Hermiono — przerwał Josu. — Doskonale zdaję sobie sprawę z prawdopodobieństwa w przypadku hetero i homozygoty dominującej lub recesywnej. Przypominam, że pożyczyłem od ciebie książki o tematyce mugolskiej genetyki, gdy próbowałaś wytłumaczyć mi głupotę purystów krwi w czarodziejskim świecie. — Parsknął, kręcąc litościwie głową. — To był żart.

— Oh...

— Tak, oh. — Przewrócił oczyma, odkładając gęsie pióro ubrudzone niebieskim atramentem. — Przypominam również twoje wzniosłe obietnice, że nigdy nie będziesz matką...

— BO NIE BĘDĘ! — krzyknęła piskliwym, spanikowanym głosem. — Zadałeś mi hipotetyczne pytanie, a ja hipotetycznie na nie odpowiedziałam. Jakie pytanie, taka odpowiedź, Josu. Uważasz, że moim priorytetem jest założenie rodziny? Błagam, znasz mnie zbyt dobrze, żeby...

— Prosiłaś mnie, abym nie wtrącał się w sprawy dotyczące Snape'a. Nie rozumiem do czego zmierzasz.

— E-em... no tak — wyjąkała. — Jesteśmy w pewnego rodzaju związku z Severusem, więc dotyk innych mężczyzn może mnie peszyć lub sprawiać, że poczuję się niekomfortowo.

Josu rozszerzył oczy.

— Czy ktoś cię dotknął? — warknął, a jego oczy wypełniły się zabójczym wyrazem.

— Tak, ty — odpowiedziała chłodno.

Czarodziej prychnął z niedowierzaniem i skrzyżował ręce na piersi.

— Żartujesz, prawda? Wiesz dobrze, że to przyjacielski gest. Ledwo musnąłem twoją skórę.

— Wiem — Zacisnęła usta. — ale mógłbyś na przyszłość powstrzymać się od dotykania mojej osoby w obecności Severusa. — Skierowała wzrok na swoje splecione palce. — Bywa dość zaborczy w stosunku do mnie.

— Zdążyłem zauważyć — powiedział zjadliwie. — Co potwierdza moje przypuszczenia, że...

— Ani słowa więcej — wycedziła.

Josu zmrużył oczy, przyglądając się twarzy Hermiony z zaciekłą miną.

— Jak chcesz. Nie miej później pretensji, że cię nie ostrzegałem.


Praca nad przywróceniem wspomnień rodzicom Hermiony stała w miejscu. Do ustalenia schematu działań był jej potrzebny Severus oraz jego szczegółowe notatki. Sam czarodziej zarzekał się, że w tym tygodniu nie znajdzie czasu na nic innego, niż ich wspólna kolacja. Hermiona nie chciała być nachalna, więc usiłowała samodzielnie znaleźć sposób przywrócenia pamięci, jednak poddała się równie szybko, co rozpoczęła próbę.

— Nie rozumiem — jęknęła. — Wałkuję ten temat od ponad czterech lat i jestem dalej, niż bliżej celu.

— Im bardziej ci zależy, tym trudniej o sukces — powiedział Josu, rozmasowując obolałe skronie. — Przestań myśleć o rodzicach. To cię rozprasza i stresuje.

— Łatwo mówić — burknęła. — Twoi rodzice są cali i zdrowi.

— Tak — spojrzał na nią. — Są cali, zdrowi i przypominam, że nieobecni w moim życiu. Wyrzekli się mnie, gdy ukończyłem pełnoletność.

— Próbowałeś to naprawić? — zapytała z zainteresowaniem. W przeszłości, Josu nie lubił mówić o swoich rodzinnych problemach.

— Gra niewarta świeczki — uciął i zamknął notatnik. — Wyjeżdżam na co najmniej tydzień do Francji. Biorę mugolską komórkę, więc możesz się ze mną w ten sposób skontaktować.

— Nie używałam swojego telefonu komórkowego od lat! — parsknęła z niedowierzaniem. — Nawet nie wiem czy będzie działać.

— To sprawdź, a w ostateczności wyślij sowę. — Wstał od biurka, zbierając porozrzucane materiały. — W przyszły weekend nie będzie mnie w Onca. Prawdopodobnie zobaczymy się dopiero na weselu Potterów.

— Pamiętasz, że ja... — szepnęła, kręcąc głową.

— Pamietam — przerwał. — Idziesz ze Snapem. A ja otrzymałem zaproszenie od Harry'ego i Ginny, więc mimo twojego odrzucenia planuję pojawić się na przyjęciu. Bez obawy. Postaram się trzymać od ciebie z daleka — powiedział z rozbawieniem.

— Będę wdzięczna, jeśli powstrzymasz się od prowokowania Severusa — szepnęła z uśmiechem.

— Hermiono... — Wyszczerzył białe zęby. — Obiecuję, że będę się grzecznie zwracać do twojego ponurego chłopaka.

— Lepiej go tak nie nazywaj — parsknęła. — Zostaw mi wytyczne do planu na następny tydzień, a ja postaram się sprostać oczekiwaniom.

— Nie wątpię — powiedział, przyglądając się intensywnie Hermionie. — Taki zastępca, to skarb.


Severus syknął, gdy ostrze noża przewało ciągłość skóry na jego palcu wskazującym u lewej ręki. Pamiętając o wrzącej odtrutce, która buzowała w miedzianym kociołku, rzucił na nią zaklęcie zastoju i podszedł do umywalki, aby opłukać krwawiącą ranę.

Wylewał siódme poty, pracując nad analizą trucizny i zaczynał się obawiać, że za nieznajomą postacią napastnika krył się cholernie sprytny typ, który doskonale zdawał sobie sprawę z własnych działań.

Severus przeczytał przebieg choroby Minerwy z notatek, które pozostawiła mu Poppy. Czarnomagiczne klątwy były na tyle złośliwe, że początkowe objawy w niektórych przypadkach pozostawały nieodczuwalne i niezauważalne, dopóki klątwa nie zaatakowała całego organizmu i nie wywołała znacznych wyniszczeń, których odwrócenie będzie praktycznie niemożliwe. Severus posiadał ogromną wiedzę w zakresie czarnej magii, ale do ustalenia schematu działań potrzebował choćby najmniejszej wskazówki.

Pukanie do drzwi wyrwało Severusa z gonitwy własnych myśli. Nie zdążył zaprosić intruza, bo wprosił się po sekundzie oczekiwania na pozwolenie.

— Po co pukasz do drzwi, skoro odwalasz samowolkę? Mógłbym być nagi — burknął Severus.

— Uważam, że po wojnie stałeś się łagodniejszym i chętniej udzielającym się społecznie mężczyzną, Severusie, ale nie sądzę, żebyś paradował po laboratorium w negliżu — powiedział oschle Lucjusz, zasiadając na twardym stołku pod ścianą. — Zaprosiłeś mnie z niewiadomych przyczyn do Hogwartu. Zakładam, że się mnie spodziewasz i nie muszę wzywać skrzata, aby mnie oficjalnie zapowiedział.

— Twoje założenia są słuszne, choć wolałbym udzielić ci dostępu do laboratorium na własnych warunkach — powiedział Severus, sprzątając resztki rozrzuconych fragmentów korzenia waleriany.

— Jakie to przykre, że nie zawsze otrzymujemy to, czego pragniemy...

— Jeśli masz zamiar rozpocząć filozoficzną tyradę, to będę musiał cię wyprosić w trybie natychmiastowym — przerwał z sykiem. — Nie mam ani czasu, ani ochoty na twoje wyssane z palca teorie.

— Co cię gryzie? — zapytał zaniepokojony Lucjusz. — Już dawno nie widziałem cię w tak kiepskim humorze, a jest dopiero poniedziałek. Uczniowie muszą cierpieć katusze...

— Potrzebuję twoich kontaktów. — Zniecierpliwiony Severus usiadł naprzeciwko przyjaciela i wyciągnął z połów peleryny zwój pergaminu, kładąc go na stole i przysuwając w stronę oczekującej ręki Lucjusza.

— Co to jest? — Lucjusz zmarszczył brwi, rozwijając rulon i lustrując go pobieżnie. — Zaklęcia?

— Klątwa — poprawił. — A precyzując, to klątwa, która stopniowo wyniszcza układ immunologiczny.

— Widzę. Nadal nie rozumiem czego ode mnie oczekujesz.

— Według moich informacji posiadasz w skarbcu Gringotta szczegółowe zapisy klątw, które zostały stworzone przez śmierciożercow. Czarny Pan składował zwoje w skrytce Bellatriks do której tylko ty masz dostęp.

— A potrzebujesz tej wiedzy, ponieważ? — zapytał podejrzliwie Lucjusz.

— Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła. Moje motywacje nie są twoim problemem — uciął, krzyżując ramiona na piersi i piorunując drugiego czarodzieja chłodnym spojrzeniem. — Wyświadczysz mi przysługę, jeśli odnajdziesz klątwę, która powoduje objawy wyszczególnione w notatce. Będę wdzięczny, jeśli popytasz o klątwę w wątpliwym gronie starych znajomych. Na samym końcu pergaminu znajdują się te uroki, które już znam i nie ma potrzeby, abyś się nimi przejmował. Skup się na zwojach Dołohowa.

— Dołohow? — Oczy Lucjusza rozbłysły zainteresowaniem. — Co wspólnego ma z tym wszystkim ten martwy maniak?

— Jak już wspomniałem — wycedził Severus. — Szczegóły moich działań pozostawię dla siebie.

— To niesprawiedliwe, Severusie — naburmuszył się. — Jesteśmy przyjaciółmi! Każesz mi przekopać setki zwojów, a otrzymuję jedynie szczątkowe poszlaki!

— Ciesz się — prychnął. — Angażując się w poszukiwania, prawdopodobnie uratujesz życie. Poza tym, wyjdzie ci to na dobre.

— Ah, tak? — zapytał sceptycznie. — W jaki sposób mi to pomoże?

Kącik ust Severusa uniósł się w złośliwym uśmieszku.

— Spędzisz produktywnie czas, nie marnując go na pielęgnację włosów.

— Nie widzę w tym żadnych pozytywów. Pamiętaj, że rozpocząłem układ z piękną szamanką. Ona lubi moje włosy.

— Myślę, że Aclla z chęcią poświęci swoje gusta na rzecz ratowania życia. Mogę wysłać jej sowę z oficjalnym zapytaniem, aczkolwiek nie pokażesz się wówczas w dobrym świetle, Lucjuszu.

— Daruj sobie — westchnął, składając pergamin i chowając go do kieszeni ciemnoszarej peleryny wykończonej futrem. — Już palę się na myśl o produktywnym spędzaniu czasu. — Wstał i ruszył w kierunku drzwi bez pożegnania.

— Dobrze dla ciebie. Entuzjazm jest jak najbardziej wskazany — dodał Severus, nie mogąc się powstrzymać.

— Dupek — skwitował Lucjusz i trzasnął masywnymi drzwiami.


Hermiona wyciągnęła medalion spod koszuli i przyłożyła powierzchnię z wyrzeźbionym jaguarem do pasującego wyżłobienia na złotych drzwiach, znajdujących się na końcu wodnego korytarza.

Z barwnego szałasu unosił się gesty, gryzący dym. Skóra pekari powieszona na wejściu łopotała, jakby targał nią silny wiatr.

Zaniepokojona Hermiona wbiegła do szałasu i natychmiast go opuściła, kaszląc gwałtownie i przecierając podrażnione od dymu oczy.

— Herma nie wpuszcza powietrza! — wrzasnęła Aclla, wychodząc ze środka. Jej ciało zostało pokryte sadzą, a opalona twarz umazana jakimś czerwonym specyfikiem. — Co tu robi? Herma przeszkadza! Aclla musi robić wszystko od początku!

— Merlinie, kobieto — odkaszlnęła. — Powinnam odebrać ci możliwość eksperymentowania. W przeciwnym razie spalisz cały las!

— Biała dramatyzuje — prychnęła, pukając się palcem po czole. — Aclla wie co robi.

— Na pewno? — zapytała sceptycznie Hermiona, mierząc sylwetkę szamanki od góry do dołu. — Nie wyglądasz, jakbyś panowała nad sytuacją.

— Herma nie zakłada, Herma wejdzie do środka i się przekona!

— A jak mam tam wejść i nie umrzeć?

— Jest czarownica? Ma magia? — zapytała z niedowierzaniem. — To niech sama se odpowie na pytanie.

Hermiona nie dała po sobie poznać, że poczuła się jak kompletna idiotka. Machnięciem różdżki rzuciła na siebie zaklęcie Bąblogłowy i weszła za Acllą do środka, chwytając skórę pekari, która z impetem uderzyła ją w głowę, gdy szamanka nie kwapiła się by ją dla Hermiony przytrzymać.

Przeszły przez całą długość szałasu, aż do małego laboratorium, wykorzystywanym przez Acllę do tworzenia rozmaitych maści i kremów. Przez krótki czas Hermiona nie była w stanie dostrzec nic więcej, oprócz gęstego, białego dymu. Zabezpieczyła oczy przed jego działaniem machnięciem różdżki i zamrugała energicznie, aby odgonić wilgoć gromadzącą się w kanalikach łzowych. Na niskim stole, znajdującym się na samym środku pokoju zostały rozrzucone dziwne sploty sznurków z celulozy roślinnej, ozdobione kolorowymi piórami najróżniejszych ptaków tropikalnych. Palenisko zostało rozpalone w niebezpiecznie bliskiej odległości od ściany pokrytej drewnianymi dekoracjami oraz elementami zwierzęcej skóry. Fioletowe płomienie buchały ze środka, a na ruszcie paleniskowym, Aclla umieściła kilkadziesiąt małych kamieni o nieokreślonej barwie, które na skutek temperatury rozżarzyły się do czerwoności.

— Oszalałaś? — zapytała Hermiona zadowoloną z siebie czarownicę, która z dumą prezentowała swoje indiańskie wynalazki. — Dlaczego, do cholery, rozpalasz żywy ogień w środku szałasu?! Spalisz Onca, wiedźmo!

— Nie spali — oburzyła się. — Aclla upewnić się, że ogień bezpieczny!

— Bezpieczny ogień? — Hermiona zmrużyła oczy. — Słyszysz się? — zapytała z niedowierzaniem, mając przed oczyma wspomnienie z Pokoju Życzeń, gdy Vincent Crabbe błędnie założył, że zapanuje nad Szatańską Pożogą.

— Bezpieczny — skinęła głową z taką pewnością, że Hermiona zaczęła powątpiewać w swoje dotychczasowe pojęcie żywiołów. — Aclla wypala w środku, bo miejsce musieć być zabezpieczony zaklęciem. Ogień bezpieczny w środku. W lesie ogień zabić wszystko, przyjaciół z Onca też, nawet przez wodny korytarz. — Wskazała na stół. — Aclla robić talizmany! Aclla robić je dla przyjaciół! — Uśmiechnęła się radośnie, podnosząc wymyślny splot roślinnych włókien na wysokość wzroku Hermiony. — Pióra nie robić nic, ale ładnie wyglądać.

— A te sznury? Co robią? — zapytała z zainteresowaniem Hermiona, chwytając jeden z naszyjników i przyglądając się mu uważnie.

— Nic.

— Ah, to wiele wyjaśnia — parsknęła Hermiona, przymierzając naszyjnik. Tworzenie talizmanów przypominało jej wytwory Luny i nie mogła powstrzymać humoru na myśl o kolczykach w kształcie rzodkiewek. — Pomijając brak konkretnych właściwości, jest bardzo ładny.

Aclla przewróciła oczami i wskazała palcem na płonące palenisko.

— Głazy musieć działać, ale teraz nie wiadomo, bo Herma przerwała magię — powiedziała z wyrzutem.

— Tak? Do czego służą kamienie?

— Głaz księżycowy ochronić białe twarze i małe ludzie z dużymi stopami.

— Skrzaty? — zaśmiała się.

— Aclla wolić małe ludzie.

— Wiesz, że mogą się obrazić, jeśli to usłyszą?

Aclla wzruszyła obojętnie ramionami i ściągnęła kamienie księżycowe z rusztu.

— Herma nie marudzi, tylko się przygląda.

Położyła kamienie na żeliwnej płycie na środku stołu i obsypała je wilgotną ziemią, szepcząc coś pod nosem. Brązowa masa zaczęła parować, a fioletowy pył, który uniósł się nad ziemią, rozbłysł jasnym światłem i zniknął.

Aclla zerknęła kątem oka na zdumioną twarz Hermiony i machnęła ręką nad stołem, ochładzając ziemię oraz przykryte nią kamienie. Wygrzebała jeden z nich i przysunęła go bliżej do światła pochodni, aby umożliwić Hermionie dokładną ocenę jego wyglądu.

Merlinie!

Jasnofioletowy kamień mienił się różnokolorowymi drobinkami perłowego blasku. Gdy Aclla obracała powoli jego kształtem, Hermiona była w stanie dostrzec inną barwę za każdym razem, gdy światło odbijało się od jego powierzchni.

— Jest przepiękny! Nigdy nie widziałam kamienia księżycowego w całości! — pisnęła z podekscytowaniem Hermiona. — W Hogwarcie mieliśmy jedynie pył kamienia księżycowego i zdecydowanie nie mienił się w taki sposób! Skąd je wytrzasnęłaś?

— Głazy nie mieć właściwości bez pełnia księżyca i magia. Każdy o tym wie — powiedziała z niedowierzaniem Aclla i zaczęła wygrzebywać pozostałą część kamieni.

— W naszym świecie, kamienie księżycowe nie posiadają istotnych właściwości. Per se, nie wiemy wiele na ich temat...

— A szkoda — powiedziała wyniośle szamanka. — Głazy być dobre w ochrona bliskich i nie tylko... — Złośliwy uśmieszek zagościł na ustach kobiety. — Herma będzie musiała poczekać, aż Aclla nabrać ochota na historia o głazach.

Hermiona rozszerzyła oczy w panice.

— Żartujesz, prawda? Nie mogłabyś mi tego zrobić! — Widząc poszerzający się uśmiech Aclli, Hermiona zacisnęła zęby. — Jesteś najbardziej złośliwą wiedźmą, jaką znam! Nie odważysz się! Wiesz, że nie zniosę niewiedzy, skoro mam informacje w zasięgu ręki!

— Herma nauczyć się w końcu czekać i cieszyć tajemnica! Aclla zrobić łańcuszki dla kolegów i wtedy powiedzieć co wie.

Czerwona ze złości twarz Hermiony złagodniała odrobinę.

— Obiecujesz? — westchnęła z nadzieją.

Aclla skinęła głową, śmiejąc się pod nosem i posprzątała bałagan ze stołu.

— Panienko Hermiono! — Zza ścianek szałasu dobiegł piskliwy głosik Melwina.

— Idę! — krzyknęła w odpowiedzi Hermiona i pomachała Aclli na pożegnanie, kierując się do wyjścia z szałasu. — Tak? — zapytała Melwina, gdy wyłoniła się z ogarniętego dymem pomieszczenia, usuwając zaklęcie Bąblogłowy.

Melwin wyciągnął ku niej chudą rękę ze zwitkiem pergaminu zaciśniętym w pięści.

— Panicz Severus napisał do panienki! Melwin dostarczył list, tak szybko, jak to możliwe, panienko!

— Dziękuję, Melwin. Świetnie się spisałeś — powiedziała czule, przejmując pergamin od skrzata i poklepując jego plecy pieszczotliwie. — Zabierzesz mnie do mojego pokoju? Wolałabym przeczytać list w spokoju.

Melwin uśmiechnął się sympatycznie i chwycił jej rękę swoją własną, po czym aportował ich z polany do apartamentu Hermiony.

— Dziękuję — szepnęła do znikającego skrzata z wdzięcznością i opadła na poduszki, umieszone na parapecie okna wykuszowego.

Rozwinęła rulon pergaminu i zatopiła myśli w jego treści.

Najdroższa Hermiono,

mam skrytą nadzieję, że list zastanie Cię w dobrym nastroju. Pisząc te słowa, nie mogę powiedzieć tego samego o swoim własnym.

Nie powinienem wspominać o zdobytej wiedzy, tym bardziej w liście, ale czuję, że mogę Ci w pełni zaufać, a Twoja uparta natura przyczyni się do natychmiastowej chęci pomocy, której pilnie potrzebuję.

Podczas Bitwy o Hogwart, Minerwa została uderzona nieznaną nikomu z żyjących klątwą, prawdopodobnie stworzoną przez Antonina Dołohowa. Nie raczyła mnie o tym poinformować, a wszelkie metody leczenia podejmowała wyłącznie pod okiem szkolnej pielęgniarki, której imienia nie wolno wymawiać w mojej obecności.

Przez te wszystkie lata choroba postępowała łagodnie, niestety skutki klątwy nasiliły się w ostatnich tygodniach, a Minerwa powinna otrzymać fachową pomoc, której nie jestem w stanie udzielić, dopóki nie odkryję charakteru klątwy. Działanie uroku będę w stanie opóźnić eliksirami, ale do całkowitego wyleczenia skutków jest nam potrzebne przeciwzaklęcie.

Mam świadomość, że Departament Tajemnic nie wyrazi zgody na udostępnienie materiałów, dotyczących badanych przez niego zaklęć i uroków. Korzystając z mojej bliskiej znajomości z jedną z niewymownych (tak, mam na myśli Ciebie, Hermiono! Nie spotykam się z nikim innym na boku), proszę o jakąkolwiek pomoc w odnalezieniu niezarejestrowanego uroku o podanych w dołączonej notatce właściwościach i skutkach zaobserwowanych przez wspomnianą wyżej mediwiedźmę.

Z niecierpliwością czekam na odpowiedź i zaznaczam, że w przypadku postępu choroby Minerwy, liczy się każda sekunda.

Twój szczerze oddany,

Severus

PS: O postępie w moich dotychczasowych badaniach, dowiesz się na naszej wspólnej kolacji. Nie zamierzam przepuścić okazji do spotkania się z Tobą w tym tygodniu, poza tym - Minerwa przeklęłaby moje jaja, gdybym Cię wystawił na rzecz uratowania jej tyłka. Eh... wiedźmy...

Hermiona zacisnęła spazmatycznie palce na wcześniej pogniecionym pergaminie i wciągnęła haust powietrza do płuc.

Dołohow.

Parszywy skurwiel.

Koszmar dzieciństwa, powód nieprzespanych nocy.

Wstała energicznie z parapetu, chwytając w pośpiechu wiszącą na oparciu krzesła szatę.

Podbiegła do zaciemnionego kominka i wrzuciła garść proszku Fiuu, a zielone płomienie oświetliły pogrążony w przygaszonym świetle pokój.

— Atrium! — krzyknęła, a przed jej oczami zaczęły majaczyć wnętrza czarodziejskich domów, podłączonych do sieci Fiuu.